Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Ofensywa uśmiechu Xi Jinpinga. Indie korzystają na wojnie | Z Centrum Świata, listopad 2022

Canberra asertywnie rozmawia z Pekinem. W Chinach – protesty przeciw lockdownom. Wybory w Kazachstanie, Nepalu i Malezji
Wesprzyj NK

Kiedy Azja Zachodnia (Katar) przygotowywał się do mundialu, Azja Południowo-Wschodnia stała się czasowo centrum światowej dyplomacji. Do spotkań wielostronnych powrócił wzmocniony odnowieniem mandatu Xi Jinping. Czy to dyplomatyczna odwilż? Z lepszej pogody postanowiła skorzystać między innymi Australia, od której warto uczyć się wyważonej asertywności w relacjach z Pekinem. W samych Chinach po społecznych protestach władze poluzowały reguły sanitarne związane z pandemią Covid-19.

Indie umacniają swoją politykę życzliwej neutralności wobec Moskwy, co przynosi im dyplomatyczne i ekonomiczne benefity. W Iranie trwają czwarty miesiąc uliczne protesty. W Kazachstanie, Nepalu i Malezji miały zaś miejsce istotne wybory. Co jeszcze ważnego zdarzyło się ostatnio w Azji?

Odwilż w słowach

Najpierw w Kambodży spotkali się liderzy regionalnej organizacji ASEAN (11 listopada), następnie szczyt G20 z udziałem głów państw lub szefów rządów miał miejsce na indonezyjskim Bali (15-16 listopada). Potem rozmowy przeniosły się do Tajlandii (18-19 listopada) na szczyt organizacji APEC. Najbardziej zauważalnym elementem tych konferencji była chińska „ofensywa uśmiechu”: umocniony otrzymanym przez partię mandatem na październikowym kongresie Xi Jinping spotkał się po raz pierwszy od długiego czasu z liderami państw Zachodu.

Chiński lider powrócił na światowe salony po latach samoizolacji, przerwanej ostatnio we wrześniu z okazji spotkań w dość wąskim gronie w Azji Centralnej. Rozmawiał nie tylko z prezydentem Joe Bidenem, ale też liderami Japonii, Kanady, Singapuru, Korei Południowej i Australii. Atmosfera tych spotkań była na ogół poprawna, jeśli nie liczyć wymiany zdań z Kanadyjczykiem Justinem Trudeau, która zakończyła się publiczną kłótnią.

Globalne Południe postrzega inwazję Putina raczej jako starcie regionalne w Europie z udziałem Stanów Zjednoczonych i Rosji

Kością niezgody, zarówno w kuluarach, jak i na salach plenarnych, pozostawała interpretacja wojny w Ukrainie i światowa odpowiedź na nią. Z punktu widzenia państw Zachodu jest to konflikt, który nie tylko fundamentalnie narusza prawo międzynarodowe i ład światowy, ale także pogłębia wszystkie inne kryzysy globalne: od żywnościowego, przez nawozowy po energetyczny. Globalne Południe postrzega inwazję Putina raczej jako starcie regionalne w Europie z udziałem Stanów Zjednoczonych i Rosji. Skupienie najbogatszych państw świata na tym teatrze wojny przeszkadza w zajęciu się innymi kryzysami, w tym coraz bardziej palącym kryzysem zadłużenia.

Świadectwem tych odmiennych perspektyw jest na przykład deklaracja po szczycie G20 w Indonezji. W sprawie wojny w Ukrainie dyplomaci dokonali istnej ekwilibrystyki. Z jednej strony są tam zapisy o potępieniu inwazji i zaboru ukraińskiego terytorium. Z drugiej zaś pojawia się wyraźne zastrzeżenie, że państwa uczestniczące w spotkaniu G20 pozostają przy swoich stanowiskach. Te zaś zostały wyrażone podczas tegorocznych głosowań na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ.

Szczyt G20 to w założeniu spotkanie głów 19 państw istotnych systemowo dla globalnej gospodarki oraz przedstawicieli UE jako organizacji. W tym roku nie pojawił się prezydent Władimir Putin. Został zastąpiony przez szefa MSZ Siergieja Ławrowa, który musiał sygnować wspomnianą – mimo wszystko kłopotliwą dla Moskwy – deklarację po szczycie. Szczególnym elementem było w tym roku też wystąpienia prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, który zwrócił się do zebranych z wirtualnym przesłaniem jako gość specjalny.

Ustalenia między liderami G20, choć nie mają formalnie wiążącego charakteru, to zachowują często ważną funkcję integracyjną i koordynacyjną w polityce fiskalnej, monetarnej i gospodarczej. Dzięki konstrukcji grupy G20, w jej ramach toczy się dialog największych państw rozwiniętych z rozwijającymi się. Mają one często odmienne spojrzenia na największe wyzwania globu. Warto zwrócić uwagę, że choć kwestia wojny w Ukrainie jest omówiona na pierwszej stronie deklaracji końcowej, to sam dokument ma stron aż siedemnaście. W tym roku szczególną uwagę przykładano do kwestii właściwej odpowiedzi na narastający kryzys światowy, zwłaszcza w jego wymiarze żywnościowym, energetycznym oraz finansowym.

Australia nie poddaje się bullyingowi, ale rozmawia z Chinami

Jednym z ważnych spotkań na indonezyjskim Bali była półgodzinna rozmowa między Xi Jinpingiem a australijskim premierem Anthonym Albanese. Niezależnie od chińskich intencji przynajmniej wizerunkowej poprawy relacji z Zachodem, warto przyjrzeć się postawie Australii w ostatnich latach. Przykład z antypodów skłania do wniosku, że w stosunkach z Pekinem warto zdecydowanie – lecz grzecznie – bronić swoich racji i interesów, utrzymując konsens co do kierunków politycznych w ramach klasy politycznej i biznesu.

Istotny jest kontekst tej rozmowy. Przez sześć lat przywódcy Australii i Chin nie spotykali się. Co więcej, podobno ministrowie ChRL nie odbierali nawet telefonów od swoich odpowiedników z Canberry. Dla Australii stosunki handlowe z Chinami mają pierwszorzędne znaczenie, a taka przerwa w dialogu uniemożliwiała rozwiązywanie narastających kwestii spornych.

Listopad przyniósł dodatkowe argumenty tym, którzy twierdzą, że Indie są krajem najbardziej korzystającym na wojnie w Ukrainie

Pekin przez ostatnie lata próbował za pomocą nacisków gospodarczych rozluźnić silne więzi Australii i USA w dziedzinie bezpieczeństwa. Bodźcem bezpośrednim, wywołującym chińską furię, było wykluczenie chińskich firm z rynku infrastruktury dla telefonii 5G w Australii oraz szereg afrontów wizerunkowych. Za nieugięcie się przed chińskimi żądaniami australijski sektor wydobywczy, rolny i rybołówstwo miały zapłacić cenę w postaci ceł, utrudnień handlowych i innych sankcji.

Jednak miarę upływu czasu okazywało się, że chińska polityka wobec Australii jest przeciwskuteczna. Chiny były zależne od importu australijskich surowców, więc Australijczycy poradzili sobie zaskakująco dobrze z ograniczeniami handlowymi. Najprościej mówiąc, sprzedaż wina i homarów pikowała, ale z naddatkiem zrekompensował to eksport rudy żelaza oraz gazu.  Wartość eksportu do Chin jest większa niż przed okresem chińskich restrykcji. A jednocześnie przedsiębiorcy z antypodów wspierani przez rząd znaleźli nowe rynki zbytu.

Ważnym czynnikiem australijskiej odporności na chińskie naciski była względna solidarność klasy politycznej. Być może przywódcy w Pekinie liczyli, że powrót Partii Pracy do władzy po majowych wyborach oznaczał będzie „gołębi” zwrot w stosunkach z Chinami. Jednak w obecnym gabinecie laburzystów dominują raczej „jastrzębie”.

W takich warunkach doszło do spotkania Xi z Albanese. Sam fakt, że przywódcy usiedli do stołu, był znaczącym znakiem poprawy relacji. Jak powtarzał australijski szef rządu, „Chiny i Australia wyjdą na tym lepiej, jeśli będą rozmawiać”. Co istotne, Peter Dutton, obecny lider konserwatywnej opozycji, poparł politykę wznowienia dialogu z Pekinem.

Czy te rozmowy doprowadzą do trwałej odwilży w stosunkach Canberry i Pekinu? Prawie miesiąc po spotkaniu brak wyraźnie sygnałów świadczących o zmianie chińskiej lub australijskiej polityki. Niektórzy Australijczycy mogą być zwolnieni z chińskich aresztów, ale w pozostałych kwestiach jak na razie brakuje postępów.

Indie przejmują stery G20 i korzystają na wojnie

Prace grupy najistotniejszych dwudziestu systemowo istotnych gospodarek świata będą przez kolejny rok koordynowane z Azji. W grudniu dyplomaci New Delhi przejmują od Indonezji tę rolę. Będą starali się ją wykorzystać do podkreślenia swej roli jako jedynej szybko rosnącej gospodarki globu, która wspiera dodatkowo inne państwa rozwijające się.

Listopad przyniósł dodatkowe argumenty tym, którzy twierdzą, że Indie są krajem najbardziej korzystającym na wojnie w Ukrainie. Rosja stała się nie tylko kluczowym eksporterem ropy do największego państwa Subkontynentu, sprzedając zresztą Indiom surowiec po niższych od rynkowych cenach, ale także awansowała na 5. miejsce na liście partnerów handlowych. Wedle źródeł Reutersa Rosjanie zwrócili się do swoich induskich partnerów także o dostawę przynajmniej 500 rodzajów części, by poradzić sobie z niedoborami podzespołów niezbędnych dla przemysłu samochodowego i kolei.

Rząd indyjski utrzymuje, że taka polityka pozwoliła utrzymać wzrost gospodarczy. Kiedy ekonomie Zachodu zwalniają lub pogrążają się w recesji, Bank Światowy podniósł ostatnio prognozy wzrostu gospodarczego dla Indii z 6,5 do 6,9 proc. Minister spraw zagranicznych Indii Subrahmanyam Jaishankar zapowiedział po niedawnym spotkaniu z szefową niemieckiej dyplomacji Annaleną Baerbock w indyjskiej stolicy, że jego kraj będzie nadal kupować rosyjską ropę, niezależnie od decyzji UE.

Nadzieje na to, że trwający horror rosyjskiej agresji zmieni politykę New Delhi, okazują się więc płonne. Indie są pewne, że nie dotkną je jakiekolwiek wtórne sankcje Zachodu, gdyż współpraca z New Delhi jest kluczowa w zakresie równoważenia Chin, w tym budowy bazy produkcyjnej i łańcuchów dostaw niezależnych od Państwa Środka.

Indyjska neutralność wobec wojny oraz współpraca z Rosją wydają się mieć swoje granice. Jest nią ewentualne użycie broni masowego rażenia na polu walki, szczególnie wykorzystanie arsenału jądrowego. Taki przekaz ze strony Indii – i Chin – może być jedną z przyczyn osłabienia nuklearnej retoryki prezydenta Władimira Putina. Ten ostatni nie jest także szczególnie atrakcyjnym partnerem dla indyjskiego premiera Narendry Modiego. Indusi odwołali podobno szczyt dwustronny, który miał odbyć się w grudniu.

Chińskie protesty covidowe i zmiana polityki

Xi może wznowić spotkania dyplomatyczne za granicą. Swobody podróży nie mają jednak na razie zwykli Chińczycy, którzy żyją w cieniu ciągle powracających ograniczeń pandemicznych, w tym surowych lockdownów. Nie tylko ogranicza to znacznie możliwości przemieszczania się, ale także podkopuje podstawy ekonomicznego bytu ludności. Reakcją była fala protestów ulicznych, zajść w zakładach pracy, a następnie – zniesienie ograniczeń pandemicznych przez władze. Związek między tymi wydarzeniami nie jest jednak oczywisty.

26 listopada wybuchły w wielu miastach Chin protesty, których naczelnym hasłem było zniesienie ograniczeń covidowych i systemu codziennych uciążliwych testów na obecność koronawirusa. Niezwykła była też odwaga – lub frustracja – niektórych protestujących w największych ośrodkach, którzy ośmielili się nie tylko organizować demonstracje, ale też podważać linię partii i przywództwo Xi Jinpinga.

W państwie, w którym od dekady stabilność władzy stała się niemal polityczną religią, a kontrola nad życiem społecznym najważniejszym jej przykazaniem, trudno wyobrazić sobie większy grzech. W takim systemie, pełnym elektronicznych narzędzi nadzoru, protesty nie trwają długo, a zbierające się demonstracje – szybko są rozpraszane. Tak było i tym razem.

Indie są pewne, że nie dotkną je jakiekolwiek wtórne sankcje Zachodu, gdyż współpraca z New Delhi jest kluczowa w zakresie równoważenia Chin

W niecałe dwa tygodnie po tych zajściach władze postanowiły nie tylko ukarać „prowodyrów”, ale także wyjść naprzeciw oczekiwaniom społecznym. Wedle na razie niepotwierdzonych informacji ograniczono obowiązek testów covidowych i złagodzono zasady kwarantanny i praktyki postepowania wobec chorych. Obecnie nie ma już przymusu przechodzenia infekcji w specjalnych centrach o reżimie przypominającym – z europejskiego punktu widzenia – raczej więzienia niż szpital, lecz można po prostu zostać w domu.

Wśród komentatorów i ekspertów nie ma zgody co do powodów tego zwrotu w polityce sanitarnej. Niektórzy – jak Marina Rudyak z Uniwersytetu w Heidelbergu – uważają, że protesty zostały wykorzystane jako pretekst do przyspieszenia planowanej zmiany polityki wobec pandemii. W ten sposób przywództwo partyjne – dając pozór pójścia za głosem ludu – znalazło ewentualnych winnych, których można by obarczyć odpowiedzialnością w przypadku gwałtownego wzrostu liczby zachorowań, a co za tym idzie – zgonów. Brytyjski „Economist” sugeruje natomiast, że decyzja została spowodowana gwałtownym wzrostem liczby przypadków w zbyt wielu miejscach. Ostry lockdown miałby sens, gdyby objęty nim został cały kraj. To zaś byłoby ciosem dla społeczeństwa oraz gospodarki. Decyzja o poluzowaniu ograniczeń przyszła niedługo po opublikowaniu najnowszych danych o handlu zagranicznym. Zarówno eksport, jak i import zanotowały głęboki spadek.

Niezależnie od przyczyn rewizji polityki wydaje się, że obecnie Chiny będą musiały nauczyć się żyć z wirusem, akceptując wszystkie ryzyka z tym związane. W porównaniu z państwami Zachodu, w ChRL wyszczepiono znacznie mniej osób starszych, a podawane wakcyny były raczej tradycyjne, a nie oparte o mRNA. Ryzyko fali ciężkich zachorowań jest więc potężne.

Iran: stryczek i obietnice

W Iranie trwają już czwarty miesiąc demonstracje przeciw teokratycznemu reżimowi. Rośnie liczba ofiar śmiertelnych. Ajatollahowie starają się podzielić ruch protestu po liniach etnicznych, obiecują koncesje i jednocześnie poddają protestujących brutalnym represjom. Realizują je już nie tylko siły policyjne, ale także sądy.

Emigracyjna organizacja Iran Human Rights (IHRNGO) niemal od początku zbiera informacje o protestach i ich ofiarach. Wedle stanu na 29 listopada potwierdziła śmierć 448 osób, w tym 29 kobiet i 60 dzieci. Najmłodsze spośród nich miało siedem lat. Faktyczna liczba ofiar niemal na pewno jest większa, ale IHRNGO ciągle potwierdza tożsamość kolejnych zgonów na podstawie źródeł napływających z kraju.

Wedle władz irańskich zginęło ponad 300 osób. Włączają oni w tę liczbę kilkudziesięciu członków sił policyjnych i zwolenników rządu, którzy rzekomo również ponieśli śmierć w wyniku starć z uzbrojonymi demonstrantami. Istnieją rzeczywiście ujęcia z irańskich ulic sugerujące, że przynajmniej niektórzy protestujący mogą być uzbrojeni. Wszystkie informacje są trudne do zweryfikowania ze względu na blokadę informacyjną Iranu.

American Enterpise Institute oszacował geograficzne rozłożenie protestów. Dużą intensywność miały one w największych ośrodkach miejskich, takich jak Teheran, a z drugiej strony w prowincjach zamieszkałych przez mniejszości etniczne: w irańskich Kurdystanie i Azerbejdżanie oraz położonym przy pakistańskiej granicy Beludżystanie. W tych ostatnich prowincjach zanotowano także proporcjonalnie największą ilość związanych z demonstracjami zgonów.

Na podstawie tych danych można dojść do ostrożnych wniosków co do natury protestów i zamieszek. Są one z jednej strony rewoltą ośrodków miejskich przeciw autorytarnej władzy, ale z drugiej strony – swego rodzaju powstaniem mniejszości etnicznych przeciw rządowi centralnemu. Emigranci irańscy starają się przekonywać, iż wszystkie te grupy połączone są w swego rodzaju nieformalnym sojuszu przeciw reżimowi ajatollahów.

Australijczycy poradzili sobie zaskakująco dobrze z ograniczeniami handlowymi. Najprościej mówiąc, sprzedaż wina i homarów pikowała, ale z naddatkiem zrekompensował to eksport rudy żelaza oraz gazu

W ostatnim miesiącu zarysowała się taktyka władz wobec protestów, które wbrew wcześniejszym nadziejom oficjalnego Teheranu nie chcą wygasnąć. Po pierwsze, rząd przedstawia zamieszki nie tylko jako zamach na islamski ustrój państwa, ale też próbę rozbicia Iranu, apelując w ten sposób do patriotyzmu perskiej większości. Z drugiej strony pojawiły się – na razie niezweryfikowane – obietnice rozwiązania policji obyczajowej, odpowiedzialnej za śmierć Kurdyjki Mahsy Amini. To od tego tragicznego wydarzenia rozpoczęła się we wrześniu obecna fala demonstracji. Trzecim elementem polityki władz jest próba zastraszenia protestujących. Nie tylko policja na ulicach pozostaje brutalna, ale także sądy ogłaszają wyroki śmierci na zatrzymanych. Pierwszą znaną ich ofiarą jest Mohsen Szekari, który 8 grudnia został powieszony na podstawie sądowego wyroku.

Wybory w Azji

Ostatnie tygodnie przyniosły szereg istotnych wyborów. Kasym-Żomart Tokajew zgodnie z przewidywaniami bezapelacyjnie wygrał wybory w Kazachstanie. W Nepalu przy władzy utrzymała się koalicja pod wodzą Kongresu Nepalskiego, zaś malezyjskie wybory zakończyły się zmianą rządów.

20 listopada w przedterminowych wyborach prezydenckich w Kazachstanie zwyciężył urzędujący szef państwa. Wedle oficjalnych danych uzyskał nieco ponad 80 proc. głosów, a inni kandydatów zebrało w sumie kilkanaście procent głosów. Prawie 6 proc. głosujących nie poparło nikogo. Misja ODIHR OBWE stwierdziła, iż w wyborach nie było żadnej realnej konkurencji. Żaden z rzeczywistych opozycjonistów nie został do nich dopuszczony.

Jednak wybory te mogły budzić emocje z innego powodu. Były pierwsze po styczniowych zamieszkach, które zachwiały systemem rządów Tokajewa. Zmusiły go też do zwrócenie się o pomoc do OUBZ, która to zdominowana przez Rosję organizacja przysłała swoje wojska – również rosyjskie – by stabilizować sytuację.

Jednak od czasu ataku na Ukrainę prezydent Kazachstanu zdobył się na szereg gestów i zmian, które w zamierzeniu stopniowo uniezależniają kraj od Moskwy. Wybory były więc nie tyle testem jego popularności – zwycięstwo ani przez chwilę nie było wątpliwe – ale swego rodzaju sprawdzianem spoistości systemu władzy i administracji. Umocniły one Tokajewa jako lidera.

Od czasu ataku na Ukrainę prezydent Kazachstanu zdobył się na szereg gestów i zmian, które w zamierzeniu stopniowo uniezależniają kraj od Moskwy

W Nepalu zaś premierem po wyborach z 20 listopada pozostanie prawdopodobnie zaś rządzący od lipca zeszłego roku Sher Bahadur Deuba, który mimo podeszłego wieku po raz szósty obejmie stery rządów. Za wcześniejszymi pięcioma podejściami nie utrzymał się u nich długo. Gabinet tworzyć będzie koalicja wyborcza pięciu partii, z których największą jest Kongres Nepalski, wraz z małą partią Janamat, reprezentującą mniejszości.

Sher Bahadur Deuba uznawany jest za polityka bliższego Indiom. Największą partią opozycyjną pozostanie ugrupowanie UML, przyznające się do korzeni marksistowsko-leninowskich, uważane za bliskie Chinom. Wyzwaniem himalajskiego państwa pozostanie utrzymywanie równowagi między dwoma wielkimi sąsiadami.

Anwar Ibrahim został zaś 24 listopada zaprzysiężony na premiera Malezji, po wyborach, które odbyły się kilka dni wcześniej. 75-letni polityk był dotychczas przywódcą malezyjskiej opozycji, czyli koalicji Pakatan Harapan (Alians Nadziei), związku partii na malezyjskie warunki liberalnych i umiarkowanych religijnie. Mniej mandatów zdobyła bardziej konserwatywna koalicja ­– blok Perikatan Nasional (Związek Narodowy) Muhyiddina Yassina.

Wyborcze zwycięstwo to błyskotliwy powrót Anwara Ibrahima, pobożnie muzułmańskiego polityka, który część ostatniego trzydziestolecia przesiedział w więzieniu skazany w sfabrykowanych procesach za sodomię.

Na razie trudno wyrokować, czy nowy rząd będzie w stanie długo sprawować władzę. W ostatnich trzech latach kraj miał trzech premierów, co utrudniało walkę z inflacją i kryzysem finansowym.

 

Wesprzyj NK
dr Krzysztof Marcin Zalewski – współzałożyciel Instytutu Boyma, redaktor „Tygodnia w Azji” i „Azjatech”. Ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich w Warszawie (2009), doradca marszałka Sejmu RP (2009-2010), pracownik Biura Spraw Zagranicznych Kancelarii Prezydenta RP (2010-2014) oraz Agencji Praw Podstawowych Unii Europejskiej (2014-2016). Pasjonat turystyki kajakowej, pływania i siatkówki. Twitter: @KMZalew

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Ofensywa uśmiechu Xi Jinpinga. Indie korzystają na wojnie | Z Centrum Świata, listopad 2022”

  1. PI Grembowicz pisze:

    Tak; bo śmierć frajerom… lecz którym?!

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo