Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
>>> KUP BIOGRAFIĘ ADAMA MICHNIKA W NASZEJ KSIĘGARNI <<<
Gdyby „giełda literacka” nie była tylko dosyć zwietrzałą frazą, ot, błyskotką jakby żywcem wziętą z felietonów Putramenta sprzed pół wieku, miło byłoby sobie wyobrażać, jak pod koniec lutego, w oczekiwaniu debiutu giełdowego, rosły na niej notowania „Demiurga”. Wydawcy w czerwonych szelkach przechadzają się z udawanym opanowaniem, konkurenci wściekle szepczą coś do zaciśniętych w dłoniach komórek. Nawet ci, którzy nie słyszeli plotek o wcześniejszych nieudanych próbach zmierzenia się z biografią Michnika autorów bliskich wszak „Wyborczej”, jak Roman Kurkiewicz, którzy nie znali prób opisania redaktora naczelnego „Gazety” i bohatera przedsierpniowej opozycji (a prób takich było trochę – „z lewa”, w postaci groteskowo przesłodzonej biografii pióra Cyrila Bouyeure (WL, 2009) i „z prawa”, w postaci różnych edycji wspomnienio-pamfletów pióra niedawno zmarłego Stanisława Remuszki) powinni zastrzyc uchem.
Kto spośród ludzi bodaj trochę interesujących się sprawami publicznymi nie zna zdjęcia Michnika leżącego u św. Marcina podczas głodówki w 1977? Kto nie potrafi przytoczyć frazy „Jestem elementem antysocjalistycznym”, ale i „Odpieprzcie się od Generała”?
Jest bowiem naprawdę coś zdumiewającego w tym, że biografii z prawdziwego zdarzenia doczekała się większość ojców niepodległości z 1989, wielkich postaci polskich drugiej połowy XX wieku – a nie miał jej Adam Michnik. Mają ich – po kilka, kilkanaście, dobrych lub beznadziejnych – Wojtyła, Wałęsa, Jaruzelski, Kuroń, Kaczyński, Mazowiecki, Wyszyński, Walentynowicz, Herbert, Miłosz, Gierek i Giedroyc, Romaszewscy i Turowicz, Kiszczak, Rakowski i Raczyński (przepraszam za ten ciąg nazwisk bez imion, ale w innym przypadku akapit ten przypominałby stronę książki telefonicznej). A Michnik? Nic, prócz wspomnianego Bouyeure’a, rozmowy-rzeki z Jackiem Żakowskim sprzed ćwierć wieku oraz – piszę to bez ironii – „Dzieł zebranych”, wydawanych przez lata przez Zeszyty Literackie.
Michnik nieznany zatem? Ależ nie! Bo przecież zarazem Michnik jest znany, szalenie znany, na różnych poziomach obiegu tekstu i informacji: jest znany za sprawą tysięcy swoich artykułów, komentarzy i wypowiedzi, „czarnej piany gazet” – ale i kilkunastu esejów i kilku książek, które moim zdaniem weszły do kanonu polskiej prozy politycznej XX wieku. Ale także za sprawą podręczników historii, reportaży historycznych, wiecznie powielanych zdjęć, ale i dziesiątków anegdot ze swoim udziałem, ale i licznych „skrzydlatych słów”, które weszły do polszczyzny i których autora każdy potrafi wskazać. Kto, spytam retorycznie, kto spośród ludzi bodaj trochę interesujących się sprawami publicznymi nie zna zdjęcia Michnika leżącego u św. Marcina podczas głodówki w 1977? Kto nie potrafi przytoczyć frazy „Jestem elementem antysocjalistycznym”, ale i „Odpieprzcie się od Generała”? Kto nie kojarzy listów otwartych studentów UW z marca 1968, historii z Magdalenki, zeznań z komisji Rywina?
Jest więc Adam Michnik – to jeden z wielu paradoksów z nim związanych, sprzeczności, które okiełznał (czy okiełznał?) – zarazem nieznany i powszechnie znany. Różne elementy jego bogatej, ponad pół wieku trwającej działalności publicznej, w różnych przybliżeniach (tu anegdota czy plotka, tam tysiącstronicowa książka prof. Friszkego o KOR-ze) i różnych „stężeniach” (tu zdjęcie z Jackiem Kuroniem, tam „Kościół, lewica, dialog”) są współobecne w potocznej świadomości. Jest to mieszanina kakofoniczna, której brakowało ujednolicenia narracji, przetopienia tych ton rudy i złomu w stop. Tak zresztą przecież, w drodze wytopu, powstają biografie wielkich ludzi – ze strzępów wspomnień i cukierkowych czytanek, którym historyk zdoła nadać wspólny mianownik, opisać je z jednolitej perspektywy. Czy tak stało się w przypadku „Demiurga”?
Trzeba czytać „Demiurga” z ołówkiem w ręku, by odnotować fakt, niebanalny nawet (zwłaszcza) dla bohatera licznych romansów, że Adam Michnik się ożenił
Powiem z ostrożnością, której mógłby mi pozazdrościć Roman Graczyk: jak na okoliczności, w jakich powstawała biografia i ograniczenia, z jakimi musiał się borykać, osiągnął nadzwyczaj wiele. Na poziomie sekwencji wydarzeń, deklaracji, zatrzymań, spotkań, procesów, internowań, wyborów i splendorów zyskaliśmy wyliczenie dość szczegółowe. Klucz doboru (nieuchronny przy biografii tak bogatej) nie jest jednak do końca przejrzysty. Nie wszystkie epizody mają jednakową wagę, niektóre wydają się po prostu „dniem z życia Adama Michnika”, inne wybrane zostały ze względu na malowniczość sceny czy cytatu. Jest tych kilkuset wydarzeń o wiele za mało na kalendarium i trochę za dużo jak na portret syntetyczny – i pierwsze zastrzeżenie, jakie mógłbym mieć do tej książki, brzmi następująco: zza drzew nie widać lasu.
Zdaję sobie sprawę, jak subiektywna to uwaga, jak wydaje się niespójna z zastrzeżeniami, które zgłoszę za chwilę. A jednak formułuję ją będąc przekonany, że wysiłek biografisty – wysiłek ogromny, lekceważony nieraz przez czytelników – nie polega tylko na przeprowadzeniu szczegółowych kwerend, dotarciu do niechętnych świadków i spisaniu ich relacji. Wiąże się również z wielką odpowiedzialnością a stworzenie całościowego wizerunku swojego bohatera. Naturalnie, zmieniającego się w latach, nie idzie o jednozdaniową formułę laudacyjno-nagrobną! – przecież zawsze wizerunku jakiegoś, z dominującym rysem na etapie studiów, więzienia, wodzostwa, starości. Od Plutarcha po Martina Gilberta, z uwzględnieniem pisarzy bawiących się literacko samą formułą biografii (jak choćby, przykład pierwszy z brzegu, Robert Nye w znakomitym „Falstaffie”) z miazgi faktów i przypisów powinna się wyłonić osobowość.
W „Demiurgu” brak mi tego trochę, mimo celnego i zapadającego w pamięć tytułu, mimo odważnych ocen, mimo podsumowania, które jest dla Graczyka wyjątkowo niełatwe, ponieważ przedmiotu badań nie dzielą od badacza stu- czy dziesięciolecia. Podsumowując książkę trzystronicowym szkicem „Mój kłopot z Michnikiem”, a i w innych miejscach książki, autor zdaje sprawę z epizodów swojej z redaktorem znajomości, zależności zawodowej, podziwu. Więc nie o brak samoświadomości autorskiej idzie, w żadnym razie. Znając wcześniejsze książki biograficzne Graczyka, jestem przekonany, że kłopot z zaproponowaniem „formuły Michnika” nie wynika z braku dyscypliny czy odwagi autora, lecz z niezwykłej niejednoznaczności jego bohatera.
A przecież Graczyk usiłował rozsądnie ograniczyć pole badania, co – bezlitośnie – poczytuję mu za kolejne uchybienie, chociaż wydaje mi się, że rozumiem, jakie były przesłanki jego decyzji. Nie da się jednak ukryć, że podtytuł książki jest niepełny: brzmieć powinien nie „biografia Adama Michnika”, lecz „biografia polityczno-intelektualna Adama Michnika”. Ta biografia złożona jest w przeważającej mierze z papieru, z tekstów Michnika, z zapisów jego wypowiedzi, z jego publicystyki i listów; i nawet dla hejterów, którzy rzucą się na „Demiurga” z całym żarem nienawiści wobec jego bohatera, ten graczykowy Michnik będzie niczym piñata: wielka kula z masy papierowej, powieszona u powały lub na gałęzi i przeznaczona do okładania kijami, aż posypią się z niej łakocie; dawniej rozrywka latynoamerykańskiego ludu, dziś przebój co drugiego urodzinowego kinderbalu.
Masy papierowej jest mnóstwo, łakoci też niemało, kto jednak ze słodyczy najbardziej lubi boczek, odejdzie zawiedziony. I pisząc to, nie myślę przecież – mam nadzieję, że żadnemu z Czytelników tej recenzji nie powstała taka myśl w głowie – o tłustych plotkach ani pikantnych kompromatach, o wyliczaniu romansów Adama Michnika ani sytuacjach, gdy wzniósł o jeden kielich za dużo. Nie, całkiem na serio, nie.
Zostaje nam konkret suchy niczym przesmażony kotlet schabowy: widziano go na obiedzie z Urbanem, raz na Foksal i ze dwa razy na Senatorskiej
(Choć nie sposób zarazem nie zauważyć nienaturalnej, wspomnianej już przeze mnie powyżej sprzeczności między „niewiedzą” a „wiedzą powszechną” również jeśli chodzi o tę płaszczyznę biografii. Związki, konkiety i ekscentryzmy Adama Michnika są, a przynajmniej bywały przed dekadą lub dwoma, przedmiotem zgorszonych lub zachwyconych plotek znanych toute Varsovie. Ten słyszał o F., tamten o K., osobniki całkiem nieobyte towarzysko a mściwe po raz tysięczny wrzucały na Facebooka zdjęcie z sylwestrowego (?) party, na którym widnieją Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller i Adam Michnik oraz małżonki dwóch pierwszych, wszyscy rozanieleni, rozkrochmaleni i upozowani do zdjęcia ze świadomością, że jest ono pastiszem setek podobnych fot – a zarazem nigdy nie stało się to przedmiotem wiedzy twardej. Były to i są opalizujące elementy legendy herosa, który każdego wytargał za wąsy, z każdym się napił i całował się z papieżem. Korowód możliwych? prawdopodobnych? fascynacji, kochanek i kumpli Adama Michnika sięga niedostępnych śmiertelnikom wysokości, niczym zorza polarna, elektryzujący i nieuchwytny, mówi się, że… – na poziomie zaś konkretów, bodaj i publikowanych w michnikożerczych prawicowych tabloidach, zostaje nam konkret suchy niczym przesmażony kotlet schabowy: widziano go na obiedzie z Urbanem, raz na Foksal (Mirosław Chojecki, str. 394) i ze dwa razy na Senatorskiej).
>>> KUP KSIĄŻKĘ W NASZEJ KSIĘGARNI <<<
Nie, powtórzmy: nie o legendy łoża i stołu idzie, lecz o elementarne osadzenia bohatera biografii w czasie, w miejscu, w ciele, w rodzinie, w materii. O rodzicach Adama Michnika i jego przyrodnich braciach owszem, w pierwszych rozdziałach można trochę przeczytać – ale też wiadomo, że i Ozjasz Szechter, i Helena Michnik (by nie wspominać o Stefanie) są elementem Michnikowej legendy, żyją już nie własnym życiem, lecz jako stosunkowo lekkie pociski w toczonej od lat batalii. Można jednak przyznać, że „korzenie” i sytuacja materialno-społeczna bohatera biografii w dzieciństwie i wczesnej młodości są opisane nie mniej rzetelnie niż w większości prac tego typu. Dość jednak pierwszej zbiórki walterowców, by szkoła, dom, ciało nastolatka zostały bez reszty przysypane zszywkami gazet i zawartością ubeckich teczek. Liceum? Tyle go, co w kanonicznej anegdocie, opowiadanej dziesiątki razy – w książce Graczyk zdecydował się na relację śp. Jana Lityńskiego: „Jacek spotkał Adama na ulicy i mówi «Adasiu, o tobie mówił Pierwszy». Na to Adam: «Daj mi spokój z głupstwami, ja mam poprawkę z fizyki»”.
Oczywiście, ta dezynwoltura 17-latka wobec Pierwszego Sekretarza totalitarnej partii, wobec Gomułki, wygrażającego Michnikowi na XIII Plenum w lipcu 1963 jest wspaniała, do dziś rozpromieniam się, czytając powyższe zdanie. Czytałem je już jednak przedtem tyle razy, u Friszkego i u Krasteva, u Szczęsnej i u Dudka, że chciałbym, dla odmiany, raz dowiedzieć się, z czego ta poprawka była? Z optyki czy z mechaniki? Zdał?
Jak bohater biografii żył, co czytał, na co chorował, co jadł (lub może – kto go karmił) i kogo kochał – nie są to pytania godne jedynie „Pudelka”, chyba że do grona jego autorów doliczymy Swetoniusza
Mniejsza o poprawkę. Trzeba czytać „Demiurga” z ołówkiem w ręku, by odnotować fakt, niebanalny nawet (zwłaszcza) dla bohatera licznych romansów, że Adam Michnik się ożenił. Że małżeństwo to nie przetrwało, jak to się elegancko mówi, próby czasu. Że ma dorosłego syna, któremu poświęcony został jeden akapit na jednej z ostatnich stron. Ale już na przykład historia o próbach przejęcia po śmierci rodziców mieszkania kwaterunkowego, legendarnego mieszkania przy Alei Przyjaciół zrelacjonowana została przez Graczyka wyłącznie jako ilustracja (kapitalnie zresztą dobrana!) zmieniającej się postawy władz wobec czołowego dysydenta (i, pars pro toto, opozycji) w latach 80.: w połowie dekady siedzący w więzieniu Michnik koresponduje z Wydziałem Kwaterunkowym Dzielnicy Warszawa Śródmieście, przy czym widoki na ocalenie mieszkania są niewielkie; u schyłku dekady (ale jeszcze przed Okrągłym Stołem) otrzymuje przydział gładko niczym Stanisław Ochódzki paszport w „Misiu”. Pyszna historia, oczywiście – ale czy naprawdę była to jedyna okazja, by dowiedzieć się o odejściu rodziców (jak wyglądały jego relacje z nimi?) czy bodaj, bagatela, o sytuacji materialnej bohatera (i znów poczynię zbyteczne może zastrzeżenie – nie idzie mi o sekrety, pomówienia i legendy, lecz o bare reality: jak wyglądało życie człowieka skazanego przez PRL na permanentny Berufsverbot?). Jak bohater biografii żył, co czytał, na co chorował, co jadł (lub może – kto go karmił) i kogo kochał – nie są to pytania godne jedynie „Pudelka”, chyba że do grona jego autorów doliczymy Swetoniusza.
Ten deficyt tłumaczyć trzeba (co nie znaczy, by się z nim godzić) zamysłem tej biografii, która za ambicję miała opisanie trzech innych płaszczyzn życia Adama Michnika: jego praktyki i taktyki politycznej, jego politycznej refleksji (i wynikającej z niej strategii), wreszcie jego przemyśleń na temat spraw rudymentarnych: Polski, Polaków, historii, Kościoła (te przemyślenia też zresztą, jak wyraźnie widać w książce, zmieniały kształt; nie sposób jednak powiedzieć, czy to strategia warunkowała filozofię, czy odwrotnie).
To zadanie udało się nadspodziewanie dobrze: Roman Graczyk czyta korpus tekstów Adama Michnika hermeneutycznie, potrafi zeń wydobyć akapity mniej znane, pokazać, jak celna, jak odważna intelektualnie bywała to refleksja. Pozwala zresztą, co zawsze cenne u historyka, przemawiać bohaterowi własnym głosem: obszerne cytaty opatruje komentarzem, czasem prostuje nieścisłości, nigdy jednak niemal nie streszcza. Jest to tym większym atutem, jeśli idzie o styl Michnika, też przecież zmieniający się, uwznioślający i degradujący: tu również Graczyk nie diagnozuje, pozwala nam czytać teksty z epoki Marca, „Cienie zapomnianych przodków” i wstępniaki z okazji kolejnych wyborów czy papieskich pielgrzymek. Jeśli coś utrudnia przyswojenie tej masy danych, to przeplatanie się tych trzech perspektyw: od tekstów stanowiących element doraźnej gry o „naszego premiera” czy postulowany kształt Unii Demokratycznej przychodzi nam przechodzić do esejów w zamierzeniu autora „rymkiewiczowskich”. I to jednak nie jest koniecznie uchybieniem autora: przyszło mu karczować starodrzew, spisywać pierwsze ustalenia michnikologii, precyzować daty zatrzymania i lokalizację cytatów z Conrada czy Herberta. To jest praca na lata, praca, której nie wykonali ani krytycy Michnika, ani – co nieporównanie dziwniejsze – jego apologeci.
Piszę to, przechodząc do najpoważniejszej w moim przekonaniu słabości „Demiurga” – i najmniej przez Romana Graczyka zawinionej. Do płycizn interpretacyjnych czy faktograficznych tej książki, które pojawiają się nie za sprawą nierzetelności czy lenistwa autora, lecz czegoś, co w romansach Courts-Mahlerowej lub Rodziewiczówny określane bywało mianem „zmowy milczenia”.
Płycizny interpretacyjne czy faktograficzne tej książki pojawiają się nie za sprawą nierzetelności czy lenistwa autora, lecz czegoś, co w romansach Courts-Mahlerowej lub Rodziewiczówny określane bywało mianem „zmowy milczenia”
Termin pocieszny, zjawisko okropne i, na dobrą sprawę, niepojęte, jeśli naturalnie nie rozpatrywać go w kategoriach innych niż idolatria. Idzie o prawidłowość również znaną toute Varsovie: o fakt, że krąg ludzi najbliższych Adamowi Michnikowi, jego przyjaciół z różnych etapów działalności, począwszy od heroicznej epoki „komandosów” – to krąg mimo żniwa chorób i śmierci nadal liczny, zasilany przez współpracowników z czasów niepodległej już Polski – od lat odmawia jakichkolwiek rozmów czy relacji na temat pierwszego wśród nich, Adama Michnika.
Niełatwo to pojąć. Oczywiście, zrozumiała może być lojalność, nakazująca milczeć o sytuacjach uważanych dziś za wstydliwe (naturalnie, jeśli przyjąć, że miały one miejsce – i wiedząc, że z perspektywy kolejnego półwiecza wydadzą się one, jak wszystkie podobne sytuacje, błahe, jeśli nie rozczulające). Można pojąć niechęć do rozmowy z mediami i dziejopisami jawnie nieżyczliwymi – zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy na co dzień obserwujemy, jak wiele zdziałać może ktoś wycinający zdania z kontekstu i manipulujący cytatem. Mówimy jednak o czymś innym: o konsekwentnej rozmowie nawet z historykami, którzy udowodnili swoją bezstronność (jak Graczyk) pół tuzinem świetnych biografii, ba! – jak dziennikarze „Gazety”, jak wspomniany na wstępnie Roman Kurkiewicz.
Ta odmowa świadectwa, odmowa przywołania błahych, wzniosłych i, po prostu, nieznanych, wydarzeń życia „komandosów” i kolejnych kręgów działania tego środowiska jest czymś sprzecznym z samą logiką działania podobnych układów ludzkich. Przy zachowaniu proporcji – lata, spędzone na wspólnym działaniu z Józefem Piłsudskim, czy to w PPS, czy w Legionach, wspominali zarówno jego wierni wyznawcy, jak ci, którzy się z nim poróżnili. Jedni i drudzy świadomi byli jego zasług illo tempore, jedni i drudzy grzali się trochę w jego cieple. Tę odmowę też trudno zrozumieć przy uwzględnieniu całej intensywności sporów politycznych III RP, w których „Gazeta” i Adam Michnik osobiście byli stroną – i to nawet przy przyjęciu najbardziej cierpiętniczej wersji, w myśl której redaktor naczelny „Wyborczej” pomawiany jest i odsądzany od czci i wiary przez ludzi małych, zawistnych… rycerzy ostatniej godziny.. zoologicznych, skażonych nienawiścią antykomunistów… pyszałków, obsesyjnie przywiązanych do ciasnej wizji Polski narodowej (wszystkie te sformułowania pochodzą naturalnie z publicystyki Adama Michnika). Dlaczego nie przeciwstawić tym plwocinom karłów reakcji wspomnień – gęstych, pokazujących „gwiezdny czas” Sewka, Jacka, Adama, a zarazem wychodzących poza ucukrowany kanon opowieści o tym, jak huknął Gomułka, co zrobił Adam w Otwocku i jak piękne listy doń pisał, adresując je na areszt śledczy przy Rakowieckiej, Herbert?
Złośliwa odpowiedź byłaby łatwa. Nie udzielam jej, szczerze przekonany, że zbyt łatwa. Pozostaję z konstatacją, że biografia Graczyka, przy całej pracowitości autora, przy wykorzystaniu licznych źródeł z IPN, jest zbyt postna. Przywoływanych w przypisach relacji, jak na współczesnego nam bohatera jest zaskakująco mało, ten brak uderza już po pierwszych 50 stronach, ale jego skala staje się jasna dopiero po lekturze wyliczenia na jednej z ostatnich stron książki: „Odmówili mi: Konrad Bieliński, Zbigniew Bujak, Michał Cichy, Jan Cywiński, Joanna Duda-Gwiazda, Jan Kofman, Antonina Krzysztoń, Ewa Kulik-Bielińska, Barbara Labuda, Helena Łuczywo, Antoni Michnik, Krzysztof Pomian, Eugeniusz Smolar, Barbara Szwedowska i Andrzej Titkow (…) Teresa Bogucka, ks. Adam Boniecki, o. Tomasz Dostatni OP, Piotr Naimski, Paweł Śpiewak, Joanna Szczepkowska”.
Nie znaczy to, że świadectw w tej książce całkiem brak: kilka z nich, w tym zwłaszcza Antoniego Libery, każe żywić nadzieję, że Roman Graczyk zechce wydać, jako byproduct pracy nad tą biografią, co najmniej jeden wywiad-rzekę
Nie znaczy to, że świadectw w tej książce całkiem brak: kilka z nich, w tym zwłaszcza Antoniego Libery, każe żywić nadzieję, że Roman Graczyk zechce wydać, jako byproduct pracy nad tą biografią, co najmniej jeden wywiad-rzekę. Pozostaje jednak stwierdzić, że żadne ubeckie nasłuchy (tu kłania się zresztą wieloletnie doświadczenie Graczyka w krytycznej lekturze tego rodzaju źródeł) nie zastąpią ani relacji przyjaciół, rodziny, akolitów, podwładnych, ani korpusu tekstów szczerszych niż artykuły gazetowe, bodaj listów.
Potrzeba wyczerpującej biografii Adama Michnika nie została więc tymczasem do końca zaspokojona – nie z winy autora. Graczyk, stroniąc od taniego psychologizowania, zastanawia się jednak nieraz nad zasadniczymi rysami osobowości redaktora naczelnego „Gazety”, mającymi wytłumaczyć jego drogę życiową, sukcesy i fobie. Uderza zdolność Adama Michnika do pozyskiwania przyjaciół, wywoływania zachwytu, nieraz (choć nie tylko) poprzez odwołanie się do miłości własnej innych, obdarzanie ich podziwem. Równie charakterystyczne jest jego zdecydowanie, gotowość do wchodzenia w spór, bez względu na konsekwencje, czy będzie nim konflikt polityczny, czy zerwanie przyjaźni. Myślałem o tym przez chwilę, zastanawiając się, czy świetny tytuł „Demiurg” oddaje całą prawdę o najbardziej uderzającej cesze Michnika, czy nie podsumowuje przypadkiem tylko trumfów redaktora naczelnego z pierwszych lat III RP? Alternatywy, czy byłby to „Uwodziciel” czy „Fighter”, są jednak wyraźnie gorsze, zbitka w rodzaju „Hardy kokiet” nadawałaby się zaś na okładkę Harlequina, nie poważnej biografii. Tak naprawdę tytuł, który moim zdaniem najpełniej oddawałby zawartość tej książki – wiem, beznadziejny marketingowo – to „Prolegomena do biografii Adama Michnika”. To naprawdę i tak bardzo wiele.
Roman Graczyk, „Demiurg. Biografia Adama Michnika”, Zona Zero, 2021
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Dziś część starych tekstów „Frondy” źle się zestarzała. Jednak szkoda, że żyjemy w czasach, w których takie świeże, intelektualnie prowokujące pismo zdaje się nie do pomyślenia
Horubała dokonuje polskiego rachunku sumienia. Wypada on fatalnie. Elity po transformacji ustrojowej nie umiały stworzyć dobrze działającego państwa, ale też upadały przez przyziemne słabości: chciwość, pijaństwo, pożądanie
Kiedy wielkie instytucje rywalizują z małymi organizacjami o ograniczone fundusze, pytanie brzmi: czy polski model finansowania publicznych działań nie jest na granicy absurdu?
Polski dorobek medalowy wynika z ponadprzeciętnego wysiłku jednostek, a nie z systemowych działań i ogólnej koncepcji rozwoju sportu – bo jej nie ma. Olimpiada w Polsce nie musi być złym pomysłem, pod warunkiem, że stworzymy taką koncepcję
Prezes Mikosz nie życzy sobie, by znaczki Poczty Polskiej projektowały jakieś korkucie. I nie zawaha się w tym celu sięgnąć po flipnięte w lustrze grafiki stockowe
Laureat literackiego Nobla stara się odmalować poruszającą do głębi wizję. Udaje mu się to, mimo że używa kolorów uważanych dziś za niemodne lub wręcz zapomnianych. I ani myśli flirtować z ideologiami.
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie