Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Gra w cyfrowy detoks. Jak bronić się przed technologicznym zniewoleniem

Trudno nam skupić myśli. Kiedy jesteśmy zestresowani czy przygnębieni, sięgamy do wirtualnego świata. Pozwalamy, by rządziły nami interesy koncernów cyfrowych. A jednak w grze z gigantami Big Tech nie jesteśmy bez szans
Wesprzyj NK

Naukowcy o mózgu wiedzą coraz więcej i chętnie się tą wiedzą dzielą, zwłaszcza że świetnie się ona sprzedaje. Książki o mózgu rozchodzą się w ostatnich latach jak świeże bułeczki. Znajdziemy takie niemal w każdym większym wydawnictwie. Podcasty Andrew Hubermana biją rekordy popularności, mają też swoje lokalne odpowiedniki. Chcemy lepiej rozumieć, jak działa nasze centrum dowodzenia, bo marzy nam się pełna kontrola nad wszystkim, co się w nas dzieje. Tymczasem, szczególnie dzięki technologiom cyfrowym, kontrolujemy się w coraz mniejszym stopniu. Pozwalamy, żeby naszym życiem rządziły interesy wielkich koncernów cyfrowych. Na sznurku, do którego udało się nas uwiązać, chodzimy już nie tylko my, ale też nasze dzieci, które patrzą i uczą się życia od nas – wiecznie zapatrzonych w ekrany; nasi niby-niecyfrowi rodzice, tak podatni na manipulacje w internecie i powtarzający kłamstwa i propagandę wyczytane w krzykliwych leadach; nawet nasi dziadkowie, którzy pragnąc jedynie kontaktu z rodziną, mają smartfony i ciągle wikłają się w jakieś oszustwa i wyłudzenia. 

Jak działa układ nagrody 

Jasne – pracownicy gigantów technologicznych zgłębili wiedzę o tym, jak manipulować naszymi mózgami w znacznie większym stopniu niż my sami – ale nie jesteśmy przecież bez szans. To, co już wiemy, możemy wykorzystać w samoobronie. Od wyników tej walki o kontrolę nad samym sobą wiele zależy. Człowiek wolny to człowiek zdolny do wpływania na rzeczywistość, zdolny do przeciwstawienia się złu. Człowiek zniewolony to tylko maszynka do napędzania małych zębatych kółek, które dają siłę najsilniejszym.  

A co wiemy? 

Wiemy, jak działa układ nagrody (zbiór struktur mózgowych związanych z motywacją i kontrolą zachowania) i jak łatwo nim manipulować za pomocą specjalnie zaprogramowanych algorytmów sieci społecznościowych, gier komputerowych czy targetowanych reklam. To właśnie układ nagrody, będąc jednocześnie motorem napędowym naszego rozwoju, często staje się współwinny uzależnieniom. A specjaliści od modelowania algorytmów są niestety prawdziwymi mistrzami warunkowania naszych zachowań przez tworzenie nałogów.  

W skrócie: nasz mózg zachęca nas do robienia rzeczy, które pomagają nam przetrwać i sprawiają nam przyjemność. W warunkach pierwotnych to wszystko miało sens. Kiedy nasi przodkowie widzieli zwierzynę, czuli się zmotywowani, żeby ją upolować, kiedy widzieli owoce na drzewie, otrzymywali dawkę motywacji, żeby po nie sięgnąć. Współcześnie mechanizm podążania za nagrodą działa oczywiście dokładnie tak jak u naszych przodków – kiedy widzimy powiadomienie na Facebooku (albo myślimy, że być może tam na nas czeka) dążymy do tego, żeby je zobaczyć. O ile dawniej nagrodę otrzymywaliśmy raz na jakiś czas i musieliśmy faktycznie dokonać jakiegoś wysiłku, żeby np. zjeść smaczny i pożywny posiłek, o tyle teraz setki przyjemności mamy na wyciągnięcie ręki. Odcinek serialu – strzał dopaminy, kubek lodów – strzał dopaminy, w tym samym czasie lajki na Instagramie – strzały dopaminy. I tak cała przyjemność ulega inflacji. Po pierwsze uzależniamy się od niej, a po drugie – potrzebujemy jej coraz więcej, żeby w ogóle coś poczuć. W skrajnych przypadkach nie odczuwamy zupełnie nic w związku z otaczającym nas światem, a wystarczających strzałów dopaminowych dostarcza nam tylko kompulsywne produkowanie treści, skrolowanie sieci społecznościowych w oczekiwaniu na polubienia czy pogrążenie się w rzeczywistości gry komputerowej, skonstruowanej tak, żeby dostarczać nam coraz więcej i więcej dopaminy.  

Cyfrowy detoks zapewnia nie tylko oczyszczenie głowy z szumu informacyjnego i wrażenie, że nagle na wszystko mamy czas – ale też satysfakcję z kolejnych godzin i dni bez smartfona, komputera czy tabletu 

Wiemy, że korzystając z „darmowych” aplikacji, w tym sklepów internetowych i sieci społecznościowych, udostępniamy w zamian nieskończoną ilość danych pomagających jeszcze lepiej profilować odbiorców (w tym oczywiście nas samych), jeszcze skuteczniej zatrzymywać nas w internecie, na danym portalu, zachęcać do kupienia kolejnych, niekoniecznie niezbędnych nam produktów.  

Wielka gra przeciw cyfrowym gigantom 

Wiemy, że przez zaprzestanie korzystania z wielu aplikacji moglibyśmy ograniczyć dostarczanie ich właścicielom naszych danych, ale nie robimy tego, bo wyżej cenimy wygodę niż swoją prywatność. Moglibyśmy przestać pogrążać się w nałogach, tracić mniej czasu i pieniędzy, ale nie robimy tego, bo mniej obchodzą nas skutki naszych działań niż dostarczanie sobie chwilowych przyjemnych doznań. Jedną ze znaczących cech nałogu jest fakt świadomego akceptowania jego negatywnych konsekwencji. Z badań przeprowadzonych na szczurach, ale też ze zwykłej obserwacji osób uzależnionych wiemy, że potrzeba otrzymania zastrzyku dopaminy jest silniejsza niż obawa przed konsekwencjami, a nawet bólem. Zwierzątka wiedzą, że jeśli sięgną po środek uzależniający, zostaną porażone prądem – a mimo wszystko to robią. A my – wiedząc, że korzystanie z szeregu aplikacji wiąże się z przekazywaniem danych, stratą czasu, stratą pieniędzy, pogrążaniem się w nałogu – i tak to robimy.  

Wiemy, jak działa układ nagrody (zbiór struktur mózgowych związanych z motywacją i kontrolą zachowania) i jak łatwo nim manipulować za pomocą specjalnie zaprogramowanych algorytmów sieci społecznościowych, gier komputerowych czy targetowanych reklam 

Wiemy, że możemy wiedzę cyfrowych mistrzów warunkowania wykorzystać „przeciwko nim”, a raczej dla własnej korzyści. Dlaczego by dla odmiany nie wziąć udziału w innej grze? Słowem – dlaczego nie zrobić użytku z założeń gamifikacji dla wzmacniania zachowań pożądanych przez nas, a nie przez cyfrowych gigantów? Uwaga, za chwilę pojawi się zabawnie brzmiąca nawałnica angielskich pojęć zaczerpniętych od cyfrowych architektów. Twórcy gier komputerowych rozpracowali bowiem to wszystko dawno temu. Dali nam tzw. „sense of epic purpose”, czyli poczucie, że jesteśmy zaangażowani w coś wspaniałego i ważnego. Nie jest to łatwe, ale prawdziwym życiu też można taki epicki cel sobie wyznaczyć. A później można do niego dążyć, oczywiście skracając „feedback loop” (czyli pętlę informacji zwrotnej – oznacza to, że nasze wysiłki są w jakiś sposób, i to często, weryfikowane) i dając sobie „sense of progress” (poczucie, że cały czas się poprawiamy i realizacja naszych założeń idzie nam coraz lepiej) poprzez strategię „baby steps” (polegającą na wyznaczaniu sobie małych celów, których realizacja daje nam satysfakcję i, oczywiście, strzały dopaminy). Brzmi jak banał i jest banałem, ale nie jest to banalne w realizacji. Każdy musi bowiem włożyć we wdrożenie tych wskazówek sporo energii i znaleźć sposób, który na niego zadziała. 

Tresować – zamiast być tresowanym 

Od czego zacząć? Najlepiej od cyfrowego detoksu, który sam w sobie jest ciekawym wyzwaniem. Zapewnia nie tylko oczyszczenie głowy z szumu informacyjnego i wrażenie, że nagle na wszystko mamy czas – ale też satysfakcję z kolejnych godzin i dni bez smartfona, komputera czy tabletu. Czas cyfrowego detoksu, na przykład jedno- lub dwutygodniowego, możemy poświęcić na zaplanowanie strategii programowania pożądanych przez siebie nawyków i zachowań. Jaki cel sobie wyznaczymy? Jak będziemy sprawdzać jego realizację? Jakie nagrody przyznamy sobie za skreślanie kolejnych punktów z listy zadań?  

Odcinek serialu – strzał dopaminy, kubek lodów – strzał dopaminy, w tym samym czasie lajki na Instagramie – strzały dopaminy. I tak cała przyjemność ulega inflacji 

To oczywiście behawioralna tresura i nie każdemu może się podobać zastosowanie jej na samym sobie, ale uświadomienie sobie, że i tak jej ulegamy, tylko to nie my pociągamy za sznurki, pomaga w podjęciu decyzji, że wolimy tresować się sami niż być tresowani.  

I co? Przeczytali Państwo, pokiwali głowami i uznali, że jasne – ale Państwa to nie dotyczy, bo przecież co do zasady sami Państwo decydują, co i kiedy robią, a smartfona mają cały czas przy sobie, bo tego wymaga Państwa praca/sytuacja rodzinna? A ten cień niepokoju, który czai się gdzieś z tyłu głowy zawsze, kiedy nie możecie sięgnąć po telefon i sprawdzić, co się dzieje, to tylko taki malutki cień i nie trzeba się nim przejmować? A te problemy ze skupieniem myśli i to, że kiedy czują się Państwo zestresowani czy przygnębieni, sięgają Państwo do wirtualnego świata – to tylko wynik przemęczenia? A te wszystkie paczki, które cały czas przynoszą do Państwa kurierzy, pełne są rzeczy Państwu niezbędnych? Może i tak. A może powierzyli Państwo znaczną część kontroli nad własnym życiem wielkim graczom, których interesów nawet nie jesteście w stanie w pełni zrozumieć. 

 

Wesprzyj NK
Członek zespołu Nowej Konfederacji. Zawodowo zajmuje się public relations, public affairs, media relations, fundraisingiem i koordynacją projektów. Pracowała dla agencji PR, polityków, organizacji pozarządowych i szkół językowych. Ukończyła filologię polską i nauczanie języka angielskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Kilkukrotna medalistka Mistrzostw Polski w lekkiej atletyce.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

2 odpowiedzi na “Gra w cyfrowy detoks. Jak bronić się przed technologicznym zniewoleniem”

  1. RBuzz pisze:

    Sporym zwycięstwem jest już sama świadomość tego, jakich brudnych chwytów używają cyfrowi giganci, bo można się przed nimi skutecznie bronić (polecam rozwiązania z humanetech). Z czasem ewoluujemy jako ludzkość – bardzo obawiałem się o dzieci, że przecież je to wessie całkiem, tymczasem wytworzyły sobie całkiem sprawne mechanizmy obronne (typowe gry nie są ich w stanie tak wciągnąć, jak mnie w ich wieku). Jest nadzieja.

  2. Paweł Kopeć pisze:

    Zwyczajnie i po prostu, wywalić na śmietnik; więcej luzu, dystansu wobec świata, ludzi, rzeczywistości i… nie płacić na to… „życie jest piękne„!
    Choć „sport to degeneracja„, za: „Pożegnanie jesieni„/powieść/, SI Witkiewicz.
    I PZPN…
    Więc lepiej to też nie…

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo