Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Szok i niedowierzanie – tak mówią kibice piłkarscy po kolejnym bardzo słabym meczu polskiej reprezentacji. Taki stan towarzyszył mi w trakcie lektury najnowszej książki Jacka Bartosiaka, „Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem”.
Rosyjska agresja na Ukrainę a polityka polska. Przesunięcie osi światowej polityki i interesów amerykańskich na Pacyfik. Nowe technologie, które będą determinowały rozgrywkę między światowymi mocarstwami. Rywalizacja w kosmosie, Polska a jednocząca się Europa, Ukraina i Europa Środkowo-Wschodnia w wojnie i po wojnie – wszystkie te kwestie są dzisiaj niesłychanie intrygujące. Wymagają pogłębionej analizy i dyskusji. Żyjemy w czasach przełomu, a Jacek Bartosiak był niewątpliwie jednym z pierwszych publicystów w Polsce, którzy przywrócili w publicznej debacie kategorie myślenia geopolitycznego. Sięgając po książkę, naiwnie zakładałem, że poznam poglądy autora na temat tej tworzącej się nowej geopolitycznej układanki. Autor silnie podkreślał, że jego analizy służą budowie polityki zgodnej z polskim interesem narodowym, co dodatkowo wzbudzało we mnie chęć zapoznania się z jego aktualnymi poglądami. Niestety w miarę przewracania stron mój entuzjazm gasł.
Książka składa się z ośmiu rozdziałów, przy czym można w niej zauważyć wyraźny podział na trzy części. Pierwsza część poświęcona jest temu, że Jackowi Bartosiakowi prawie udało się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim. Ale się nie udało. Miałem nadzieję, że doświadczenia wynikające z kontaktów z zapleczem lidera PiS posłużą jakiejś pasjonującej analizie funkcjonowania obozu władzy, a na końcu będą wynikające z niej wnioski. Nic z tego. Sprawa zawisa w próżni. Tak jakby autor miał nadzieję, że dzięki książce jednak do wymarzonego spotkania dojdzie.
Pierwsza część poświęcona jest temu, że Jackowi Bartosiakowi prawie udało się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim. Ale się nie udało
Druga, zasadnicza część książki polega na tym, że Bartosiak wymienia swoich – w większości amerykańskich – rozmówców, podkreślając ich zachwyt nad jego dorobkiem, a zwłaszcza nad koncepcją Armii Nowego Wzoru. I nie jest to ironia, ale opis! W tej części znajdziemy również opis gier wojennych, które miały miejsce z udziałem Bartosiaka. Widać w tym pisarstwie próby nawiązania do stylu Roberta D. Kaplana, czy też Guya Sormana. Zarówno jeden, jak i drugi prezentują swoje tezy w oparciu o narrację osób, z którymi się spotkali. Ich diagnozy cywilizacyjno-polityczne wynikają z obserwacji świata oczami innych. Czytelnik ma wrażenie, że zapoznaje się z szerokim spektrum widzenia autorytetów, ale i zwykłych ludzi. W książce Bartosiaka zapoznajemy się z całą plejadą różnych osób, z którymi się spotkał. Nie znajdziemy w niej jednak ich fascynujących opowieści – poza wspomnianym zachwytem nad Armią Nowego Wzoru najwyżej wyrażają zaskoczenie, że ktoś mógł stworzyć takie dzieło w takim kraju jak Polska.
W trzeciej i ostatniej części, składającej się z siódmego i ósmego rozdziału, można – choć trochę na siłę – próbować znaleźć tezy, które coś wnoszą do debaty publicznej. Nie chodzi o to, żeby się ze wszystkim zgadzać, ale w zupełnie nowej rzeczywistości polityki światowej naprawdę warto ćwiczyć i rozważać różne warianty. U Bartosiaka z grubsza polegają one na tym, że Polska wraz z Ukrainą tworzy militarny ośrodek siły w Europie Środkowo-Wschodniej – i to jest najlepsza droga do przywrócenia potęgi Rzeczypospolitej i wypchnięcia Rosji. Mimo oparcia się na Amerykanach – pisze Bartosiak – w polskich rękach powinny być narzędzia kontrolujące mechanizmy eskalacyjne w razie przyszłej wojny. W skrócie: Polska powinna mieć zdolność do strategicznego narzucania swojej woli politycznej z pominięciem USA.
W pewnym momencie autor stawia jednak absurdalną i niebezpieczną tezę, że Polska powinna być gotowa do samodzielnego rozpoczęcia wojny z Białorusią po to, żeby „wciągnąć” sojuszników do konfrontacji z Rosją. Spójrzmy na fakty. Po raz pierwszy od kilkuset lat toczy się wojna bez przelewania polskiej krwi, która jest w naszym interesie, bo mocno osłabia agresywną Moskwę. W takiej sytuacji nie powinniśmy wychodzić przed szereg, ale – jak najbardziej – chować się za sojuszniczym murem i umiejętnie wykorzystywać tę rzadko spotykaną w polskiej historii koniunkturę. Tymczasem Jacek Bartosiak tworzy scenariusze, w których mielibyśmy podjąć ryzyko uderzenia wyprzedzającego bez gwarancji udziału naszych sojuszników.
Autor stawia absurdalną i niebezpieczną tezę, że Polska powinna być gotowa do samodzielnego rozpoczęcia wojny z Białorusią po to, żeby „wciągnąć” sojuszników do konfrontacji z Rosją
Jeszcze jedną tezą, którą warto podkreślić, a która przewija się mniej lub bardziej jednoznacznie w wielu fragmentach, brzmi następująco: państwo polskie w obecnej w formie działania jest niezdolne do umiejętnego wykorzystania koniunktury geopolitycznej. I to być może jest najciekawsze stwierdzenie w całej książce. Szkoda tylko, że również i tym razem autor nie przedstawia koncepcji, w jaki sposób zbudować takie efektywne centrum zarządzania strategicznego, które przeniosłoby politykę polską na inny poziom. Przedstawia wprawdzie krytyczną wobec polskich elit koncepcję „wieży” (będącą ewidentnym nawiązaniem do książki Nialla Fergusona „Ratusz i rynek”), ale i tu staje w miejscu i nie proponuje żadnych rozwiązań. W zasadzie powtarza tylko, że Armię Nowego Wzoru chwalą wszędzie, a polski rząd nie chce z tej koncepcji skorzystać.
Koncepcję tej armii można opisać jako dynamiczne i elastyczne zarządzanie konfliktem na wszystkich szczeblach dowodzenia, w tym działaniami militarnymi i poniżej progu „starcia kinetycznego”. Jednak nawet jeżeli padają jakieś interesujące spostrzeżenia, to nie znajdują one rozwinięcia, o które aż się prosi. Np. na stronie 384 autor stwierdza: „Wlewanie pieniędzy w to samo i w taki sam sposób, tylko tym razem dużo większej ich ilości, nie zmieni istotnie zdolności wojska polskiego ani nie odstraszy Rosjan”. Pełna zgoda – i już miałem nadzieję, że znajdę w książce analizę i ocenę polskiego programu zbrojeniowego i propozycje jego dalszego rozwoju zgodnie z koncepcją ANW. Już chyba nie muszę pisać, że się nie doczekałem. A jest to jedno z najważniejszych zagadnień strategicznych dla państwa polskiego. Polski rząd wydaje miliardy złotych i zaciąga jeszcze większe zobowiązania na całe lata do przodu. Mam wątpliwości co do zasadności wielu elementów programu zbrojeniowego. W tej sprawie w Polsce praktycznie nie toczy się żadna jakościowa debata. Książka Bartosiaka nic w tym zakresie nie zmienia.
W „Najlepszym miejscu na świecie” w wielu miejscach, trochę bez składu i ładu, pojawiają się twierdzenia o zmianie osi geopolitycznej, o nowym rodzaju wojny, o nowych technologiach i kosmosie, które będą determinowały przyszłość konfliktów globalnych, i tak dalej, i tym podobne. Nic z tych wyliczeń nie wynika.
Najnowszą książkę Jacka Bartosiaka określiłbym jako zmarnowaną okazję. Nie pozwala nam lepiej zrozumieć nowej geopolitycznej układanki. Nie wnosi praktycznie nic nowego do budowy lepszej polityki polskiej
Jednym słowem najnowszą książkę Jacka Bartosiaka określiłbym jako zmarnowaną okazję. Nie ma w niej błyskotliwej analizy rzeczywistości globalnej, nie znajdziemy odpowiedzi na pytanie, jak wpływa ona na przebieg wojny na Ukrainie, ani w jaki sposób Polska powinna w tej chwili dbać o swoje interesy. W oczy rzuca się brak związków przyczynowo-skutkowych. Uwagi, refleksje i opinie często rzucane są w rozproszony sposób i jedna nie wynika z drugiej. „Najlepsze miejsce na świecie” nie pozwala nam lepiej zrozumieć nowej geopolitycznej układanki. Nie wnosi praktycznie nic nowego do budowy lepszej polityki polskiej.
Wiele lat temu Mateusz Matyszkowicz powiedział, że wypuszczenie nowej książki jest zawsze dla autora bardzo bolesne. Wkłada on bowiem w pracę swoje siły i zaangażowanie – i wydaje mu się, że jego dzieło jest genialne. Oddając książkę uwadze czytelników, często żegna się jednak z własnym geniuszem. Nowa książka Jacka Bartosiaka jest tego najlepszym przykładem.
Tak, jak w przypadku Indii [https://nowakonfederacja.pl/indie-coraz-bardziej-pewne-siebie-i-coraz-mniej-demokratyczne/] – mogę tylko powtórzyć ocenę wielkiej gry globalnej: Chiny wygrywają zdecydowanie i bardzo umiejętnie i bez zbytniego rozgłosu i chwalenia się, rozgrywają innych wielkich graczy, mają najwyższe tempo wzrostu technologicznego, a ono zadecyduje – oczywiście po zdystansowaniu USA. Do tego czasu kupują czas i łudzą istotnych graczy [w tym USA] swym wielkim rynkiem i obietnicami globalizacji i stabilności. Lecz gdy Chiny prześcigną USA technologicznie, WTEDY Chiny wrzucą „całą naprzód” w produkcję militarną systemów najnowszej generacji. Można ocenić wg pierwotnego planu Xi, iż prześcigniecie technologiczne USA przez Chiny nastąpi około 2035. Po tym umownym terminie Chiny zaczną nowe porządki – przy czym nie rzucą się na najsilniejszego gracza [USA] – tylko na najsłabszego i jednocześnie zapewniającego im największy bonus wygranej – czyli odbiorą Rosji Syberię i Arktykę. Po to, by zająć [prócz „przestrzeni życiowej” i surowców i bufora osłonowego dla rdzenia Chin] geostrategicznie decydującą Strefę Seversky’ego [Arktykę] i bez walki postawić USA na asymetrycznej – przegranej pozycji. Wszystko, co Chiny robią do momentu uzyskania przewagi nad USA – jest jedynie „dziel i rządź” względem reszty graczy: Rosji, USA, Europy, Indii. Rozgrywają egoistyczne krótkowzroczne plany graczy oparte o suboptymalizację – która rujnuje, uniemożliwia i wprowadza zakleszczenie względem jedynej realnej opcji, której Chiny obawiają się – czyli przed zjednoczeniem tych graczy – utworzeniem wspólnej strefy rozwoju – zwłaszcza technologicznego [Przemysł 4.0/AI/IoT/IoE/ łączność natychmiastowa na splątaniu kwantowym/komputery kubitowe – wszystko w ramach sieciocentrycznego nadrzędnego metasystemu – cywilnego i militarnego – w tym w kosmosie]. To stworzyłoby taką synergię i połączoną wartość, która by zmusiła Chiny do porzucenia planów hegemonii i do negocjowania przyłączenia się do tego bloku, a świat by zabezpieczyła przed lokalnymi wojnami i chaosem pułapki Kindlebergera, a także przed III wojną światową – czyli przed pułapka Tukidydesa. USA od 14 lat brną ze ślepym uporem w politykę przywrócenia starego unilateralnego „złotego” Pax Americana – takiego, jaki był po 1991 – mimo, że nie mają do tego koniecznej siły ekonomicznej, finansowej, technologicznej i militarnej – a ich sojusze są zbyt słabe, bo sojusznicy wcale nie chcą walczyć z Chinami w pierwszym szeregu. Indie grają długofalowo na wzajemne wyniszczenie czy osłabienie USA i Chin i na zajęcie pozycji przynajmniej „nr 2” na globie – nie chcąc dostrzec, że Chiny, prócz tego, że Chiny przy globalnej projekcji siły nowej generacji RMA, nie zostawią Indii jako „niezagrożonej spokojnej strefy”, to nadto już je otaczają i odcinają od surowców na Oceanie Indyjskim koalicją nawet 1,5 mld islamu – i to docelowo z obu stron. Europa jest rozgrywana przez Chiny partykularnymi interesami korumpowanych Niemiec i Francji, co niszczy prawdziwy interes budowania partnerskiej synergii całej Europy – i jej prawdziwej autonomii strategicznej. USA kontynuują w zaparte tradycyjną grę montowania koalicji i wygrania cudzymi rękami – tymczasem nikt nie zamierza być mięsem armatnim Waszyngtonu – co najlepiej pokazała klęska „resetu” Obamy 2009-2013 – klęska, która dotyczyła nie tylko Rosji, ale i Europy, a dokładniej Niemiec i Francji – klęska USA, która trwa do dzisiaj. Rosja niczego USA nie dotrzymała, tylko brała wynagrodzenie z góry [pomost bałtycko-czarnomorski i wejście do Europy i podbijane ceny węglowodorów] łudziła Waszyngton do jesieni 2013 rzekomym sojuszem przeciw Chinom, a gdy USA chciały zdyscyplinować Kreml odbierając Ukrainę, Kreml tylko podniósł stawkę „zwrotem na Chiny” 2014 – który to zwrot po klęsce 2022 w Ukrainie [bo tak należy ocenić z punktu widzenia globalnej gry ugrzęźniecie w Ukrainie] okazał się wejściem ZBYT głęboko w paszczę smoka, który dzięki temu się wzmacnia. USA dla wygranej z Chinami musiałyby uświadomić sobie, że potrzebna przewaga technologiczno-ekonomiczno-finansowo-demograficzna musiałaby być na zupełnie innym poziomie – ale do tego USA musiałyby zrezygnować z bycia absolutnym hegemonem i zbudować PARTNERSKI SYNERGICZNY i KOMPLEMENTARNY układ z UE i Indiami – oparty o wymianę technologiczną [a nie o sankcje i bariery patentowe] – i rozwój i wzrost WSZYSTKICH [ a nie tylko USA] – a wtedy Globalne Południe by dołączyło do tego bloku – mając go za dużo bardziej korzystny od współpracy z Chinami. I to byłby „game over” dla hegemonicznych planów Pekinu – który pragmatycznie przystąpiłby do negocjacji wejścia do tego bloku. A Rosja – dołączyłaby zapewne na końcu….najwięcej straciwszy – i najmniej zyskawszy… Sumując – na razie Chiny mistrzowsko grają w „go” – tak dobrze, że reszta graczy, wrzuconych przez Chiny w układ patowego zakleszczenia egoistycznych krótkowzrocznych [NIEREALIZOWALNYCH celów [i manipulowana w tym układzie umiejętnie kijem i marchewką Pekinu]- nawet tego nie dostrzega….co niestety wyjątkowo źle świadczy o poziomie analizy/syntezy i wynikowej geostrategii wielkich graczy – poza Chinami…
Podsumowując jednym zdaniem: Chiny wygrywają z całą potencjalną koalicją, zdolną je powstrzymać i ponownie wmontować w dłuofalowo stabilny układ globalny, ponieważ Xi dalej stosuje główną dyrektywę Deng Xiaopig’a – czyli „rosnąć w cieniu – nie rzucając wyzwania hegemonowi”. Oczywiście ta strategia Xi jest zmodyfikowana – hegemonem, którego się usypia i któremu nie rzuca się OTWARCIE wyzwania – jest globalna koalicja graczy, z których KAŻDY w planie długofalowym [STRATEGICZNYM] jest zagrożony przez hegemonię Chin. A cała polityka Chin jest nastawiona na to – by taka koalicja nie powstała. Notabene – taka koalicja przez technologiczną „ucieczkę do przodu” , przez zbudowanie gigantycznego „reaktora rozwoju wykładniczego” – tak „przy okazji” w ramach nowych technologii i nowej ekonomii by rozwiązała główne zagrożenia związane z klimatem, emisjami, niedoborem energii – wg mnie w ca 1,5 do 2 dekad… A zwłaszcza by to przyśpieszyło po dołączeniu Chin do bloku i wyhamowaniu zbrojeń i przekierowaniu tych zasobów z „wojska” do „cywila”… Bo ta „walka ze zmianami klimatycznymi” jest wojną z góry przegraną w priorytetach decyzji i środków finansowych – dopóki NAJPIERW nie zostanie zbudowany stabilny układ globalny – i dywidenda pokoju i globalnej synergii.
Winno być: Deng Xiaoping’a [moim zdaniem najwybitniejszego geostratega od czasów Sun Tzy]
Przy czym nieustanne deklaracje Xi nt przyłączenia Tajwanu – i uczynienie z tego w oczach reszty świata głównego celu polityki Chin – jest tu najlepszą TAKTYCZNĄ „maskirowką” prawdziwych celów Chin. Gdyż od razu przy stałej presji „sprawy tajwańskiej” ze strony Pekinu następuje w oczach reszty graczy redukcja celów Chin z globalnej hegemonii i z robionego tak zręcznie rozegrania wszystkich graczy wg „dziel i rządź” – do „jakiejś” „małej wyspy” – którą większość nawet nie uznaje za suwerenne państwo. Owszem – Tajwan jak na swoją wielkość, populację – jest nader ważny – i jako element pierwszego łańcucha wysp i jako być może najlepiej rozwinięty producent elektroniki najwyższej skali integracji [TSMC] – ale to i tak jest tylko zasłonka dla PRAWDZIWEJ WIELKIEJ GRY – jaką rozgrywają ze światem Chiny. Tak samo zaangażowanie w sprawy pokoju na Ukrainie mam za element odciągającej maskirowki – owszem ważny i mogący wiele dać Pekinowi w pozycji wobec USA [i Rosji i UE] – ale nadal drastycznie drugorzędny wobec gry o niedopuszczenie do zjednoczenia się silnych graczy w wielką koalicję i w wielki blok rozwojowo-technologiczno-ekonomiczny. Wszystko to, to tylko „mieszanie w kotle”, owszem, też korzystne dla Chin [i dlatego te sprawy tak zajmują uwagę innych graczy], by owi gracze nie widzieli NADRZĘDNEGO GLOBALNEGO kosztu alternatywnego utraconych korzyści ze zbudowania synergii połączonej koalicji…
Cóż, nie będę oryginalny, posłużę się słowami autora artykułu: szok i niedowierzanie, aby skomentować tenże artykuł. Uważam, że książka JB powinna być oceniana przede wszystkim za jej walory „pozytywistyczne”, za to, że szerokiemu gronu mniej wyrobionych odbiorców pokazuje podstawowe mechanizmy realizacji interesów państw, w tym zarówno naszych potencjalnych wrogów, jak i sojuszników, a także przybliża szereg pojęć i zagadnień związanych z prowadzeniem wojny, pozwala komuś, kto ma ogólną wiedzę historyczną, na spojrzenie na wydarzenia dziejowe w zupełnie inny, niż dotychczas, sposób. Nie ma może jednoznacznej błyskotliwej analizy całokształtu, której poszukiwał daremnie autor artykułu, ale jest za to szereg pytań, które powinny – w zasadzie bez przerwy – nurtować naszych rządzących i wyższych stopniem wojskowych, ale dobrze się stanie, jeśli pogłowią się nad nimi, może w sposób daleki od eksperckiego, także większe grupy osób, choćby tych zainspirowanych książką pana JB. Zwiększa się wtedy szansa na to, że w debacie publicznej, zwłaszcza w obliczu nadchodzącej kampanii wyborczej, zostaną we właściwy sposób postawione pytania tym, którzy podejmują decyzje w naszym imieniu. Pytania lepsze, bardziej szczegółowe, bardziej merytoryczne, które będą w stanie przebić się przez taką ogólność odpowiedzi, że w sumie nic z tych odpowiedzi nie wynika. Co jest lepsze – genialna analiza wysoce kompetentnego specjalisty, która usatysfakcjonuje i zostaje w pełni zrozumiana przez kilku jemu podobnych specjalistów, czy też publicystyczny szkic, napisany w sposób barwny, metaforyczny i pełen dygresji, który podnosi na wyższy poziom myślenie o polityce, wojnie i naszym bezpieczeństwie u kilkudziesięciu tysięcy odbiorców? Ja jestem przekonany, że bardziej potrzebna i użyteczna jest ta druga forma. Mam też przeczucie, że gdyby pan JB chciał usatysfakcjonować analityków, to nie starałby się do nich dotrzeć za pomocą wysokonakładowej książki…
Sama recenzja najnowszej książki Bartosiaka jest NIE NA TEMAT. Bartosiak zamierzał opisać mechanizmy funkcjonowania instytucji państwa – jego zdaniem zupełnie wykoślawione i nieadekwatne do poziomu, jaki musi wystawić państwo postawione przed takimi wyzwaniami. Bo nawet jeżeli najlepsza strategia na świece dla Polski [i to przekazana na zasadzie „jak chłop krowie przy rowie” – tylko „brać i wykonać”] spadnie naszym włodarzom z nieba – i tak nie będą w stanie jej zrozumieć, a co dopiero zrealizować – bo jedno i drugie właśnie wymaga sprawnych i spójnych i konsekwentnych do końca instytucji – na poziomie XXI w. – a niestety u nas panuje coś w rodzaju nader „łagodnego caratu” z poziomem myślenia i działania a la Rosja przed wojną krymską. Zadanie pokazania „placowi” wewnętrznych chorych mechanizmów funkcjonowania SYSTEMU władzy [niezależnie od opcji politycznych – od lewa do prawa] i niewydolności instytucji państwa – Bartosiak wykonał w 100% – i jego praca jest pionierską pracą u podstaw. Być może pracą przełomową, niczym przelanie czary goryczy [zwłaszcza w TYCH WOJENNYCH czasach, gdy poprzeczka wymagań poszybowała do góry i „tanie gadanie bez pokrycia” już nikogo nie zadowala] – bo w sumie Bartosiak przy swoich zasięgach wszelkimi medium [w tym książkami i audiobookami] wychowuje nowe pokolenie – które NIEUCHRONNIE zastąpi stare – a to w ostateczności [jeżeli rewolucja mentalna nie nastąpi rychło] w dłuższym trwaniu dokona krytycznej presji na zmianę systemu władzy i instytucji. I od środka – i przede wszystkim powszechną presją „placu” – niejako od zewnątrz. Co do biadolenia autora artykułu łaknącego przełomowej geostrategicznej analizy globalnej – dostarczyłem ją na odczepnego – więc autor winien ukoić tym swój żal – zupełnie bez sensu kierowany do Bartosiaka odnośnie tej konkretnej publikacji „Najlepszego miejsca na świecie”.
Jeszcze uwaga do Wielkiej Gry Wielkich Graczy – czyli geostrategii plus kosmostrategii. Rewolucja New Space – od strony nowej ekonomii – nie uda się bez uzyskania synergii skoordynowanego i komplementarnego współdziałania na poziomie globalnym. Dopóki trwa rywalizacja o hegemonię – sprawy militarne będą priorytetem, a ryzyko długofalowych inwestycji i ich ekspozycja na ryzyka wynikające z konfrontacji hegemonicznej – zbyt duże. Wszelkie instalacje orbitalne czy w punktach libracyjnych – to cel pierwszego uderzenia. Tylko „głęboki” kosmos – czyli odległości liczone przynajmniej w milionach kilometrów, zapewniają jako-takie bezpieczeństwo względem uderzeń z Ziemi i z orbit wokółziemskich, a tak naprawdę odległości w dziesiątkach milionach kilometrów. A szkoda, bo nawet bez eksploatacji pasa asteroid, relatywnie bliskie nam niektóre asteroidy zawierają prawdziwe „rodzynki” w metalach szlachetnych i pierwiastkach ziem rzadkich. Np. w 2015 asteroida 2011-UW-158 przeleciała w 6 razy większej odległości. niż Ziemia-Księżyc, zawierała platynę- 90 mln ton – wartą powiedzmy 5 bilionów dolarów [naszych bilionów – nie anglosaskich miliardów]. Nawet nie chodzi o stronę finansową [platyna jako zamiennik złota i przywrócenie walut mających pokrycie w…platynie – w miejsce obecnej piramidy finansowej PUSTEGO pieniądza] , ile techniczno-przemysłowe zastosowanie platyny. Co do złota w pasie asteroid tzw, grupy Apollo [takie, których orbita przecina się z orbitą Ziemi – jest ich ponad 8 tys] jest znana asteroida 1981-Midas odkryta w 1973, ponoć cała ze złota, co już wtedy rozpaliło żądze prywatnych eksploratorów, którzy nawet powołali spółkę do „zgarniecia” owego złota – mimo nikłości możliwości ówczesnej techniki – w dodatku w całości w rękach państwa. Są jeszcze dalsze asteroidy złote, już w odległościach liczonych w jednostkach astronomicznych – np. Golden 4423, czy Gold 4955 czy Goldfinger 16452. Inna rzecz, że w komercyjnym przemyśle kosmicznym bardziej by się liczyły pierwiastki rzadkie [zwł. lantanowce], metale szlachetne, tytan, wolfram itd – a jest ich tam sporo. No i energetyka kosmiczna z przesyłem energii mikrofalami na Ziemie z orbitalnych elektrowni z bardzo dobrą wydajnością i zasadniczo stałym „nasłonecznieniem” cały rok – z produkcją absolutnie czystej i bezemisyjnej i [i bez odpadów – bo zbudowane z materiałów asteroid czy Księżyca] energii – przynajmniej o 2 rzędy wielkości większej od obecnych potrzeb całej ziemskiej ekonomii – pierwsza taka testowa elektrownia orbitalno-mikrofalowa [ca 1 MW] ma być zbudowana przez Chiny ca 2028… Ale to wszystko jest kruche, wyeksponowane na wszelkie zagrożenia i niezwykle łatwe do zniszczenia czy oślepienia – nic z tego komercyjnie nie urodzi się długofalowo i na naprawdę wielką skalę – dopóki będzie obecna rywalizacja globalna. To także element kosztu alternatywnego utraconych korzyści przez obecne zwarcie Chin z USA, a faktycznie z podzieloną koalicją antychińską – która nie potrafi się zjednoczyć i wymusić nowego układu globalnego. I proszę nie opowiadać o BRICS jako bloku prochińskim – Rosja się wije, by wyjść z gardła smoka, a Indie wprost w doktrynie od 2018 mają Chiny za „wroga nr 1” Indii.
Interesujące komentarze…rzeczywiście mało się mówi o zagrożeniu, jakie stwarza mocarstwowość Chin we współczesnym świecie…
Skrzętnie ten problem jest ukrywany… z jednej strony Chiny jaki przeciwwaga do USA ale z drugiej powoli rosnąca hegemonia… , nie mówiąc już o bardzo niebezpiecznym systemie kredytu społecznego, jaki jest wprowadzony w Chinach w celu kontroli ludzi…
Autor tekstu jak widzę wolałby sam napisać Bartosiakowi tę książkę. Wszystko po, aby przeczytać to, co chce przeczytać. A wystarczyło uważnie czytać samego Bartosiaka, aby wiedzieć jaki jest jego cel przy tworzeniu tej książki. To trochę tak jakbyśmy kupili czekoladę orzechową i mieli zarzut, że jest z rodzynkami. Niech Pan komentator poszuka jednak tej rodzynkowej i daruje sobie krytykę orzechowej za to, że mało w niej rodzynek.
Za jakim murem miałoby się schować państwo polskie? Krajów Unii Europejskiej, głównie Francją i Niemcami, którzy upatrują w osłabieniu regionu szansę dla siebie i powrót do wymiany handlowej z Rosją? Czy za Amerykanami? Strategia rozwoju zdolności operacyjnych opisywana przez Bartosiaka ma na celu przywrócenie sprawczości naszemu narodowi. Myśl o pasywnym przyglądaniu się sytuacji zza ramienia starszego brata jest wręcz ubiegłowieczna.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Jak wydarzenia współczesne i historyczne kształtują indyjską politykę zagraniczną? Autor książki analizuje jej ewolucję w dynamicznym kontekście geopolitycznym Azji i świata
Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany
Czy zakończenie konfliktu między Izraelem a libańskim Hezbollahem faktycznie się dokonało? Jak Morze Bałtyckie zostanie zabezpieczone przed Rosją? Co sprawiło, że notowania dolara kanadyjskiego i meksykańskiego peso gwałtownie spadły?
Donald Trump zrobił wiele, aby uniknąć chaosu znanego z pierwszej jego kadencji. Nie mam jednak przekonania, że oznacza to, że teraz uda mu się zupełnie uniknąć oporu materii. Dojdzie natomiast, moim zdaniem, do tego, co określiłbym mianem instytucjonalizacji w USA sporu pomiędzy globalizmem a lokalizmem.
Czy wykorzystanie pocisków balistycznych ziemia-ziemia zmienia sytuację Ukrainy? Jak podziałało ono na Rosję? Jakie tematy podjęto podczas szczytu grupy G20 w Rio de Janeiro?
Może zamiast pomstować na firmy azjatyckie i demonizować ich rządy, wraz z przypisywaniem im nieczystych intencji, warto by było po prostu je naśladować
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie