Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Wojna na Ukrainie przedłuża się. Wyczerpują się siły obu stron i zdolności do odtwarzania potencjału, w szczególności produkcji amunicji. Skłania to do zadawania pytań, kiedy konflikt się skończy. Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW) zauważa, że odnotowuje się zmniejszoną liczbę rosyjskich operacji ofensywnych na całej linii frontu, co potwierdza ocenę ISW, że ogólna rosyjska ofensywa zbliża się do punktu kulminacji. Jednocześnie wśród publicystów amerykańskich coraz bardziej intensywna jest dyskusja o sposobie zakończenia wojny. Liana Fix w tekście dla „Foreign Policy” stwierdza, że o ile strategiczna niejednoznaczność, pozostawienie w sferze nieokreślonej definicji zwycięstwa miało sens w roku 2022, tak obecnie kluczowe jest określenie warunków, które uznać można za satysfakcjonujący pokój na Ukrainie.
Decyzja o końcu wojny zależy niemal w całości od postanowień władz w Waszyngtonie. Próba antycypowania momentu, w którym USA powiedzą „pas”, może opierać się o analizę historycznych przypadków, gdy offshore balancer interweniował w Europie. W ujęciu realistycznej szkoły stosunków międzynarodowych offshore balancing (pojęcie przyjęło się stosować w języku polskim w wersji angielskiej) to strategia, zgodnie z którą dominujący hegemon wykorzystuje w regionie jeden z podmiotów dla realizacji własnych celów, w tym równoważenia wpływów państwa dążącego do regionalnej dominacji. Reprezentatywne wydaje się wzięcie pod uwagę zarówno zachowań Stanów Zjednoczonych, jak i Wielkiej Brytanii w podobnych sytuacjach w ostatnich dwustu latach, mimo pewnych różnic pomiędzy interesami i poziomem zagrożenia, jaki generowały konflikty na Starym Kontynencie dla obu krajów. W klasycznym rozumieniu teorii realizmu ofensywnego offshore balancer stosuje dwie podstawowe strategie, tj. równoważenie i przerzucanie odpowiedzialności. Druga z nich jest dla hegemona korzystniejsza, bo generuje niższe koszty i pozwala cudzymi rękami uporać się z konfliktem wywołanym przez agresora. Równoważenie wymaga bezpośredniego zaangażowania i pociąga za sobą ryzyko dla hegemona, zatem stosowane jest, gdy brak innych możliwości przywrócenia pożądanej równowagi. Obie te strategie są, używając modnego dziś słowa, „skalowalne”, zatem natężenie korzystania z nich nie zawsze jest identyczne.
Odnotowuje się zmniejszoną liczbę rosyjskich operacji ofensywnych na całej linii frontu, co potwierdza ocenę ISW, że ogólna rosyjska ofensywa zbliża się do punktu kulminacji
Perfidny Albion
Brytyjczycy, wierni ideom wyłożonym w tzw. memorandum Crowe’a, zmuszeni byli do bezpośredniego zaangażowania w sprawy europejskie w latach 1792-1815, gdy potężna Francja miała ambicje podbicia najpierw Europy Zachodniej, a potem podporządkowania całego kontynentu. Ponieważ początkowo niewielkie siły angielskie były rozbijane przez Francuzów, a europejscy gracze unikali wzięcia odpowiedzialności za powstrzymanie Paryża, nie mając innego wyboru, Londyn przerzucił na kontynent znaczne siły w latach 1808-1815 i zażegnał niebezpieczeństwo. Pozwoliło to na niemal 90-letni okres komfortowego „splendid isolation”, podczas którego żaden z podmiotów, ani słabnąca Francja, ani rosnące w siły Prusy i Niemcy, ani Wiedeń czy Rosja nie były w stanie zdominować Europy. Dopiero gdy stało się jasne po rosyjskiej klęsce w wojnie 1905, że narastające zagrożenie ze strony wilhelmińskich Niemiec nie zostanie powstrzymane przez sojusz francusko-rosyjski, Brytyjczycy przystąpili do trójporozumienia, walcząc następnie na frontach I wojny światowej. Okres międzywojenny pozwolił znów na rozbrojenie i zdystansowanie się od spraw kontynentalnych, aż zagrożenie hitlerowskie w drugiej połowie lat trzydziestych zmusiło Londyn do aktywności. Skalując zaangażowanie, liczono początkowo na to, że Francja poradzi sobie sama. Gdy oczywistym było, że sam Paryż nie zatrzyma ekspansji Berlina, Londyn powrócił aktywnie na kontynent, najpierw od marca 1939 w formie gwarancji udzielanych Polsce, Rumunii i Grecji, a następnie wysyłając wojsko, pospiesznie potem ewakuowane spod Dunkierki w 1940 roku. Kształtując porządek powojenny Brytyjczycy zostali zmuszeni przez zagrożenie sowieckie do pozostawienia wojsk po II wojnie światowej w zachodniej części Europy, aż do upadku ZSRS.
Jak widać, zaangażowanie Wielkiej Brytanii w sprawy kontynentu dopasowane było zawsze do skali zagrożeń. W przypadku istnienia wystarczającej równowagi, Brytyjczycy stali z boku, ewentualnie ograniczali się do wspierania słabszych przeciwko silniejszym w formie dyplomatycznej. Dopiero gdy pojawiało się ryzyko hegemona, wkraczali manu militari, stając po stronie strony zagrożonej zdominowaniem. Działanie takie nie wynikało ze szlachetnej potrzeby pomocy Dawidowi w walce z Goliatem, ale chłodnej kalkulacji,której celem było przywrócenie równowagi, pozwalającej wycofać się znów za Kanał La Manche.
Decyzja o końcu wojny zależy niemal w całości od postanowień władz w Waszyngtonie
Znad Potomaku
Amerykański offshore balancing datować należy na wiek XX i XXI. W latach 1800-1900 USA były wciąż zagrożone przez imperia europejskie, a potencjał gospodarczy i militarny samej Wielkiej Brytanii przewyższał amerykański. Deklaratywnie USA hołdowały doktrynie Monroego, stanowiącej fundament polityki izolacjonizmu, która głosiła, że kontynent amerykański musi być wolny od wpływów kolonizatorów z Europy, a Stany Zjednoczone nie będą ingerowały w sprawy Europy i ich kolonii. Początkowo miała ona wartość deklaratywną i dopiero po roku 1880 była ona faktycznie wyborem, a nie koniecznością osłaniającą słabość nowego hegemona. Dopiero XX wiek, gdy okrzepły organizm państwowy USA pozwalał na zbrojną interwencję w Europie, przyniósł dyskusję wobec rosnącego ekspansjonizmu Niemiec.
Pierwszym wyborem jednak było przerzucenie odpowiedzialności na graczy lokalnych, którzy zawarli trójporozumienie. Gdy po implozji carskiej Rosji w 1917 roku zaistniało ryzyko zdominowania kontynentu przez Berlin, Waszyngton wkroczył militarnie, ale od roku 1923 popadł ponownie w izolacjonizm. Nawet wybuch II wojny światowej w 1939 roku nie zmienił tej postawy natychmiastowo. Znów liczono na sojusz francusko-brytyjski, stosując politykę przerzucania odpowiedzialności. Dopiero upadek Paryża i błyskawiczne sukcesy Niemiec w ramach planu Barbarossa wygenerowały ryzyko hegemonii Berlina nad Europą oraz korzystającej ze słabości ZSRR w Azji Japonii. Ponownie, wobec braku innych możliwości zaradzenia kryzysowi Stany najpierw skokowo, pięciokrotnie zwiększyły liczebność swej armii od lata 1940 do połowy 1941, rozpoczęły program Lend-Lease, a następnie przystąpiły do wojny pod koniec 1941 na Pacyfiku, a od 1943 w Europie. Po Poczdamie ponownie zarysowała się tendencja do odprężenia i odejścia za ocean, ale agresywne plany Stalina zmusiły USA znów do pięciokrotnego zwiększenia fizycznej obecności swych wojsk nad Renem w latach 1950-53, powołania NATO i równoważenia zagrożenia komunistycznego. W postępowaniu władz waszyngtońskich widać ten sam wzór, jak u Brytyjczyków – ani wybuchające wojny, ani groźni dyktatorzy dochodzący do władzy nie są powodem do zaangażowania, tak długo, jak zachowana jest lokalna równowaga. Dopiero ryzyko dominacji zmusza offshore balancera do wysłania wojsk na kontynent. Gdy osiągnięta zostanie lokalna równowaga bez udziału USA, te wycofują się za Atlantyk.
Offshore balancing to strategia, zgodnie z którą dominujący hegemon wykorzystuje w regionie jeden z podmiotów dla realizacji własnych celów, w tym równoważenia wpływów państwa dążącego do regionalnej dominacji
Podobny schemat zachowań zaobserwować można w przypadku aktywności USA w Azji. Między 1900 a 1930 rokiem równowaga sił między Japonią a Rosją skutkowała brakiem aktywności Waszyngtonu w tym regionie. Dopiero aktywność Tokio – zajęcie Mandżurii w 1931 i wojna z Chinami od 1937, a także brytyjskie zamiary ucieczki z Azji pod koniec trzeciej dekady wobec oznak osłabienia Związku Sowieckiego skutkowały potrzebą wypełnienia przez USA powstającej próżni. Warto zauważyć znów, że decyzja o aktywnym równoważeniu nie została podjęta od razu – początkowo liczono na zachowanie parytetu sił Związku Sowieckiego i Japonii, a dopiero sukcesy Hitlera na polach Ukrainy i w Bramie Smoleńskiej doprowadziły do Pearl Harbor, wejścia USA do wojny i ostatecznie dekapitacji ambicji japońskich w Hiroszimie.
Model ukraiński
Nakładając matrycę ponad 200 lat historii offshore balancingu na toczącą się wojnę na Ukrainie, widać, że tak aktywne zaangażowanie Waszyngtonu ma swoje źródło w tym, iż brak było w Europie podmiotu na który można było przerzucić odpowiedzialność. Jednocześnie wspomniana, ostatnio tak popularna „skalowalność” stosowania polityki przerzucania lub równoważenia powoduje, że USA nie zaangażowały się bezpośrednio w konflikt (poza incydentami – nie dochodzi do kinetycznych starć wojsk USA i Rosji), ale też nie pozostawiły losów wojny w rękach Europejczyków. Zaangażowanie „amerykańskich chłopców” w walkę mogłoby mieć miejsce jedynie w przypadku bezpośredniego ataku Rosji na Polskę (może nawet nie na Estonię czy Łotwę), lecz dziś zagrożenie to nie istnieje – Rosja nie ma na to siły. Trud bezpośredniej walki przerzucony został na wojsko ukraińskie, wsparcie na zapleczu logistycznym ciąży na Polsce, presja na sojuszników powoduje pomoc finansową i materiałową z Europy, ale główny ciężar utrzymania Kijowa w wojnie spoczywa na Stanach Zjednoczonych.
Brytyjczycy stali z boku, ewentualnie ograniczali się do wspierania słabszych przeciwko silniejszym w formie dyplomatycznej. Dopiero gdy pojawiało się ryzyko hegemona, wkraczali manu militari
Jeśli drugą matrycą kształtującą zachowanie USA jest strategia sekwencjonowania, polegająca na unikaniu konfliktu na dwa fronty, to można pokusić się o prognozowanie, kiedy wojna na Ukrainie się zakończy. Zakładając bowiem, że decyzja taka zależna jest od polityków nad Potomakiem, to stanie się tak, gdy ich cel w postaci osiągnięcia „balance of power” oraz usunięcia zagrożenia walki na drugorzędnym froncie europejskim zostanie osiągnięty. Nie ma sensu wtedy dłużej prowadzić wojny na Ukrainie. Drenuje ona amerykańskie zapasy amunicji (zmuszając Pentagon do pięciokrotnego zwiększenia jej produkcji), a zatem osłabia USA w relacji z Chinami. Waszyngton będzie zatem w roku 2023 intensywnie dążył do pokoju, nie dlatego, że pokój miłuje, ale dlatego, że bliskie jest osiągnięcie zadowalającej równowagi, a przynajmniej jej zalążka na tyle trwałego, by zakończyć ten etap konfliktu. Na froncie obecnie widoczny jest brak perspektyw zarówno dla odzyskania przez Ukrainę całości jej terytorium, wraz z Krymem i Donbasem, a jednocześnie Rosja nie jest w stanie politycznie złamać woli Kijowa i zainstalować tam marionetkowego rządu, co, jak się wydaje, było pierwotnym celem Putina.
We wszystkich przytoczonych przykładach offshore balancer zaangażowany jest w konflikt tak długo, jak nie wykrystalizuje się dostateczna równowaga. W Europie proces ten potrwa pewnie kilkanaście lat, ale tak dużo czasu USA nie mają. Muszą już dziś uwolnić zasoby i poszukać rozwiązania, które pozwoli przerzucić odpowiedzialność za pokój na Starym Kontynencie na jego mieszkańców. W perspektywie kilku, kilkunastu lat nie widać, poza Rosją, możliwości zdominowania Europy przez inne państwo. Ale dzisiejsza Rosja to nie zimnowojenny Związek Sowiecki, który wymagał stałej obecności wojsk amerykańskich nad Renem. Z tym zagrożeniem poradzić mogą sobie sojusznicy lokalnie. Aby zabezpieczyć się przed osłabioną Moskwą i spokojnie odejść na Pacyfik, USA muszą zbudować równoważącą koalicję w Europie Środkowej, zdolną powstrzymać ewentualną agresję Moskali. Koalicja taka może liczyć na wsparcie w postaci rozpoznania satelitarnego oraz nuklearnego parasola, ale już raczej nie broni i amunicji. Waszyngton oczekiwał będzie samodzielności. Zakładając, że w interesie USA jest utrzymanie Rosji za co najmniej za umowną linią Dniepru i Dźwiny – geograficzną osią, na której powinien wspierać się taki sojusz, jest Polska. Nie przesądza to o naszej roli, bo możliwy jest scenariusz akceptacji roli junior partnera USA przez Niemcy, choćby w zamian za ułatwienia w handlu i zmniejszenie dolegliwości dla firm niemieckich rygorów wynikających m.in. z Inflation Reduction Act (na wzór przywilejów dla Kanady i Meksyku). Wobec mniej przychylnej Waszyngtonowi postawy, mniej prawdopodobny jest taki alians z Paryżem, ale każdy z alternatywnych scenariuszy grozi nam trwałym pozostaniem w regionalnej drugiej lidze.
Zaangażowanie „amerykańskich chłopców” w walkę mogłoby mieć miejsce jedynie w przypadku bezpośredniego ataku Rosji na Polskę
Lata trzydzieste… lata czterdzieste
Polska powinna zatem dojrzale i świadomie, a nie w sposób kłótliwy i chaotyczny, negocjować z USA warunki, na jakich przyjmie na siebie rolę amerykańskiego policjanta w Europie. Niezbędne do tego jest umiejętne wciągnięcie do planu Niemiec z ich dążeniem do zdominowania kontynentu, przy jednoczesnym zachowaniu wolności handlu z Chinami i powrotu do biznesu z Rosją, co wymaga balansowania na linii wschód-zachód. W osi pionowej konieczna jest budowa realnych wspólnych zdolności militarnych na Bałtyku wraz z Finami i Szwedami, a na kierunku południowym – poszukanie stycznych z Ankarą, która szachuje Kreml nad Morzem Czarnym. Wreszcie najważniejsze: w najbliższym otoczeniu trzeba budować trzeba mosty przez Bug, najpierw na bazie wspólnych doświadczeń kulturowych, a potem wspólnoty politycznej, już teraz ze „złym Łukaszenką”, nie dmąc w ideowe trąby demokratycznego imperatywu, ale realizując Realpolitik.
Czysto teoretycznie, modelowo aplikując powyższą teorię, abstrahując od realnych możliwości realizacji takiego scenariusza trzeba zauważyć, że gdyby kiedykolwiek, za lat kilkadziesiąt, Polska na tyle urosła w siłę, by zaczęła aspirować do podmiotu lokalnie zbyt silnego – to Warszawa stałaby się przedmiotem równoważenia. Ten czysto hipotetyczny wariant wydarzeń wart jest uwagi nie po to, by wzorem przedwojennej sanacji bić w tromtadrackie bębny, ale by trawestując słowa H. Temple’a pamiętać, że offshore balancer „nie ma wiecznych wrogów ani wiecznych przyjaciół, ma tylko wieczne interesy”. Stany Zjednoczone nie wspierają polskich celów dlatego, że nas lubią, ale dlatego, że realizują swój interes. Gdyby polski interes był sprzeczny z amerykańskim, to będziemy przez hegemona zwalczani. Zamiast nadmiernej ufności w swą moralną wyższość i siłę amerykańskiego wsparcia nad Wisłą wolałbym zatem refleksję nad tym, że ta chwila, w której interes USA jest wyjątkowo zbieżny z polskim, być może właśnie mija.
Dziękuję za mądry, wyważony i realistyczny komentarz.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Jak wydarzenia współczesne i historyczne kształtują indyjską politykę zagraniczną? Autor książki analizuje jej ewolucję w dynamicznym kontekście geopolitycznym Azji i świata
Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany
Czy zakończenie konfliktu między Izraelem a libańskim Hezbollahem faktycznie się dokonało? Jak Morze Bałtyckie zostanie zabezpieczone przed Rosją? Co sprawiło, że notowania dolara kanadyjskiego i meksykańskiego peso gwałtownie spadły?
Donald Trump zrobił wiele, aby uniknąć chaosu znanego z pierwszej jego kadencji. Nie mam jednak przekonania, że oznacza to, że teraz uda mu się zupełnie uniknąć oporu materii. Dojdzie natomiast, moim zdaniem, do tego, co określiłbym mianem instytucjonalizacji w USA sporu pomiędzy globalizmem a lokalizmem.
Czy wykorzystanie pocisków balistycznych ziemia-ziemia zmienia sytuację Ukrainy? Jak podziałało ono na Rosję? Jakie tematy podjęto podczas szczytu grupy G20 w Rio de Janeiro?
Może zamiast pomstować na firmy azjatyckie i demonizować ich rządy, wraz z przypisywaniem im nieczystych intencji, warto by było po prostu je naśladować
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie