Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Doktor geografii, wykładowca UW
Sporo mówi się u nas o zrównoważonym rozwoju i wsparciu dla biednych, ale w praktyce jest inaczej. I na polityce regionalnej, i na funduszach unijnych korzystają głównie bogaci.
W komentarzu eksperckim dla Instytutu Sobieskiego ogłosił pan tezę, że w polskiej praktyce Specjalne Strefy Ekonomiczne (SSE) to wsparcie dla tych regionów, które i tak sobie radzą i wsparcia nie potrzebują. Dlaczego tak się dzieje?
Ustawa o specjalnych strefach ekonomicznych przewiduje pewne warunki, które muszą by spełnione, aby SSE powstała. Jeden dotyczy typu działalności, a drugi – lokalizacji. Jeśli chodzi o typy działalności, preferowany jest sektor innowacyjny. Jeśli chodzi o lokalizację, bierze się pod uwagę m.in. stopę bezrobocia.
Gdyby brano pod uwagę jednocześnie oba czynniki, o których mówiłem, to rzeczywiście przedsięwzięcia innowacyjne, prorozwojowe trafiałyby do regionów opóźnionych gospodarczo. Tymczasem ustawa jest tak skonstruowana, że wystarczy spełnić jeden z tych warunków. Innymi słowy, jeśli firma działa w nowoczesnym sektorze, może działać w SSE i nie ma tu preferencji dla regionów zapóźnionych gospodarczo. A wiadomo, że przedsiębiorcy łatwiej jest inwestować w regionach już rozwiniętych, bo tam są kadry, infrastruktura, partnerzy gospodarczy, z którymi chcą kooperować. A ponieważ SSE są wszędzie, przedsiębiorcy wybierają regiony bogatsze.
Czyli gdybym był inwestorem z Hong Kongu i chciał otworzyć firmę z branży IT, to nie muszę jechać na tereny popegeerowskie. Mogę inwestować w Warszawie, korzystając z ulg.
Jak najbardziej. Świetnym przykładem takiej strefy są wrocławskie Kobierzyce, gdzie zlokalizowały się firmy elektroniczne. Jest ich kilka i tworzą już mały klaster.
Czy to wina ustawy? Innowacyjnym firmom trudniej byłoby otwierać zakłady na terenach zapóźnionych. Gdyby to zrobiły, musiałyby ściągać specjalistów z innych części kraju.
To właśnie jest czymś najbardziej pożądanym. Główną barierą rozwoju terenów zapóźnionych jest brak kadr. Kreatywna warstwa społeczna odpływa do regionów lepiej rozwiniętych. A ściślej – do kilku ośrodków w Polsce albo za granicę. Tymczasem to kapitał ludzki jest uznawany za główny czynnik rozwoju endogenicznego regionów. Ściąganie go, choćby poprzez tworzenie innowacyjnych przedsiębiorstw, to najlepszy sposób na rozwój regionu. Dlatego właśnie SSE jako narzędzie polityki regionalnej może działać. To fakt, sprowadzenie kadry z innej części kraju wymaga więcej wysiłku niż korzystanie z tej, która już jest na miejscu. Jeśli uznamy to za argument, to nie róbmy nic i niech innowacyjne przedsięwzięcia rozwijają się tam, gdzie teraz. Tylko nie nazywajmy tego polityką regionalną. Po co dodatkowo ułatwiać działalność za pomocą takich narzędzi, jak SSE, skoro firmy radzą sobie bez tego? Dodajmy, że zasoby ludzkie są najbardziej mobilnym z rodzajów kapitału. Ludzi nie trzeba przewozić. Sami migrują, jeśli mają stworzoną zachętę w postaci zatrudnienia.
Wyobraźmy sobie, że na terenach popegeerowskich otwiera się firma IT. Ściąga inżynierów z Warszawy i Wrocławia, dobrze im płaci. Jednak ludzie z dawnych pegeerów żyją tak, jak żyli.
Oczywiście, że tak. Jednak kreatywna warstwa społeczna po pierwsze sama sobie tworzy miejsca pracy, a po drugie jest intelektualnym motorem rozwoju regionu. To ludzie, którzy nie tylko są zatrudnieni w jakiejś instytucji, lecz mają także pomysły na inne przedsięwzięcia, nie tylko gospodarcze, ale i naukowe czy kulturalne. Ci ludzie dają zatrudnienie i zajęcie innym. Nawet jeśli ci inni wykonują usługi hydrauliczne albo zajmują się handlem, to te osoby, które się sprowadziły, są nowymi klientami. Mają lepsze zarobki i bardziej rozwinięte potrzeby.
Główną barierą rozwoju terenów zapóźnionych jest brak kadr. Kreatywna warstwa społeczna odpływa do regionów lepiej rozwiniętych
Czy niepołączenie w ustawie dwóch czynników – branży i miejsca – jest zwykłym niedopatrzeniem? Pytam, bo dla firm z zagranicy opłacalna jest sytuacja, gdy mogą skorzystać z ulg, jakie daje strefa, a jednocześnie działać w rozwiniętych regionach kraju, bez konieczności sprowadzania pracowników z daleka.
Tego możemy się tylko domyślać. Ja byłbym skłonny sądzić, że nie jest to niedopatrzenie. Obserwując politykę regionalną w Polsce, stwierdzam, że sporo mówi się o zrównoważonym rozwoju i wsparciu dla biednych, ale w praktyce – a dotyczy to nie tylko SSE, ale i innych aspektów polityki regionalnej – jest inaczej. Na funduszach unijnych też korzystają głównie bogaci.
Ludzie z biedniejszych regionów często narzekają na to, że infrastruktura nie tylko się nie poprawia, ale wręcz pogarsza. Likwidowane są połączenia komunikacyjne.
W biednych regionach często nie ma kadr, które potrafiłyby generować wnioski do UE konkurencyjne wobec tych z regionów lepiej rozwiniętych. I chodzi właśnie o ściąganie tam wykształconych osób. Ludzie, którzy pracują w innowacyjnej firmie, mogą po godzinach działać społecznie, podpowiedzieć swojemu burmistrzowi czy wójtowi jakąś inicjatywę. Dzięki temu region może przygotować wniosek o pieniądze unijne.
Czy w innych krajach SSE mają te same wady co w Polsce?
Tego nie badałem, ale strefy bądź inne narzędzia wsparcia dla przedsiębiorców działają też w innych państwach UE. Pod tym względem Polska nie jest szczególnie konkurencyjna.
W takim razie całościowa ocena funkcjonowania SSE jest negatywna?
Dostępność tych stref wszędzie – bo połowa powiatów w Polsce ma jakiś rejon inwestycyjny – powoduje, że to nie działa tak, jak powinno. Nie daje preferencji regionom mniej rozwiniętym. Nie mówię, że strefy w ogóle nie funkcjonują, ale założenie było takie, żeby przyciągać inwestycje w konkretne regiony. Jeśli spojrzymy na rozmieszczenie miejsc pracy w poszczególnych strefach, to okaże się, że biedniejsze części kraju nie są w jakiś szczególny sposób preferowane. Wśród lokalizacji o największej liczbie miejsc pracy znajdują się również ośrodki takie jak Wrocław, Poznań, Kraków.
Może należałoby w takim razie nie tworzyć tam SSE, a nawet zlikwidować te, które są.
Jeśli chcemy się stosować do założeń polityki zrównoważonego rozwoju, to należałoby zaprzestać tworzenia stref w ośrodkach najlepiej rozwiniętych. Nie można inwestorowi nagle powiedzieć: „Od jutra koniec z przywilejami”, ale moim zdaniem rozsądnie byłoby wygasić SSE w metropoliach. Dajemy np. 2–3 lata i – jeśli firmy nadal będą zainteresowane korzystaniem ze stref – zachęcamy do inwestowania w regionie preferowanym.
A czy tworzenie stref w ogóle ma sens? Nie lepiej po prostu zadbać o inwestorów w skali kraju?
Na czym miałoby polegać ściąganie inwestorów w skali kraju? Wierzę w ogólne tworzenie warunków sprzyjających inwestycjom – tu prostym miernikiem jest wskaźnik wolności gospodarczej, który w Polsce wypada fatalnie. Ale aktywne ściąganie inwestorów? To bardzo popularne hasło w naszych samorządach terytorialnych, tylko w jaki sposób to robić? SSE są jednym z narzędzi, o ile są tworzone tylko tam, gdzie powinny. Jeśli są prawie wszędzie, to narzędzie nie działa tak, jak chcemy.
Co powinno się zmienić? Ustawa o specjalnych strefach ekonomicznych?
Działalność stref jest regulowana przez ustawę, więc niewątpliwie musi się ona zmienić. Według doniesień z ostatnich tygodni w rządzie trwają prace nad zmianą. Zwrócono uwagę na to, o czym rozmawiamy, czyli na konieczność preferowania regionów w kryzysie. W rządowych sprawozdaniach zwraca się uwagę na to, że wiele stref nie cieszy się w ogóle zainteresowaniem inwestorów. Są takie rejony inwestycyjne, w których nikt się nie pojawił. Z tym że SSE to tylko jedno z narzędzi polityki regionalnej. Wszystkie decyzje, które dotyczą rozmieszczenia pewnych dóbr w przestrzeni, powinny być rozpatrywane również z punktu widzenia celów polityki regionalnej. Jeśli będziemy stosowali wybiórczo pewne narzędzia, a reszta polityki będzie się z nimi kłócić, to działanie nie będzie skuteczne.
Dziennikarz „Gazety Polskiej Codziennie”
Lubię idealizm, szczególnie ten w wykonaniu tak młodych ludzi, ale badania praktyki gospodarczej absolutnie nie potwierdzają ww. idei. Mówiąc krótko: nie zawróci się Wisły kijem — jeśli dany region jest pogrążony w stagnacji, to próba zmiany tego stanu rzeczy środkami administracyjno-ekonomicznymi jest marnotrawieniem pieniędzy w czystej postaci (tzw. „rewitalizacja” NRD niech tu będzie wiecznym przykładem). ——————————————————————————————————————————————————————— W USA wiedzą co to jest efektywność — tam nikt nie „rewitalizuje” dawnych osad poszukiwaczy złota, czy miasteczek górniczych, które wyczerpały zasoby. Przeciwnie — zostały porzucone wraz z dobytkiem, bo tak jest ekonomicznie najwydajniej — kumulować czynniki wzrostu w tych ośrodkach, które już są silne, powstaje w nich piramida możliwości — efekty synergiczne tworzą niepowtarzalne możliwości dalszego rozwoju — przyczyna, dla której powstała tylko jedna „Dolina krzemowa” na świecie, a wszystkie jej imitacje zakończyły się kosztownymi porażkami opłacanymi przez podatników, gdyż były jedynie kultem cargo. Tak samo oczywistą katastrofą skończą się próby sztucznego, biurokratycznego korygowania naturalnych procesów — kolejny „kult cargo” — imitacja bez zrozumienia procesu. ——————————————————————————————————————————————————————— pl.wikipedia.org/wiki/Kulty_cargo ——————————————————————————————————————————————————————— Idee przedstawiane w powyższym tekście to najlepsza recepta na klęskę — obciążanie dodatkowymi kosztami tych, którzy się rozwijają, by rozpraszać środki, niszczyć środowisko naturalne lub inne lokalne przewagi komparatywne, by tworzyć na nich imitację rozwoju przy podwójnej cenie do zapłacenia… ——————————————————————————————————————————————————————— Na koniec uwaga — SSE ze względu na swoją wybiórczość oczywiście też są źródłem spowolnienia naszego wzrostu: reszta płaci za przywileje nielicznych, za to dobrze ustawionych wobec władzy i najlepszym sposobem byłoby rozszerzyć zakres SSE na całą Polskę z wyjątkiem parków narodowych…
Dodajmy, że tak jak jest ekonomiczną porażką sztucznie wspomagać środkami biurokratycznymi rejony pogrążone w stagnacji, tak z tych samych przyczyn kompletną porażką kończyły się próby sztucznego ożywienia rejonów zacofanych, np. Afryki (a w praktyce także wszędzie indziej, bo zasada jest uniwersalna) — próby sztucznego przenoszenia wzrostu kończą się zmarnotrawieniem środków ze względu na dysekonomie braku synergii, gdzie zamiast wszystko pracować wydajnie jak elementy jednej maszyny, przeciwnie — trzeba kanibalizować środki, żeby doprowadzić do choćby minimalnej wydajności zasobów, którym brakuje powiązania z prawdziwym ośrodkiem wzrostu (typu: z dwudziestu traktorów pracują dwa, bo musiały skanibalizować brakujące części z pozostałych — tak wygląda sztuczne rozkręcanie rozwoju). ——————————————————————————————————————————————————————— Ten sam typ gigantycznego marnotrawstwa można było obserwować w naszej medycynie: importowana aparatura, kupiona za grube miliony naszych pieniędzy, mająca w założeniu zbliżyć nas do świata, a w rzeczywistości stojąca nieużywana na deszczu, ze względu na brak specjalistów do jej obsługi bądź wysoką cenę materiałów eksploatacyjnych. Te same pieniądze przyniosłyby GIGANTYCZNIE lepsze efekty, gdyby zostały spożytkowane na najbardziej naturalny rozwój organiczny — dobudowywania nowych, lepszych rozwiązań w tych miejscach, które same są do tego najlepiej przygotowane.
Trzeba jeszcze dodać, że polityka sztucznego wyrównywania poziomów nie dość, że ekonomicznie nieskuteczna, to jeszcze ma swoje odbicie w nastrojach społecznych, gdy ci bardziej wydajni mają przeświadczenie, że robią „na tych leni z…” Dobrym przykładem są tu Włochy, gdzie miliardy euro pompowane w południe Włoch nie tylko doprowadziło do napięć społecznych, powstania Ligi Północnej na fali frustracji, nie tylko wytworzyło w południowych Włoszech strukturę klientelistyczną nastawioną nie na przedsiębiorczość, ale na dojenie publicznej kasy (świetne źródło zarobków dla włoskiej mafii!), to tak jak południowe Włochy były Afryką, tak wciąż są Afryką. ——————————————————————————————————————————————————————— Krótko mówiąc — do polityki regionalnej, to trzeba mieć łeb (i to nie tylko ekonomiczny, ale i socjologiczny i psychologiczny), inaczej kończy się to zazwyczaj marnotrawieniem szans na sukces, budową biurokracji, socjalizmu, frustracją społeczną i wyuczaniem bierności („i tak nam zabiorą…”/”i tak samo spadnie…”).
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Czy Indie zmieniają bieg światowej polityki? Jak wyglądają relacje międzynarodowe z perspektywy jednego z najważniejszych graczy w Azji?
Jaką rolę odgrywają Indie w dynamicznie zmieniającym się ładzie światowym? Dlaczego ich pozycja w geopolityce Azji jest kluczowa dla przyszłości globalnych relacji międzynarodowych? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz w najnowszej książce Shivshankara Menona byłego Sekretarza Spraw Zagranicznych Indii.
„Ostatni Etap” to nie tylko analiza polityczna – to także historia współczesnej Polski i jej miejsca na mapie świata.
Poszukujemy osoby na stanowisko ASYSTENT ZESPOŁU w wymiarze 8 godzin dziennie. Oczekujemy znajomości pakietu Office, dobrych zdolności organizacyjnych, samodyscypliny i zaangażowania
Dołącz do nas w debacie dotyczącej przyszłości Unii Europejskiej i roli, jaką może odegrać Polska. Wspólnie zastanowimy się nad kluczowymi wyzwaniami i możliwościami, które stoją przed naszą wspólnotą w nadchodzącej kadencji.
Zatrudniamy na stanowisko Specjalista ds. wydawniczo-promocyjnych
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie