Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Klucze do przyszłości Polski znajdują się w Mińsku i Królewcu

Kontrola Bramy Smoleńskiej jest podstawą militarnego panowania w Europie Środkowej. Zacząć należy od połączenia Polski i Białorusi jakimś rodzajem celnej unii. Organiczna praca powinna też wiązać Królewiec z Polską
Wesprzyj NK

„Żadnych marzeń, panowie” – znany cytat z Aleksandra II, w innym kontekście historycznym, należałoby dziś włożyć w usta polskich decydentów. Tak jak ok. 170 lat temu car uciął mrzonki fantastów, tak dziś polska klasa polityczna powinna kierować się zimną, pragmatyczną oceną sytuacji i na jej podstawie podejmować działania adekwatne do zmieniających się realiów. Ktoś powie, że to truizm. Przyjrzyjmy się, jak ta prawda odnajduje się w praktyce i jak wygląda jej realizacja na głównych kierunkach polityki z punktu widzenia Warszawy.

Rosja i bezpłodna babcia

Od katastroficznych wizji upadku Rosji puchną dziś szpalty. Spotkać można w sieci nawet już mapy podzielonej Rosji. Możliwy jest oczywiście pałacowy przewrót na Kremlu, ale ocena jego prawdopodobieństwa jest wypadkową wiedzy o faktycznych stosunkach wśród naczalstwa, układu sił i stanu wiedzy Putina et consortes o tym, co naprawdę dzieje się na Ukrainie. Wydaje się, że rozpad Rosji nie jest na rękę mocarstwom z jednej przyczyny: ryzyka proliferacji broni jądrowej. Powyższe nie wyklucza możliwości emancypacji mniejszych fragmentów Rosji w przyszłości. Rosja zatem zapewne przetrwa, choć mamy do czynienia z jej osłabieniem i sprowadzaniem ją przez USA do roli gracza lokalnego. Powoduje to powstawanie przestrzeni, próżni geopolitycznej na wschód od Bugu.

Wydaje się, że rozpad Rosji nie jest na rękę mocarstwom z jednej przyczyny: ryzyka proliferacji broni jądrowej

Na zachód od Łaby próżno szukać dziś triady, która zbudowała potęgę Europy: rzymskiego prawa, greckiej filozofii i chrześcijańskiego dekalogu. Wojna na Ukrainie pokazała, że 500 lat później mamy ponowne pęknięcie. Polityka niemiecka stwarza raczej wrażenie cichej osi Berlin-Moskwa, niż istnienia jakiejkolwiek jedności „Zachodu”. Sygnałem tego rozdarcia były wcześniej doświadczenia COVID-19, czy kryzysu w Grecji. Federalistyczna presja, kompetencyjne „rozpychanie się” TSUE, polityka klimatyczna, to próba zjednoczenia, nie tyle „krwią i żelazem”, ale paragrafami. Używając znanej metafory – próbowano gotować żabę powoli, karmiąc marchewką dotacji i podsycając ogień tonami papieru unijnej „legislacji”. Problem w tym, że żaba próbuje wyskoczyć. Wyraźny i przede wszystkim artykułowany staje się rozdźwięk między interesami „starej Unii”, trwającej w pacyfistycznej nirwanie, czerpiącej ze zgromadzonego bogactwa i z quasi-kolonialnego statusu państw na wschód od umownej linii Hamburg-Triest, które mają inną percepcję zagrożenia rosyjskiego, a jednocześnie są wciąż młode duchem i nieskażone lemowskim „mli-mli”, jeszcze „niezbetryzowane”.

Jak mawiał George Friedman, Unia Europejska została  „zaprojektowana na dobrą pogodę”. Powstaje pytanie, w jakim stopniu Bruksela, jako ośrodek siły, jest w stanie zachować dawną sprawczość w czasie ostrego kryzysu.  Parafrazując J. Sowę, można rozważać czy longue durée nie mamy do czynienia z fantomowym ciałem imperium, czyli pozorami istnienia tworu coraz bardziej wydrążonego z treści. Wspólnota, którą oparto na założeniu, że mozaikę narodów europejskich można połączyć w jeden, spójny organizm państwowy, posiada przeregulowaną, przeżartą wręcz socjalizmem gospodarkę, której sprawne funkcjonowanie było możliwe w starym systemie: tanich surowców i siły roboczej na wschodzie. Próby budowania europejskiej demokracji napotykają jednak opór, bo nie ma europejskiego demosu.  Alternatywną formą władzy i zachowania status quo jest zatem dyktatura biurokracji (lub, verba B. Radziejewski: międzynarodówki sędziowskiej). Przywołując J. Mearsheimera: nacjonalizm jest siłą potężną i w sposób naturalny kształtuje polityczne byty państw. Do jego przezwyciężenia nie staje chyba siły pogrobowcom Spinellego.

Federalistyczna presja, kompetencyjne „rozpychanie się” TSUE, polityka klimatyczna, to próba zjednoczenia, nie tyle „krwią i żelazem”, ale paragrafami

Co z drugim filarem „Zachodu”? Będąc pod wpływem bieżącego rozwoju wydarzeń na Ukrainie, zapominamy, że trzy lata temu E. Macron twierdził, że doświadczamy „śmierci mózgowej NATO”. Wbrew propagandzie, to nie NATO pomaga dziś Ukrainie, ale wybrane państwa. Mamy znów do czynienia z „koalicją chętnych”. Pragmatyczni Amerykanie, widząc to, rozważają utworzenie specjalnego dowództwa ds. pomocy Ukrainie, czyli w praktyce nowej platformy współpracy.

Niezależnie od dalszych losów UE i NATO, oba te polityczne organizmy wymagają co najmniej redefinicji, dostosowania ich do nowych okoliczności. Powstaje zatem nowa przestrzeń również na Zachodzie.

Enfant terrible

Polska powinna dostosować się do nowych okoliczności, nawet jeśli słabnięcie filarów Zachodu nie jest w jej interesie w krótkiej perspektywie. Zarówno bowiem UE, jak i NATO wiązały instytucjonalnie Niemcy. Należałoby wspierać te elementy wspólnoty, które są korzystne – wolny handel, przepływ towarów i usług, wolność przemieszczania się – jednocześnie grając na czas w kwestiach ważnych dla Paryża i Berlina, budując koalicje przeciwne projektom federalizacji. Nie z pozycji obrażonego dziecka, ale dorośle dyskutując, wykorzystując fakt, że Francja i Niemcy próbują trwać w starym systemie i nie wyobrażają sobie zmiany. Mentalnie nie są zdolne, by zaakceptować emancypację Europy Wschodniej. Zwłaszcza Niemcy, przyzwyczajeni do działania z pozycji siły, brną wobec Ukrainy w kunktatorską politykę przeczekania.

Słabnięcie  „starej Unii” jest dla Polski, być może, ratunkiem. Niewydolne polskie państwo nie radziło sobie z opanowanym, żmudnym wykuwaniem kompromisów, raczej działało emocjonalnie: albo w kontrze, albo służalczo wobec Brukseli. Nowy podział na Łabie uwalnia wiele zmiennych na szachownicy, przez co gra nie staje się łatwiejsza, ale paradoksalnie pojawia się więcej szans, by wymknąć się z żelaznego uścisku skoordynowanej dotychczas polityki na osi Paryż-Berlin-Moskwa.

Quo vadis?

Sytuacja geopolitycznej próżni, jaka wytwarza się w Europie, już powoduje przetasowania, a doprowadzić musi do nowego punktu aequilibrĭum. Odwołując się do łacińskiego źródłosłowu pytanie brzmi: jakie odważniki położyć na wadze, by uchwycić ten moment stabilizacji, korzystnej dla Polski. I zrobić to, zanim dokonają tego inni. Startujemy z pozycji postsowieckiej kolonii, która wzbogaciła się na byciu montownią sąsiedniej, czwartej gospodarki świata, z pozycji kraju „poszukującego hegemonów zastępczych” (E. Thompson).

Polityka niemiecka stwarza raczej wrażenie cichej osi Berlin-Moskwa, niż istnienia jakiejkolwiek jedności Zachodu

Klucze do przyszłości Polski znajdują się w Mińsku i Królewcu. Wystarczy rzut oka na mapę oraz analiza wojen toczonych pomiędzy Berlinem, Warszawą a Moskwą, by zrozumieć, że kontrola Bramy Smoleńskiej jest podstawą militarnego panowania w Europie Środkowej. Jednocześnie władanie ujściem Wisły, Pregoły i Niemna stanowiło zawsze o ekonomicznej bazie polskiego konstruktu politycznego. Dziś dodatkowo Królewiec stanowi bąbel A2AD i grozi z flanki w razie starcia z Moskwą. Podobnie jak sto lat temu, pojawiająca się próżnia geopolityczna daje nam, po kilkuset latach podległości, szansę na uzyskanie wpływów w tych dwóch krytycznych punktach. Mając lepszą niż 100 lat temu pozycję wyjściową, możemy karty rozegrać lepiej, niż ówcześnie Józef Piłsudski.

Brama Smoleńska

W interesie Warszawy jest intensywna gra na przeciągnięcie Białorusi na stronę nowej Europy, która powstaje między Łabą a Dnieprem (Donem?). Wypadałoby zatem porzucić rytualne potępienia „Baćki”  i nie demontując granicznego muru, budować mosty. Idealne ku temu jest pole kulturalne, bo liczba stycznych, łatwość kontaktów, odnajdywania wspólnych tropów na poziomach lokalnych i państwowych narzuca się sama: wspólne konkursy recytatorskie, wymiany teatralne, koncert muzyczny na moście granicznym. Drobnymi krokami należy budować relacje. Wymiana sportowa, wspieranie kontaktów na poziomie samorządowym i budowanie więzów gospodarczych nie muszą oznaczać otwartej akceptacji reżimu Łukaszenki. Celem byłoby zbudowanie alternatywy dla Mińska, wpychanego od lat w ręce Moskwy.

Zwłaszcza Niemcy, przyzwyczajeni do polityki z pozycji siły, brną wobec Ukrainy w kunktatorską politykę przeczekania

Zadaniem na przyszłość powinno być połączenie Polski i Białorusi jakimś rodzajem celnej unii, a domknięciem – ustawienie wspólnych granicznych oddziałów za Orszą i Witebskiem. Ktoś powie, że to wizja nierealna. Dziś tak, ale w szybko zmieniającej się rzeczywistości taki plan, rozpisany na lata, jest do zrealizowania w ciągu dekady. Łukaszenka biologicznie nie jest wieczny, słabość Rosji i ekonomiczna zapaść tuż za Bugiem to karty do rozegrania. Sam Łukaszenka zresztą cyklicznie wysyła balony próbne w celu nawiązania kontaktu z Polską. Sygnały te są konsekwentnie ignorowane i zbywane rytualnymi frazesami o „demokracji i prawach człowieka”, co jest wyrazem szkodzącego polskim interesom ideologicznego skażenia, zamiast budowania aktywów. Ciekawostką jest fakt, że na ryzyko „utraty” Białorusi wskazuje ostatnio nawet popularny bloger I. Girkin, niewątpliwy rosyjski patriota.

Królewiec

Potwierdzeniem tez F. Braudela o długim trwaniu historycznych cykli byłaby próba naprawienia zaniedbań (a może świadomej decyzji) Jagiełły, podjętych kilka dni po 14.07.1410 r. Odzyskanie wpływów w Sambii nie odbędzie się jutro. W krótkiej perspektywie Królewiec zagrożony jest humanitarną katastrofą. Obwód Kaliningradzki jest bowiem samowystarczalny w zakresie energetycznym, ale żywność, leki czy większość innych produktów pochodzi z importu. Praktycznie odcięty od świata, najboleśniej i najszybciej w całej Rosji odczuwać będzie skutki sankcji. Nieuchronny jest kryzys, którego zarysy już widać na horyzoncie. Ryzyko rosyjskich prowokacji (np. żądania od Polski przejazdu przez przesmyk suwalski ciężarówek z pomocą humanitarną) maleje, ale należy przygotować się na konieczność udzielenia pomocy. Operacja taka byłaby oczywiście obarczona dużym ryzykiem propagandowym. Zamiast zawsze spóźnionych działań reaktywnych, należy przygotować scenariusz, który zapobiegnie użyciu przeciwko Polsce na arenie międzynarodowej argumentów, że przez złych Polaków giną dzieci i chorzy w Królewcu. W perspektywie długoterminowej działanie takie powinno być elementem większej strategii zbliżenia. Być może należałoby wprowadzić wyjątkowe traktowanie mieszkańców Obwodu poprzez umożliwienie handlu, drobnej wymiany towarowej (żywność, leki, odzież, AGD), przemieszczania się osób. Nie jest to łatwe w sytuacji istniejącej presji sankcji, ale Polska mogłaby na tym zyskać również ekonomicznie, a przy okazji – budować mosty porozumienia.

Wspólnota, którą oparto na założeniu, że mozaikę narodów europejskich można połączyć w jeden, spójny organizm państwowy, posiada przeregulowaną, przeżartą wręcz socjalizmem gospodarkę

Dziś, w sytuacji trwającej wojny jest to trudne do wyobrażenia, ale wojna kiedyś się skończy. Celem takiej polityki powinno być nawiązywanie międzyludzkich relacji pomiędzy władzami Królewca, Olsztyna, Elbląga czy Braniewa, co w perspektywie stworzy podstawę do orientowania się lokalnej władzy w Królewcu na Polskę. Jeśli bowiem Rosja poddana zostanie tektonicznym wstrząsom, rozdzierającym ten kraj po szwach narodowościowych, gdy Chiny „wezmą pod opiekę” Syberię, władze nad Pregołą mogą ulec pokusie, by np. wystąpić o uzyskanie statusu „wolnego miasta Królewca” pod patronatem Unii Europejskiej. Organiczna praca powinna wiązać Królewiec z Polską, np. poprzez przyznanie kiedyś jego przedstawicielom prawa zasiadania w polskim Parlamencie w charakterze obserwatorów i doradców (np. w ramach koordynacji spraw środowiskowych – Zalew Wiślany). Kto był tam, ten wie, że z Gołdapi czy Braniewa bliżej zarówno fizycznie, jak i duchowo do ujścia Pregoły. Działać należy nie orężem, ale siłą grawitacji ośrodka w Warszawie, większą atrakcyjnością europejskiego modelu rozwojowego. W perspektywie kilku lat sukcesem takiej polityki byłoby, gdyby generał w Moskwie wydając rozkaz ataku na Polskę brał pod uwagę niepewność, czy załoga Obwodu w komplecie wykona zadanie.

 „Co powie Tata”?

Używając cytatu z popularnej kiedyś piosenki trzeba też zauważyć, że pokazanie przez Polskę zdolności do kreowania swojego geopolitycznego otoczenia daje szansę na utrzymanie dobrych relacji i wsparcia USA. Jak pisał niedawno w NK J. Czarnocki, komentując myśli P. Zeihana „wycofywanie się USA i nowy izolacjonizm to jednak po prostu fakt. Owszem, Stany będą utrzymywać obecny ład, lecz wybiórczo, w stosunku do niektórych sojuszników, tam, gdzie im się to akurat opłaca i gdzie nie ma zagrożenia dla ich pozycji i konkurencyjności”. Wykorzystując powstającą próżnię możemy stać się amerykańskim lotniskowcem w Europie. Start mamy łatwiejszy niż Niemcy po II wojnie światowej, bo nie dzieli nas z USA 5 lat walki po dwóch różnych stronach frontu.

*

Przewrotnie oczywiście, w kontrze do cytatu z Aleksandra II, ale, wbrew pozorom, w całkowitej logicznej spójności: nie bójmy się marzyć. Realizacja marzeń powinna jednak polegać na chłodnej kalkulacji i przemyślanej strategii „kroczenia przez rzekę, czując kamienie pod stopami”. Wobec prawdopodobnego końca wolności żeglugi i pojawiającej się dominacji lądu podział na Łabie znów będzie jednak w grze – à rebours.

Wypadałoby zatem porzucić rytualne potępienia „Baćki”  i nie demontując granicznego muru, budować mosty

Powyższe rozważania nie pretendują do bycia kompletnym planem działania. Pomijają szereg nie mniej ważnych zadań, jak relacje z Turcją i Rumunią, wykorzystanie szans na odcinku skandynawskim czy zadanie ułożenia się z Ukrainą. Nie pławiąc się w mocarstwowych mrzonkach lub oczekiwaniach, że USA „pomogą”, należy zadbać, jak dorosły, o własne interesy. Przedstawione propozycje nie wymagają miliardów dolarów na samoloty, czołgi i helikoptery. Ich realizacja wymaga raczej pracy intelektualnej, rozpisania strategii na czynniki pierwsze, jasnego zdefiniowania celów i ich konsekwentnej realizacji. To dużo trudniejsze niż pójście do sklepu i kupienie najnowszych drzwi antywłamaniowych.

Wesprzyj NK
radca prawny, absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, doktor nauk prawnych (Uniwersytet Śląski w Katowicach), zarządzający funduszami nieruchomości, CCIM (Certified Commercial Investment Member), przedsiębiorca. Onegdaj reprezentant Polski U-16 w piłce nożnej. Dziś uprawia triathlon i biegi górskie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

3 odpowiedzi na “Klucze do przyszłości Polski znajdują się w Mińsku i Królewcu”

  1. Dr. Pavl Kopetzky pisze:

    Tak; Królewiec jako Kaliningrad to zemsta i dziedzictwo tow. Stalina, ZSRR, komuny, PRL- u…

  2. Dr. Pavl Kopetzky pisze:

    Oraz Teheranu – Jałty – Poczdamu, PKWN etc.

  3. Jacek Gancarson pisze:

    Obecnie w interesie Polski jest natychmiastowe przerwanie wojny z uznaniem ustalonych w jej rezultacie granic i natychmiastowym przyjęciem Ukrainy do UE i NATO.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo