Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Rząd PiS bez Kryształowej Kuli

Dwa lata rządów Zjednoczonej Prawicy objawiały się koszmarnym stylem i brakiem systemowego rozwiązywania największych problemów. Rządzącym pomaga dobra koniunktura

Marzeniem niejednego obserwatora życia politycznego było to, by w końcu jakiś obóz wygrał samodzielnie wybory i poprzez swoje rządy pokazał, na co go stać. Zawsze istniał jakiś winny tego, że nie udało się zrealizować wszystkich planów – a to koalicjant, z którym trzeba się dogadać, a to prezydent wetujący ustawy, a to wreszcie wredny Trybunał Konstytucyjny, stwierdzający ich niezgodność z ustawą zasadniczą. I oto stało się – dwa lata temu premierem została Beata Szydło, posiadająca za sobą samodzielną większość w parlamencie. W tak zwanym międzyczasie TK skutecznie unieszkodliwiono, a na prezydenta też wstrzymywania postępów w „dobrej zmianie” zwalić nie można (nawet w tak fundamentalnych dla Prawa i Sprawiedliwości kwestiach, jak reforma sądownictwa), ponieważ tak się składa, że i on jest częścią obozu władzy.

Była to zmiana o tyle wartościowa pod względem poznawczym, że do władzy doszła formacja kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego, który z żelaznym uporem i z reguły marnym szczęściem od 1991 roku stara się przejąć rządy w naszym kraju. W końcu udało się, najprawdopodobniej na długo. Zatem – mówię: sprawdzam.

Korzystne wiatry

Często pojawia się argument, że PiS „dotrzymuje obietnic”. Z tym jest pewien problem, bowiem PiS był w nich dość mglisty. By je ocenić trzeba odwoływać się do strzępków różnych informacji, porozsiewanych po różnych dokumentach programowych. Intuicyjnie jednak wiadomo, że mówiąc o obietnicach mówimy o zestawie kilku sztandarowych (choć nie zawsze konkretnych) zapowiedzi z okresu kampanii wyborczej. Do nich nie można na pewno zaliczyć np. tej formy zmian w sądownictwie, którą PiS próbował przeprowadzić (nikt nie mówił, że reforma będzie wymagała łamania Konstytucji czy de facto podporządkowania judykatywy ministrowi sprawiedliwości). Natomiast na pewno można zaliczyć choćby obniżenie wieku emerytalnego czy wprowadzenie 500+. Tu PiS był słowny – wiele zapowiadanych rozwiązań (jak choćby dwa powyższe) wprowadzono. To jednak wiele mówi nam o wiarygodności wyborczej danej partii, mniej o tym, czy dane rozwiązanie jest sensowne i czy zostało wprowadzone dobrze. To, że 500+ udało się uchwalić i że jego wypłacanie idzie płynnie, nie świadczy o tym, że się „udało”. Z oceną całych rządów – i poszczególnych posunięć – jest trochę jak ze skokami narciarskimi. Równie dobrze można by powiedzieć, że Kamilowi Stochowi udał się skok, ponieważ wystartował z belki, narta zaś nie odpięła mu się na rozbiegu. A przecież musi jeszcze wybić się z progu i wylądować, i to możliwie najlepiej.

Z oceną całych rządów – i poszczególnych posunięć – jest trochę jak ze skokami narciarskimi

W skokach narciarskich liczy się nie tyle prędkość na rozbiegu, co ostatecznie osiągnięta odległość – i styl. Zajmijmy się najpierw tym drugim. A z nim jest koszmarnie. Ostatnie dwa lata pokazały, że jeśli chodzi o kulturę polityczną, PiS w niczym nie różni się in plus od swoich poprzedników. Wręcz przeciwnie – tam, gdzie Donald Tusk czy Ewa Kopacz próbowali stąpać z gracją, skrobiąc marchewki dobrym obyczajom, praworządności i konkurentom, gdy nikt nie widzi (inna sprawa, że wielu odwracało wzrok), Jarosław Kaczyński i Beata Szydło kopią ciężkimi buciorami bez pardonu. Podczas gdy PO (wraz z PSL) manipulowała przy składzie TK, PiS go zwyczajnie zdemolował. Z ogólnopolskiej telewizji publicznej zrobił tubę propagandową o poziomie prorządowego wazeliniarstwa (i antyopozycyjności) niespotykanym w III RP. W ten  sposób pozbawił ją wiarygodności.  Spółki Skarbu Państwa nadal pozostają miejscem, w którym stanowiska rozdziela się wedle zasady bierny, mierny, ale wierny, z tą różnicą, że obecnie w większym stopniu swoje do powiedzenia mają różnego rodzaju okołopisowskie kamaryle, wzajemnie się zwalczające. W tym sensie można powiedzieć, że proces ten uległ dekoncentracji.

PiS realizuje ideał jednolitej i scentralizowanej władzy, podporządkowując administracji rządowej kolejne sfery życia

Jednak jak każdy niedzielny obserwator skoków narciarskich zawsze utyskiwałem na punkty za „styl”, które powodują, że ktoś, kto skoczył dziesięć metrów dalej, może przegrać zawody z kimś, kto skoczył bliżej, ale „piękniej”. Jedno ma oczywiście wpływ na drugie (styl V zwiększa powierzchnię nośną skoczka, cywilizowane relacje polityczne pozwalają utrzymać spokój społeczny i wpływają na skuteczność rządzenia), niemniej podejdźmy do sprawy czysto cynicznie i załóżmy na chwilę, że liczy się goły efekt. Rządzący chwalą się przede wszystkim wynikami gospodarczymi. Faktycznie, mamy wyjątkowo niskie bezrobocie (6,9 proc. we wrześniu), wzrost gospodarczy jest także na dobrym poziomie (ponad 4 procent w II kwartale), szykuje się niski deficyt budżetowy (ok. 30 mld zł). Jednak musimy rządowi Beaty Szydło… obniżyć punkty za wiatr. Ten jest bowiem obecnie wyjątkowo dobry, Świat wychodzi już ewidentnie z wieloletniej recesji. Gdy porównamy wyniki Polski do sąsiadów z regionu, okaże się, że wypadamy dość przeciętnie, bo na 13 państw, które wstąpiły do UE od 2004 roku, Polska znajduje się, jeśli chodzi o wzrost gospodarczy (liczony w II kwartale 2017 r/r) na 6. miejscu – za Estonią, Rumunią czy Czechami, choć przed Litwą, Bułgarią czy Słowacją. Podsumowując: gratulacje, ale są tacy, którym idzie lepiej – i nie zapomnijcie podziękować zefirkowi, który Was (a i z Wami Nas) tak daleko niesie.

Centralizm ponad wszystko

Wbrew pozorom niejednoznaczny jest także bilans „uszczelniania podatków”. Faktem jest, że do budżetu wpływa coraz więcej pieniędzy z newralgicznych pod względem ściągalności podatków, takich jak np. VAT, ale wiele wskazuje na to, że zawdzięczamy go w dużej mierze dobrej koniunkturze gospodarczej. Trudno też jeszcze ocenić skutki uboczne uszczelniania; w końcu, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, a przyznanie Krajowej Administracji Skarbowej potężnych uprawnień od samego początku budziło obawy, czy nie obudzimy się znów w „układzie zamkniętym”. Zdecydowanie gorzej wygląda sytuacja, jeśli spojrzymy na to, czy rząd buduje podstawy pod długotrwały i stabilny wzrost. 2 lata po objęciu rządów nadal mamy do czynienia z fundamentalnymi i nierozwiązanymi, systemowymi problemami. Systemowymi reformami nie są sztandarowe przykłady podawane przez obóz PiS, takie jak obniżenie wieku emerytalnego czy 500+. To pierwsze to tylko przesunięcie suwaka, w dodatku mocno kosztowne i nierozwiązujące podstawowych problemów naszego systemu emerytalnego, jakimi są odwrócona piramida demograficzna i oparcie pozyskiwania środków na świadczenia z wysokiego opodatkowania pracy. To drugie nie postawi piramidy na szerszej podstawie, a nawet gdyby jakimś cudem to zrobiło, to i tak nadal nie będzie się kalkulować, bowiem system ten ma tę cechę, że im więcej będzie się rodziło dzieci, tym więcej będziemy potrzebowali pieniędzy na jego realizację (zdaję sobie sprawę, że te świadczenia mają także niebagatelne zalety nieprzeliczalne na środki uzyskiwane przez budżet czy ZUS w przyszłości). Ministrowie Morawiecki i Rafalska nadal nie mogą się porozumieć, jak ma wyglądać reforma systemu emerytalnego (ostateczna likwidacja OFE), czy ma służyć „programowi budowy kapitału”, czy też raczej odciążeniu ZUS-u. Braki łatane mają być na bieżąco – postępującym zresztą powolnie – oskładkowywaniem kolejnych form umów. Bombę zegarową wmontowaną w nasz system emerytalny, a szerzej finansów publicznych i patologie rynku pracy – miała rozbroić jednolita danina planowana przez ministra Henryka Kowalczyka. Nie doszła jednak do skutku; minister próbował łączyć ogień z wodą, żeniąc ideę „jednolitości” z chęcią naprawy świata przez system podatkowy, realizując swoiście rozumiane zasady sprawiedliwości społecznej i nie wylewając przedsiębiorców z kąpielą.

Systemowymi reformami nie są sztandarowe przykłady podawane przez obóz PiS, takie jak obniżenie wieku emerytalnego czy 500+

Podobnie zresztą jest ze Strategią Odpowiedzialnego Rozwoju. Zewaluowana, przedstawiona na licznych konferencjach prasowych za pomocą liczących po kilkadziesiąt slajdów prezentacji, w praktyce polega głównie na kolejnych zapewnieniach ministra Morawieckiego, że budujemy „nowy kapitalizm”, fotografowaniu się na tle zielonych strzałek w GPW i kładzeniem stępki pod statek, który nie ma nawet projektu. Oczywiście można powiedzieć, że są i „sukcesy”, jak repolonizacja banku Pekao S.A. Jednak – abstrahując od tego, że minister chcąc prowadzić „miękki protekcjonizm” porywa się moim zdaniem z motyką na słońce (opiera się na milczącym założeniu, że państwo lepiej będzie rozpoznawać potrzeby rynkowe, niż prywatne firmy) – ambitne plany trudno zrealizować, gdy nie dysponuje się odpowiednimi środkami (gdzie jest ten mityczny bilion na rozwój?), a także gdy się nie ma mocy decyzyjnej. Taką Strategię trzeba by realizować dysponując „mózgiem państwa”, zawiadywanym przez osobę obdarzoną odpowiednimi uprawnieniami. To wszystko rozbija się jednak o podstawowy problem, jakim jest fakt, iż decydent ostateczny nie jest wcale szefem rządu, a „jedynie” szefem partii rządzącej i szeregowym posłem. Mimo tych problemów PiS realizuje ideał jednolitej i scentralizowanej władzy, podporządkowując administracji rządowej kolejne sfery życia. Niewybredne ataki na instytucje społeczeństwa obywatelskiego ze strony rządowych propagandystów (zwrócił na nie uwagę nawet Premier Gliński) podkopują ich wiarygodność w oczach obywateli. Utworzenie Narodowego Instytutu Wolności w umiarkowany sposób daje potencjalnie przewagę tym NGO-som, które mogą iść po linii władzy. Mimo że, jak zgodnie udowadniali na naszych łamach Artur Wołek i Elżbieta Hibner, bez zdecentralizowanego samorządu takie kwestie, jak rozdzielanie 500+ czy sprzątanie szkód po wichurach, które miały miejsce tego lata na Pomorzu, byłyby o wiele trudniejsze do ogarnięcia. Tymczasem PiS stara się przekazać jego kompetencje rządowi. Ze zmiennym skutkiem. Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej partii Kaczyńskiego udało się podporządkować Warszawie (czytaj: ministrowi Janowi Szyszce i poszczególnym wojewodom), nie tak łatwo poszło z Regionalnymi Izbami Obrachunkowymi, odpowiednią nowelę zawetował prezydent Duda. Podobnie zresztą jak ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, które oznaczałyby de facto skupienie w ręku ministra sprawiedliwości kontrolę nad jednocześnie prokuraturą i sądami.

Suwerenistyczna propaganda

W tym kontekście można zresztą powiedzieć, że obóz „dobrej zmiany” sprawuje pełną monowładzę w Polsce – nawet fundamentalne spory rozgrywają się wewnątrz niego. Prezydent Duda coraz częściej pełni obowiązki „konstruktywnej opozycji”, próbując aktywnie wpływać na funkcjonowanie kluczowych dziedzin państwa. Choć ostatnio zauważalne jest to przede wszystkim w przypadku bezpieczeństwa narodowego. Od miesięcy prezydent spiera się z ministrem obrony Antonim Macierewiczem, czego symbolem był brak nominacji generalskich w trakcie tegorocznych obchodów Święta Wojska Polskiego. Ten spór ewidentnie nie służy naszej obronności. Nie da się powiedzieć, że Polska jest bezpieczniejsza, niż dwa lata temu. Początek rządów obfitował w optymistyczne wydarzenia, takie jak szczyt NATO w Warszawie, czy przyjazd wojsk amerykańskich do baz w Polsce. Także Strategiczny Przegląd Obronny, opublikowany w połowie tego roku, rysuje ambitne plany przed polską armią, a prezydent podpisał świeżo ustawę podwyższającą wydatki na wojsko do 2,5 proc. PKB. Diabeł tkwi, oczywiście, w szczegółach – tak jak w przypadku Strategii Morawieckiego wszystko rozbija się o zasoby, a także umiejętność zgrania różnych aspektów w ramach rządu. Na pewno nie pomaga temu zachłanność ministra Macierewicza, starającego się sięgać po wszystko, co choć trochę może zahaczać o kompetencje MON (vide długi spór o Strategię Cyberbezpieczeństwa z minister Streżyńską czy o… wydział lekarsko-wojskowy Uniwersytetu Medycznego w Łodzi z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem). Polityka kadrowa ministra jest katastrofalna – symbolem była niekończąca się opowieść dotycząca wykorzystywania (braku) kompetencji Bartłomieja Misiewicza w różnych miejscach podległych Macierewiczowi. A to był tylko wierzchołek góry lodowej. Ponadto nie najważniejszy, bo karuzela kadrowa dotknęła przede wszystkim oficerów, wielu z nich doświadczonych w misjach zagranicznych – niektórzy odeszli na własną prośbę. Polityka MON zasadza się w dużej mierze na suwerenistycznej propagandzie: z jednej strony rezygnuje się z zamówień u zagranicznych dostawców, z drugiej wcale nie widać, by istniała wobec nich alternatywa. Propagandowo pompuje się Wojska Obrony Terytorialnej jako jednostki, dzięki którym liczebność armii wzrośnie i będziemy mogli czuć się bezpiecznie. Problem w tym, że mówienie o ich sformowaniu czy wręcz gotowości bojowej jest obecnie na wyrost; na ich przygotowanie potrzeba jeszcze lat, tymczasem MON zachowuje się, jakbyśmy już mieli do czynienia z pełnowartościowymi żołnierzami.

SOR trzeba by realizować dysponując „mózgiem państwa” zawiadywanym przez osobę obdarzoną odpowiednimi uprawnieniami

Suwerenistyczna propaganda widoczna jest także w działaniach MSZ. Trudno mi zrozumieć, dlaczego mamy popadać z jednej skrajności w drugą – od fanatycznego starania się o miano prymusa Europy za czasów PO, po buntownika bez powodu, jak dziś. Co prawda możemy pochwalić się wyborem na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych, ale jednocześnie tracimy dyplomatycznie na licznych frontach. Widoczne jest to zwłaszcza na arenie unijnej, gdzie Polska jest coraz bardziej spychana na boczny tor. Naszym politykom ewidentnie trudniej rozpoznać znaki czasów niż ich kolegom z innych państw „nowej Unii”, którzy zatrzymują się na werbalnym eurosceptycyzmie, jednocześnie prowadząc na brukselskich salonach realną politykę. Z Niemcami odgrzebujemy stare topory wojenne (reparacje), rozpętując spory, których nie jesteśmy w stanie wygrać, a jednocześnie możemy dużo stracić we wzajemnych relacjach. Obecny rząd za największego przyjaciela uznaje… USA, i to przede wszystkim rządzone przez Donalda Trumpa – państwo, które jest oczywiście naszym sojusznikiem, pod kątem obronnym wręcz strategicznym, jednocześnie dalekim, o wiele dalszym, niż UE, z której członkami, mimo wielu niesnasek, mamy najlepsze relacje w historii, a także wspólne interesy. W stosunku do sąsiadów – Ukrainy, Litwy czy Białorusi – odbijamy się od wyrażania ogromnej przyjaźni po nadmiernie twarde stanowisko – i z powrotem. Nie mamy też wypracowanych reakcji na zmieniającą się dynamicznie rzeczywistość geopolityczną – czy to na Bliskim, czy Dalekim Wschodzie; choć niewiele tam od nas zależy, to jednak my zależymy od tamtejszych realiów.

Dlaczego mamy popadać z jednej skrajności w drugą – od fanatycznego starania się o miano prymusa Europy za czasów PO, po buntownika bez powodu, jak dziś?

Nie jest to więc ciekawy bilans. Jeszcze PiS unosi się na przednim wietrze oczekiwań spełnianych za pomocą drogich, choć nie rozwiązujących systemowych problemów, ruchów, które można podejmować dzięki dobrej światowej koniunkturze. Ci, którzy chcieli po prostu takich rządów – umiarkowanie konserwatywnych obyczajowo, przygarniających troskliwie ojcowską dłonią każdego, kto chce i potrzebuje, ale i potrafiących uderzyć, gdy trzeba rozpędzić „komunistów i złodziei”, zarazem zaś romantycznych i samodzielnie biorących się za stery wszystkiego – mogą być zadowoleni. Ci, którzy są gdzieś pomiędzy – a przecież na PiS głosuje nie tylko żelazny elektorat – mogą odczuwać niesmak patrząc na to, jak te rządy wyglądają. Jednak gdy czyjaś pamięć sięga dalej, niż miesiąc w tył, to może porównywać te rządy do poprzedników, do „ciepłej wody w kranie”, do pychy wobec współobywateli i uniżoności wobec każdego, kto większy na arenie międzynarodowej. Gdy to się wspomina, można się zastanawiać, czy jednak mimo wszystko, nie jest lepiej niż było. To pytanie pozostawiam otwarte. Na pewno gdy pomyśli się, że ten rząd nie rozwiązuje właściwie żadnych kluczowych problemów, z jakimi się borykamy, a jeszcze tworzy nowe, to wniosek jest następujący: może i zatriumfuje po czterech latach w wyborach, ale Zjednoczona Prawica na Kryształową Kulę jeszcze nie zasługuje.

Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

4 odpowiedzi na “Rząd PiS bez Kryształowej Kuli”

  1. Abc pisze:

    Panie Redaktorze!

    Uwaga merytoryczna: do oceny dwóch lat absolutnie nie wolno używać kwartalnego wzrostu PKB. Należy poczekać na wyniki za rok 2017 i policzyć średni wzrost 2016 – 2017 na tle innych krajów UE.

    Poniżej wklejam dane za 2012 – 2015, co można uznać za przybliżoną ocenę II kadencji PO/PSL. Wynik Irlandii usunąłem, bo 25% w 2015 było skutkiem przenoszenia jakiś operacji po brexicie i nie przyniosło aż takiego wzrostu zamożności Irlandczyków.

    2012 – 2015
    Ireland
    Malta 5.7
    Luxembourg 3.3
    Lithuania 3.1
    Latvia 2.8
    Romania 2.8
    Poland 2.5
    Estonia 2.5
    Slovakia 2.4
    United Kingdom 2.1
    Sweden 1.9
    Hungary 1.9
    Czech Republic 1.6
    Bulgaria 1.4
    Denmark 1.1
    Germany 1.1
    Belgium 0.8
    France 0.7
    Austria 0.6
    Netherlands 0.6
    Slovenia 0.4
    Spain -0.0
    Croatia -0.4
    Portugal -0.7
    Finland -0.7
    Italy -0.9
    Cyprus -2.3
    Greece -2.6

  2. beholder pisze:

    Ja rozumiem, że jest za co krytykować PiS, ale twierdzenie, że po rozlokowaniu wojsk USA w Polsce, nie jesteśmy bezpieczniejsi niż 2 lata temu, marnie świadczy o kompetencjach autora tego tekstu.

  3. Janusz pisze:

    Podoba mi sie obiektywne spojrzenie na to co wyprawia PiS. A PiS rozkłada państwo i instytucje państwowe na łopatki . Potrzeba nam nowego lidera nie zakompleksionego, zadumanego w sobie i obrażonego za niepowodzenia z przeszlości na wszystkich. No i ludzi z kulturą osobistaą -to co tam teraz jest to jest -spęd. Kiedyś lata temu bydło z łak tak sie spedzało.500+ to jest typowe przekupienie ludzi omamienie i dzięki temu PiS mąci wode.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo