Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Brukselski prezent dla Kaczyńskiego

Rezolucja PE nie wpłynie na zmianę stanowiska PiS względem praworządności. Przeciwnie, utwardzi tylko stanowisko obecnie rządzących, bo przecież nie można pokazać, że poddajemy się dyktatowi Unii

Nie zdziwiłbym się, gdyby w mrocznych podziemiach siedziby Prawa i Sprawiedliwości znajdował się tajny sejf. Hasło otwierające pancerne drzwi zna tylko Jarosław Kaczyński i pani Basia, podobnie jak cele, na jakie przeznaczane są zgromadzone w nim środki. Z pieniędzy, które się tam znajdują, opłaca się najważniejszych tajnych współpracowników PiS. Nie jakieś tam płotki z telewizji publicznej czy organizatorzy fakenewsowych kampanii w internecie. Chodzi o sojuszników największego kalibru. Są to co najmniej opozycyjni posłowie blokujący mównice. Celebryci robiący z siebie durniów podczas antyrządowych manifestacji. I, co najważniejsze, autorzy kolejnych rezolucji Parlamentu Europejskiego, dotyczących praworządności w Polsce i głosujący za nimi przedstawiciele Platformy Obywatelskiej.

Inaczej trudno byłoby mi wytłumaczyć, jaki jest sens ich działania. Jeśli gdzieś strzelały w środę korki od szampana, by użyć tego wyświechtanego określenia, to przy ul. Nowogrodzkiej. Przyjęta została rezolucja potępiająca łamanie w naszym kraju praworządności. Wzywa ona m.in. do przygotowań do uruchomienia wobec Polski procedury opisanej w art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, która w długiej perspektywie może zakończyć się zawieszeniem niektórych praw Polski wynikających z Traktatów, czyli, mówiąc krótko: sankcjami. I w to mi graj, może powiedzieć Jarosław Kaczyński, bo zanim tak się stanie, to minie czasu ho ho, albo i więcej. A przez ten okres będzie można bez ustanku przypominać, że sześciu europosłów PO głosowało za tą rezolucją. Tą szóstkę już dziś Internet okrzyknął mianem „zaprzańców”, a – wiem z wiarygodnego źródła – newsy tytułujące ich jako „zdrajców” klikają się w prorządowych mediach jak świeże bułeczki. A przecież „zdrada” sięga głębiej, bo wszyscy europosłowie PO popierali brzmienie rezolucji i wygłaszali podczas debaty co jeden to bardziej demagogiczne antyrządowe hasła.

Parlament Europejski nadal nie jest traktowany jako nasz parlament, tylko jakaś odległa instytucja, w której „nasi” co najwyżej współdecydują

Gdy czyta się rzeczoną rezolucję, to właściwie w wielu miejscach jej autorzy… mają rację (gdy np. z troską pochylają się nad zdemolowaniem Trybunału Konstytucyjnego), choć są miejsca, w których wykazują się ignorancją, która nie pozwala traktować ich jako poważnych polityków (gdy określają antyaborcyjne projekty, przeciwko którym odbywały się „czarne protesty” mianem „government policies and legislation”). Problem w tym, że ta rezolucja niczego nie zmieni. Nie wpłynie na zmianę stanowiska PiS względem praworządności, a wręcz przeciwnie, utwardzi stanowisko Jarosława Kaczyńskiego, bo przecież nie można pokazać, że poddajemy się dyktatowi Brukseli. Wzmocni poparcie w betonowym elektoracie i doda punktów wśród nieprzekonanych, ale niechętnych mieszaniu się w polskie sprawy i obawiających się sankcji. Utrwali także wizerunek zagranicznych i polskich euroentuzjastycznych europosłów jako ludzi odklejonych od rzeczywistości, którzy wtykają nos w nie swoje sprawy.

Bo Parlament Europejski nadal nie jest traktowany jako nasz parlament, tylko jakaś odległa instytucja, w której „nasi” co najwyżej współdecydują. Każda kolejna antypisowska rezolucja tylko zmniejsza prawdopodobieństwo obrania innego kursu przez obecny rząd w Warszawie. Polskie problemy powinny być rozwiązywane w Polsce, co słusznie podkreślili europosłowie PSL, bojkotując głosowanie, choć zdecydowana większość ich frakcji – Europejskiej Partii Ludowej – głosowała za rezolucją. Inaczej się nie da, a próby naprawiania naszej praworządności przez obcokrajowców, którzy nawet nie potrafią odróżnić obywatelskiej inicjatywy ustawodawczej od rządowej, mogą skończyć się tylko niepowodzeniem.

Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo