Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

„Mała degeneracja” – wstęp

Sękowski pisze nie tyle jako symetrysta, bo w żaden sposób nie dba o „równy dystans”, ale raczej jako ktoś, kto broni elementarnych standardów debaty publicznej. Jego publicystyka jest też wolna od łatwych instrumentalizacji „zasad”
Wesprzyj NK

„My, pokolenie osób urodzonych pod koniec PRL i na początku III RP, powinniśmy w końcu przebudzić się i poważnie zająć polityką. Nie w każdym przypadku musi to oznaczać np. kandydowanie w wyborach i sprawowanie mandatu posła czy radnego. Aby to jednak miało ręce i nogi, proponuję program złożony z trzech kroków, nazwijmy go 3U: uspołecznienia, uświadomienia i upolitycznienia.” Ten fragment – wyjęty z niniejszego wyboru publicystyki Stefana Sękowskiego jest rzadkim momentem, w którym autor przechodzi od ja do my, a zarazem wychodzi z roli tłumaczącego świat przewodnika i projektuje zbiorowe działania. Fakt, że zdań takich jest bardzo mało stanowi ogromną zaletę publicystyki Sękowskiego. Jego książka jest zresztą zbudowana wokół jednego tylko „U”, jakim jest uświadomienie tego, jaki jest współczesny świat. Książka, która nie indoktrynuje czytelnika językiem ideologicznych czy politycznych uproszczeń, ale przeciwnie – odsłania jego złożoność.

Punktem wyjścia staje się – nieprzypadkowo – diagnoza rozpadu państwa, sformułowana jeszcze przed dojściem do władzy Prawa i Sprawiedliwości, krótko po wybuchu afery podsłuchowej. Potem jest już tylko gorzej. Optyka państwowa traci kolejne punkty oparcia, instytucje publiczne ulegają degradacji, trudno wskazać procesy budzące jakiekolwiek nadzieje. Warto przy tym dodać, że Sękowski wskazuje wielokrotnie na racjonalne przesłanki krytycznego stosunku PiS do Trzeciej Rzeczpospolitej, ale zarazem nie traktuje ich jako usprawiedliwienia dla brutalności politycznej partii Jarosława Kaczyńskiego.

Co więcej – pokazuje liczne przykłady poszerzania przez PiS skali renty politycznej, polegającej na przejmowaniu stanowisk i powiązaniu tych nominacji z przekazywaniem wpłat na fundusze wyborcze, przekazywaniu środków ze spółek skarbu państwa na sprzyjające PiS media, czy wreszcie wspieraniu organizacji stanowiących część obozu politycznego prawicy. To tworzy ogromny segment beneficjentów „skoku na państwo”, jakiego partia dokonała przejmując władzę po roku 2015.

Towarzyszą temu zjawiska nowe, związane ze zmianą zachowań mediów. Jak pisze bowiem Sękowski „Niestety w pilnowaniu władzy w tym zakresie nie pomaga „czwarta władza” (która także jest beneficjentem tego systemu). Widać tu wyraźny podział na media opozycyjne i prorządowe. Zdarza się, że dziennikarze, którzy zgodnie z arkanami sztuki zadają trudne pytania politykom PiS lub np. biurom prasowym ministerstw, nie tylko nie otrzymują od nich odpowiedzi (lub otrzymują odpowiedzi zdawkowe), ale także jeszcze przed publikacją znajdują własne tematy… na łamach konkurencji bardziej przyjaźnie nastawionej do władzy”.

Sękowski pisze to nie tyle jako symetrysta, bo w żaden sposób nie dba o „równy dystans”, ale raczej jako ktoś, kto broni elementarnych standardów debaty publicznej. Jego publicystyka jest też wolna od łatwych instrumentalizacji „zasad”. Od praktyki, która sprawia, że ostrości w ocenie przeciwników towarzyszy daleko posunięta łagodność wobec „swoich”. Dlatego mimo prawicowych sympatii, już na początku kryzysu wokół TK napisze „Prawa – poza wyjątkowymi przypadkami – należy przestrzegać, a przede wszystkim od władz należy oczekiwać zachowania zgodnego z prawem, bo tylko to jest w stanie uchronić nas przed tyranią demokracji, w której demokratycznie wybranej większości wolno decydować o wszystkim”.

Z podobnym dystansem Sękowski konstatuje pogrążanie się w wojnie światopoglądowej oraz co więcej – konstruowanie się nowych tożsamości, które stają się silniejsze od postaw wzmacniających wspólnotę jako taką. Cechą charakterystyczną publicystyki Sękowskiego jest przy tym – inaczej niż w przypadku większości współczesnych komentarzy – odmowa udziału w tak ukształtowanej  wojnie. Czasami wręcz sprzeciwia się tej stronie, która w sensie przekonań powinna być mu bliższa.

Największą zaletą tej publicystyki jest bowiem nie sceptyczny dystans wobec najostrzejszych sporów, ale rozległa perspektywa, jaka jej towarzyszy. Sękowski ma swoich ulubionych autorów, ale bez wahania nawiązuje do takich, którzy głoszą poglądy odmienne

Jednocześnie trafnie zauważa, że wojnie retorycznej nie towarzyszą poważniejsze zmiany prawa. „Polska wojna kulturowa w zakresie prawodawstwa przypomina walkę pozycyjną z okresu I wojny światowej. Strony siedzą w okopach, jest dużo huku i dymu; mijają jednak lata, a front nie rusza się nawet o piędź. Co więcej, w walce nie używa się ostrej amunicji, a kapiszonów”.  Co więcej, Sękowski przekonuje, iż PO i PiS podchodzą do tych sporów nie tylko ostrożnie, ale w istocie – nie są nimi zainteresowane. „Tematyka obyczajowa – pisze Sękowski – jest więc tematem zastępczym. Nie dlatego, że jest nieważna, ale dlatego, że i tak poszczególne postulaty nie mają szansy na realizację. Udział w tych sporach, zwłaszcza gdy popiera się jedno z dużych ugrupowań, jest działaniem jałowym, ponieważ i tak z tego nic nie wynika. I, prawdopodobnie, w przewidywalnym czasie nie wyniknie.” Wydaje się jednak, że istotne zmiany zachodzą poza obszarem regulacji prawnych. I dopiero w dłuższej perspektywie opisywana przez Sękowskiego wojna może przynieść radykalne zmiany ustawowe. Układ sił parlamentarnych jest czynnikiem konserwującym status quo, ale nie zawsze tak będzie.

Czynnikiem dynamizującym są zawsze zmiany pokoleniowe. Widać to już w zmianach postaw w parlamencie wybranym w roku 2019. Na naszych oczach kończy się epoka, którą Sękowski opisuje jako kolonizację życia politycznego przez pokolenie „Solidarności”, z natury rzeczy ostrożniejsze w krytyce Kościoła czy naruszaniu jego uprzywilejowanej pozycji. Ale zmiana ta przyniesie nie tylko ten skutek. Zmieni się też stosunek do gospodarczych i społecznych aspektów zmiany 1989 roku. Katalog dostrzeżonych z tej perspektywy „grzechów transformacji” jest – nawet w wersji umiarkowanej – całkiem spory. Sękowski wpisuje doń „kunktatorstwo Tadeusza Mazowieckiego względem resortów siłowych, czy brak sądowego rozliczenia wielu komunistycznych zbrodni lub symbolicznego systemu komunistycznego jako takiego u zarania nowej rzeczywistości, czy nadmierne skupienie Leszka Balcerowicza na tematyce monetarnej kosztem własnościowej, zaniedbanie kwestii reprywatyzacji, ślimaczące się rozwiązywanie kwestii uwłaszczenia, stopniowe i połowiczne podejście do lustracji, czy też – de facto – oddanie postkomunistom możliwości uchwalenia nowej Konstytucji” i dodaje wady nowych elit takie jak „lenistwo, nadmierna bojaźliwość, prywata, polityczne granie na siebie, kłótliwość, brak myślenia perspektywicznego, to wady ówczesnych liderów, zarówno bardziej centroprawicowej, jak i lewicowej części opozycji okresu PRL.”

Jest w tym zatem pewna wyraźna różnica pokoleniowa. Choć – o czym lubimy zapominać – nie polega ona na czysto metrykalnych różnicach. Można nawet przypuszczać, że Sękowski w tej mierze raczej przeciera szlak dla następców niż staje się rzecznikiem swoich rówieśników. Widać to zarówno w sprawie „Solidarności” jak i w myśleniu o gospodarce. Widać w polemice z profesorem Pawłem Śpiewakiem, która pokazuje zasadniczą różnicę nie tylko punktów widzenia, ale także sposobów opisu współczesnej rzeczywistości. Warto ją przeczytać łącznie z tekstem o Jerzym Szackim, by zrozumieć, że umieszczanie stanowisk publicystycznych na jednej osi „prawica-lewica”, czy nie daj Boże „PiS-antyPiS” nie pozwala na zrozumienie ich odmienności i powinowactw. Inspiracje i pokrewieństwa tworzą bowiem bardziej skomplikowaną i intrygującą mapę. Dopiero na takiej mapie można dostrzec znaczenie tej książki.

Inaczej niż „neoliberałowie” starej daty Sękowski potrafi dostrzec patologie polskiej przedsiębiorczości, krytykując charakterystyczne dla tamtego podejścia poglądy prezesa Rafała Brzóski i jego zachodnich kolegów. Wystarczy sięgnąć do jego tekstu na temat Adama Smitha, by przekonać się, że nie reprezentuje popularnego w starszym pokoleniu neoliberalizmu gazetowego, sprowadzającego się do kilku wyświechtanych tez o tym, że nie ma darmowych obiadów, każdy jest kowalem własnego losu, a chcącemu nie dzieje się krzywda.

„W sytuacji wysokich kosztów pracy, symbolicznych poduszek socjalnych dla bezrobotnych, sztywności pochodzącego jeszcze z PRL kodeksu pracy i możliwości uciekania z reżimu kodeksowego w świat umów cywilno-prawnych w Polsce występuje coś na kształt odwróconego flexicurity, które nie jest ani bezpieczne, ani elastyczne. I niestety nie wygląda na to, by miało się to zmienić, zwłaszcza po tym, gdy prace komisji kodyfikacyjnej prawa pracy (nieidealne, ale jednak jakieś) zostały wyrzucone do kosza.”

Dostrzega też możliwe scenariusze rozwoju kapitalizmu, które nie należą do kanonu ani prawicowych ani lewicowych imaginariów. „Przykładowo, gdy cena szwajcarskiej waluty przekroczy psychologiczną granicę siedmiu złotych, „frankowicze” masowo przestaną spłacać kredyty. Za sobą pociągną „złotówkowiczów” i nasze ulice zaroją się od bezdomnych. Politycy ustanowią prawo, wedle którego bankruci będą mogli wrócić do utraconych mieszkań, a ich długi zostaną anulowane. W zamian za to będą wykonywali przez jeden dzień w tygodniu nieodpłatną pracę na rzecz instytucji finansowej, tzw. bankiznę. Zostaną też przypisani do swoich mieszkań, a miejsce pracy (podobnie jak ścieżkę edukacyjną ich dzieci) wybierać będzie im bank, dzięki czemu uniknie się nieodpowiedzialnych decyzji w tej dziedzinie.”

Świat, który opisuje Sękowski nie jest przewidywalnym i stabilnym porządkiem kapitalizmu z opisów popularnych pod koniec XX wieku. Jest podszyty niepokojem, świadomością niepewności reguł i perspektyw rozwojowych. Zarówno w wymiarze politycznym, jak i ekonomicznym. Dlatego niezwykle ciekawa jest zdolność autora do uruchamiania różnych nowych perspektyw, wprowadzania do publicystyki ważnych diagnoz naukowych, dalekich od mainstreamu ujęć politycznych i ideowych.

Największą zaletą tej publicystyki jest bowiem nie sceptyczny dystans wobec najostrzejszych sporów, ale rozległa perspektywa, jaka jej towarzyszy. Sękowski ma swoich ulubionych autorów, ale bez wahania nawiązuje do takich, którzy głoszą poglądy odmienne. Jest to zatem publicystyka nie ograniczona do jakiejkolwiek „bańki”, tworząca mosty między odległymi światami ideowymi i politycznymi. Skłaniająca czytelnika nie do opowiedzenia się po stronie autora, ale raczej do dopracowania własnego poglądu. Jeżeli niniejsza książka zapowiada coś co będzie standardem przyszłej publicystyki – to przynajmniej w wymiarze, który Sękowski nazywa „uświadomieniem” czekają nas lepsze czasy.

Książkę można kupić pod adresem: link

Wesprzyj NK
politolog, autor m.in. "Konserwatyzmu po komunizmie" i "Wyjścia awaryjnego", twórca idei IV Rzeczypospolitej

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo