Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Tuż przed pierwszą turą wyborów dochodzi do kolejnego aktu brudnego spektaklu, który aż do końca zdominuje kampanię wyborczą, wikłając Łukasza Gibałę w konieczność walki nie tylko ze swoimi kontrkandydatami, ale i z potężną machiną propagandową, sterowaną przez pozostających w cieniu mocodawców.
Na przełomie marca i kwietnia Kraków zostaje dosłownie zalany stylizowanymi na bulwarówkę materiałami propagandowymi pod nazwą „KONKRET. Gazeta Mieszkańców Krakowa”. Ośmiostronicowy druk nie posiada stopki redakcyjnej, nie ma także słowa o autorach zamieszczonych w nim tekstów, Jedyną „informacją” jest ta że powstał „z inicjatywy mieszkańców Krakowski WatchDog”, która to organizacja nie istnieje w rzeczywistości[1].
Teksty zamieszczone w „Konkrecie” są jednoznacznie wymierzone w Gibałę, którego zdjęcie podpisane słowami: „Uwikłany, zadłużony, zależny” ilustruje pierwszą stronę. „Ten człowiek nie może zostać prezydentem Krakowa!!!” – głosi nadtytuł publikacji, zapewne celowo wydrukowanej w tabloidowym, bliźniaczo przypominającym makietę dziennika „Fakt”, formacie. Widoczne jest to min. w układzie kolumn pisma, doborze czcionek i samej dramaturgii pisemka, które poziomem realizacji odstaje od pojawiających się w każdej kampanii ulotnych druczków chałupniczej roboty. Gazeta zawiera mapki, elementy graficzne właściwe dla „prawdziwych tytułów”, a uderzające w Gibałę i jego rodzinę teksty, są napisane ze znajomością sztuki dziennikarskiej. Całość jest wykonana bardzo profesjonalnie, prawdopodobnie przez osoby które albo pracowały, albo wciąż pracują w jednych z największych polskich redakcji.
Kraków to dostojne i ambitne miasto, które jak ognia powinno się wystrzegać karierowiczów w ratuszu
Już te elementy wskazują na to, że pisemko jest skierowane do wyborców w starszym wieku, którzy nie mając biegłości w poruszaniu się w internecie, mogliby uznać, że mają do czynienia z prawdziwą gazetą. Poza oszczerstwami i słowami mówiącymi o „zagrożeniu Krakowa”, pojawia się także wezwanie do działania. „Zadaj te pytania, zanim będzie za późno!” – apelują nieznani autorzy. Co ciekawe, uważna lektura oszczerczych treści, naprowadza krakowskich dziennikarzy na pewien trop. W jednym z „artykułów” pojawia się bowiem „ratusz” jako określenie siedziby prezydenta Krakowa: „Kraków to dostojne i ambitne miasto, które jak ognia powinno się wystrzegać karierowiczów w ratuszu” – czytamy.
Tak jak pod Wawelem nie uświadczymy nikogo, kto historyczne centrum określiłby mianem „starówki”, tak powszechną wiedzą jest, że ze zburzonego w 1820 r. miejskiego ratusza na Rynku Głównym pozostała jedynie wieża, natomiast siedzibą władz miasta jest położony przy Placu Wszystkich Świętych magistrat. Ten fakt oraz wspomniany wyżej profesjonalizm w wykonaniu pisemka każą domniemywać, że rzecz powstała poza Krakowem oraz szukać „większych graczy” w tej politycznej wojnie o miasto.
Niemal jednocześnie z pojawieniem się gazetek, sztab Gibały zapowiada złożenie do prokuratury zawiadomienia w trybie wyborczym. – Jeśli tylko zetkniecie się z tą „gazetką”, to prosimy o wiadomość – gdzie i kiedy. Ułatwi nam to zatrzymanie winnych. Bo oczywiście jutro złożymy zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa – pisze już 1 kwietnia Renata Ropska, wiceszefowa sztabu Gibały. Ale prawdziwa fala rzekomych „konkretów” ma dopiero nadejść.
Dzień później, 2 kwietnia, a więc na pięć dni przed pierwszą turą wyborów, w gablotach reklamowych (należącej do spółki AGORA firmy AMS S.A) na przystankach komunikacji miejskiej w kluczowych punktach Krakowa pojawiają się plakaty w formacie 1.2×1.8 m.
Oczywiście i te materiały nie są podpisane, nie ma również wskazania konkretnego komitetu wyborczego, który miałby być ich zleceniodawcą
Ich treść jest w zasadzie bliźniacza w stosunku do tego, co można było przeczytać w 'Konkrecie”. I z nich mieszkańców miasta straszy się kandydatem jako osobą niewiarygodną i zadłużoną. Na przypominającej kolaż artykułów prasowych grafice oprócz uderzających w Gibałę nagłówków (min: „Miliony złotych i zadłużona spółka”, „Łukasz Gibała zadłużył swoją firmę na ponad 230 milionów”) zamieszczono również pytanie skierowane wprost do przygodnego czytelnika: „CHCESZ SPŁACAĆ JEGO DŁUGI?”. Oczywiście i te materiały nie są podpisane, nie ma również wskazania konkretnego komitetu wyborczego, który miałby być ich zleceniodawcą.
Deweloper z Poznania
Wobec takiej operacji Gibała jest początkowo bezradny, jednak chwilę później ujawnia, że wszedł w posiadanie informacji, że za kampanią plakatową ma stać spółka NCT Service Sp. z o.o. To spółka Komandytowo-Akcyjna, należąca według KRS do niejakiego Tomasza Nalepy[2] (NCT to również skrót od „Nalepa Capital Trust). W tym momencie sprawa jest jasna – w kampanię wyborczą włączyli się na serio potężni ogólnopolscy deweloperzy. Cóż, już w 2010 r. wspomniany już kilkukrotnie na kartach książki prof. Jacek Purchla mówił, że „przestrzenią rządzą dzisiaj >loyerzy i deweloperzy<, a samorząd jest często zaledwie statystą[3]” co sprawia, że „nowi mieszczanie – obywatele miasta próbują brać sprawy w swoje ręce[4]„. Blisko piętnaście lat później byliśmy świadkami potężnego starcia jednych i drugich.
„Mamy to. Wiemy, kto stoi za nielegalną, brudną i oszczerczą kampanią przeciwko mnie. Bannery na największych polskich portalach, papierowe gazetki i citylighty na przystankach MPK – to wszystko kosztowało ponad milion złotych. Do autora udało się dotrzeć też dzięki Waszej pomocy – bardzo Wam dziękujemy! Ustaliliśmy, że za kampanią stoi jeden z największych polskich deweloperów – Tomasz Nalepa” – napisze Gibała na swoim profilu na Facebooku.
To jest starcie GIBAŁA KONTRA DEWELOPERZY, którzy dalej chcą betonować Kraków
Jego zdaniem powód zaangażowania dewelopera jest oczywisty: – Nalepa wie, że położę kres patodeweloperce i dalszemu betonowaniu naszego miasta. Czy działał sam, czy też była to zrzutka wielu deweloperów? Tego nie wiemy. Ale jedno jest jasne: wybory w Krakowie to nie jest starcie Gibała kontra Miszalski, Gibała kontra Kulig czy Gibała kontra Kmita. To jest starcie GIBAŁA KONTRA DEWELOPERZY, którzy dalej chcą betonować Kraków. I którzy wiedzą, że my im na to nie pozwolimy – pisze (pisownia oryginalna)
Owszem, sprawa wydaje się oczywista, a fakt ujawnienia „zleceniodawcy” w tonie sensacji opisują największe polskie media. Pikanterii dodaje jej fakt, że okazuje się iż Nalepa, poprzez swoje liczne spółki, jest także współwłaścicielem SMART CITY POLSKA[5]. Jego wspólnikiem, a do grudnia 2023 roku prezesem SMART CITY POLSKA, był Krzysztof Klimczak, były szef SLD w Małopolsce. Sprawa tym samym zaczyna się klarować, bowiem o tejże spółce było pod Wawelem głośno już w 2017 r., kiedy bez jakiegokolwiek konkursu prezydent Majchrowski powierzył jej wdrażanie w mieście rozwiązań smart city[6]. Firma owa miała wówczas m.in. stworzyć miejską wypożyczalnię samochodów elektrycznych. Finalnie nic z tego nie wyszło.
Co więcej, Klimczak był wcześniej wicedyrektorem jednego z magistrackich wydziałów, a jego żona, Dominika Biesiada-Klimczak, pracowała w biurze prasowym Magistratu, kandydowała do rady miasta z komitetu Majchrowskiego, a później była rzeczniczką prasową miejskiej spółki – Krakowskiego Holdingu Komunalnego.
Ujawnienie tego faktu nic jednak nie daje. Plakaty nie niepokojone wiszą wciąż w całym Krakowie, a informacja o ich pochodzeniu niknie prędko w medialnym szumie. Na wezwanie do ich zdjęcia nie reaguje także oczywiście prezydent Krakowa, formalny właściciel dzierżawionych przez AMS gablot. Nie robi na nim wrażenia pismo od Łukasza Gibały, w którym ten podkreśla, że plakaty łamią przepisy – to nielegalne finansowanie kampanii wyborczej – co jest niezgodne z umową pomiędzy miastem, a AMS. Spółka również wykpiwa się, uznając, że skoro zleceniodawcą nie jest komitet wyborczy, to traktuje ją jako dozwoloną przez prawo agitację. Czas mija, pierwsza tura wyborów ma się odbyć już za kilka dni.
Gibała decyduje się wówczas na złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa, a jego komitet pozywa firmę NCT Service w trybie wyborczym, którą to sprawę przegrywa w dość kuriozalnych okolicznościach:
– Istotne w tej sprawie było to, czy informacje zawarte na plakatach były nieprawdziwe — tłumaczył sąd. I podkreślał, że informacje te odnosiły się do kondycji finansowej powiązanych z Gibałą spółek, a nie jego osobiście. – Kandydat nie zaprzecza, że ma zobowiązania, a spółki działają w oparciu o pożyczki. Nigdzie jednak nie ma informacji, że on sam jest nierzetelny i nie spłaca zobowiązań — argumentował sąd. – Pytanie, czy „chcesz spłacać jego długi?” nie jest ani prawdziwe, ani nieprawdziwe. To tylko ocena kandydata, która może być dozwolona w ramach kampanii wyborczej — zaznaczył sąd[7].
Ale to tu zaczyna się najbardziej tajemnicza, a zarazem najbardziej kuriozalna część tego wątku sprawy. Gibała składa bowiem kolejne zawiadomienie, tym razem na policję
Ale to tu zaczyna się najbardziej tajemnicza, a zarazem najbardziej kuriozalna część tego wątku sprawy. Gibała składa bowiem kolejne zawiadomienie, tym razem na policję.
Jeszcze tego samego dnia policja dokonuje oględzin wiat przystankowych na terenie całego Krakowa i (co nie dziwi) znajduje na nich rzeczone plakaty, stwierdzając, że nie mogły zostać zamieszczone przez osobę postronną. Jednocześnie kontroluje klatki schodowe, na których ujawnione zostały gazetki „Konkret”.
W kolejnych dniach śledczy usiłujący ustalić zleceniodawcę brudnej kampanii są odsyłani pomiędzy regionalnym i centralnym przedstawicielstwem firmy AMS, a więc właściciela wiat, niczym od Annasza do Kajfasza. Dopiero 9 kwietnia 2024, a więc już po pierwszej turze wyborów (którą Gibała wbrew sondażom niepodziewanie przegrywa) spółka z Czerskiej potwierdza, że plakaty zostały wywieszone na podstawie umowy zawartej ze spółką NCT SERVICE sp. z.o.o. Jednocześnie okazuje się, że całość umowy – 52 reklamy publikowane na przystankach w okresie 1-30 kwietnia – opiewa na ponad 32 tys zł. i istotnie, swoim zasięgiem kampania obejmuje w zasadzie cały Kraków (zarówno przystanki autobusowe jak i tramwajowe). Kwota ta, biorąc pod uwagę siłę rażenie i zasoby inicjatora akcji, wydaje się groteskowo mała.
Wróćmy jednak na policję, bo tej pory czynności prowadzone są niemal wzorowo. Dnia 11 kwietnia krakowska policja prosi stołecznych kolegów o przesłuchanie Tomasza Nalepy w charakterze świadka wykroczenia i ustalenia na czyje zlecenie doszło do rozmieszczenia materiałów, które określa mianem „wyborczych”. Sprawa wydostaje się poza Kraków, gdzie utyka aż do początku czerwca. Wówczas do krakowskiego komisariatu trafia pismo z… Koszalina, że zamieszkałemu tam Nalepie wystawiono, owszem, wezwanie do stawiennictwa jeszcze na koniec maja, jednak do tej pory się nie pojawił.
Zapada cisza, która potrwa do początku lipca, gdy policjanci z Poznania udali się do siedziby firmy Nalepa Capital Trust. Tam zastano jedynie sekretarkę, która jednak – jak można się domyślić – wiedzę miała ograniczoną i stwierdziła, że jej szef bywa w firmie jedynie sporadycznie. Co jednak ważne, jak udało się nam ustalić, dzielnicowy z Poznania miał ostatecznie przyznać, że sam Nalepa kontaktował się z nim telefonicznie i nie podając adresu do korespondencji, przyznał, że „sprawa jest mu znana, ponieważ jedną już wygrał” (chodzi zapewne o proces w trybie wyborczym). Tu warto zaznaczyć, że deweloper oznajmił, że pozostaje do dyspozycji, a „jeżeli będzie trzeba”, to stawi się na przesłuchanie.
Tajemniczy numer
Dość szybko okazało się jednak, że Nalepa postanowił… nie odbierać telefonu od funkcjonariuszy i nie reagować na inne formy kontaktu, w tym wiadomości SMS z prośbą o pilny kontakt. Biznesmen nie reaguje, a poznańscy policjanci rozkładają ręce, o czym z żalem informują swoich krakowskich kolegów. Ci ostatni także próbowali się skontaktować z deweloperem – bezskutecznie. Starania te podejmuje krakowski funkcjonariusz, który ostatecznie, w drugiej połowie lipca, wnioskuje o odstąpienie od kierowania wniosku o ukaranie do Sądu Rejonowego, co stanie się chwilę później. Powód? Niewykrycie sprawcy wykroczenia.
I tak sprawa mogąca wypaczyć wynik wyborów prezydenckich w wielkim mieście kończy potraktowana jak pospolite wykroczenie w typie przejścia przez ulicę w niedozwolonym miejscu.
Na szczególną uwagę zasługuje informacja, do której dotarliśmy. W piśmie skierowanym do Krakowa przez policjantów z Poznania podany jest numer telefonu Tomasza Nalepy, jakim miał się on posługiwać i na jaki dzwoniono do niego bezskutecznie z wezwaniem na przesłuchanie. Jest to jednak numer ośmiocyfrowy, tymczasem, jak powszechnie wiadomo, polskie numery krajowe (komórkowe i stacjonarne) mają 9 cyfr, nie może więc dziwić, że po wybraniu wskazanego w piśmie, rzekomego numeru do Tomasza Nalepy, słychać komunikat: „Przepraszamy, wybrany numer nie istnieje”. Co najbardziej zastanawiające, okazuje się, że pod ten sam numer miał dzwonić krakowski policjant, nim ostatecznie zamknął sprawę.
Gorsza wersja jest taka, że policjanci z Poznania i Krakowa nie zorientowali się, że numer jest za krótki i bezskutecznie dzwonili w pustą przestrzeń
Dobra wola i wiara w polskie służby każe domniemywać, że w obu jednostkach policji popełniono ten sam błąd pisarski. Gorsza wersja jest taka, że policjanci z Poznania i Krakowa nie zorientowali się, że numer jest za krótki i bezskutecznie dzwonili w pustą przestrzeń, odbijając się od automatu. Czy to jednak w ogóle możliwe? Innych wersji nie warto mnożyć.
[1] W tej sprawie przesłuchano przedstawicieli faktycznie istniejącej Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska, którzy zeznali, że nie mają ze sprawą nic wspólnego, a o „Krakowskim Watchdogu” nigdy nie słyszeli.
[2] https://rejestr.io/krs/450858/nct-service
[3] „Kraków: walka postu z karnawałem. Rozmowa z prof. Jackiem Purchlą” [w] „Gry w miasto”, op. cit. s. 330
[4] Tamże.
[5] https://rejestr.io/krs/476723/smart-city-polska
[6] https://gazetakrakowska.pl/czlowiek-z-sld-kolega-prezydenta-i-jego-mala-firma-zrobia-nam-smart-city/ar/c3-12498848
[7] https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,30861268,lukasz-gibala-przegrywa-procesy-ktore-wytoczyl-w-trybie-wyborczym.html
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Kampania prezydencka w Krakowie przerodziła się w spektakl oskarżeń i manipulacji
Czas zająć się nie tylko problemami alkoholowymi dziadersów, ale zainteresować się szerzącą się wśród młodzieży epidemią chorób psychicznych osłabiającą nadchodzące pokolenia
Brudna kampania, anonimowe gazetki i deweloperskie miliony. Kto naprawdę próbował pogrążyć Gibałę tuż przed wyborami w Krakowie?
Ważne rocznice 1000-lecia pierwszej koronacji królewskiej władcy Polski i 500-lecia hołdu pruskiego przypadają tym razem na niezwykle ważny moment dziejowy. Chwilę przedśmiertnych konwulsji liberalnego porządku międzynarodowego, który istotnie przyczynił się do naszej niepodległości i dobrobytu od 1989 roku
„Krakówek” trwa, a z nim trwał Jacek Majchrowski – prezydent, który przez dekady zrósł się z elitami miasta
Państwo i reguły nie istnieją. Są równi i równiejsi
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie