Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Kogo porwie Gwiazdowski

Nowy projekt Roberta Gwiazdowskiego odwołuje się do wolnorynkowych przedstawicieli niepisowskiej prawicy. Zanim się rozpędzi, czyha na niego wiele przeszkód

Robert Gwiazdowski przez lata zarzekał się, że do polityki nie wejdzie, że go ona nie interesuje – aż nagle nagrał filmik, z którego wynika, że jednak zmienił zdanie. I że zakłada ugrupowanie, do którego współtworzenia zaprasza. Ma już nawet gotowe rozwiązania, które proponuje potencjalnym „inwestorom”. Ta informacja pozytywnie nastroiła wielu prawicowców i liberałów. Niejeden z nich nie może bowiem na polskiej scenie politycznej znaleźć ugrupowania, któremu chciałby z czystym sumieniem powierzyć swój głos.

Gwiazdowski występował do tej pory jako ekspert, zajmujący się głównie tematyką podatkową i emerytalną. Przez lewicowych przeciwników umieszczany był często w jednym szeregu z Leszkiem Balcerowiczem i Januszem Korwin-Mikkem jako archetyp krwiożerczego hiperultraneoliberała. Ludzie, którzy wymagają od innych łapania w lot różnic między Adrianem Zandbergiem a Marceliną Zawiszą nie zauważają, jak w istocie wiele tych panów różni – i nie chodzi tylko o poziom werbalny, ale też poglądy na konkretne rozwiązania. Od lat 90-tych Gwiazdowski pokazuje, że obcy mu jest kapitalizm menedżerski z jego NFI i OFE, czy wygłupy bądź eurosceptycyzm Korwina. Stoi za tym naprawdę fundamentalna różnica filozoficzna.

Ciekawie wygląda porównanie Gwiazdowskiego do innego Roberta, który także chce wejść na ogólnopolską scenę polityczną – Biedronia. Obaj chcą zajmować się konkretnymi i ważnymi sprawami, o których politycy zapominają

Ciekawie wygląda porównanie Gwiazdowskiego do innego Roberta, który także chce wejść na ogólnopolską scenę polityczną – Biedronia. Obaj chcą zajmować się konkretnymi i ważnymi sprawami, o których politycy zapominają. Co ciekawe, ich obszary zainteresowań właściwie nie pokrywają się. Były prezydent Słupska pisze w swoim „Nowym rozdziale” dużo o miastach, komunikacji, ekologii czy inkluzywności. Robi to raczej ogólnikowo; jego program doprecyzowywany był podczas „burz mózgów” na spotkaniach z Polakami. Biedroń odgrywał na nich rolę „pustego naczynia”, napełnianego ideami swoich wyborców. Oczywiście ten sposób działania był sterowany – wiadomo, że na spotkania Biedronia przychodzą wyborcy Biedronia i z grubsza można było sobie wyobrazić, co będą proponować.

Były szef Centrum Adama Smitha podszedł do sprawy zupełnie inaczej. Wraz z kolegami z Warsaw Enterprise Institute oraz Związku Przedsiębiorców i Pracodawców napisał „prospekt emisyjny” nowego ruchu w postaci projektów systemu emerytalnego, podatkowego, nowej konstytucji, reformy sądownictwa i „Polski w Europie” (choć niestety, żeby go znaleźć, trzeba wiedzieć, gdzie szukać poszczególnych części). W ten sposób nie dał potencjalnym współpracownikom choćby namiastki poczucia współsprawstwa – z drugiej strony takie podejście tworzy wizerunek lidera, który ma nie tylko diagnozę problemów, ale także pomysł – i to szczegółowy – na to, jak je rozwiązać. I pod tym programem teraz można się podpisać, albo nie.

Poglądy Gwiazdowskiego na dwie pierwsze kwestie są z grubsza znane; sprowadzają się w dużym skrócie do uproszczenia i obniżenia opodatkowania pracy, podwyższenia opodatkowania dywidend i ujednolicenia stawek VAT oraz wprowadzenia emerytury obywatelskiej. Mniej znane są poglądy autora „Emerytalnej katastrofy” na kwestie konstytucyjne, sądownicze czy europejskie. Nie wnikając zbytnio w szczegóły – jeśli „partia Gwiazdowskiego” zdobędzie większość, czeka nas zmiana ustroju na prezydencki z JOW-ami, ograniczenie katalogu praw czy likwidacja Trybunału Konstytucyjnego. W sądownictwie także czeka nas rewolucja, wraz z likwidacją Krajowej Rady Sądownictwa i reformą Sądu Najwyższego, który ma liczyć 44 (liczba „mesjanistyczna” dobrana nieprzypadkowo) sędziów dożywotnio wybieranych przez prezydenta i zatwierdzanych przez senat, a także licznymi zmianami proceduralnymi.

Kto będzie gotowy podpisać się pod takim programem? Zanim nie zostanie rozpisany w skróconej formie na hasła przyswajalne dla przeciętnego Kowalskiego – przede wszystkim ci, którzy i tak go nie przeczytają, a poprą uznawszy, że skoro firmuje go marka „Gwiazdowski”, to musi to być dobre. Jest to także świetna podstawa do rozważań dla tych, którzy lubią wgłębiać się w takie programy i zadawać trudne pytania, np. o to, co dalej z zasiłkami dla bezrobotnych po likwidacji Funduszu Pracy (będą wypłacane z budżetu państwa?), czy o to, jak w praktyce ma wyglądać rozproszona kontrola konstytucyjna. Wyborczo nowe stronnictwo będzie konkurowało przede wszystkim o głosy zwolenników „niepisowskiej prawicy”, zwłaszcza z okolic Kukiz’15 i Wolności (szczególnie tych, którym nie odpowiada współpraca korwinistów z narodowcami) – ale nie tylko, bo także tych, którzy albo nie głosują wcale, albo głosują na PO lub PiS, ale z poczuciem niesmaku. I to przede wszystkim tych, którzy mają szeroko rozumiane liberalne poglądy gospodarcze.

Trudno oszacować, jak duża może być ta grupa. Nie wiadomo, jak potoczy się zbieranie drużyny – jacy sensowni ludzie będą chcieli z nim współpracować (oprócz, obecnie, środowiska WEI) i kto będzie chciał się do niego przykleić. Podejrzewam, że mogą być wśród takich osób zarówno talenty polityczne, jak i etatowi bieda-politycy, tułający się od ugrupowania do ugrupowania. Większe szanse będzie miał Gwiazdowski także wtedy, gdy będzie sprawiał wrażenie, że chce przewodzić nowej sile, a także gdy w świat pójdzie konkretny komunikat, dlaczego to jest właśnie ten moment, kiedy należało powiedzieć dość politycznemu establishmentowi. Do tej pory takiego komunikatu nie było.

Rafał Matyja pisał o Robercie Biedroniu, że „jako lider i polityk (…) jest nam – nie tylko tym, którzy na niego zagłosują – potrzebny, bo opowiada o zmianie, która powinna nadejść wraz z wyczerpywaniem się polityki pokolenia, które swoje kariery zaczęło w latach osiemdziesiątych”. Myślę, że te słowa dotyczą także Roberta Gwiazdowskiego. Choć ten prawnik także zaczynał swoją karierę (wprawdzie niepolityczną) w tym samym czasie, może skierować dyskusję o sprawach publicznych na właściwe tory, z dala od sporów o „komunę”, czy karczemnej awantury o to, kto nienawidzi bardziej.

Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

4 odpowiedzi na “Kogo porwie Gwiazdowski”

  1. eszet33 pisze:

    Oj – zaroiło się ostatnio od zapowiedzi powstania nowych partii, ugrupowań czy ruchów politycznych… O co tu chodzi tak naprawdę? Bo do wyborów, czy to w EU, czy w PL – za mało czasu, żeby owe partyjki cokolwiek sensownego były w stanie zaproponować. Nie mówiąc już o pozyskaniu wystarczającego elektoratu.
    Bez sensu…
    Może chodzi po prostu o odebranie elektoratu innym? To już ma pewien sens.
    Albo inicjatorzy powstania tych partyjek chcą medialnie zaistnieć? To też miałoby plusy – dla nich samych. Ale niekoniecznie dla skołowanych wyborców, po raz kolejny wydymanych.

  2. Pomyśl pisze:

    Proste pytanie – jak posłowie partii zagłosują w sprawie ustawy o dopuszczalności zabijania dzieci nienarodzonych?

  3. Zielony wilk pisze:

    Prosta odpowiedź: każdy zgodnie z własnym sumieniem. To jest jakieś kuriozum żeby w kwestiach światopoglądowych istniała dyscyplina partyjna.

  4. Pomyśl pisze:

    Ja się pytałem poważnie. Nie wiem czy to kuriozum ale to standard w partiach politycznych. Wielu już deklarowało taką postawę – Schetyna, Petru a potem szybciutko wywalało posłów którzy nie chcieli zabijania dzieci, nie mam powodu by myśleć że w tym przypadku nie będzie tak samo.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo