Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Ideologia gender w defensywie

Koniec 2013 r. okazał się apogeum trwającej od miesięcy debaty, a zabawny z pozoru wybór „gender” na słowo grudnia może zostać zapamiętany jako moment przesilenia nastrojów w Polsce

Koniec roku 2013 okazał się apogeum trwającej od miesięcy debaty, a zabawny z pozoru wybór „gender” na słowo grudnia może zostać zapamiętany jako moment przesilenia nastrojów w Polsce.

„Gender” zostało słowem grudnia – podali tydzień temu językoznawcy z Uniwersytetu Warszawskiego. W Niedzielę Świętej Rodziny, tuż po Bożym Narodzeniu, odczytano w kościołach list biskupów jednoznacznie potępiający tę ideologię. Kilka dni wcześniej prasa donosiła, że krakowskie Porozumienie Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych sprzeciwia się implementacji unijnych przepisów antydyskryminacyjnych, widząc w nich zagrożenie gender. Na początku tego samego miesiąca w Poznaniu doszło z kolei do zakłócenia przez skrajną lewicę wykładu ks. prof. Pawła Bortkiewicza „Gender – dewastacja człowieka i rodziny”. Okazji do zabrania głosu nie stracili także politycy lewicy, twierdząc, że „list biskupów jest niepotrzebny” (Kozłowska-Rajewicz) i że „ideologia gender nie istnieje” (Hartman).

Same feministki wydają się obrotem spraw nieco zdezorientowane. Agnieszka Graff w swych tekstach pisze o nagonce, Kongres Kobiet o szaleństwie nienawiści, Kinga Dunin – wręcz o kontrreformacji. Natomiast Beata Kozak na łamach feministycznej „Zadry” pyta retorycznie: „Czy ktoś o zdrowych zmysłach dałby wiarę, że dość nudne, wyświechtane i pokryte z lekka kurzem akademickości słowo »gender« stanie się kiedyś celem wściekłych ataków Kościoła i prawicy?”.

Rzeczywiście, jest coś zaskakującego w intensywności sporu, jaki rozgorzał wokół pojęcia „gender” w ostatnim czasie. Nie tylko feministki, lecz przede wszystkim wielu konserwatystów ma prawo być zaskoczonych, że wreszcie coś zaskoczyło! Przecież gender studies są obecne w Polskiej Akademii Nauk od sześciu lat, a same działaczki ruchu feministycznego przez ostatnie lata starały się być widoczne i w mediach, i na ulicy. Choć zawsze głosiły rewolucyjne postulaty, to wielkiej sensacji nie budziły.

Co więc się wydarzyło? Wydaje się, że mamy do czynienia z kilkoma równoległymi procesami, które, dojrzewając w różnym tempie, złożyły się ostatnio na dość niespodziewaną reakcję społeczną.

Pierwszym jest doświadczenie neokolonialnej przemocy strukturalnej ze strony Unii Europejskiej. O ile kiedyś ostrzegali przed nią niemal wyłącznie eurosceptycy, to dziś naginanie się do absurdalnych wymagań unijnych jest już powszechnym doświadczeniem polskich przedsiębiorców i organizacji pozarządowych. Wśród tych wymagań pojawia się nacisk na rezultaty zgodne z kryteriami gender. Ponadto pojawiają się kontrowersje wokół implementacji coraz bardziej postępowych unijnych dyrektyw.

Drugim wątkiem jest budząca zniecierpliwienie ideologizacja polskich instytucji. Ich coraz dalej idące lewicowe nachylenie to nie tylko kwestia biurokratycznego oportunizmu i siedmiu lat rządów poprawnej politycznie ekipy PO. Dają o sobie znać także efekty wcześniejszych polityk unijnych. Tylko w ramach antydyskryminacyjnego i sprzyjającego zasadom gender programu „Equal” do 2008 r. wydano w Polsce 178 mln euro.

Polacy, którzy nad wyraz cierpliwie znoszą wysokie stężenie absurdu w debacie czy legislacji, okazują się mało tolerancyjni, gdy przychodzi do bezpośredniej ingerencji w ich życie rodzinne

Trzeci istotny proces to dojrzewanie stanowiska wobec problemu w polskim Kościele. Benedykt XVI już w grudniu 2012 r. bardzo jednoznacznie skrytykował gender jako groźną nową filozofię seksualności. Stanowisko polskich biskupów dojrzewało więc wewnątrz episkopatu przez prawie rok.

W tej sytuacji wystarczyłaby iskra, aby wydobyć na powierzchnię od dawna gromadzące się społeczne emocje. Tych iskier w 2013 r. mieliśmy całe snopy: poseł Grodzką pokazującą się wśród dzieci i zapowiadającą, że będzie je edukować; rodziców z rybnickiego przedszkola szykanowanych za sprzeciw wobec postępowej reedukacji ich dzieci; projekt ustawy o dobrowolnym wyborze płci; napięcia wokół posyłania do szkół sześciolatków; materiały z zagranicy demaskujące absurdy polityki gender. Itp.

Zdaje się, że efektu, jaki wywołało wejście „edukatorów” gender do zwykłych szkół i przedszkoli, inspiratorzy programów „gender mainstreaming” nie przewidzieli. Polacy, którzy nad wyraz cierpliwie znoszą wysokie stężenie absurdu w debacie czy legislacji, okazują się mało tolerancyjni, gdy przychodzi do bezpośredniej ingerencji w ich życie rodzinne, w przyjęty przez nich model wychowania dzieci.

To wszystko może sprawić, że za jakiś czas grudzień 2013 r. będziemy wspominać jako punkt zwrotny w polskiej debacie kulturowo-politycznej. Moment, w którym Polacy postanowili powiedzieć „stop”, a krzewiciele postępu po raz pierwszy poczuli, że pójść krok dalej będzie bardzo, bardzo trudno.

Nowa Konfederacja
INTERNETOWY TYGODNIK IDEI, NR 1 (13)/2014, 2–8 STYCZNIA, CENA: 0 ZŁ
Redaktor „Nowej Konfederacji”. Współtworzy Ruch Narodowy i stowarzyszenie Marsz Niepodległości. Wcześniej był wicedyrektorem Centrum Analiz Fundacji Republikańskiej i redaktorem kwartalnika „Rzeczy Wspólne”. Pracował także w Parlamencie Europejskim, był najmłodszym posłem na Sejm V kadencji, członkiem Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy oraz Rady Programowej TVP. Studiował architekturę i ekonomię.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo