Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Do spotkania prezydenta Joe Bidena i przewodniczącego Xi Jinpinga doszło w poniedziałek, przy okazji szczytu państw grupy G20 na indonezyjskiej wyspie Bali. Czas trwania – aż trzy i pół godziny – wskazuje, że ważnych tematów nie zabrakło, i że obie strony potraktowały tę okazję bardzo poważnie.
Obaj politycy przystępowali do rozmowy w dobrych nastrojach. Chińczyk bez poważniejszych problemów potwierdził niedawno swoje przywództwo podczas XX zjazdu partii komunistycznej i przemeblował władze ChRL wedle własnego uznania, Amerykanin dosłownie parę dni wcześniej poprowadził swoją Partię Demokratyczną do sukcesu w wyborach „połówkowych” (polegającego co prawda na tym, że nie poniosła spektakularnej porażki, wieszczonej przez wcześniejsze sondaże, ale w obliczu sporych perturbacji gospodarczych dobre i to).
Chwila oddechu, którą obaj zyskali w polityce wewnętrznej, nie pozostała pewnie bez wpływu na ich zachowanie i strategię na szczycie – nie musieli sztucznie eskalować sporu, by przykrywać emocjami inne problemy. Ale też wiedzieli, że ten „oddech” jest tylko przejściowy. Problemy ekonomiczne i społeczne w obu krajach narastają, ich gospodarki spowalniają, trwająca w Ukrainie wojna i zmasakrowane łańcuchy dostaw na całym świecie bynajmniej nie ułatwiają reakcji, więc zdrowy rozsądek kazał obu panom nie dokładać bez wyraźnej potrzeby do pieca pod nowym konfliktem. W tej sytuacji wspomniane „czerwone linie” Xi i jego protesty przeciw sankcjom ekonomiczno-technologicznym, a także werbalny sprzeciw Bidena wobec „coraz bardziej agresywnych działań Chin wobec Tajwanu”, zabrzmiały z obu stron bardziej jako rytualne zaklęcia, bo przecież nie wypadało inaczej, żeby nie wyjść na zbyt miękkiego. Ważniejsze jednak – jak można sądzić – były dla obu stron delikatne i ostrożne sygnały deeskalacyjne.
Zgodnie z oświadczeniem Białego Domu (któremu Chińczycy nie zaprzeczyli) Biden i Xi „podkreślili swój sprzeciw wobec użycia lub groźby użycia broni jądrowej na Ukrainie”
Należy do nich zapowiedź wizyty w Chinach amerykańskiego sekretarza stanu Antony’ego Blinkena, wstępnie przewidziana na początek przyszłego roku. Również – prawdopodobny powrót do licznych „technicznych” kanałów komunikacji pomiędzy wyższymi urzędnikami obu mocarstw, w sprawie klimatu, zdrowia, bezpieczeństwa żywnościowego i przede wszystkim spraw wojskowych, które Pekin jednostronnie zawiesił po „prowokacyjnej” (jego zdaniem) sierpniowej wizycie Nancy Pelosi na Tajwanie. Formalne deklaracje w tej sprawie co prawda nie padły, ale dość wyraźne, choć dyplomatycznie zawoalowane sugestie – jak najbardziej. Ponadto, zgodnie z oświadczeniem Białego Domu (któremu Chińczycy nie zaprzeczyli) Biden i Xi „podkreślili swój sprzeciw wobec użycia lub groźby użycia broni jądrowej na Ukrainie”. To jednak delikatny ukłon Pekinu w stronę Zachodu i pomoc w dezawuowaniu rosyjskiego blefu i straszaka atomowego.
W rewanżu Biden powiedział dziennikarzom po spotkaniu, że „nie ma powodu do obaw o nową zimną wojnę między Stanami Zjednoczonymi a Chinami”. Cóż – to oczywiście nadal nie jest twierdzenie prawdziwe. Ale brzmi dobrze w uszach inwestorów i zwykłych obywateli, i o to chodziło. W tłumaczeniu z języka dyplomatycznego na ludzki brzmi zaś: „zgadzamy się, że przez jakiś czas chcemy trochę spokoju”. Dodatkowy wzmacniacz takiego wniosku, to niemal równoczesne „gołębie” sygnały, które pojawiły się też w bilateralnych relacjach Chin między innymi z Australią, Koreą Południową czy Francją.
Zarówno Waszyngton wraz z kluczowymi sojusznikami regionalnymi, jak i Pekin, dostrzegają groźbę poważnej eskalacji ze strony reżimu Kima.
Poza relacjami wzajemnymi i globalnymi skutkami wojny w Ukrainie sporo miejsca w komunikatach obu stron zajął problem koreański – i to też jest symptomatyczne. Zdaje się oznaczać, że zarówno Waszyngton wraz z kluczowymi sojusznikami regionalnymi, jak i Pekin, dostrzegają groźbę poważnej eskalacji ze strony reżimu Kima. I że tym razem może chodzić o coś więcej, niż tylko zwyczajowe straszenie przez Pjongjang w celu wymuszenia nowej transzy pomocy żywnościowej. Biden zagrał w tej sprawie sprytnie, wprost informując swego chińskiego kontrpartnera, że piłka jest po jego stronie. I ostrzegł Xi, że kolejne prowokacyjne działania Korei Północnej skutkować będą wzmocnieniem zdolności wojskowych USA i sojuszników w Azji Północno-Wschodniej. Czyli tym, czego Pekin bardzo wolałby uniknąć.
Wniosek został złożony. Czy i w jaki sposób Chińczycy go rozpatrzą, przekonamy się pewnie niebawem, obserwując dalsze zachowania Kima. A to z kolei pozwoli wnioskować, czy rysująca się w tej chwili lekka odwilż w relacjach supermocarstw ma szanse stać się trwalszym trendem.
No i dobrze; dla nas. To są jednak dwa inne, różne i obce światy. Zero porozumienia?!
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Światło dzienne ujrzał raport komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich. Poniższy tekst to opinia o jego fragmencie dotyczącym dezinformacji w temacie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej w 2021 roku. Jako dziennikarz, który wówczas bardzo dużo o tym pisał – także na łamach Nowej Konfederacji – pozwalam sobie na kilka słów komentarza
Zachodnia gospodarka nie potrzebuje topornego protekcjonizmu, a raczej przemyślanej strategii rozwojowej oraz takich narzędzi interwencyjnych (pośrednich i bezpośrednich), które stymulować będą jej największe atuty i przewagi konkurencyjne
Indie i Chiny od lat rywalizują o dominację w Azji. Ich zderzenie interesów, różnice ideologiczne i historyczne napięcia zdają się wskazywać, że konflikt, choć nie zawsze otwarty, jest nieunikniony. Oto kolejny fragment książki „Indie i geopolityka Azji. Historia i teraźniejszość”
Logika, źródła informacji, o których nie będziemy rozmawiać, bo objęte są klauzulą bezpieczeństwa, wszystko wskazywało, że wojna może wybuchnąć. Publikujemy kolejny fragment rozmowy Michała Kolanko z Łukaszem Jasiną
Od szybkiego wzrostu gospodarek Azji Wschodniej po wyzwania niestabilności na Zachodzie – Indie balansują między dwoma odmiennymi światami. Oto kolejny fragment książki „Indie i geopolityka Azji. Historia i teraźniejszość”
Niech małe narody nie popadają w rozpacz, jakby nie było dla nich żadnej nadziei, lecz niech równocześnie z rozwagą zastanowią się, na czym opiera się ich bezpieczeństwo!
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie