Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Wojna rosyjsko-ukraińska potwierdza zasady realizmu politycznego

Widzę w obecnej sytuacji silne potwierdzenie założeń realizmu politycznego. W o wiele większym stopniu niż konkurencyjnych paradygmatów
Wesprzyj NK

Można ostatnio często spotkać się z opinią, że wojna rosyjsko-ukraińska podważa realizm jako teorię stosunków międzynarodowych. Sprzyja temu niewątpliwie aura mobilizacji świata liberalnego przeciwko zbrodniczej kampanii Kremla. Jak również kontrowersyjne wypowiedzi na temat tego konfliktu autorstwa prof. Johna Mearsheimera, najsłynniejszego żyjącego teoretyka realizmu politycznego, nie tylko powtarzającego ostatnio swoje tezy o „winie Zachodu”, ale posuwającego się nawet do relatywizacji rosyjskich zbrodni na cywilach.

Idee nie zawsze działają tak samo

Niedobrze byłoby jednak zatracić w bieżących wzmożeniach właściwą miarę rzeczy i wylać dziecko z kąpielą. Czym innym jest trafność lub błędność konkretnych analiz Mearsheimera czy innych realistów, czym innym – adekwatność samego paradygmatu i podejścia do spraw międzynarodowych. Warto mieć to na uwadze, by w emocjach (może i słusznych) nie zawędrować na intelektualne manowce, gdy idzie o generalny ogląd światowej polityki. Jeśli spojrzeć chłodnym okiem na wojnę rosyjsko-ukraińską, wydaje się ona raczej potwierdzać niż negować założenia realizmu politycznego. Zwłaszcza w porównaniu z konkurencyjnymi teoriami. Co nie oznacza rzecz jasna potwierdzenia każdej tezy każdego realisty w każdej sytuacji. Zacznijmy od generaliów właśnie.

Źródło: https://twitter.com/BartSienkiewicz/status/1509830997591924736

Źródło: https://www.newstatesman.com/ideas/2022/03/john-mearsheimer-and-the-dark-origins-of-realism

Chcąc dyskutować na ten temat na serio, nie uciekniemy od najbardziej praktycznej kwestii teoretycznej: jeśli nie realizm, to co? Potwierdzenie których paradygmatów lub teorii widzimy w obecnej sytuacji w większym stopniu? Nie spotkałem się z żadnym przekonującym głosem dowodzącym przewagi podejścia liberalnego lub konstruktywistycznego w analizie tego konfliktu, o teoriach postmarksistowskich nie wspominając. Są to raczej obiegowe opinie, popularne, ale nie wychodzące poza zdawkową publicystykę. Trudno się temu dziwić: próba dowodzenia, że obecna sytuacja potwierdza liberalne przekonania o wyższości międzynarodowej współpracy nad siłowym rozwiązywaniem sporów (w sensie nie słuszności, a prawdopodobieństwa, rzecz jasna), czy też konstruktywistyczne przeświadczenia o możliwości zanegowania power politics za pomocą idei – byłaby zadaniem niezmiernie trudnym. Już w samym punkcie wyjścia rosyjska agresja potwierdza podstawowe, pesymistyczne przekonanie realistów o niemożności trwałej eliminacji wojny z relacji międzynarodowych. Zjawisko, o którym mówimy, manifestuje się więc najczęściej w obiegowych opiniach. Główny ich argument brzmi: reakcję Zachodu na rosyjską agresję dyktują liberalne (względnie konstruktywistyczne) wartości. Wydaje się on jednak błędny.

Czym innym jest trafność lub błędność konkretnych analiz Mearsheimera czy innych realistów, czym innym – adekwatność samego paradygmatu i podejścia do spraw międzynarodowych

Na świecie trwa obecnie cały szereg krwawych konfliktów, w których ginie wielu ludzi i masowo gwałcone są prawa człowieka. Słychać właśnie o rozejmie w Jemenie, ale żaden kraj zachodni nie angażował się w przeciwdziałanie mającemu tam miejsce największemu kryzysowi humanitarnemu tego czasu w sposób jakkolwiek porównywalny do uwagi poświęcanej Ukrainie. Podobnie ma się rzecz z wciąż trwającymi konfliktami w Birmie, Etiopii czy Mali. Niewątpliwie liberalna retoryka i aksjologia są elementem zachodniego, zwłaszcza amerykańskiego zaangażowania w powstrzymywanie Rosji na Ukrainie. Ale z jakichś powodów te same idee działają zupełnie różnie w różnych krajach i nie chodzi tu o skalę gwałtu na „wartościach wolnego świata”. Motywy wydają się stricte realistyczne.

Realizm Amerykanów

Rosja podjęła próbę wykolejenia prozachodniego kursu Ukrainy i zmiany równowagi sił w Europie na swoją korzyść. Przywódcy amerykańscy odczytali to jako nieakceptowalne nie tylko ze względu na swoje zobowiązania wobec Kijowa, ale, jak się wydaje, również na kalkulację, że ewentualne ustępstwa względem Kremla dziś mogą być źródłem wielu kolejnych problemów w kolejnych latach. Gdy potrzeba będzie coraz więcej amerykańskiej uwagi na Pacyfiku, a nie w Europie. Podjęli się więc nowej polityki złamania potęgi rosyjskiej. Do tego przecież zmierza suma wsparcia dla Ukrainy i sankcji przeciwko Moskwie. Najjaśniej wyraził to w ostatnich dniach sekretarz obrony Lloyd Austin, mówiąc: „Chcemy, aby Rosja została osłabiona do tego stopnia, by nie mogła więcej robić tego, co zrobiła, najeżdżając Ukrainę”. To oznacza nie tylko bieżące przeciwdziałanie, ale – dążenie do degradacji Kremla poniżej poziomu wielkiego mocarstwa (great power). I oczywiście samo w sobie nie ma nic wspólnego z liberalnymi wartościami. To Realpolitik w sensie ścisłym. I to w ustach jednego z najważniejszych polityków liberalnych na świecie, przemawiającego w imieniu liberalnego supermocarstwa.

Już w samym punkcie wyjścia rosyjska agresja potwierdza podstawowe, pesymistyczne przekonanie realistów o niemożności trwałej eliminacji wojny z relacji międzynarodowych

Tak więc, nie wchodząc tu w ocenę samej strategii czy warianty rozwoju sytuacji, USA działają na Ukrainie w sposób ewidentnie realistyczny. Co nie znaczy rzecz jasna: nieposługujący się liberalnymi hasłami. Nawiasem mówiąc, starając się zrozumieć podejście administracji Joe’go Bidena do polityki zagranicznej, zaproponowałem w zeszłym roku pojęcie „liberalnego imperializmu 2.0”. Chodziło w skrócie o głęboką korektę realistyczną tradycyjnego liberalizmu amerykańskich demokratów w dyplomacji. Postępowanie USA wobec agresji rosyjskiej potwierdza nie tylko samą korektę, ale również jej głębię. Ta ostatnia jest znacznie większa, niż wielu się spodziewało.

Nastroje społeczne są ważne

Paradoksalnie dużo rzadziej spotykam się ze znacznie trafniejszym argumentem przeciwko realizmowi w obecnej sytuacji niż rzekomo liberalnie motywowane reakcje państw zachodnich. Jest nim kwestia roli opinii publicznej. W tym konflikcie jest ona ogromna. I o ile można się zastanawiać, co było pierwsze (decyzja strategiczna przywódców amerykańskich czy oburzenie narodów inwazją), o tyle nie ulega wątpliwości, że trudno o bardziej dobitny przykład roli nastrojów społecznych w przebiegu konfliktu niż wojna rosyjsko-ukraińska z zaangażowaniem Zachodu. Nie jest to znaczenie dominujące. Ale niewątpliwie istotnie modyfikuje ono reakcje świata transatlantyckiego, zwłaszcza Europy.

Z jakichś powodów te same idee działają zupełnie różnie w różnych krajach i nie chodzi tu o skalę gwałtu na „wartościach wolnego świata”

Teorie realistyczne znaczenie nastrojów zazwyczaj zupełnie pomijają. Tak jest w przypadku realizmu ofensywnego Mearsheimera. Ale już na przykład realizm defensywny Kennetha Waltza posługiwał się bardziej zniuansowanym, siedmioczynnikowym (w porównaniu do trzyczynnikowego profesora z Chicago) modelem analitycznym. Uwzględniającym takie elementy, jak polityczna stabilność i kompetencje kierownictwa państwowego. To wciąż nie jest uwzględnienie roli opinii publicznej wprost, ale – już dużo bliżej w porównaniu z czysto międzynarodowymi roztrząsaniami realizmu ofensywnego.

Tak więc niedocenienie znaczenia nastrojów społecznych jest rzeczywistą słabością realizmu, widoczną w obecnej sytuacji. Drugorzędną, ale istotną. Należałoby ją uwzględnić w pracach nad doskonaleniem realizmu politycznego.

Realizm rosyjski i jego deficyty

Trudno o bardziej dobitny przykład roli nastrojów społecznych w przebiegu konfliktu niż wojna rosyjsko-ukraińska z zaangażowaniem Zachodu

Wróćmy do głównego nurtu naszych rozważań. Postępowanie Rosji do przedednia inwazji jest z kolei podręcznikowym wręcz przykładem realizmu politycznego, a zwłaszcza realizmu ofensywnego (sformułowanego przez Mearsheimera). A więc: anarchia systemu międzynarodowego powodująca nieustający lęk o przetrwanie i zachowanie potęgi oraz wielką niepewność intencji innych państw, co w sytuacji posiadania znacznego potencjału zbrojnego skłania mocarstwa do działań ofensywnych. Zresztą przecież to właśnie tak kontrowersyjny (i wręcz problematyczny) ostatnio Mearsheimer już w 2014 r. przewidywał obecny konflikt, i to w zbliżonym do oglądanego kształcie. Argumentując, że na gruncie rozumowania realistycznego Rosja w żadnym razie nie zaakceptuje włączania Ukrainy do Zachodu, postrzegając je jako zbyt wielkie zagrożenie dla swoich interesów. I wywoła wojnę, jeśli nie uda jej się tego zablokować metodami dyplomatycznymi. Nie chodzi w tym miejscu o to, czy się z tymi stwierdzeniami zgadzamy, czy nie (dotyczy to również szczególnych ozdobników o „winie” stosowanych przez Mearsheimera), a czy jest to prawidłowa ocena zależności przyczynowo-skutkowych w światowej polityce. Rozwój sytuacji potwierdza, że tak. Przyznają to nawet niektórzy liberalni i konstruktywistyczni krytycy. W jeszcze większym stopniu potwierdza zaś postępowanie Rosji według prawideł realizmu politycznego, dostosowanego oczywiście do jej szczególnej sytuacji i specyficznej, barbarzyńskiej tożsamości. Tyle, jeśli chodzi o ostatnie działania Kremla analizowane na poziomie paradygmatu stosunków międzynarodowych.

Rosja wykazała się natomiast fundamentalnym deficytem realizmu w sprawach bardziej szczegółowych. W kalkulacji własnych zdolności ofensywnych w relacji do siły oporu – tak Ukrainy, jak i Zachodu. To ją w tej wojnie gubi. Docelowo – może kosztować katastrofalne załamanie gospodarcze i wypadnięcie z grona wielkich mocarstw (great powers). Pozostawiam ocenie Czytelników, jakie wnioski płyną z tego dla krajów o znacznie mniejszej potędze, takich jak Polska – czy stać je na mniej realizmu politycznego, czy też powinny robić wszystko, by wykazywać go więcej. Niekoniecznie rzecz jasna głosząc go jako pożądaną podstawę porządku międzynarodowego…

Niedocenienie znaczenia nastrojów społecznych jest rzeczywistą słabością realizmu

A Ukraina? Ona – bohatersko – walczy o przetrwanie. I o ocalenie jak najwięcej substancji narodowej i państwowej. Zadaje najeźdźcy nadspodziewane straty, wykazuje się zdolnościami obronnymi (i kontrofensywnymi) znacznie powyżej oczekiwań, ale sama ponosi straszliwe koszty. W tysiącach zabitych i rannych, ale też w milionach uchodźców, katastrofalnych stratach gospodarczych, w tym w majątku trwałym, infrastrukturze. Od pewnego momentu elementarny realizm dyktuje jej najzacieklejszą możliwą walkę o przetrwanie. Jednak z dłuższej perspektywy bilans jest dalece niejasny. Nawet ewentualna zupełna klęska rosyjskiej agresji, pod względem zarówno wojskowym jak i geopolitycznym, może być okupiona katastrofalną zapaścią Ukrainy. Co było alternatywą? Ugodowość wobec Rosji. Jakaś forma białorusinizacji, wykluczająca zachodnie aspiracje i związane z nimi szanse, ale dająca elementarny spokój – od niszczycielskich najazdów Kremla. Diabelski dylemat, który Ukraińcy rozwiązali bardzo jasno już jakiś czas temu. Czas pokaże, z jakim ostatecznym skutkiem.

Nie tylko Mearsheimer

Reasumując. Warto zachowywać nieustanną gotowość do rewizji swoich założeń poznawczych, zwłaszcza w tak szczególnej sytuacji geopolitycznej jak obecna. Jednocześnie nie ulegając pokusie wyciągania zbyt daleko idących i zbyt generalnych wniosków – w tym dotyczących paradygmatów stosunków międzynarodowych ­­– na podstawie bieżących impulsów. Starając się postępować w tym duchu, widzę w wojnie rosyjsko-ukraińskiej silne potwierdzenie założeń realizmu politycznego. W o wiele większym stopniu niż konkurencyjnych paradygmatów.

To właśnie tak kontrowersyjny (i wręcz problematyczny) ostatnio Mearsheimer już w 2014 r. przewidywał obecny konflikt, i to w zbliżonym do oglądanego kształcie

Czym innym są natomiast konkretne analizy konkretnych realistów. Szczególnie kontrowersyjny ostatnio Mearsheimer myli się, rozmywając odpowiedzialność Rosji za zbrodnie na ukraińskich cywilach. Jak i używając – tu akurat, bardzo nietypowo dla siebie – moralnej kategorii „winy”, którą obciąża Zachód w odniesieniu do genezy tego konfliktu. To jednak konkretne błędy konkretnego człowieka, a nie całego nurtu myślowego. Nie wynikają one w żaden konieczny, ani nawet istotny sposób z założeń realizmu ofensywnego, a cóż dopiero realizmu w ogóle. Co za tym idzie, nie należy ich łączyć z paradygmatem jako takim, ani nawet z żadną konkretną teorią.

Wesprzyj NK
Bartłomiej Radziejewski – prezes i założyciel Nowej Konfederacji, ekspert ds. międzynarodowych zainteresowany w szczególności strukturą systemu międzynarodowego, rywalizacją mocarstw, sprawami europejskimi. Autor książki "Nowy porządek globalny", a także "Między wielkością a zanikiem", współautor "Wielkiej gry o Ukrainę", opublikował także setki artykułów, esejów i wywiadów. Pomysłodawca i współtwórca dwóch think tanków i dwóch redakcji, prowadził projekty eksperckie m.in. dla szeregu ministerstw, międzynarodowych korporacji, Komisji Europejskiej. Politolog zaangażowany, publicysta i eseista, organizator, dziennikarz. Absolwent UMCS i studiów doktoranckich na UKSW. Pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywał w Polskim Radiu i, zwłaszcza, w "Rzeczpospolitej" Pawła Lisickiego, później był wicenaczelnym portalu Fronda.pl i redaktorem kwartalnika "Fronda". Następnie założył i w latach 2010–2013 kierował kwartalnikiem "Rzeczy Wspólne". W okresie 2015-17 współtwórca i szef think tanku Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego. W roku 2022 współtwórca i dyrektor programowy Krynica Forum. Publikował w wielu tytułach prasowych, od "Gazety Wyborczej" po "Gazetę Polską".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

8 odpowiedzi na “Wojna rosyjsko-ukraińska potwierdza zasady realizmu politycznego”

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Komentarz do powyższego artykułu i artykułu na stronie https://strategyandfuture.org/to-nie-koszmar-mackindera-to-spazm-slabnacego-mocarstwa/
    1. Mearsheimer myli się zasadniczo z tezą, że to przyjęcie do NATO państw Europy Środkowej spowodowało agresywną reakcję Kremla – w tym finalną pełnoskalową wojnę na Ukrainie. Kreml nie potrzebuje żadnego pretekstu dla ekspansji, która jest NIEZMIENNYM STAŁYM wektorem rosyjskiej polityki, a ekspansja jest limitowana wyłącznie aktualna siłą i zasobami Rosji. Gdyby Polska i szerzej państwa Europy Środkowej nie przystąpiły do NATO – powstałaby naturalna próznia strategiczna – i w rezultacie Rosja dużo szybciej [prawdopodobnie w okresie „resetu” z USA 2009-2013] by zagarnęła by te państwa w swoją strefę wpływów. Czyli bylibyśmy w sytuacji Białorusi – albo gorszej. Co więcej w takiej sytuacji – przesunięcia strefy wpływów Kremla po Odrę [czyli w istocie realizacji żądań grudniowych Kremla] – Rosja wcale by się tym nie zadowoliła – przeciwnie, jej agresywna polityka tylko by się wzmogła, dążąc do wypchnięcia USA z Europy i zbudowania z Berlinem i Paryżem konkurencyjnego supermocarstwa Lizbona-Władywostok. W tej sytuacji trudno Mearsheimera uważać za osobę realistycznie oceniającą rzeczywistość polityczną – a już nadawanie mu lauru lidera realizmu politycznego jest w tym układzie zupełnym oderwaniem… właśnie od realności. Błąd rozumowania Mearsheimera na poziomie strategicznym jest ewidentny i bezdyskusyjny – takie są fakty.
    2. Przed wojną na Ukrainie Rosja miała słabe wskaźniki demograficzne, prowadzące długofalowo do osłabienia Rosji – owszem – tyle, że i reszta graczy wcale nie była w lepszej sytuacji – zaś siłę mierzy się w relacji do reszty graczy. Jednak plan Kremla traktował tę sprawę jako PRZEJŚCIOWĄ – która zmieni się zasadniczo po wzmocnieniu demograficznym zagarniętą i wchłoniętą Białorusią i Ukrainą [łącznie skokowy przyrost ponad 50 mln ludzi – i to etnicznie „białych”]. Realizacja planu supermocarstwa Lizbona-Władywostok miała dać Rosji technologię i kapitał – w tym wielkie inwestycje na Syberii i stworzenie tam kolejnej „fabryki świata” opartej o surowce – a to by zasadniczo i stabilnie odwróciło długofalowo zarówno niekorzystne trendy demograficzne – jak i zapaść ekonomiczno-technologiczna Rosji – jak i zlikwidowało by problem wzrastającej chińskiej dominacji. W sumie – Rosja by uzyskała motor rozwojowy poniekąd wg wielkich planów Stołypina przed I w.w.
    3. Wojna na Ukrainie miała zrealizować powyższe plany – była w optyce Kremla jedynie przyśpieszeniem procesów, które wg Kremla pracowały na rzecz Rosji [sprawiając, że Rosja odrzucała sojusz z USA przeciw Chinom, uważając w swej kalkulacji USA za przegranego, schodzącego gracza]: procesów słabnięcia USA, nieudolności i chwiejności i ideologicznego „zapatrzenia” administracji Bidena, kapitulacji w rokowaniach New Start, blamażu w Afganistanie, kapitulacji w sprawie Nord Stream 2 – a w sensie długofalowym – nieuchronnego wyjścia USA z Europy na Pacyfik. NATO i UE były w zasadniczym strukturalnym pęknięciu świata atlantyckiego do polityki kontynentalnej przez politykę Berlina i Paryża, ale także przez osłabienie UK i wyrzucenie z UE po Brexicie. Można domniemywać, że z punktu widzenia Kremla i całej kremlowskiej stafki [nie tylko Putina] wniosek był jednoznaczny – wystarczy jedna szybka błyskawiczna siłowa operacja przejęcia Ukrainy – by NATO się rozsypało, USA zostały ostatecznie skompromitowane jako gwarant bezpieczeństwa, a Waszyngton zmuszony do zaakceptowania nowego układu sił narzuconego faktami dokonanymi Rosji – która by w ten sposób udowodniła przed Berlinem i Paryżem swoją decydującą rolę w powstaniu supermocarstwa Lizbona-Władywostok, rzecz jasna ze wszystkimi bonusami z tego wynikającymi dla Rosji w tej „spółce supermocarstwowej”. Ponadto Rosja „Blitzkriegiem” Ukrainy jeszcze by zwiększyła swoją pozycję kalkulowaną wg siły militarnej – co przecież miało być jej zasadniczym wkładem [prócz tanich surowców i taniej siły roboczej na Syberii] – dla zbalansowania Chin – w ramach realizacji autonomii strategicznej już nie Europy, a supermocarstwa euroazjatyckiego.
    4. Wszystko się rozsypało przez nieudolność militarną Rosji w wojnie na Ukrainie zderzoną z niespodziewanym przez nikogo nadzwyczaj sprawnym oporem Ukrainy na każdym poziomie. To odwróciło całe domino strategiczne i zrujnowało wszystkie opisane wyżej plany Kremla, Berlina i Paryża. Dodatkowo Rosja przegrała w cyberprzestrzeni i generalnie w wojnie informacyjnej.
    5. Percepcja „spazmów słabnącego mocarstwa” powstała właśnie wyniku blamażu militarnego i w wojnie informacyjnej – przedtem pozycja Rosji była nader wysoka w obu sferach. Stąd cały tok rozumowania w artykule „To nie koszmar Mackindera – to spazm słabnącego mocarstwa” opublikowanym w S&F mam za przypięcie na wstecz percepcji słabości Rosji – która to percepcja powstała już PO przegranej w tych sferach. Rosja nie czuła „noża na gardle” – przeciwnie – pycha z poczucia panowania nad sytuacją i „czasu pracującego na rzecz Rosji” pchnęła ją do rezygnacji z cierpliwego wyczekiwania na zebranie owoców długofalowej polityki – na rzecz SZYBSZEGO sięgnięcia po WIĘKSZE bonusy w przyśpieszeniu budowy supermocarstwa Lizbona-Władywostok na warunkach Rosji jako „udziałowca nr 1”. Jak w przypadku „resetu” 2009-2013, Rosja chciała chciwie siłą sięgnąć po większe bonusy, niż dawał jej już wypracowany bieg spraw. W sumie – pycha i chciwość, poczucie panowania nad sytuacją i możliwości jeszcze większego kształtowania jej na swoją korzyść, połączona z przecenianiem własnej siły militarnej i niedocenianiem Ukrainy – pchnęły Rosję do „operacji specjalnej”. Teraz – owszem – Rosja jest w sytuacji „spazmów słabnącego mocarstwa” – ponieważ wszystkie plany supermocarstwa i bonusów wzięły w łeb, NATO i Zachód się skonsolidowały pod sztandarem USA w ramach opcji atlantyckiej [wijące się Niemcy tego nie zmieniają] – a cała sprawa wojny na Ukrainie stała się dla USA grą geostrategiczną udowodnienia przed sojusznikami w Azji [dla powstrzymywania Chin], że USA są wiarygodnym gwarantem bezpieczeństwa. Jeżeli USA nie poradzą sobie z Rosją – to nie ma mowy o powstrzymaniu Chin przez sojusz proamerykański – tak to kalkuluje cały świat. Tym bardziej, że Pekin, chcąc uzyskać bonusy z „operacji specjalnej” na Ukrainie dla rozbicia porządku Bretton Woods i osłabienia USA – sam chętnie podżyrował podczas olimpiady „wspólne cele” z Kremlem – deklarując wstępnie budowę nowego porządku światowego – już nie amerykańskiego. Teraz Pekin usiłuje zachować twarz i „odlepić” się od PRZEGRANEJ wizerunkowo Rosji, na dodatek kompromitującej Pekin swym ludobójstwem.
    6. Rosja jest „słabnącym mocarstwem w spazmach” – wszystkie drogi do skokowej zmiany na lepsze, w które Rosja tak cierpliwie inwestowała przez dwie dekady – właśnie się zamknęły. Przyczyna – klęska geostrategiczna na Ukrainie – która odwróciła wszystkie wektory – głębokiej zmiany faktycznie w skali globalnej – w tym walki o hegemonię USA-Chiny. W Pekinie tworzą nowe scenariusze – w tym taktycznego dogadania się z USA – kosztem faktycznego poświęcenia Rosji – która w kalkulacji koszt/efekt z dotychczasowego „pożytecznego idioty” na rzecz intersów geostrategicznych Pekinu i z darmowego, bezkosztowego „bata” na porządek atlantycki – stała się dla Pekinu szkodliwym czynnikiem konsolidacji Zachodu wokół USA i czynnikiem percepcji wzrostu siły kolektywnego Zachodu.

  2. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Kończąc – skutkiem długofalowym wojny na Ukrainie [jeżeli Ukraina się tylko utrzyma jako suwerenny byt – tu nie chodzi o zwycięstwo nad Rosją, ani nawet o wyparcie Rosji do granic sprzed wojny], będzie [po kilku etapach wymuszonego wyczerpaniem obu stron rozejmu i podejmowania działań] docelowo układ USA-Chiny, w którym Pekin sprzeda wykorzystana do cna Rosję za zjednoczenie Korei [dla wypchnięcia sił USA z przyczółką kontynentalnego] połączonego z jakąś formą jeżeli nie zajęcia, to formalnego włączenia Tajwanu – być może z zastrzeżeniem np. trwałej demilitaryzacji, czy innych konstrukcji prawnych dla pozytywnego „sprzedania” światu tejże transakcji [zapewne połączonej z wielkim propagandowym przekazem o rzekomej deeskalacji i nowej pokojowej drodze obu supermocarstw]. Jednoznacznym sygnałem marginalizacji Rosji [i poświęcenia jej przez Pekin] jako gracza w Azji [szerzej: w Eurazji tj. na Wyspie Świata] będzie nieobecność Rosji w tym traktacie. Po tym traktacie narracja Pekinu [zwłaszcza wewnętrzna] zmieni się docelowo o 180 stopni – głównym tematem będzie odzyskanie 1,6 mln km2 „ziem rdzennie chińskich pod tymczasową administracja rosyjską” – czyli ziem zabranych narzuconym nierównoprawnym Traktatem Pekińskim 1860 – co było i JEST do tej pory największą stratą i upokorzeniem Chin w „wieku hańby”. Z punktu widzenia „długiego trwania” władztwo Kremla nad Syberią jest tylko przejściową aberracją, która zostanie skorygowana – moim zdaniem najpóźniej do 2040, gdy Chiny wdrożą w ramach RMA nową generację globalnych systemów militarnych i odwrócą skierowanymi broniami energetycznymi obecną przewagę środków ataku strategicznego nad środkami obrony. Optyka Pekinu na poziomie geostrategicznym [długofalowym i docelowym] jest prosta – Rosja to ostatnie kolonialne imperium białego człowieka w Azji – rzecz jasna do likwidacji. Przy okazji przejęcia Syberii – także przejęcie Arktyki i Arktycznego Jedwabnego Szlaku. Zresztą geostrategia jest nieubłagana – Chiny nie staną się hegemonem świata, nim przedtem nie staną się hegemonem Azji, a to wymaga likwidacji Rosji jako irytująco ambitnego i kusząco słabego rywala w grze o sumie zerowej. Gdy Chiny wzmocnią sią kosztem Rosji, przesuną perymetr i zajmą przy okazji arktyczną geostrategiczną Strefę Seversky’ego – przechylą tym samym szalę rywalizacji z USA. I to zapewne bez wojny – jak to radzi jako najlepszy sposób wygranej mistrz Sun Tzy…

  3. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Na pewno na Kremlu – przy całej obecnej rozpaczliwej determinacji i bieżączki – cała stafka na czele z Putinem ma w głowach wyryte na trwale zagrożenie marginalizacji Rosji i połknięcia przestarzałej militarnie Rosji po umownym 2035 – czyli po terminie naznaczonym przez Przewodniczącego Xi na przegonienie USA w technologiach militarnych – co tylko pozornie paradoksalnie – będzie hiobową wieścią dla Rosji. Gdyż w TAKIEJ sytuacji Pekin będzie czuł, że ma wolne ręce względem USA – i zabierze się swobodnie za porządki na swoim azjatyckim podwórku – a pierwsza na liście do „uporządkowania” jest Rosja. Stąd rozpatrując kolejny, wyższy poziom przewidywanych akcji i reakcji strategicznych – tu wg kalkulacji Waszyngtonu – to w oczekiwaniu Waszyngtonu będzie oznaczało pokorne przyczołganie się Kremla jako posłusznego junior-partnera tuż PRZED tą utratą strategicznej siły przez Rosję – bo rewolucja RMA i generacyjny skok systemów strategicznych Chin, deklasujący Rosję – dokona się szybciej, niż utrata przewagi przez USA. Innymi słowy – wszystko się rozstrzygnie w oknie czasowym, gdy Rosja JUŻ poczuje, że w systemach strategicznych spada do II ligi i niedługo nie będzie w stanie odstraszyć Chin – a jeszcze PRZEDTEM, nim USA stracą przewagę nad Chinami. Czyli Rosja w tej kalkulacji stanie się sojusznikiem USA z musu – nie za bonusy – ale niejako za ocalenie swej skóry i pozostanie w „jednym kawałku”. Rzecz jasna ewentualna przegrana konwencjonalna Rosji na Ukrainie bardzo przybliża pierwszy moment – gdyż wtedy stafka Kremla szybciej dozna otrzeźwienia i zmieni in minus swoją dotychczas przeszacowaną percepcję własnej siły – i poczuje, że „car jest nagi”. USA nie potrzebuje Rosji silnej wojskami konwencjonalnymi – wystarczy im DOSTATECZNY potencjał strategiczny Rosji [JESZCZE groźny dla Chin] – oraz udostępnienie terytorium Rosji dla sił strategicznych i operacyjnych USA [ z terenem Rosji jako dodatkowym kontrolowanym buforem ochraniającym USA – tak, by Chiny poczuły się okrążone ze wszystkich stron – kwestię Indii i Five/Six Eyes czy AUKUS czy Quad nie rozwijam – zakładam, że do USA dołączą ci ww sojusznicy w Azji po pokazowym pokonaniu siły Rosji]. Tak więc Rosja dla obu supermocarstw to zasób do przejęcia w grze decydującej o hegemonię – w ramach „czystego” stabilnego układu G2 [oczywiście każdy ze swoimi z sojusznikami].. Scenariusze końcowe „kto kogo pokona” [ kto przejmie w grze Rosję] są oczywiście przeciwne – ale wspólnym elementem OBU tych planów jest w pierwszej fazie osłabienie Rosji i wyrzucenie jej z niestabilnego siłowo układu G3 na rzecz stabilnego G2. I to jest to wspólna baza do taktycznego sojuszu USA-Chiny przeciw Rosji – czyli niejako odwrócenie obecnego sojuszu Chiny-Rosja [też przecież taktycznego] zawartego od 2014 tymczasowo dla wspólnego osłabienia USA. Ani dla USA, ani dla Chin silna Rosja w ostatecznym rachunku nie jest na rękę – bo jest zbyt obrotowa – a cały układ 3 wielkich [quasi-równorzędnych] graczy militarnych jest zwyczajnie niestabilny i nie daje możliwości kontroli ani przez USA, ani przez Chiny – tym bardziej, że Rosja słynie z łatwości do zdrady czy zmiany sojuszu. Stąd moim zdaniem marginalizacja Rosji przez oba supermocarstwa jest KONIECZNOŚCIĄ na kolejnym etapie rywalizacji geostrategicznej USA-Chiny, gdy wyraźnie ujawni się technologiczne „odpadanie” Rosji od USA i Chin. Co nastąpi realnie najwcześniej po 2025 – a w percepcji graczy być może później – np. w pierwszej połowie lat 30-tych, czyli wtedy, gdy nawet najbardziej misterna „maskirowka” Kremla [np. epatowanie demonstratorami czy wręcz makietami „superbroni” przestanie być traktowane jako wiarygodny pokaz siły] nie będzie w stanie przykryć nędzy technologicznego „odstawania” Rosji – i jej szybko zbliżającego się nieuchronnego zaniku możliwości strategicznych.

  4. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Zasadniczym niebezpieczeństwem dla USA i dla Chin – prócz wzajemnej rywalizacji – jest ewentualne powstanie TRZECIEGO [na dodatek SILNIEJSZEGO zbiorczo] supermocarstwa – od Lizbony do Władywostoku. „Najgorszy koszmar geostrategiczny USA” – jak pisał w 2013 George Friedman, gdy Waszyngton się ocknął z samobójczego „resetu” 2009-2013, który w istocie otwierał szeroko drogę powstaniu konkurenta do detronizacji USA. O ile wojna na Ukrainie może zmielić na 2-3 lata siłę uderzeniową wojsk lądowych Rosji, o tyle w dłuższym okresie – do 2035 wg rozpatrywanego scenariusza – potrzebna jest siła w Europie dla powstrzymywania odbudowanych i zreformowanych sił Rosji – w całym pasie od Arktyki po Morze Czarne, a nawet Kaspijskie. A także – bądźmy realistami – dla stworzenia militarnej przeciwwagi dla Niemiec i Francji [szerzej – „jądra karolińskiego”] – które z planów budowy supermocarstwa Lizbona-Władywostok w mojej ocenie nie zrezygnują, gdyż ten zapewnia im [i to w skali globalnej] maksymalną pulę wygranej przy minimalnych kosztach. Z tych samych powodów nie zrezygnuje z tego planu Kreml. Im bardziej będzie się pogłębiała konfrontacja USA-Chiny, tym większa determinacja będzie na Kremlu, w Berlinie i Paryżu do realizacji ww planu ZA WSZELKĄ CENĘ. W mojej ocenie Niemcy tylko pozornie porzuciły Ostpolitik na rzecz Westbindung z USA. Niemcy deklarując 2% PKB na obronę i 100 mld euro dodatkowych inwestycji w uzbrojenie, dozbrajają SIEBIE pod przyszłe rozstrzygnięcia siłowe w swoim interesie. Zwodzą Waszyngton „możecie wyjść z Europy na Pacyfik, my tu dopilnujemy w waszym imieniu Europy” – czyli realny cel jest taki, by silne militarnie Niemcy razem z Francją narzuciły – już po wyjściu USA – SWÓJ porządek – czyli realizację niezmiennego „celu strategicznego nr 1” zbudowania z Kremlem supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Decyduje siła i tylko siła – nie żadne deklaracje dla zwodzenia, choćby najbardziej płomienne i uroczyste. Szczęśliwie wejście Szwecji i Finlandii do NATO przesuwa europejski biegun proatlantyckiej siły w nasz region – osłabiając pozycję Niemiec i Francji. Np. co do samolotów stealth 5 generacji F-35 – budzących największe obawy Kremla [wręcz groźby – np. po ogłoszeniu przez Finladię zakupu F-35] – przed 2030 łącznie UK będzie dysponowało 148 sztukami [informacje o redukcji zamówień na razie niepotwierdzone], Norwegia 52, Finlandia 64, Dania 27. Doliczając 32 sztuki polskich F-35, tworzy to łącznie siłę 323 F-35 – skokowo zmieniającą układ sił nie tylko względem sił powietrznych Rosji, ale i Niemiec i Francji. Porównać to do planów budowy ca 78 egzemplarzy myśliwca 5-tej generacji Su-57 przez Rosję – „pomostowo” z tymczasowymi silnikami i elektroniką – gdzie docelowe silniki [ale i elektronika] mają być gotowe do montażu po 2028 – w co należy wątpić ze względu na sankcje technologiczne i złą sytuację finansowo-ekonomiczną Rosji. Z punktu widzenia Polski nie Niemcy i Francja, a ten „północny” biegun siły jest dla nas perspektywicznym i REALNIE silnym [i co najważniejsze – mającym wole do walki] partnerem w kwestiach bezpieczeństwa strategicznego. Stąd dumania Pana Rokity nt rzekomo koniecznej i nieusuwalnej roli Niemiec w strategicznym bezpieczeństwie regionu mam za odrealnioną ślepą uliczkę, nader szkodliwą dla Polski. Na południu – głównym graczem jest Turcja – plus w pewnym stopniu Rumunia. Z tymi graczami na północy i południu w ramach NATO należy stworzyć wielki front kolektywnej synergicznej interoperacyjnej siły [ale i współpracy np. ekonomicznej i technologicznej] – a zarazem rozpraszania siły Rosji. To sojusz REALNY i TRWAŁY [póki Rosja silna] – oparty o wspólny interes gardłowego bezpieczeństwa – przysłowiowej jazdy na jednym wózku wobec agresywnych planów Rosji. Pamiętać też należy, że dla Chin Polska jest nadal z punktu widzenia geostrategii cennym bezalternatywnym buforem na kluczowym przesmyku bałtycko-karpackim, który w ostateczności nie dopuszcza do powstania supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Dlatego traktat o strategicznej współpracy Chiny-Polska z 20 grudnia 2012 jest nadal aktualny w wielkim planie geostrategicznym – gdyż w tym względzie NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO od 2012 [zwrot Rosji na Chiny w 2014 to jedynie sprawa TAKTYCZNA dla podniesienia wyceny Rosji] – tak samo taktyczne jest wyjście Polski z AIIB itp. sprawy – na najwyższym poziomie Polska jest nadal niezmiennie dla Chin państwem o żywotnym, egzystencjalnym, geostrategicznym znaczeniu – zabezpieczając Chiny [zresztą USA tak samo – i to jest nasze znaczenie w skali globalnej gry] przed katastrofą geostrategiczną – czyli przed powstaniem supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Zresztą 20 grudnia 2012 Pekin dość jasno postawił sprawę – zaliczając Polskę do jednego z 7 państw o geostrategicznym znaczeniu dla Chin. Geografia ani zasadniczy „gruby” układ sił [ani zagrożenie dla USA i Chin ewentualnym powstaniem supermocarstwa Lizbona-Władywostok] wcale się nie zmieniły od tego czasu w grze USA-Chiny-Rosja, dlatego ten traktat geostrategiczny jest nadal aktualny – i o tym trzeba zawsze pamiętać….nie patrząc na przejściowe ochłodzenia na linii Pekin-Warszawa. O ile nie damy się wciągnąć do walki przeciw Chinom – mamy długofalowo „otwarte konto” w Pekinie – na czas Wielkiego Chaosu [z tytułu pułapki Kindlebergera], na czas Wielkiej Konfrontacji [III wojny światowej – z tytułu pułapki Tukidydesa] – a co najważniejsze – na czas pokoju i nowego urządzania świata po wojnie. Bo Chiny, nawet pokonane, nawet zasadniczo osłabione i kontrolowane militarnie [jak Niemcy i Japonia po II wojnie światowej] – po prostu przez nabytą siłę demografii, ekonomii i technologii – nadal będą ważnym, prawdopodobnie najsilniejszym partnerem ekonomicznym w Eurazji. Dla osób mających problemy poznawcze z przyswojeniem geostrategicznej kluczowej roli Polski JEDNOCZEŚNIE i dla USA i dla Chin : w 1940 Chiny były wspierane przeciw supermocarstwowym planom Japonii – JEDNOCZEŚNIE zarówno przez USA i UK – jak też Sowiety i III Rzeszę – mimo, że te dwa bloki były rywalami w śmiertelnej wielkiej konfrontacji globalnej….i właśnie dlatego robiły wszystko podtrzymując opór Chin, by Japonia nie podbiła i nie odwróciła Chin, by nie stworzyła trzeciego, osobnego bloku siły w Azji…nihil novi sub sol…

  5. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Wejście Finlandii i Szwecji do NATO zmienia układ sił w Europie na korzyść NATO i pozycji USA [i Polski] – kosztem „autonomii strategicznej” forsowanej przez tandem niemiecko-francuski. Dla Kremla oznacza to skok 1400 km dodatkowej granicy z NATO – oraz zasadniczą zmianę układu sił na Bałtyku na korzyść NATO – praktycznie zamknięcie Zatoki Fińskiej i rosyjskiej Floty Bałtyckiej – co tak przy okazji powinno u nas skutkować natychmiastowym anulowaniem programu Miecznik na rzecz rozwoju systemów antyrakietowch/plot [gdzie system Patriot ma OBIE zdolności – a rakieta PAC-3MSE jest tańsza niż jakikolwiek samolot czy śmigłowiec bojowy sił Rosji – zatem jest to korzystne w kalkulacji koszt/efekt] oraz na rzecz rozbudowy rakietowych i lufowych systemów artylerii dalekiego zasięgu [dość powiedzieć, że nasze Kraby z armatą 155mm/L52 ze strumieniową amunicją precyzyjną Nammo o zasięgu 130 km – pokrywają ogniem CAŁY obwód Kaliningradzki – stąd wojna morska dla Polski de facto [również z użyciem masowym dronów bojowych i amunicji krążącej – np. systemu W2PMIR do saturacyjnego forsowania A2/AD] przekształca się w wojnę lądową zdalnej precyzyjnej anihilacji wszelkich aktywów bojowych na tym terenie]. Notabene: Mieczniki z rakietami CAMM mają być fregatami tylko przeciwlotniczymi a nie przeciwrakietowymi – ich zdolności do obrony przed supersonicznymi rosyjskimi Onyxami, nie mówiąc o właśnie wprowadzonych hipersonicznych Cyrkonach – ta zdolność obrony jest żadna, zatem wydatek 10 mld złotych [a realnie przy braku naszego doświadczenia przynajmniej 15 mld zł] jest nie tylko wielkim marnotrawstwem zasobów, które winny być skierowane na systemy prak/plot, precyzyjna artylerię rakietową i lufową oraz dronizację – jest też skazaniem na pewną śmierć naszych marynarzy i „zafundowaniem” sobie przyszłej katastrofy wizerunkowej na miarę zatopienia „Moskwy” – bez żadnego pożytku operacyjnego, nie mówiąc o strategicznym. Wracając do Finlandii – nie dość, że zerwała z „tradycyjną” finlandyzacją, zdecydowała się na zakup 64 F-35A [dołączając do 52 dostarczanych F-35A Norwegii i 27 wcześniej zamówionych F-35A Danii – nie mówiąc o wsparciu sikcesywnei dostarczanych F-35B UK – docelowo 148] – to jeszcze prowadzi aktywna politykę wsparcia Bałtów, do mostów energetycznych w poprzek Zatoki Fińskiej planuje tunel Tallin-Helsinki likwidujący już „lądowo” izolację Bałtów, a już „kamieniem obrazy” dla Kremla jest program jądrowy Finlandii – oparty i własny uran i własny pełny cykl przemysłowy przerobu Yellow Cakes – co oczywiście Kreml odczytuje jako program suwerennego pozyskania własnych głowic jądrowych – rzecz NIEAKCEPTOWALNA dla Rosji. Dlatego w przyszłych latach nie Polska, a Finlandia będzie poddana największemu naciskowi Kremla – być może nawet wojnie hybrydowej, która przy mobilizacji i nieustępliwości Skandynawii w NORDEFCO [i wtedy już w całości w NATO] i przy szerszym wsparciu NATO [zwłaszcza USA i UK i państw Wschodniej Flanki NATO] – może doprowadzić nawet do wojny pełnoskalowej. Gdyż w kalkulacji Kremla 1400 km granicy słabej demograficznie Finlandii [mimo jej systemu powszechnej obrony] pozwala na relatywne łatwe np. przesuniecie granic i inne akty dominacji dla rozbicia NORDEFCO/NATO i uderzenia per procura w pozycję USA. Tym bardziej ryzyko wojny wzrasta, że stawką w percepcji Kremla jest ewentualne zagrożenie głównej bazy Floty Północnej [Siewierodwińsk] stanowiącej rdzeń strategicznej projekcji siły atomowych „boomerów” Rosji – czyli w istocie najważniejszego elementu [o największej przeżywalności] triady strategicznej Rosji. Stąd wniosek – nie Niemcy jako główny sojusznik – a w regionie maksymalna współpraca i interoperacyjność ze Skandynawią [i z USA i UK] w NATO. Tym bardziej, że rywalizacja o Arktykę [Strefę Seversky’ego] o dominację US Navy wraz ze sprzymierzona Royal Navy i z flotami Skandynawii – będzie tylko rosła. Pamiętać należy, że przystąpienie Finlandii i Szwecji do NATO zdejmuje z nas dużą część „dylematu Bałtów/Przesmyku Suwalskiego” – gdzie Polska była dotychczas „wystawiana” [bardzo nieszczęśliwie ze względu na zagrożenie z Białorusi i z Obwodu Kaliningradzkiego] jako jedyny gracz zdolny utrzymać Bałtów via Przesmyk Suwalski. Przywrócenie dawnego statusu zagrożenia i beznadziejnej sytuacji Bałtów dla szantażu NATO i USA – będzie na pewno kalkulowane na Kremlu – a to przełoży się na agresywny kurs względem Finlandii. Drugim wnioskiem na poziomie strategicznym dla Polski winno być przystąpienie do programu nuklearnego Finlandii z transferem technologii przemysłu Yellow Cakes. W całości Skandynawia i Polska [ze wsparciem politycznym reszty Wschodniej Flanki NATO] – winny traktować to także jako środek nacisku dla ekspresowego pozyskania NATO Nuclear Sharing – i dalszego przesunięcia jądra siły w Europie na rzecz szeroko rozumianej Wschodniej Flanki NATO – w ścisłej współpracy bezpośredniej z UK jako graczem atomowym. Chęć „odrobienia strat” w Europie [rozumianej jako strefa wpływów Londynu] przez UK po Brexicie i chęć zdławienia kontynentalnej dominacji Niemiec czynnikami pozaekonomicznymi [głownie militarnymi] przez Londyn działa tu na naszą korzyść. W szerszym układzie ta szeroko rozumiana Wschodnia Flanka NATO [z UK] winna być traktowana także jako baza intensyfikacji wymiany ekonomicznej i technologicznej. Notabene – w regionalnej współpracy drugim [obok Skandynawów i UK] potencjalnym źródłem technologii wojskowych i podwójnego zastosowania dla Polski winna być Turcja – zwłaszcza w systemach dronowych, rakietowych i broni precyzyjnych. Trzecim zaś – znacznie dalszym, ale chętnym do współpracy i zaawansowanym – Korea Południowa. W tym układzie rola Niemiec w TAKIEJ architekturze rysuje się raczej marginalnie – na pewno nie jest elementem koniecznym i nieusuwalnym – także dla dostaw na Wschodnią Flankę NATO – gdzie rolę „odbiorcy atlantyckiego” i „pasa transmisyjnego dostaw” przejmie Skandynawia – mostami lotniczymi na Zachodnim Bałtyku – czy rozproszonym transportem morskim małymi jednostkami desantowo-transportowymi na krótkich trasach w poprzek Zachodniego Bałtyku w systemie plaża-plaża [czyli poza portami będącymi pułapkami i łatwymi celami uderzeń jako skupione węzły logistyczne] – czyli jako celami nieopłacalnymi i trudnymi do ataku dla rakiet przeciwokrętowych Rosji. Budowa seryjna takich szybkich jednostek PMW [umownych miniDiugoni o nośności ca 85t i prędkości 35-40 w i cechach stealth]- zamiast Mieczników – winna być ujęta w zasadniczo zmodyfikowanym PMT. Jednostki te winny być także przystosowane już w projekcie także do wszelkich innych zadań z modułami zadaniowymi – a także – śródlądowo – do szybkiego transportu rzecznego i dla realizacji szybkich rozproszonych „szturmowych” przepraw sprzętu bojowego i zaopatrzenia głównie w dorzeczu Wisły-Narwi-Bugu – oraz dla ofensywnych działań specjalsów [w tym na Zalewie Wiślanym].

  6. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Podkreślić należy, że obecne, dość chłodne podejście Skandynawów do pozyskania broni jądrowej, będzie się wg mnie zmieniało zasadniczo – pod presją działań Kremla – na rzecz pozyskania skutecznego odstraszania jądrowego NATO Nuclear Sharing,a nawet suwerennie dysponowanych własnych głowic [na bazie pełnego łańcucha przemysłu Yellow Cakes Finlandii]. Bo nawet najbardziej uroczyste gwarancje USA czy UK – nigdy nie wyrównają geostrategicznych różnic i ryzyka. I to Polska winna perspektywicznie wykorzystać w grze razem ze Skandynawami względem USA – i w grze względem UK.

  7. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Dlaczego tak podkreślam konieczność pozyskania broni jądrowej przez Polskę? Gdzie NATO Nuclear Sharing, a nawet koalicyjne pozyskanie głowic w ramach sojuszu ze Skandynawią – jest tylko fazą pomostową do całkowicie suwerennie dysponowanych własnych głowic. Pozyskanych każdym sposobem – w tym także kradzieżą, specoperacją czy zakupem pod stołem? Gdyż Polska jest w strefie zgniotu – a dla Rosji zagrożenie [i to ze wschodu – nie zachodu] – jest największe od czasów powstania Księstwa Moskiewskiego – NIGDY w ponad 500 letniej imperialnej historii [liczmy od 1508 – od upadku Złotej Ordy] Rosja nie była wobec rywala kontynentalnego silniejszego o rząd wielkości ekonomicznie, demograficznie, finansowo – na dodatek z tempem rozwoju [zwłaszcza technologicznego] zagrażającego nie to że Rosji – ale nawet budzące trwogę w USA. A to oznacza, że Kreml ZA WSZELKĄ CENĘ i KAŻDYMI ŚRODKAMI [wg skrajnie zdeterminowanej kalkulacji: „nie mamy nic do stracenia, a wszystko do zyskania”] będzie dążył w ostatecznym rozrachunku do przerwania kluczowego styku Rimlandu i Heartlandu Eurazji – czyli pomostu bałtycko-karpackiego – czyli Polski. Owszem – nasza silna armia ery RMA [sieciocentrycznie sterowana real-time przez kompleks C5ISR/EW tworzący synergicznie [ze wszystkich domen] jedną połączoną nadrzędną metadomenę, z maksymalną dronizacją, automatyzacją, z przełamującym nasyceniem efektorów precyzyjnych wszelkich klas o jak największym zasięgu] – jest niezwykle potrzebna – przy całkowitym porzuceniu obecnego, tragicznie przestarzałego modelu post-sowieckiego, który nadal króluje w WP [i co gorsza – wśród polityków wszystkich opcji – ze względu na kuntatorskie i partykularne traktowanie ekstensywnie-ilościowo rozwijanego WP w starym stylu jako zaplecza politycznego „wdzięcznych wyborców”] . Lecz nowoczesne konwencjonalne WP ery RMA to dużo za mało – nie spełnia warunku KONIECZNEGO i WYSTARCZAJĄCEGO dla zapewnienia prawdziwego, skutecznego do końca odstraszania strategicznego na najwyższym poziomie eskalacji – które to odstraszanie może dać tylko broń jądrowa. Co jest dla Polski zupełnie osiągalne technologicznie samodzielnie – oczywiście przy odpowiednim poziomie konsekwentnego, poufnego działania. Stawką jest FIZYCZNE PRZETRWANIE Polski i Polaków. Bo – jak za zaznaczyłem na początku – Rosja w planie strategicznym [docelowym do 2040] jest i będzie coraz bardziej zdeterminowana do podjęcia KAŻDYCH skrajnie radykalnych działań – z pełnym zerwaniem wszelkich „bezpieczników – tj. wg zasady: „cel uświęca środki”. W mojej ocenie w porównaniu ze stalinizmem Kreml będzie gotów pójść dużo dalej w barbarzyństwie i ludobójstwie – przy tym era dla rozwoju cybertotalitaryzmu i globalnej projekcji siły – daje nieporównanie większe, szersze i drastyczniejsze możliwości, niż za Stalina. Taki jest PRAWDZIWY realizm polityczny – budowany na osnowie geopolitycznej szachownicy – nakierowanej wg sił i zasobów do technologicznego wysiłku osiągania zdolności wszelkich wektorów siły przez graczy. Realizm polityczny dużo bardziej bezwzględny, niż dość naiwne konstrukcje Mearsheimera i innych zachodnich politologów, których mam za przestarzałych i nieadekwatnych do wyzwań, jakie w tych uwarunkowaniach niesie następne 20 lat. Nie stać nas na patrzenie na innych – musimy sami myśleć i decydować i podejmować zdecydowane działania aż do końca i na maksymalną skalę – wszelkie półśrodki, zwlekanie, kompromisy itd. mam za żałosne płonne nadzieje, że „nasza chata z kraja”, że „jakoś to będzie”, że „rozejdzie się po kościach”, że „wróci do starego” itd. Nic takiego nie będzie – jesteśmy w samym sercu wielkiej, wykładniczo narastającej, maksymalnie co do stawki bezwzględnej gry – i musimy dać z siebie wszystko. Oczywiście mądrze – inwestując w całe NASZE łańcuchy technologiczne produktów high-tech wysokiej marży [głównie podwójnego zastosowania], w Przemysł 4.0. w sieciocentryczny zbiorczy [sterujący całym krajem] ekonomiczno-militarny rozproszony całokrajowy kompleks sterujący C5ISR/EW [czyli system czasu i pokoju i wojny] oparty w jak największym stopniu o AI [a nie o „widzimisię” polityków-dyletantów]. Ucieczka do przodu w technologię i w pragmatyczną i skuteczną w owocach edukację protechnologiczną, budowanie własnych kadr B+R, przemysłu high-tech i realnych zdolności przemysłowych i technologicznych najwyższej klasy – a nie zakupy „z półki” cudzego sprzętu dla nabijania kabzy obcych koncernów – i to nieraz sprzętu już przestarzałego – opracowanego w zimnej wojnie, czyli dwie epoki technologiczne czy koncepcyjno-strategiczne wstecz… Ale to wymaga i wielkiej mobilizacji społeczeństwa – i wielkiej pracy całkowitej zmiany funkcjonowania państwa od podstaw – przejścia z zapyziałego niedowładu „post-caratu” feudalnego, odziedziczonego po komunie [i dalej trwającego w utrwalonych strukturach] – w XXI wiek… Tak tytułem podpowiedzi – sam tylko Skarbiec Suwalski – tytan, lantanowce, generalnie surowce strategiczne – to gotowy czekający na wykorzystanie lewar finansowy wart na obecnym etapie „z góry” jakieś 3 biliony dolarów płaconych – podkreślam: z góry [jako wkład inwestycyjny] ciepłą rączką przez ustawionych w kolejce inwestorów po prośbie – gdzie to państwo polskie ma być nadrzędnym selektorem i nadzorcą i większościowym udziałowcem i ostatecznym decydentem w tych „joint-ventures”. Korea Południowa, Japonia, wszelkie globalne „tygrysy” przemysłowo-technologiczne, wszyscy tak głodni surowców strategicznych, bez których przemysł high-tech [czyli samo jądro siły państw] nie istnieje…. a świat jest wielki – możliwości praktycznie nieograniczone….oczywiście do realizacji nie wg konsensusu waszyngtońskiego [nader usłużnego wobec obcych koncernów i obcej przewagi kapitałowej – co z rujnującym skutkiem doświadczyliśmy zwłaszcza w latach 90-tych, a skutki nadal nam boleśnie dolegają…], a zdecydowanie bliżej musi być w nowym modelu funkcjonowania do konsensusu pekińskiego – czyli z instytucjami państwa [w tym siłowymi] – twardo i bezwzględnie, bezkompromisowo zabezpieczającymi strategicznie nadrzędną i niedyskutowalną rację stanu i interes Polaków… Patrząc z dystansu od strony cybernetycznej – obecny organizm państwa jest przestarzały, nie dostarcza funkcjonalności koniecznych do przetrwania w nadchodzących czasach, musi spełnić podstawowa zasadę homeostatu – czyli wytworzyć zdolności przystosowawcze dla przetrwania w tak niekorzystnych warunkach. Amatorom „łatwej” ucieczki do „innego, lepszego świata” odpowiadam – Nowa Zelandia już zapchana, zresztą i ta enklawa niepewna w globalnych młynach, które zetrą całe narody… a projekcja siły nie ominie nawet Antarktydy… Gdyż to będzie pierwsza w historii wojna NAPRAWDĘ ŚWIATOWA – z nieporównanym nigdy wcześniej użyciem wszelkich środków i precyzyjnej i masowej zagłady…[kosmosu tez nie ominie – ani nawet głębin…].. Ponadto kolektywny Zachód „jedzie” JESZCZE w wielkim stopniu „na gapę” [„za darmo”] na bazie swego systemu finansowego i wymuszonego protekcjonistycznego układu globalnego [głównie dzięki USA i systemowi Bretton Woods – nadal rządzącemu światem] – i gdy to się załamie [a załamie nieuchronnie wobec parcia Chin i zmiany układu sił strukturalnych] – kryzys i bieda na Zachodzie będą nieporównane od Średniowiecza – a tylko i wyłącznie silna Polska będzie traktowała Polaków jako obywateli 1-szej kategorii, a nie jako podludzi do wykorzystania… Osobom naiwnym, mającym te przewidywania za czarnowidztwo, polecam lekturę optymistycznych zapowiedzi po Wielkiej Wojnie, że „nigdy więcej”, iż „teraz odebraliśmy lekcję na zawsze i nie dopuścimy do katastrofy dla ludzkości” – i jak skończyły się te życzeniowe rojenia? – ano totalnym [technologicznie i organizacyjnie na nowym poziomie] ludobójstwem a la Stalin i Hitler [ w tej kolejności]…a potem grozą niemal półwiecza atomowego Holocaustu całej ludzkości…niebezpieczeństwa, które w nadchodzących światach będzie tylko rosło [ale i w odniesieniu do broni biotechnologicznych – zwłaszcza umyślnie skonstruowanych na wybrane haplogrupy DNA…co JUŻ jest w pełni technicznie realizowalne od dekady po dokonaniu sekwencjonowania ludzkiego DNA programem Human Genom zakończonym ostatecznie [z „aktualizacjami”] bodajże w 2011…a morderczej motywacji do SKUTECZNEGO, nakierowanego wykorzystania tego nowego, „kuszącego” pola, na pewno nie brakuje graczom…].

  8. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Errata – nie: ” które w nadchodzących światach”- a winno być: „które w nadchodzących krytycznych dla całego świata czasach ” – przepraszam, przy edycji „zjadło” sens wypowiedzi…

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo