Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Elektrownia nie musi być polska

Chcąc zrepolonizować energetykę rządzący nie kierują się przesłankami ekonomicznymi, a doktrynalnymi. Przymusowy zakup zakładów należących do francuskiego EDF może być niekorzystny dla konsumentów.

Chcąc zrepolonizować energetykę rządzący nie kierują się przesłankami ekonomicznymi, a doktrynalnymi. Przymusowy zakup zakładów należących do francuskiego EDF może być niekorzystny dla konsumentów.

Trwa spór wokół sprzedaży przejęcia elektrowni Rybnik oraz elektrociepłowni w Gdańsku, Gdyni i Krakowie należących do francuskiego koncernu Electricité de France (EDF),  największego inwestora zagranicznego w sektorze energetycznym w Polsce. W połowie października państwowa tzw. „wielka czwórka”, czyli koncerny Enea, Energa, PGE i Tauron poinformowały o zamiarze nabycia jego aktywów, ale EDF nie jest skłonny na sprzedaż aktywów polskim spółkom. Woli sprzedać je innym zagranicznym przedsiębiorstwom. Czeski EPH ma kupić elektrownię w Rybniku, a australijski fundusz inwestycyjny IFM należące do EDF elektrociepłownie. Rząd nie rezygnuje z próby przejęcia aktywów, wykorzystując narzędzia prawne – konieczność uzyskania przez EDF zgody rządu na zbycie udziałów swoich aktywów, które zostały uznane za strategiczne na podstawie ustawy o kontroli niektórych inwestycji i rozporządzeniu opartym na tej ustawie.

Instrument ten jest jednak ryzykowny, ponieważ jeśli rząd zastosuje „weto”, wówczas należy się spodziewać, że EDF wystąpi do Komisji o zbadanie zgodności postępowania polskich władz z prawem UE i biorąc pod uwagę argumenty w sporze prawnym, nie będzie on na straconej pozycji. Należy podkreślić, że nie tylko Komisja, ale także polski urząd antymonopolowy może zablokować transakcje. Kontrolowana przez skarb państwa energetyczna „wielka czwórka” ma ponad 60% udział w polskim rynku wytwarzania energii elektrycznej i zbliżone udziały w rynkach obrotu i sprzedaży odbiorcom końcowym, więc zasadne jest pytanie o ewentualną zgodę Prezesa UOKiK na zwiększenie koncentracji rynkowej.

Repolonizacja energetyki, pod którą rozumie się wykup aktywów należących do zagranicznych przedsiębiorstw przez polskie „championy” energetyczne to pomysł bardzo ryzykowny, ponieważ w obecnej sytuacji może przynieść więcej strat niż korzyści

Zakładając, że rząd wygra ewentualny spór z EDF i UOKiK, ekonomiczny aspekt transakcji również jest bardzo dyskusyjny. Trudno w chwili obecnej ocenić jej opłacalność, ponieważ nie są znane szczegóły oferty, jaką złożyły państwowe przedsiębiorstwa. Choć wola zbycia zagranicznych aktywów przez EDF oraz narzędzia prawne po stronie polskich władz powinny powodować, że cena może być atrakcyjna, to jednak nie jest to pewne. Mając na uwadze wysłane sygnały dotyczące motywacji zakupu aktywów przez przedstawicieli rządu należy mieć wątpliwości czy transakcja będzie korzystna dla polskiej gospodarki. Wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski wprost w sejmie wyjaśnił, że nabycie przez polskie koncerny aktywów EDF ma nie tyle zwiększyć konkurencyjność polskich spółek energetycznych, co uratować polskie kopalnie. Transakcja ma bowiem zatrzymać import rosyjskiego węgla do Polski, który obecnie jest sprowadzany m.in. do elektrociepłowni należących do EDF. Jeśli ta motywacja jest faktycznie wiodąca to oznacza, że wzrośnie koszt nabywania surowca, który zostanie przeniesiony na polskich konsumentów, co jest szczególnie niepokojące wobec faktu, że już teraz koszt ten będzie wzrastał m.in. dlatego, że polskie firmy mają nieformalny zakaz kupowania rosyjskiego węgla.

Repolonizacja energetyki, pod którą rozumie się wykup aktywów należących do zagranicznych przedsiębiorstw przez polskie „championy” energetyczne to pomysł bardzo ryzykowny, ponieważ w obecnej sytuacji może przynieść więcej strat niż korzyści. Po pierwsze, repolonizacja, jeśli nie będzie obejmować aktywów znajdujących się we wcześniejszych planach biznesowych polskich spółek, będzie ograniczać ich możliwości inwestycyjne, co jest ważne w kontekście ogromnych wyzwań związanych z koniecznością modernizacji całego sektora. Sprzedaż aktywów przez zagraniczne koncerny uniemożliwi także uruchomienie ich środków inwestycyjnych, co spowoduje, że zmniejszy się ilość środków na inwestycje w całym sektorze. Ponadto wobec obecnie nieznacznego udziału zagranicznych przedsiębiorstw w sektorze energetycznym oraz w ogóle niewielkiego udziału przedsiębiorstw nie będących własnością państwa, repolonizacja będzie oznaczała brak rynkowego benchmarku dla polskich firm energetycznych, które stoją przed wyzwaniem profesjonalizacji zarządzania, szczególnie w dobie zmieniających się modeli biznesowych i wzrostu roli innowacji. Wreszcie zniechęcenie do inwestycji zagranicznych przedsiębiorstw ograniczy transfer wysokich technologii, którymi dysponują zagraniczne przedsiębiorstwa, mające znacznie większy budżet na badania i rozwój i przez to mające dużo większy potencjał innowacyjności niż polskie firmy. Uzupełniając listę argumentów przeciwko repolonizacji należy wziąć pod uwagę, że działalność w sektorze energetycznym jest wysoce regulowana, przez co ryzyko działania zagranicznych przedsiębiorstw na szkodę interesów polskich odbiorców energii jest minimalne.

Wskazane argumenty nie oznaczają, że polskie firmy nie powinny dokonywać akwizycji aktywów, szczególnie, że w sytuacji dużych zmian w sektorze zdarzają się ciekawe oferty. O finalnej decyzji powinna jednak decydować każdorazowa ocena poszczególnych aktywów na podstawie kryteriów biznesowych dokonywana przez zarządy poszczególnych przedsiębiorstw, a nie „odgórna” doktryna minimalizacji obecności zagranicznych przedsiębiorstw w sektorze energetycznym oraz hamowanie importu węgla.

 

Ekspert CA KJ ds. energetyki, absolwent politologii i stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Jagiellońskim. Odbył staż w Parlamencie Europejskim, Współtwórca portalu Europa-Bezpieczeństwo-Energia, asystent dyrektora ds. programowych Centrum Analiz Energetycznych Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie, analityk Fundacji Dyplomacja i Polityka. Prowadził autorski program poświęcony tematyce europejskiej „Europa od podszewki” w Telewizji Republika. Prowadzi zajęcia dydaktyczne na Uniwersytecie Jana Pawła II i Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie z tematyki bezpieczeństwa energetycznego i metod pisania analiz politycznych. Członek Rady Programowej kwartalnika Pressje, redaktor portalu jagielloński.24, członek Ośrodka Studiów o Mieście Klubu Jagiellońskiego, członek zarządu Klubu Jagiellońskiego. Przygotowuje rozprawę doktorską na Uniwersytecie Jagiellońskim na temat sporu o polską politykę zagraniczną po 2004r. Stypendysta interdyscyplinarnego programu dla doktorantów UJ Science-Environment-Technology. Komentator wydarzeń politycznych w Polsce i na świecie, a także problemów energetycznych. Autor publikacji naukowych i analitycznych z zakresu polityki energetycznej. Redaktor publikacji „Polityka zagraniczna rządu Donalda Tuska w latach 2007-2011”

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Elektrownia nie musi być polska”

  1. *** pisze:

    Niemcy ostatnio zaczynają mówić głośno o powtarzających się rozgrywkach inwestorów z Chin. W skrócie: wykupują, kopiują know-how, doprowadzają do zamknięcia, otwierają u siebie. Zdaje się, że do wykupienia elektrowni Połaniec zgłosiło się dwóch inwestorów właśnie z Chin.
    Przymus utrzymywania nierentownych kopalni przez elektrownie sprowadza się do tego, że mamy chyba najdroższy prąd w Europie.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo