Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Nie chcieliście reprywatyzacji, to ją macie

Wyrok potwierdzający nieważność wywłaszczenia majątku Grocholskich w Michałowicach nie podważa reformy rolnej. Odróżniajmy walkę Jana Śpiewaka z przekrętami od jego antywłasnościowej demagogii.

Wyrok potwierdzający nieważność wywłaszczenia majątku Grocholskich w Michałowicach nie podważa reformy rolnej. Odróżniajmy walkę Jana Śpiewaka z przekrętami od jego antywłasnościowej demagogii.

„Kiedy >szlachta< i handlarze roszczeń zreprywatyzują chłopów pańszczyźnianych?” – pyta na swoim Facebooku Jan Śpiewak ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. I kreśli katastroficzny obraz sytuacji. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie wydał wyrok na mocy którego do byłych właścicieli (a właściwie ich spadkobierców) ma wrócić 136 ha ziemi w Michałowicach pod Warszawą, odebranej rodzinie Grocholskich w 1948 roku. Na tym terenie mieści się wieś, w swoich własnych domach mieszka ponad tysiąc osób, jest szkoła, jest przedszkole. Zdaniem Śpiewaka wyrok „podważa założenia reformy rolnej [z 1944 roku – przyp. aut.] tak jak kilkanaście lat temu sądy podważyły założenia dekretu Bieruta”. „Po wałkach na kamienicach czas na wałki przy majątkach arystokracji?” – pyta retorycznie.

Nikt rozsądny nie chce odwracać reformy rolnej z 1944 roku. Była konieczna. Chciały jej właściwie wszystkie polskie siły polityczne od prawa do lewa

Tyle, że to wszystko nieprawda. Majątek nie wraca do byłych właścicieli. Wyrok tylko oddala skargi mieszkańców na decyzję ministra rolnictwa z 2013 roku, który stwierdził nieważność orzeczeń o wywłaszczeniu wydanych przez komunistyczne władze. Wójt Michałowic już zapowiedział, że odwoła się od wyroku WSA do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co sprawę przeciągnie. Ale i jeśli NSA go wyda po myśli byłych właścicieli, nie będzie to oznaczało, że Michałowiczanie muszą się wyprowadzić ze swoich domów, a szkoła zostanie przekształcona w stajnię dla koni jaśniepaństwa. Zamiast zwrotu nieruchomości w naturze spadkobiercy mogą otrzymać bowiem odszkodowanie. A i to nastąpi dopiero wtedy, gdy zapadnie decyzja wskazująca, że ziemia w Michałowicach w ogóle nie powinna zostać znacjonalizowana.

Nikt rozsądny nie chce odwracać reformy rolnej z 1944 roku. Była konieczna. Chciały jej właściwie wszystkie polskie siły polityczne od prawa do lewa (różniły się tylko podejściem do tego, jak ma wyglądać). Służyła upowszechnieniu własności i upodmiotowieniu gospodarczemu – a w konsekwencji i obywatelskiemu – milionów mało- i bezrolnych chłopów. Latyfundia trudno uznawać za świętą własność, zresztą przodkowie ich właścicieli dorobili się w dużej mierze na ciężkiej i przymusowej pracy chłopów, z której mogli korzystać dzięki swoim szlacheckim przywilejom. Dekret PKWN o reformie rolnej podważyli… sami komuniści, np. wyrzucając byłych arystokratów z dworków i pałacyków, które dekretowi nie podlegały (do dziś toczą się o nie liczne spory reprywatyzacyjne). Albo nacjonalizując ziemię, która nie była rolna, jak w przypadku michałowickiego majątku Grocholskich (była to ziemia budowlana). Krótko mówiąc: byli właściciele tej ziemi mają do niej prawo nie dlatego, że im ją odebrano, ale dlatego, że zrobiono to niezgodnie z prawem.

Można to powtarzać w nieskończoność, ale najwyraźniej trzeba: nie byłoby tej sytuacji, gdyby politycy po 1989 roku uchwalili ustawę reprywatyzacyjną, która by to wszystko porządkowała. I będziemy się z tym użerać, dopóki jej nie uchwalimy – w formie uwzględniającej możliwości finansowe budżetu i nie pozwalające na pojawienie się nowych krzywd, ale jednak opartej na przywróceniu sprawiedliwości. To zaniechanie zawdzięczamy przede wszystkim postkomunistycznej lewicy i ludowcom, którzy cały czas torpedowali cały proces. Posługiwali się przy tym taką samą antywłasnościową demagogią, jakiej używa dziś Jan Śpiewak, który słusznie walczy z patologiami związanymi z „dziką reprywatyzacją” (i za to mu chwała), za to nie widzi (a może nie chce widzieć) sedna problemu – choć nawet Piotr Ikonowicz określa, w wywiadzie udzielonym niedawno „Tygodnikowi Powszechnemu”, zawetowanie w 2001 roku przez Aleksandra Kwaśniewskiego ustawy reprywatyzacyjnej autorstwa koalicji AWS-UW mianem błędu. Można powiedzieć – nie chcieliście reprywatyzacji, to teraz ją macie.

Politolog, dziennikarz, tłumacz, współpracownik Polskiego Radia Lublin. Pisze doktorat z ekonomii i finansów w Szkole Doktorskiej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Publikował i publikuje też m.in. w "Gościu Niedzielnym", "Do Rzeczy", "Rzeczpospolitej", "Gazecie Wyborczej", "Tygodniku Powszechnym" i "Dzienniku Gazecie Prawnej". Tłumaczył na język polski dzieła m.in. Ludwiga von Misesa i Lysandera Spoonera; autor książkek "W walce z Wujem Samem", "Żadna zmiana. O niemocy polskiej klasy politycznej po 1989 roku", "Mała degeneracja", współautor z Tomaszem Pułrólem książki "Upadła praworządność. Jak ją podnieść". Mąż, ojciec trójki dzieci. Mieszka w Lublinie.
Świat intelektualny – od uniwersytetów po media – nie nadąża dziś za gwałtownymi przemianami rzeczywistości politycznej, gospodarczej i społecznej, opisując je za pomocą kategorii z poprzednich epok. To zasadniczo obniża jakość rządzenia, które musi rozstrzygać dylematy przy użyciu wiedzy dostępnej w danej chwili. Deficyt tej ostatniej zwiększa ryzyko decyzji błędnych lub wręcz katastrofalnych, jak również – dominacji fałszywych ideologii. Polski dotyczy to w stopniu szczególnym, ze względu na trudne położenie geopolityczne i słabość intelektualną (uniwersytetów, mediów, think tanków).

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo