Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Na kim zemści się geografia

Istnieje coś silniejszego od praw człowieka i wolnych wyborów: góry, rzeki, morza. Oraz wyrastające z nich kulturowe i etniczne uwarunkowania – twierdzi Kaplan
Wesprzyj NK

Istnieje coś silniejszego od praw człowieka i wolnych wyborów: góry, rzeki, morza, pustynie. Oraz wyrastające z nich kulturowe i etniczne uwarunkowania – twierdzi Robert Kaplan.

„Ci, którzy zapominają o geografii, nigdy nie zdołają jej pokonać” – tak można podsumować książkę Roberta D. Kaplana „The Revenge of Geography: What the Map Tells Us About Coming Conflicts and the Battle Against Fate” (Zemsta geografii: Co nam mówi mapa o nadchodzących konfliktach i walce z losem). Według głównego analityka geopolitycznego agencji Stratfor świat – wbrew obowiązującym dziś przekonaniom – nie jest globalną wioską, a położenie na mapie nadal jest kluczem do polityki.

U podstaw argumentacji Kaplana leży rozczarowanie interwencjonizmem lat 90. ubiegłego wieku. Ostatnia dekada XX stulecia była jego zdaniem epoką idealistów. Proklamowany przez Francisa Fukuyamę „Koniec historii” po upadku komunizmu w 1989 r. doprowadził do tego, że intelektualiści zaczęli wierzyć, iż „zniszczenie jednej utworzonej przez człowieka bariery w Niemczech oznacza, że można przezwyciężyć wszystkie podziały na świecie”. Zwycięstwo Zachodu było dla nich tożsame ze zwycięstwem „zachodniej idei”, czyli demokracji liberalnej. Prawa człowieka, wolny rynek, nauka i technologia poprzez humanitarne interwencje miały uczynić świat wolnym od konfliktów. Nie było niczego – takie panowało wówczas przekonanie – co można by przeciwstawić liberalizmowi, bo marksizm „ostatecznie umarł”.

Jednak historia się nie skończyła, czego dowodem jest choćby atak na World Trade Center w Nowym Jorku w 2001 r., który otworzył nowy front wojenny, tym razem z islamskim terrorem. Inny kontrprzykład to imponujący rozkwit takich państw jak Chiny, w których próżno szukać choćby namiastki liberalnej demokracji. Czy powracające wielkomocarstwowe ambicje Rosji.

Od Bośni do Bagdadu

To, że wiara w dominację zachodnich wartości tak długo się utrzymała i po części wciąż się utrzymuje, było pokłosiem – wskazuje Kaplan – interwencji NATO w dawnej Jugosławii. Naloty prowadzone z powietrza ugruntowały Zachód w przekonaniu, że każdego tyrana można pokonać.

Pamiętam, jak podczas interwencji w Bośni, kiedy jeszcze nie znany był jej wynik, już toczyły się dyskusje na temat przyszłego kształtu jej – oczywiście wybranych w wolnych wyborach – władz. „To zaprowadziło nas prosto do Bagdadu. Byłem pod wrażeniem amerykańskiej siły militarnej na Bałkanach, a ponieważ Saddam Husajn wydawał się o wiele gorszym dyktatorem niż Slobodan Milošević, popierałem jego usunięcie z całych sił” – przyznaje Kaplan. Ci, którzy nawoływali do większego realizmu, tak jak Henry Kissinger, wskazując na podziały etniczne, kulturowe i religijne, na znaczenie tradycji i historii w Iraku, byli wtedy nazywani „fatalistami”.

Powrót do rzeczywistości był bolesny. Interwencja w Iraku nie przyniosła spodziewanych efektów. Kraj pogrążył się w sekciarskiej wojnie. Dyktaturę zastąpił chaos. Geografia zemściła się na tych, którzy tak usilnie próbowali ją zignorować. W Iraku, a potem w Afganistanie naloty okazały się niewystarczające i amerykańskie wojska lądowe zderzyły się z górami i dolinami, które pokazały im granice ich możliwości.

Ta porażka amerykańskiego interwencjonizmu stanowiła odwrót w myśleniu Kaplana. I jest jego koronnym argumentem za powrotem do realizmu w polityce. „Interwencja w Iraku była naznaczona pogardą dla geografii, podziałów etnicznych i historycznych doświadczeń. To one jednak w końcu pokonały moralne zasady zachodnich demokracji” – przekonuje.

Wiara, że uniwersalne wartości przezwyciężą wszystko, wciąż pokutuje, co świetnie obrazuje powszechny na Zachodzie lament nad wynikami „arabskiej wiosny”. W żadnym z krajów nią ogarniętych nie zatriumfowały wartości liberalno-demokratyczne. Wręcz przeciwnie. W Libii uwarunkowania geograficzne (gęsto zasiedlone wybrzeże rozdzielone od reszty skupisk ludzkich szerokimi pasmami pustyni, opanowanymi przez lokalnych watażków) spowodowały, że dwa lata po śmierci Muammara Kaddafiego panują tam chaos i bezprawie. Przejściowe władze nie są w stanie stworzyć skutecznej władzy centralnej.

Istnieje bowiem coś silniejszego od praw człowieka i wolnych wyborów: góry, rzeki, morza, pustynie. Oraz wyrastające z nich kulturowe i etniczne uwarunkowania.

Kaplan twierdzi, że globalizacja jeszcze bardziej pogłębiła światowe podziały. Podczas gdy Zachód widzi siebie jako kosmopolityczną wielokulturową strefę, peryferia coraz bardziej pogrążają się w partykularyzmie. Podziały, które trapią pogrążoną w wojnie domowej Syrię, są tak złożone, że nawet znawcy tematu się w nich gubią.

Geografia podziałów

A granice, zarówno te naturalne, jak i te sztuczne – argumentuje Kaplan – mają i będą mieć decydujący wpływ na geopolitykę. Dlatego mapa powinna być jej podstawowym narzędziem. Sztuczne granice, te niebiorące pod uwagę uwarunkowań geograficznych, nie mają jego zdaniem szans na przetrwanie. Podpada pod tę kategorię granica oddzielająca Meksyk od USA, podobnie jak linia oddzielająca od siebie Koreę Płn. i Płd. czy Pakistan i Afganistan.

Wszystkie one – twierdzi Kaplan – będą musiały kiedyś zniknąć, co pociągnie za sobą poważne skutki. Zaś naturalne granice: góry, morza, rzeki, pustynie – będą dalej dzielić bez względu na polityczną wolę ich pokonania.

W oparciu o teorię Heartlandu klasyka geopolityki Halforda J. Mackindera stwierdza Kaplan, że „ci, którzy próbują żyć w harmonii ze środowiskiem, zwyciężają nad tymi, którzy się z nim zmagają”. Warto w tym miejscu przybliżyć nieco idee słynnego brytyjskiego geografa, są one bowiem kluczowe dla wywodów Kaplana.

Kontynentalne masy Eurazji nazwał Mackinder „sercem świata” (Heartland) – to gigantyczna naturalna forteca o olbrzymich zasobach surowcowych, dająca możliwość ekspansji we wszystkich kierunkach. Opanowanie Heartlandu daje temu, kto zdoła tego dokonać, geopolityczną pozycję do dominacji nad światem (nazywanym „Wyspą-Światem”). Kluczową rolę odgrywała dla Mackindera Europa Wschodnia będąca „bramą do Serca Świata”. „Ktokolwiek opanuje wschodnią Europę, opanuje Heartland, a ktokolwiek opanuje Heartland, opanuje Wyspę- Świat, a tym samym cały świat” – pisał.

Granice, zarówno te naturalne, jak i te sztuczne – argumentuje Kaplan – mają i będą mieć decydujący wpływ na geopolitykę. Dlatego mapa powinna być jej podstawowym narzędziem

Dlatego autor „Geograficznej osi historii” marzył o powstaniu niezależnych państw od Estonii do Bułgarii, które utworzyłyby strefę buforową, ograniczającą imperialne ambicje Rosji i Niemiec.

Zdaniem Kaplana to, że Rosja, o wiele mniejsza dziś niż w epoce sowieckiej, usiłuje scalić obecnie Heartland – Białoruś, Ukrainę, Kaukaz i Azję Centralną, stanowi koronny argument za słusznością tez Mackindera, często krytykowanych jako zbyt deterministyczne.

Równoważąca siła

W oparciu o nie Kaplan prognozuje przyszłość świata. Wieszczy dalszy wzrost chińskiej potęgi, która jednak jego zdaniem nie rozwinie się w pełni i nie będzie stanowiła poważnego zagrożenia dla USA. Rozpatruje też geopolityczne dylematy Indii. Jego zdaniem amerykański polityczny establishment nie rozumie tego kraju, będącego jednym z kluczowych państw ościennych Heartlandu. Wyposażonym w wyjątkowo słabe granice, kontestowane przez inne państwa, jak choćby Pakistan. To położenie geograficzne utrudnia im wyjście poza rolę regionalnego mocarstwa.

Kaplan prognozuje, że Morze Śródziemne znów stanie się łącznikiem między Europą a północną Afryką, zaś Europa mimo ponurych obecnie perspektyw pozostanie „decydującą postprzemysłową siłą”. Ameryka zaś może popaść w poważne tarapaty wraz z potencjalną… dezintegracją Meksyku.

Co ciekawe, Kaplan rozważa możliwość zamiany ról między szyickim Iranem a sunnicką Arabią Saudyjską, to znaczy, sygnalizuje, że pierwszy kraj może stać się proamerykański, a drugi odwrócić się do Waszyngtonu plecami. Biorąc pod uwagę, że „Zemsta geografii” ukazała się w 2012 r., są to słowa wręcz profetyczne. Niedawno Saudowie odrzucili propozycję objęcia miejsca niestałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, sygnalizując, że „muszą przemyśleć swój sojusz z Waszyngtonem”. A w ostatnich dniach doszło do ocieplenia relacji Ameryki z Iranem.

„Zemsta geografii” bez wątpienia jest skierowana do amerykańskich elit. To apel o powrót do myślenia klasycznie geopolitycznego i do polityki siły. Oraz do wyciągania wniosków z błędów popełnionych w Somalii, Iraku czy Afganistanie. Stany Zjednoczone powinny – zdaniem Kaplana – pozostać wielką równoważącą siłą w Eurazji i „jednoczącą siłą w Ameryce Północnej”. To zaś nie wyklucza także zbrojnych interwencji, z tym zastrzeżeniem, że powinny być one „bardziej przemyślane”.

Wesprzyj NK
Aleksandra Rybińska
Stały współpracownik Nowej Konfederacji, publicystka wPolityce.pl, członek zarządu Fundacji Macieja Rybińskiego. Urodzona w epoce późnego Gierka, zmuszona do emigracji za Jaruzelskiego, dorastała za Kohla w Niemczech i Thatcher w Wielkiej Brytanii. Zanim los zaprowadził ją nad Sekwanę, za pierwszej kadencji Chiraca. Wróciła nad Wisłę za rządów Jarosława Kaczyńskiego. Ukończyła studia magisterskie z zakresu polityki unijnej i prawa unijnego na Narodowym Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (Sciences-Po). Pracowała m.in. w niemieckim „Welt am Sonntag”, „Der Tagesspiegel”, a także w „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”. Interesuje się wszystkim, co polityczne, w Polsce i za jej granicami. Oraz ekonomią, kulturą i historią. Wciąż czeka na drugą Irlandię i rozpad strefy euro. W międzyczasie żyje sobie spokojnie i biega z psem po lesie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo