Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Geozdrowie, czyli globalna anarchia. Co łączy wyścig szczepionkowy z kosmicznym wyścigiem zbrojeń?

Globalne zdrowie i medycyna podlegają tym samym mechanizmom, co anarchiczne w swym charakterze stosunki międzynarodowe. Tak samo są częścią realnej polityki mocarstw
Wesprzyj NK

Tekst jest początkiem nowego cyklu o zdrowiu, geopolityce i nauce >>>>„Klinika NK”<<< Stanisława Maksymowicza. Nowe odcinki co tydzień we wtorek. Zapraszamy!

Zdrowie i choroba dawno przestały być domeną samej medycyny. Opisują bowiem skomplikowane powiązania między krajami, odsłaniają relacje władzy, decydują o znaczeniu i upadku mocarstw. Szczepionka w czasie pandemii była tym samym, co systemy obrony przeciwrakietowej w warunkach konwencjonalnej wojny. A prymat w jej wytworzeniu jak kalka odbił strukturę współczesnego systemu światowego. Ale czy zdrowie jest celem geopolityki, czy jedynie jej narzędziem?

Kto umrze, kto przeżyje

„Medycyna jest nauką społeczną, a polityka to nic innego jak medycyna na dużą skalę”. To z pozoru kontrowersyjne zdanie wypowiedział przeszło sto lat temu Rudolf Virchow, niemiecki lekarz ze słynnej kliniki Charité, związany z Królewskim Uniwersytetem w Berlinie.

Efektem ekspedycji był głośny raport Virchowa, w którym wskazuje ówczesnym władzom, że śmierci nawet 10 proc. ludności można było zapobiec. Ale nikt nie był tym zainteresowany

Jest rok 1848, na Górnym Śląsku szaleje epidemia duru plamistego. Na miejsce jedzie młody patolog. Zadanie: zbadać zwłoki ofiar epidemii i zaproponować, jak jej przeciwdziałać. Oczom Virchowa ukazuje się jednak nie tylko fizyczne cierpienie. Zaczyna on dostrzegać podziały społeczne i polityczne, które w istocie decydują o tym, kto zachoruje i umrze. Bo choć ówczesne Prusy miały wysoki poziom życia jak na tamte czasy, to jednak były też areną głębokich podziałów na regiony bogate i zurbanizowane oraz biedne, będące peryferiami królestwa. Śląsk mimo wysokiego poziomu urbanizacji był także pełen kontrastów, z bogatym zachodem wraz z Wrocławiem, oraz agrarnym wschodem, pełnym biedoty, na którym postępował intensywny proces uprzemysłowienia. Ale epidemia, co zaskoczyło władze, wybuchła niedaleko Wrocławia. Dlatego wysłano ekspedycję, która miała zbadać ten problem.

I zbadała. Jej efektem był głośny raport Virchowa, w którym wskazuje ówczesnym władzom, że śmierci nawet 10 proc. ludności można było zapobiec. Ale nikt nie był tym zainteresowany. Bo oznaczałoby to wyzbycie się taniej, pozbawionej perspektyw siły roboczej.

W powietrzu zawisło pytanie: jaki jest sens leczenia jednostek, skoro to cały system społeczny wymaga uleczenia? Brak edukacji, higieny i perspektyw były bowiem przyczyną epidemii – udowadniał Virchow, wpisując się w rewolucyjnego ducha czasów.

Jak pisał: „Medycyna jako nauka społeczna, jako nauka o człowieku, ma obowiązek wskazywać problemy i próbować ich teoretycznego rozwiązania. Polityk, praktyczny antropolog, musi znaleźć środki na ich rzeczywiste rozwiązanie (…). Nauka sama w sobie zwykle nie znaczy nic więcej niż nauka dla dobra ludzi, którzy do niego dążą. Wiedza, która nie jest w stanie wspierać działania, nie jest prawdziwa – i jak niepewne jest działanie bez zrozumienia (…). Jeśli medycyna ma wypełnić swoje wielkie zadanie, musi wejść w życie polityczne i społeczne (…). Lekarze są naturalnymi prawnikami ubogich, a problemy społeczne powinny być w dużej mierze rozwiązane przez nich”.

Dyskusja o różnych możliwych epidemiach i ich wpływie na stosunki międzynarodowe (malarii, SARS itp.) została włączona do agendy Rady Bezpieczeństwa. Z marnym skutkiem, jak wiemy dziś

I tak zrozumiałe nagle staje się zdanie o medycynie jako nauce społecznej. Jako patolog Virchow widział ofiary chorób i ubóstwa. I wiedział, że lekarz nie będzie w stanie im pomóc na szeroką skalę. Medycyna i polityka uwikłane są bowiem w relacje władzy oraz nierówności społeczne. Dlatego to właśnie polityka jest medycyną na szeroką skalę, bo z wykorzystaniem polityki można leczyć szerzej i skuteczniej. A dziś widzimy, że zdrowie wymaga spojrzenia nawet szerszego, wykraczającego poza lokalną politykę na rzecz zdrowia globalnego. Na rzecz geopolityki i geozdrowia. Ale czy tak pojmowane zdrowie publiczne jest w ogóle możliwe w anarchicznym systemie międzynarodowym?

Droga zdrowia z niskiej polityki

Można postawić tezę, parafrazując nieco Virchowa, że jeśli polityka to medycyna na szeroką skalę, to także geopolityka będzie medycyną, ale w skali globalnej. Bo tak jak działania polityków na poziomie lokalnym wpływają na zdrowie poszczególnych obywateli, na przykład poprzez zwiększony dostęp do wybranych świadczeń, tak działania całych rządów i międzynarodowych instytucji wpływają na zdrowie szerokiej populacji. Na przykład poprzez wyhamowanie degradacji środowiska, prowadzącej do głodu, czy przez działania humanitarne na terenach objętych epidemiami i biedą. Zainteresowanie zdrowiem na poziomie globalnym staje się więc elementem polityki międzynarodowej. Ale jak istotnym?

David Fiedler na początku tego stulecia w artykule „Health as Foreign Policy: Between Principle and Power” uznał, że ostatnie dekady to czas rewolucji politycznej w zdrowiu, szczególnie w kontekście relacji między państwami. Swoją tezę opiera na rozróżnieniu „wysokiej” i „niskiej” polityki międzynarodowej. W zakresie „wysokiej polityki” mieszczą się kwestie wojny i pokoju, rywalizacji o władzę, bezpieczeństwo narodowe i – jak pisze – walka o przetrwanie w anarchii. „Niska polityka” dotyczy natomiast współpracy międzynarodowej w kwestiach gospodarczych, środowiskowych i społecznych. Ale nawet w ramach tej „niskiej polityki” kwestie zdrowotne były zwykle pomijane jako „naprawdę niskie”.

W czasie pandemii COVID-19 zdrowie stało się elementem „polityki wysokiej”

Przyczyną tego było przekonanie, że międzynarodowe działania zdrowotne dotyczą przede wszystkim kwestii technicznych lub związanych z pomocą humanitarną. W mniejszym stopniu mają więc charakter polityczny. Jakże błędne było to przekonanie! Stało się ono bronią obosieczną. Pozornie niepolityczny status zdrowia jest bowiem tym, co nadało mu władzę polityczną. Zdrowie natomiast zaczęło przesuwać się z poziomu „naprawdę niskiej polityki” w górę. W czasie pandemii COVID-19 – o czym oczywiście Fiedler jeszcze nie wiedział – stało się elementem polityki wysokiej. Ale zanim doszło do niespotykanego na tę skalę kryzysu zdrowotnego i humanitarnego, na globalnej scenie doszło do przewrotu: międzynarodowa współpraca w zakresie rozwiązywania technicznych i apolitycznych problemów zdrowia doprowadziła do zmiany jej charakteru z walki o władzę suwerennych krajów do współpracy w celu zapewnienia dobrobytu („human welfare”). Zdrowie stało się więc celem samo w sobie, nie tylko środkiem, konkluduje Fiedler.

Oczywiście brzmi to niezwykle utopijnie i bardzo podejrzanie. Szczególnie mając na uwadze anarchiczny charakter stosunków międzynarodowych i kapitulację a nawet blamaż instytucji międzynarodowych w czasie ostatnich poważnych kryzysów: zarówno WHO w czasie pandemii jak i ONZ w czasie wojny w Ukrainie. Dlatego może warto, byśmy na chwilę odeszli od ocennego charakteru tych działań i przestali mówić o jakimś większym dobru czy dobrobycie, a skupmy się po prostu na procesie przechodzenia problematyki zdrowotnej w górę hierarchii międzynarodowej polityki. Fiedler przytacza szereg argumentów za tym procesem. Pierwszym ma być odpowiedź na zagrożenie bioterroryzmem czy terroryzmem w ogóle, szczególnie mogącym wykorzystać broń masowego rażenia. Zagrożenie to doprowadziło państwa narodowe do wprowadzenia zdrowia publicznego do obszaru bezpieczeństwa narodowego i wzrostu finansowania bioobrony. Drugim dowodem ma być globalna walka z HIV/AIDS, postrzeganymi jako zagrożenie dla całego świata, dyskutowane w 2000 roku na posiedzeniach Rady Bezpieczeństwa ONZ. W końcu zresztą dyskusja o różnych możliwych epidemiach i ich wpływie na stosunki międzynarodowe (malarii, SARS itp.) została włączona do agendy Rady Bezpieczeństwa. Z marnym skutkiem, jak wiemy dziś…

Jeśli instytucje międzynarodowe zaczynają interesować się zdrowiem, to mają w tym interes najczęściej daleki od zapewnienia komuś zdrowia

Chyba najmocniejszym argumentem jest ten związany z handlem międzynarodowym. W szczególności dotyczy on wzrostu statusu i wpływów wielkich korporacji farmaceutycznych z budżetami na poziomie małych państw, dysponującymi żelaznymi patentami na leki, które nie są dostępne w krajach rozwijających się. Na to nakłada się globalny handel żywnością, związany z problemem głodu, liberalizacja handlu usługami zdrowotnymi i wpływ urynkowienia na dostęp do opieki zdrowotnej czy wreszcie wpływ epidemii na zakłócenie płynności globalnej produkcji i dystrybucji. Wszystkie te kwestie, podejmowane w pierwszej dekadzie XXI wieku, wraz z pandemią COVID-19 okazały się samospełniającym proroctwem i wszystkie naraz uderzyły w stosunki międzynarodowe.

Geopolityka – medycyna na szeroką skalę a może anarchia?

Wprowadzenie zdrowia do „wysokiej polityki” miało i ma jednak moim zdaniem charakter czysto instrumentalny. Przykładem jest choćby nagłe wymazanie problemu pandemii po ataku Rosji na Ukrainę pod koniec lutego 2022 roku. Nawet wielki lockdown w Chinach na przełomie marca i kwietnia 2022 roku, w tym całkowite zamknięcie wielomilionowego portowego miasta Szanghaj na kilka tygodni, nie spowodował jakiegoś większego zainteresowania zdrowiem globalnym jako takim. Raczej patrzymy na tę sytuację w kontekście spadających cen ropy i ewentualnych zaburzeń w handlu.

Trudno więc jednoznacznie orzec, czy zdrowie faktycznie stało się ważną częścią geopolityki. Raczej pewne elementy związane z wpływem zdrowia na funkcjonowanie innych polityk, doprowadziły do wzmożonego zainteresowania tą kwestią. W związku z tym np. powołano do życia studia z zakresu geozdrowia (geohealth), skupione na analizach epidemiologicznych, klimatycznych i politycznych w zakresie ich wpływu na populację. Ale w niewielkim stopniu chodzi tu – jak pisał Fiedler – o wzmożone zainteresowanie dobrostanem ludzkim. Przynajmniej w kwestii polityki. Bo na poziomie dyskursywnym naukowcy zdają się być zainteresowani samym zdrowiem. Pytanie, kto i dlaczego finansuje te badania, zostawmy na inną okazję.

Porównanie wyścigu szczepionkowego na COVID-19 do zimnowojennego wyścigu kosmicznego nie było bezzasadne

Niewątpliwie jednak medycyna jest silnie i dwustronnie powiązana z polityką na każdym poziomie. I choć utopijna wizja Virchowa zakładała wykorzystanie polityki jako narzędzia wpływu na zdrowie szerszej populacji, to już trudno uznać, żeby geopolityka mogła udźwignąć ten ciężar na poziomie globalnym. Wszak tu jest przede wszystkim realna polityka. Nie miejmy złudzeń, parafrazując jednego z (nie)popularnych klasyków geopolityki. Jeśli instytucje międzynarodowe zaczynają interesować się zdrowiem, to mają w tym interes najczęściej daleki od zapewnienia komuś zdrowia. Przykładem są wysiłki rządu Stanów Zjednoczonych na rzecz nadzoru nad chorobami zakaźnymi, których celem jest zwiększenie bezpieczeństwa krajowego i międzynarodowego w walce z bioterroryzmem, a nie poprawa stanu zdrowia na świecie. Oczywiście efekty takiego działania wpłyną pozytywnie na zdrowie w poszczególnych krajach, ale nie jest to ich celem. Zdrowie jest więc tu tylko narzędziem polityki międzynarodowej. Są też oczywiście inne paradygmaty związane ze zdrowiem i polityką, na przykład promowane przez WHO podejście do polityki, której celem jest poprawa zdrowia jako takiego, a nie osiągnięcie innych punktów międzynarodowej agendy. Choć i tutaj granica między polityką a zdrowiem nie jest wyraźna. Preambuła do Konstytucji Światowej Organizacji Zdrowia głosi, że „zdrowie wszystkich ludów jest podstawą do osiągnięcia pokoju i bezpieczeństwa, a zależne jest od najpełniejszej współpracy jednostek i państw; osiągnięcia każdego państwa w popieraniu i ochronie zdrowia przedstawiają wartość dla wszystkich”. Ale znów, czy głównym celem walki z pandemią było faktycznie zdrowie obywateli, czy raczej utrzymanie funkcjonowania systemu i osiągnięcie zwycięstwa w kolejnej wojnie – tym razem z niewidzialnym wrogiem? Porównanie wyścigu szczepionkowego na COVID-19 do zimnowojennego wyścigu kosmicznego nie było bezzasadne.

Jeśli więc istnieją globalne zdrowie i medycyna, to podlegają one tym samym mechanizmom, co anarchiczne w swym charakterze stosunki międzynarodowe. I tak samo są częścią realnej polityki mocarstw.

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, ekspert ds. zdrowia, adiunkt w Collegium Medicum UWM w Olsztynie, doktor socjologii, członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego i Polskiego Towarzystwa Komunikacji Medycznej, wykładowca socjologii zdrowia i medycyny dla studentów kierunków medycznych. W swojej pracy naukowej podejmuje problemy komunikacji medycznej, technologii medycznych, jakości życia i funkcjonowania chorych na choroby rzadkie oraz zachowań zdrowotnych. Autor stałej rubryki „Klinika NK” o zdrowiu, geopolityce, technologii i nauce.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo