Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Po drugiej wojnie światowej Amerykanie przystąpili do budowy w Japonii liberalnej demokracji. Podobnie jak w Niemczech wdrożono odpowiednik programu denazyfikacji, dekartelizacji, demokratyzacji i demilitaryzacji. Jednak zwycięstwo komunistów w wojnie domowej w Chinach, a następnie wojny w Korei i Indochinach sprawiły, że Waszyngton w dużo większym stopniu niż w Niemczech zaczął opierać się na przedwojennych strukturach i ludziach.
Dało to bardzo ciekawy efekt, bowiem japońskie społeczeństwo szybko zaakceptowało denazyfikację i demilitaryzację. Wojsko i przedwojenne elity obwiniane były za klęskę, dzięki czemu narzucony przez okupantów pacyfizm stał się istotną częścią tożsamości narodowej. Do dzisiaj powoduje to ostry opór przed remilitaryzacją i uczynieniem z Japonii na powrót „normalnego” państwa. Jest to poważny problem dla Amerykanów, dla których Japonia jest kluczowym elementem geopolitycznej układanki w Azji Wschodniej, a im jest silniejsza militarnie tym lepiej. Nie oznacza to oczywiście zgody Waszyngtonu na zbyt samodzielną politykę zagraniczną, czy naruszanie amerykańskich interesów gospodarczych, o czym Japończycy kilkakrotnie boleśnie się przekonali.
Oparcie się na przedwojennych strukturach i ludziach świetnie ilustruje historia rodziny poprzedniego premiera, Shinzo Abe, którego ojciec Shintaro był ministrem spraw zagranicznych w latach 1982-86, a dziadek, Nobusuke Kishi, premierem w latach 1957-60. Kishi to jedna z kluczowych postaci w powojennej historii Japonii, a jednocześnie osoba, która miała decydujący wpływ na ukształtowanie światopoglądu Shinzo Abe i jego młodszego brata Nobuo, który w gabinecie Sugi został ministrem obrony.
Przechodzeniu mandatu z ojca na syna sprzyja z jednej strony mieszana ordynacja wyborcza (okręgi jedno- i wielomandatowe + wybory proporcjonalne), promująca kandydatów z ugruntowanym zapleczem politycznym i finansowym, z drugiej zaś charakter LDP
Kishi zaczynał swoją polityczną karierę w latach 30. w administracji marionetkowego państwa Mandżukuo, czyli okupowanej przez Japończyków Mandżurii. Następnie wszedł w skład rządu generała Tojo, gdzie objął tekę ministra amunicji i głosował za wypowiedzeniem wojny USA. Antyamerykański jastrząb został po wojnie uwięziony, ale nie postawiono mu żadnych zarzutów i w grudniu 1948 zwolniono z więzienia. W owym czasie w Japonii rosła popularność lewicy, w tym komunistów. Właściwie do początku lat 60. poważnie traktowano ryzyko, że komuniści przejmą władzę i wprowadzą Japonię w radziecką strefę wpływów. Dla zagorzałego antykomunisty jakim był Kishi było to nie do zaakceptowania, szybko więc ze zdecydowanego przeciwnika stał się najwierniejszym sojusznikiem Amerykanów.
Złośliwi historycy nazywają karierę polityczną Kishiego najlepiej ulokowanymi pieniędzmi w historii CIA. Dzięki finansowaniu ze strony amerykańskiego wywiadu był on w stanie przejąć władzę w rodzącej się Partii Liberalno-Demokratycznej i doprowadzić do zawarcia oficjalnego sojuszu z USA w roku 1960. Jak napięta była wówczas sytuacja świadczą największe w powojennej Japonii protesty, w wyniku których najpierw odwołano wizytę prezydenta Eisenhowera, a następnie sam Kishi podał się do dymisji. Wielu dziennikarzy pisało wówczas, że Japonia może stać się amerykańskimi Węgrami, nawiązując w ten sposób do radzieckiej interwencji z roku 1956.
Chociaż dla opozycji premier był wrogiem numer jeden, a dla chińskiej propagandy odpowiednikiem Adenauera w krzyżackim płaszczu, Rubikon japońskiej polityki został przekroczony. Kishi ugruntował dominację LDP i proamerykański kierunek w polityce zewnętrznej i bezpieczeństwa. Lewica, chociaż cieszyła się szerokim poparciem, była zbyt podzielona i pogrążona w walkach frakcyjnych, by sięgnąć po władzę. Kurs wytyczony przez Kishiego został ostatecznie ugruntowany w 1964, gdy na osiem lat premierem został jego młodszy brat i szef gabinetu w kluczowych latach 1957-60, Eisaku Sato.
Od tamtej pory LDP sprawuje władzę z krótkimi jedynie przerwami. Klan Kishi-Abe jest najlepszym, chociaż nie jedynym przykładem japońskiej dynastii politycznej. Przechodzeniu mandatu z ojca na syna sprzyja z jednej strony mieszana ordynacja wyborcza (okręgi jedno- i wielomandatowe + wybory proporcjonalne), promująca kandydatów z ugruntowanym zapleczem politycznym i finansowym, z drugiej zaś charakter LDP. Dominująca siła na japońskiej scenie politycznej nie jest partią w europejskim rozumieniu. Sama LDP bywa porównywana do Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Tak jak tamto nie było ani święte, ani rzymskie, tak LDP jest raczej konglomeratem konserwatywnych ugrupowań kierowanych przez oligarchię.
Wyraźnie było to widać podczas przygotowań do wyboru Sugi na przewodniczącego LDP, co zwyczajowo jest warunkiem koniecznym do objęcia fotela premiera. O ile szef rządu jest wybierany przez połączone izby parlamentu, to reguły wyboru szefa partii są bardzo płynne i zmienne. W grę wchodzi kilka możliwości: głosowanie członków partii zasiadających w parlamencie lub dopuszczenie do głosu w różnym stopniu pozostałych członków partii. Niezależnie od opcji, decydujące znaczenie mają ustalenia między przywódcami poszczególnych frakcji. Suga od samego początku wskazywany był na następcę Abe i na stanowisko szefa partii został wybrany w głosowaniu z udziałem wyłącznie parlamentarzystów. Było to dla niego korzystniejszą opcją.
Odległość Japonii od wzorca liberalnej demokracji jest także pozorna. Pod rządami LDP przez wiele lat była to najsprawniej działająca demokracja w Azji Wschodniej, która wypracowała swoje oryginalne rozwiązania i zwyczaje, często odmienne od tych praktykowanych w świecie zachodnim
Jednocześnie można mieć wrażenie, że Suga został wybrany na próbę. Jako szef rządu i partii nie rozpoczął bowiem nowych kadencji, a de facto dokańcza kadencje Abe. LDP po raz kolejny będzie wybierać swojego przywódcę w przyszłym roku. Nie zdecydowano się również na przedterminowe wybory parlamentarne, które zgodnie z harmonogramem mają także odbyć się w przyszłym roku.
Jest to dobry przykład kolektywnego charakteru sprawowania władzy w Japonii. Premier chociaż ma prawo wedle woli powoływać i odwoływać ministrów (wotum zaufania dotyczy wyłącznie całego rządu), to jest bardziej przewodniczącym kolegium rządzącego, pierwszym wśród równych, niż samodzielnym przywódcą. Jak zauważył Henry Kissinger, jeżeli w międzynarodowych negocjacjach japoński premier mówi „tak” to oznacza to tyle, że zgadza się przedstawić sprawę na forum rządowym, które podejmie decyzję po stosownej dyskusji.
Mechanizm ten zapewnia ochronę interesów poszczególnych grup i frakcji, ale także pozwala uniknąć zdominowania struktur władzy przez jedną opcję i powtórzenie sytuacji z lat 30. i 40. Ubocznym efektem jest krótki czas pozostawania na stanowisku. Kanclerz Helmut Kohl żartował, że nie ma sensu zapamiętywać nazwisk japońskich premierów, tak szybko się zmieniają. Faktycznie od roku 1945 Japonia miała 35 premierów, przy czym tylko Shigeru Yoshida i Shinzo Abe sprawowali urząd dwukrotnie.
Jednocześnie silni politycy zdolni zbudować wewnątrzpartyjny konsensus i utwierdzić swoje przywództwo dysponują dużą władzą i mogą wdrażać kontrowersyjne reformy, takie jak większe zaangażowanie na arenie międzynarodowej, czy prywatyzacja poczty. Do grupy tej, oprócz wspomnianych już Kishiego, Sato i Abe należą też Yasuhiro Nakasone i Junichiro Koizumi. Z drugiej strony, w przypadku brak konsensusu i słabych przywódców, japońska polityka spowalnia, a nawet boksuje w miejscu, ale koniec końców nigdy nie dochodzi do radykalnych zmian obranego kursu.
Kolejną charakterystyczną cechą japońskiego powojennego systemu politycznego jest silna pozycja służby cywilnej. Zwycięzcy Amerykanie wykorzystali sprawnie działającą biurokrację do sprawnego zarządzania okupowanym krajem. W rezultacie także w tej grupie zachowała się tradycja rodzinnych karier urzędniczych. Doszło do swoistej symbiozy świata polityki z biurokracją, a zakulisowe walki polityczne prowadzone były pomiędzy poszczególnymi ministerstwami i popierającymi je frakcjami LDP. Częstym przedmiotem tych walk był budżet państwa.
Dochodzimy tutaj do trzeciego filaru japońskiego systemu, czyli wielkiego biznesu. W latach 50. kolejne rządy jako swoje główne zadanie w polityce wewnętrznej postrzegały odbudowę kraju z wojennych zniszczeń. Demilitaryzacja i stacjonowanie amerykańskich wojsk pozwoliły radykalnie ograniczyć wydatki na obronę, a zaoszczędzone pieniądze pompować w gospodarkę. Przyjęta przez Tokio merkantylistyczna polityka gospodarcza, koordynowana przez swego czasu uznawane za wszechpotężne Ministerstwo Handlu Międzynarodowego i Przemysłu (MITI, obecnie Ministerstwo Gospodarki, Handlu i Przemysłu – METI), wymagała ścisłej współpracy z biznesem. Szybka odbudowa potęgi japońskich koncernów, a następnie ich globalna ekspansja pod mniej lub bardziej oficjalną opieką rządu, już w latach 60. doprowadziła do powstania terminu „Japan Inc.” Stawia to pod znakiem zapytania skuteczność dekartelizacji, trzeba jednak podkreślić, że wpływy współczesnych koncernów nijak się mają do przedwojennych zaibatsu.
Wielki biznes musiał się jakoś odwdzięczyć władzy za pomoc, regułą więc stało się przyjmowanie do rad nadzorczych, lub zatrudnianie w charakterze doradców emerytowanych polityków i biurokratów. Korzyści były obopólne i umacniały więzi między trzema podmiotami.
Taki jest stereotypowy obraz japońskiej polityki. Obraz, który jest coraz mniej aktualny. Na początku lat 90. Ichiro Ozawa, jeden z liderów LDP uznał, że model rozwojowy „Japan Inc.” już się wyczerpał i konieczne są poważne zmiany. Postulował odejście od merkantylizmu, na co zresztą mocno naciskali Amerykanie, i odbetonowanie sceny politycznej. Nie mogąc znaleźć poparcia wśród partyjnych szczytów doprowadził do rozłamu w LDP. Rezultaty nie do końca były po myśli Ozawy. Największa grupa rozłamowców z LDP założyła Partię Demokratyczną (DP) i szybko zaczęła powielać stare wzorce. Gdy w roku 2009 DP doszła do władzy, premierem został Yukio Hatoyama, wnuk Ichiro Hatoyamy, szefa rządu w latach 1954-56, zdeklarowanego przeciwnika i ofiary intryg Nobusuke Kishiego.
Dużo większy wpływ na zmiany niż nawoływania Ozawy miały problemy gospodarcze, przed którymi ostrzegał. Trwająca od lat 90. stagnacja podkopała takie fundamenty systemu, jak przede wszystkim gwarantowane dożywotnie zatrudnienie w korporacjach. Kolejnym ciosem okazały się przemiany społeczne. Japonia paradoksalnie padła tutaj ofiarą własnego sukcesu. Wzrost zamożności pozwolił jednostkom i przedsiębiorstwom poszukiwać i wdrażać rozwiązania korzystne dla nich, a nie dla systemu jako takiego. Młode pokolenia wchodzące w dorosłe życie w ciągu ostatniego ćwierćwiecza zaczęły przyjmować nowy system wartości i kontynuowanie rodzinnych tradycji, czyli podjęcie pracy w tych samych firmach i urzędach co ojcowie, przestało być atrakcyjne. Doprowadziło to do rozluźnienia dotychczasowych wewnątrz- i międzykorporacyjnych więzi.
Nawet pobieżne zapoznanie się z japońskim systemem politycznym nasuwa porównanie do chińskiego „kolektywnego cesarza”. Jednak zamiast o podobieństwach systemowych należy mówić o wpływie konfucjanizmu. LDP jest swoim charakterem bardzo odległa od KPCh, wystarczy wspomnieć, że dla japońskich polityków sygnałem do zmiany rządu jest moment gdy w sondażach poparcie dla gabinetu spada poniżej 30%.
Odległość Japonii od wzorca liberalnej demokracji jest także pozorna. Pod rządami LDP przez wiele lat była to najsprawniej działająca demokracja w Azji Wschodniej, która wypracowała swoje oryginalne rozwiązania i zwyczaje, często odmienne od tych praktykowanych w świecie zachodnim. Z drugiej strony, jeśli wziąć pod uwagę przykłady Kennedych i Bushów, czy Michelów i Kochów w Europie, japoński model traci wiele ze swej odmienności. Także nasilające się w krajach zachodnich utyskiwania na atrofię demokracji, nadmiernie rosnące wpływy wielkich korporacji i urzędnicze sobiepaństwo, sugerują, że Japończycy po prostu musieli wcześniej stawić czoła pewnym wyzwaniom. Na zakończenie podajmy jeden ciekawy i dający do myślenia fakt: w Japonii sędziowie Sądu Najwyższego wybierani są w wyborach powszechnych.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Dziś część starych tekstów „Frondy” źle się zestarzała. Jednak szkoda, że żyjemy w czasach, w których takie świeże, intelektualnie prowokujące pismo zdaje się nie do pomyślenia
Horubała dokonuje polskiego rachunku sumienia. Wypada on fatalnie. Elity po transformacji ustrojowej nie umiały stworzyć dobrze działającego państwa, ale też upadały przez przyziemne słabości: chciwość, pijaństwo, pożądanie
Kiedy wielkie instytucje rywalizują z małymi organizacjami o ograniczone fundusze, pytanie brzmi: czy polski model finansowania publicznych działań nie jest na granicy absurdu?
Polski dorobek medalowy wynika z ponadprzeciętnego wysiłku jednostek, a nie z systemowych działań i ogólnej koncepcji rozwoju sportu – bo jej nie ma. Olimpiada w Polsce nie musi być złym pomysłem, pod warunkiem, że stworzymy taką koncepcję
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Laureat literackiego Nobla stara się odmalować poruszającą do głębi wizję. Udaje mu się to, mimo że używa kolorów uważanych dziś za niemodne lub wręcz zapomnianych. I ani myśli flirtować z ideologiami.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie