Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Niemcy są potrzebni Chinom, by lewarować USA. Dlatego grają na dwóch fortepianach

Być może Niemcy rozpoczęli rozgrywkę w celu ułożenia się w nowym ładzie światowym, pozycjonując się jako mediator – między USA a Chinami, między Ukrainą a Rosją
Wesprzyj NK

Od chwili wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej można zaobserwować znaczną nerwowość i niekonsekwencję niemieckiej dyplomacji. Wydaje się, że Niemcy potrzebowali czasu, by zdefiniować swoje cele w nowej rzeczywistości, gdyż wojna ich zaskoczyła. Wydarzenia przełomu października i listopada 2022 pozwalają wnioskować, że w Belinie zapadły decyzje co do linii polityki zagranicznej w perspektywie co najmniej średnioterminowej. Kluczowym elementem wdrażania w życie tychże decyzji była wizyta kanclerza w Pekinie 4 listopada 2022.

O! Cześć!

Przed wylotem do Pekinu, kanclerz Scholz w artykule z 2 listopada 2022 dla „Frankfurter Allgemeine Zeitung” opisał cele wizyty niemieckiej delegacji. Charakterystyczne, że już w pierwszych dwóch punktach kanclerz wskazuje na okoliczność najważniejszą, pisząc, że „powstają nowe ośrodki władzy”, a „jedno jest jasne: jeśli Chiny się zmienią, sposób, w jaki traktujemy Chiny, również musi się zmienić”. Jest to wyraz oczywistego pragmatyzmu, ale też trąci, już na wstępie, „hołdem pruskim”, jak to określił w Nowej Konfederacji P. Behrendt. Odwołując się do sentymentów historycznych Scholz pisał, że „zwłaszcza Niemcy, które w szczególnie bolesny sposób doświadczyły podziału w okresie zimnej wojny, nie są zainteresowane tworzeniem nowego bloku na świecie”, jednocześnie zauważając, że nie ma miejsca ani dla „izolacji Chin, podobnie jak roszczenia do hegemonicznej dominacji Chin czy nawet sinocentrycznego porządku światowego.”

Koloński Instytut Badań Ekonomicznych: „Ponad milion niemieckich miejsc pracy jest bezpośrednio zależnych od Chin, a wiele milionów jest od nich zależnych pośrednio”

Przyczyna takiego stanowiska jest oczywista. Komentując wizytę Christoph Hein i Julia Löhr piszą, że „w badaniu opublikowanym w czerwcu Koloński Instytut Badań Ekonomicznych (IW) obliczył, że ponad milion niemieckich miejsc pracy jest bezpośrednio zależnych od Chin, a wiele milionów jest od nich zależnych pośrednio”. Autorzy powołują się też na ekonomistów monachijskiego Instytutu Ifo, którzy badali, „jak wrażliwa byłaby niemiecka gospodarka, gdyby stosunki z Chinami uległy pogorszeniu”. Wynik nie był zbyt zadowalający: prawie połowa niemieckich przedsiębiorstw przemysłowych (46 %) kupowała w tym czasie ważne komponenty produkcji w Chinach i zagrożona byłaby perturbacjami.

Niemalże w kolejnym zdaniu artykułu kanclerz próbuje „grozić” Chinom, że zamykanie dostępu firm do rynku, brak ochrony własności intelektualnej spotka się z „wzajemnością” ze strony Niemiec. Zwraca też uwagę, że Berlin obserwuje stosunki w prowincji Sinciang oraz na Tajwanie.

Wydaje się, że najlepszym komentarzem stosunku Xi Jinpinga do tych gróźb jest sposób, w jaki powitał on gościa, nie podając mu nawet ręki (co można by oczywiście tłumaczyć polityką antycovidową), ale przede wszystkim używając – na granicy dobrego smaku – słów „O! Cześć!”, co w sposób humorystyczny przedstawił to artysta Badiucao.

Xi powitał Scholza, nie podając mu nawet ręki (co można by oczywiście tłumaczyć polityką antycovidową), ale przede wszystkim używając – na granicy dobrego smaku – słów „O! Cześć!”

Kończąc artykuł, Scholz wskazuje, że „kiedy ja, jako kanclerz federalny Niemiec podróżuję do Pekinu, to jednocześnie robię to jako Europejczyk”. Przykrywa to zaraz listkiem figowym zastrzeżenia, że „wypowiadanie się w imieniu całej Europy byłoby błędem i arogancją”, co, jak się wydaje, jest komunikatem wobec E. Macrona, którego propozycję wspólnej podróży Scholz odrzucił. W ostatnich słowach publikacji Scholz wskazuje, że „nasza polityka ma na celu zachowanie ładu opartego na zasadach, pokojowe rozwiązywanie konfliktów, ochronę praw człowieka i mniejszości oraz wolny, sprawiedliwy handel światowy”. To zdanie to egzemplifikacja niemieckiej polityki ostatniego czasu. Pustosłowie, a wobec co najmniej ambiwalentnej polityki Niemiec wobec Rosji po 24 lutego,  wręcz groteskowe powoływanie się na „ochronę praw człowieka” ma charakter raczej rytualny. Kluczowe są słowa ostatnie, to, co realnie istotne: „wolny, sprawiedliwy handel światowy”.

Wypowiada to człowiek, który jednocześnie przed wylotem do Pekinu twierdzi, że ”właśnie dlatego, że business as usual nie wchodzi w tę sytuację, lecę do Pekinu”.

Pokazuje to w jak trudnej sytuacji znalazły się Niemcy, które z jednej strony próbują zachować status quo ante, z drugiej zaczynają być świadome, że jest to nie do zrobienia.

Niemiecki szpagat

Niemcy komentują wizytę w szerszej perspektywie, odnosząc ją do sytuacji, w jakiej się znajdują od kilku lat. „Od dawna jesteśmy w sferze głębokiej rywalizacji” – mówi Reinhard Bütikofer, eurodeputowany z Zielonych i ekspert ds. Chin, któremu zakazano wjazdu do Pekinu. Podkreśla wprost, że „jeśli chodzi o kwestie szantażu”, to „Volkswagen może oczywiście być szantażowany przez Chińczyków, podobnie jak BASF. Ale to nie znaczy, że ma to zastosowanie wszędzie i że nie możemy wywierać przeciwnej presji”. To dlatego lobbyści Volkswagena (którego 40% sprzedaży ma miejsce w Chinach) BASF i innych dużych korporacji wywierają taki nacisk na urząd kanclerski, a delegacja niemiecka miała w składzie 12 menadżerów dużych koncernów.

Scholz „w prezencie” przywiózł Xi Jinpingowi udziały dla Cosco w porcie w Hamburgu (co było przedmiotem wewnętrznych tarć w koalicji rządzącej w Niemczech)

W odpowiedzi na te wyzwania wiosną przyszłego roku rząd federalny zamierza przedstawić nową chińską strategię. Triada Chin jako „partnera, konkurenta i strategicznego rywala” o której mówi Scholz będzie zapewne nadal rozgrywana, co przypomina próbę szpagatu dwunoga na trzech odległych puntach podparcia.

Pomimo trudności, wizyta kanclerza jest jednak oceniana pozytywnie. W przekazie dominuje przede wszystkim przedstawienie przez Scholza jako osobistego sukcesu „przekonania” Xi Jinpinga do wypowiedzenia się krytycznie o możliwości użycia broni jądrowej w Europie. Jest to oczywiście zagrywka kanclerza. W interesie Chin bowiem nie jest złamanie jądrowego tabu, gdyż posiadając mniejszy arsenał niż Amerykanie i ich sojusznicy pogarszaliby swoją pozycję w przypadku konfliktu o Tajwan.

Celnie wizytę podsumował  S. Wurzel, pisząc: „Wyciągnął, co się dało”, choć przypomnieć wypada, że Scholz „w prezencie” przywiózł  Xi Jinpingowi udziały dla Cosco w porcie w Hamburgu (co było przedmiotem wewnętrznych tarć w koalicji rządzącej w Niemczech). Wskazuje na to również stonowana reakcja prezentującej mocno odmienne stanowisko Annaleny Baerbock, która jeszcze przed 4 listopada ganiła Scholza.

To wszystko dzieje się pomimo faktu, że – jak pisze N. Busse – jedynym realnym, choć symbolicznym, sukcesem jest dopuszczenie w Chinach szczepionki Biontech dla obcokrajowców, a „handel pozostaje najtrudniejszą kwestią” i to kwestią nierozwiązaną, bo „niemiecka polityka nie może patrzeć na świat jak kupiec”, a „kanclerz musi się jeszcze wiele nauczyć”.

W interesie Chin jest „strategiczna autonomia” Europy pod przewodnictwem Niemiec, rozumiana co najmniej jako zachowanie przez Europę równego dystansu wobec Waszyngtonu, jak i Pekinu

Warto zauważyć, że niemiecka dyplomacja – nie tylko kanclerz, ale także prezydent, minister gospodarki i minister spraw zagranicznych – rozwija obecnie szeroko zakrojoną akcję w całej Azji wizytując m.in. Wietnam, Singapur, Tokio, Seul, Astanę i Taszkient. Celem jest poszukiwanie alternatyw w przypadku kurczenia się dostępu do rynku chińskiego. Ponadto Niemcy zdają sobie sprawę, że „wojna na Ukrainie prawdopodobnie oznacza koniec bardzo udanego modelu gospodarczego”, i że  grozi im recesja. O ile zatem w Polsce skupiamy się, jak się wydaje na pryncypialnym krytykowaniu z pozycji moralizatorów, tak Niemcy, znajdując się w bardzo trudnej pozycji – działają.

O co gra Berlin?

Wydaje się, że zasadne jest pytanie, czy wizyta kanclerza była li tylko walką o wyniki niemieckiej gospodarki, a co za tym idzie, utrzymania spokoju społecznego i rozwoju kraju? Czy też ta wyprawa do symbolicznej Canossy jest czymś więcej, niż dbaniem o dalszy rozwój handlu?

Pojawia się bowiem coraz większe pęknięcie pomiędzy Waszyngtonem, który nakłada bardzo dotkliwe sankcje na Pekin, w tym na półprzewodniki, a Berlinem, którego przywódca składa wiernopoddańczą wizytę w Chinach. W wojnie ukraińsko-rosyjskiej rysuje się na horyzoncie szansa na rozwiązanie polityczne. Rosja przegrywa starcie konwencjonalne, a jednocześnie po wypowiedzi Xi Jinpinga nie może użyć broni jądrowej.

Niemcy, być może, rozpoczęli rozgrywkę w celu ułożenia się w nowym ładzie światowym, pozycjonując się jako mediator – między USA a Chinami, między Ukrainą a Rosją. Wynika to z wypowiedzi Steffena Hebestreita, rzecznika rządu niemieckiego, który powiedział, że Scholz „zakłada, że ​​w wchodzimy w erę świata wielobiegunowego” i że będzie „cały szereg biegunów, które odgrywać będą rolę”.

Zależni od dwóch głównych potęg Niemcy próbują zatem grać jednocześnie na kilku fortepianach, czy też używając słów przypisywanych J. Piłsudskiemu „siedzą na dwóch stołkach”. Paralela do sytuacji II RP jest tu adekwatna o tyle, że mimo braku fizycznych granic z mocarstwami, Niemcy potrzebują do zachowania swej gospodarczej siły zarówno Chin, jako rynku zbytu, jak i USA, jako gwaranta bezpieczeństwa i wolności żeglugi.

Wizyta kanclerza i jej okoliczności, pokazuje, że niemiecki przemysł ma nóż na gardle, a nóż ten trzyma towarzysz Xi Jinping. Jednocześnie Scholz wizytą podbija stawkę Amerykanom, co, być może, było jednym z ukrytych jej celów.

Z drugiej strony Niemcy są Chinom potrzebni, by lewarować USA. Podkreślił to Zhao Lijian, rzecznik MSZ Chin, mówiąc, że ”jesteśmy z Niemcami partnerami, a nie rywalami”. W interesie Chin jest „strategiczna autonomia” Europy pod przewodnictwem Niemiec, rozumiana co najmniej jako zachowanie przez Europę równego dystansu wobec Waszyngtonu, jak i Pekinu. Jest to oczywiście pole do powstawania olbrzymich napięć na linii Warszawa-Berlin, co przekładać się będzie na zbliżającą się, zapewne bardzo brutalną, kampanię wyborczą dwóch głównych sił politycznych w Polsce.

Po ewentualnej „utracie” Niemiec Polska może stać się głównym sojusznikiem USA w Europie. Stany powinny za to Warszawie zapłacić

Pytanie, jakie argumenty w dyskusji Berlina z Waszyngtonem ma Warszawa? Istnieje ryzyko, że USA „zapłaci” Niemcom np. kontraktami na odbudowę Ukrainy oraz zgodą USA na détente w relacjach Berlina z Moskwą. Powstaje też pytanie: jak dużo,  wobec niemal panicznej reakcji Niemiec na nowo tworzący się ład, muszą „zapłacić” Amerykanie Niemcom, by zachować wpływy nad Sprewą?

Polska powinna negocjować. Niemcy są dla Amerykanów niepewni, grają bardzo miękko wobec Moskwy. Polska jest dla USA niezbędna, by powstrzymać Rosję, a ponadto gra z Waszyngtonem przeciwko Chinom. Po ewentualnej „utracie” Niemiec Polska może stać się głównym sojusznikiem USA w Europie. Stany powinny za to Warszawie zapłacić. W interesie Polaków jest, aby cena była jak najwyższa.

Wesprzyj NK
radca prawny, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, doktor nauk prawnych (Uniwersytet Śląski w Katowicach), zarządzający funduszami nieruchomości, CCIM (Certified Commercial Investment Member), przedsiębiorca. Onegdaj reprezentant Polski U-16 w piłce nożnej. Dziś uprawia triathlon i biegi górskie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Niemcy są potrzebni Chinom, by lewarować USA. Dlatego grają na dwóch fortepianach”

  1. Paweł Kopeć pisze:

    I na odwrót.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo