Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
TikTok stał się w ostatnich latach ulubionym medium młodzieży w skali globalnej. Jego używanie łączy się jednak z szeregiem ryzyk, od uzależnienia od silnych bodźców, przez uleganie wpływowi publikowanych treści, aż po kwestie związane z bezpieczeństwem narodowym. Czy można go zakazać? Przykład USA dowodzi, że to trudne. Indie pokazują, że to możliwe. Ale czy warto?
Do 2022 r. program został ściągnięty już ponad 3,5 mld razy i jest pierwszą nieamerykańską aplikacją, która pokonała tę wyśrubowaną barierę
Od dawna śniliśmy o przełamaniu dominacji koncernów z Doliny Krzemowej. Chyba jednak nie do końca spodziewaliśmy się takiego ich konkurenta. TikTok wszedł na rynek zachodni w 2016 r., ale prawdziwe sukcesy zaczął święcić od czasu pandemicznego zamknięcia gospodarki. Do 2022 r. program został ściągnięty już ponad 3,5 mld razy (dane za „Visual Capitalist”), i jest pierwszą nieamerykańską aplikacją, która pokonała tę wyśrubowaną barierę. W ujęciu globalnym – jeśli chodzi o liczbę miesięcznych aktywnych użytkowników – daleko mu jeszcze do amerykańskich Facebooka, YouTube’aczy WhatsAppa. Te regularnie ściągają uwagę ponad 2 mld użytkowników. Skromny miliard daje 6. miejsce w tym globalnym zestawieniu.
Jednak są dwie kategorie wiekowe, w których to TikTok jest królem. To generacja Z – urodzona w latach 1996-2010– oraz późniejsza, wchodząca w rzeczywistość cyfrową podczas pandemiczych lockdownów generacja alfa. Wedle danych zebranych przez aplikację do kontroli rodzicielskiej Qustodio, a zaprezentowanych niedawno przez branżowy portal technologii cyfrowych Techcrunch, od 2020 r. w ujęciu globalnym TikTok przyciągał uwagę dzieci dłużej niż inna najpopularniejsza aplikacja wideo – Youtube. W 2021 r. ta globalna różnica wyniosła 45 min dziennie. Co ważne, podobną prawidłowość zaobserwowano na wielu dojrzałych rynkach cyfrowych jednocześnie: w USA, Hiszpanii czy w Wielkiej Brytanii.
Czemu młodzież kocha TikToka
Większość dorosłych, zajrzawszy do aplikacji, w której królują głupie żarty i jeszcze głupszec hallenge, zgodzi się bez oporu, że to monumentalna strata czasu. Młodzież ma jednak inne zdanie, więc zastanówmy się, co sprawia, że program pekińskiej firmy Bytedance osiągnął tak spektakularny sukces.
TikTok kreuje dla młodych użytkowników wyjątkowo atrakcyjny świat, w który łatwo wejść. Już przy pierwszym logowaniu do serwisu otrzymujemy niekończący się zestaw krótkich filmików. To inne pierwsze doświadczenie niż swego czasu np. Facebook czy pozostałe media społecznościowe, które opierały się na kontaktach w naszych skrzynkach mailowych, a początkowo „feed” bez znajomych mógł wydawać się raczej pusty. Nastolatkowie i młodzi dorośli, szczególnie ci wyalienowani przez pandemię, otrzymali dostęp do niekończącej się listy kreatorów treści i obserwujących od zaraz. Dla przykładu, jeden ze znajomych dwunastolatków po kilkunastu dniach miał już ponad 4,5 tys. obserwujących. Przyciągnął ich wedle własnej opinii tym, że podsuwał śmieszne filmy. Sam nie stworzył jeszcze ani jednego.
A łatwa kreacja treści, różnorodność filtrów do nałożenia na zdjęcia oraz bogaty wybór muzyki do wykorzystania w filmikach jako tło to z kolei oprzyrządowanie mające przyciągnąć „twórców”. Zainspirowane powodzeniem TikToka amerykańskie platformy społecznościowe zaczęły wprowadzać podobne rozwiązania, co zaowocowało choćby pojawieniem się YouTube Shorts, czyli krótkich klipów z amerykańskiej stajni.
Wszystko specjalnie For You
Szybkie wejście i szybkie uzależnienie od aplikacji wspomagane jest przez właściwości listy polecanych clipów, zwanej na tej platformie For You Page. To tam pojawiają się od początku filmiki testujące nasz smak i gusta oraz podsuwające nam kolejne klipy podobne do tych, które już oglądaliśmy. Maszyna algorytmiczna uczy się na podstawie naszych zachowań w aplikacji. Im więcej o nas wie, tym sprawniej potrafi nam zaproponować atrakcyjne krótkie produkcje. Serwis ograniczał na początku ich długość do 60 sekund, dopiero w ostatnim czasie maksymalne trwanie filmiku została przedłużone do 10 minut.
Każda nasza reakcja na każdy film to bezcenna wiedza dla algorytmu. A program pogłębia znajomość użytkowników także na podstawie naszych kontaktów w telefonie czy zachowań w sieci, jeśli na to zezwolimy. Nie zezwolić trudno, bo aplikacja uparcie żebrze o takie dane przy prawie każdym uruchomieniu.
Te praktyki znane są z wielu mediów społecznościowych, choć zapewne nie w tej skali intensywności. Jednak na takich zabiegach zdecydowanie się nie kończy. TikTok opanował podsuwanie filmików podobnych do naszych preferencji. Jeśli lubimy na przykład klipy Formuły 1, jest prawdopodobne, że dostaniemy na For You Page też filmy o wyścigach motocyklowych. I tak wielu użytkowników zostaje w aplikacji coraz dłużej.
Jeden ze znajomych dwunastolatków po kilkunastu dniach miał już ponad 4,5 tys. obserwujących. Przyciągnął ich wedle własnej opinii tym, że podsuwał śmieszne filmy. Sam nie stworzył jeszcze ani jednego
TikTok posuwa się jeszcze krok dalej. Na co zwrócił uwagę ostatnio brytyjski „The Guardian” w rozmowach z wyspecjalizowanymi agencjami marketingowymi, chińska z pochodzenia aplikacja wydaje się także testować nowe filmy na przypadkowych użytkownikach. Jeśli nowy klip wzbudzi w pewnej małej grupie pozytywne reakcje, to zostanie podsunięty coraz większej liczbie osób. Jest to sposób na przedstawianie nowych użytkowników zamieszczających własne klipy oraz na wspomaganie tworzenia virali o globalnym zasięgu. Na TikToku popularność może być kwestią godzin.
Na czym polega problem?
Te wszystkie zabiegi tworzą pierwszą grupę problemów związanych z TikTokiem. Ze względu na nigdy niekończącą się listę filmów automatycznie pojawiających się na For You Page, które w dodatku są w sprytny sposób spersonalizowane, aplikacja ta silnie uzależnia przez częste dostarczanie bodźców. Co więcej, krótkość klipów powoduje, że program ten może wzmagać problemy z koncentracją uwagi, szczególnie wśród dzieci.
Jeśli użytkownik pozwoli aplikacji na dostęp do innych funkcji swojego telefonu, to w połączeniu z danymi o preferencjach ustalanymi na podstawie aktywności w programie TikTok jest w stanie zebrać dużą ilość danych każdego użytkownika. Te zaś są potencjalnie bezcenne przy próbach wywarcia wpływu na zachowania, konsumenckie czy polityczne.
Przyznajmy, że te charakterystyki TikToka w pewnej mierze odnoszą się do prawie wszystkich mediów społecznościowych. Jednak szczególna fala zainteresowania akurat tą aplikacją ma swoje źródło w kwestiach właścicielskich i regulacyjnych.
Globalna aplikacja TikTok oraz jego siostrzana przeznaczona na rynek chiński Douyin należy do pekińskiej firmy Bytedance Tehnologies. Obie rozwijane były niemal równolegle. Graficznie i funkcjonalnie są bardzo podobne, lecz różni je zakres oddziaływania i regulacje. Użytkownicy obu wersji nie mogą się połączyć online, ponieważ bazy korzystających i ich treści są zasadniczo rozdzielone.
Bezpieczeństwo narodowe, głupcze!
Własność i regulacje sprawiły, że w świecie anglosaskim, a szczególnie w USA, zapaliły się czerwone lampki. Trzeba pamiętać, że zgodnie z przepisami z 2017 r. chińscy obywatele i firmy są zobowiązani do dzielenia się wszelkimi informacjami z władzami kraju, jeśli te uznają je za ważne ze względu na własne bezpieczeństwo narodowe.
Z tego powodu już w 2019 r. pojawiły się w Ameryce próby zakazania TikToka. Jednak decyzja prezydenta Trumpa z 2020 r., która miała na celu faktyczne zdjęcie platformy z amerykańskiego rynku z powodów bezpieczeństwa, ugrzęzła w amerykańskich sądach. Oraz w niekończących się negocjacjach o to, która firma amerykańska miała by przejąć operacje TikToka. W końcu prezydent Biden odwołał zarządzenie swojego poprzednika w czerwcu 2021 r. Równolegle nakazał Departamentowi Handlu zbadanie, czy aplikacja zagraża bezpieczeństwu USA.
Ze swej strony jednak władze spółki też nie próżnowały, starając uwolnić się od podejrzeń o możliwą działalność szpiegowską czy wyłudzanie danych. Zatrudniły waszyngtońskich lobbystów, choć przyznajmy, że oficjalnie zgłoszone kwoty zainwestowane w przekonywanie ludzi Kongresu są na amerykańskich warunki dość niewielkie. Przekraczają wprawdzie 4 mln dolarów, ale Meta czy Amazon wydały w 2021 r. po 20 mln USD.
Zarząd amerykańskiego TikToka przekonywał też, że dane Amerykanów nie trafiają do Chin, a ByteDance Technologies nie kontroluje operacyjnie aplikacji działającej globalnie, zaś pracownicy w Chinach nie mają dostępu do amerykańskich danych, które są przechowywane w USA i Singapurze.
Swoją kwaterę główną przedsiębiorstwo zarządzające TikTokiem przeniosło na Kajmany, by zdystansować się od spółki-matki, w której od paru lat oddział Komunistycznej Partii Chin dzierży prawdopodobnie „złotą akcję”. Warto odnotować choćby z tego względu, że byłby to prawdopodobnie pierwszy przypadek przenosin biznesu na te wyspy w celu polepszenia reputacji firmy.
Program pogłębia znajomość użytkowników także na podstawie naszych kontaktów w telefonie czy zachowań w sieci, jeśli na to zezwolimy. Nie zezwolić trudno
Jednak w 2022 r. pojawiły się dodatkowe poszlaki wskazujące, że TikTok ma stały kontakt z Chinami kontynentalnymi. Australijska firma Internet 2.0, specjalizująca się w bezpieczeństwie cyfrowym, opublikowała raport z testów. Dowodzono w nim, że co najmniej wersja na iOS ma kontakt z serwerami umieszczonymi w Chinach. Co więcej, byli pracownicy TikToka mieli w wypowiedziach dla amerykańskich mediów twierdzić, że administratorzy serwisu w ChRL mają dostęp do wszystkich danych użytkowników i całej ich komunikacji. Firma zaprzeczyła tym informacjom, jednak jednocześnie ogłosiła, że całość danych amerykańskich użytkowników od tej pory będzie umieszczona na serwerach firmy Oracle.
To jednak nie zatrzymało obecnej fali podejrzliwości w USA. 13 grudnia 2022 r. republikański senator z Florydy, Marco Rubio, przedstawił cieszący się poparciem ustawodawców obu partii projekt o nazwie ANTI-SOCIAL CCP Act. To prawo miałoby doprowadzić do całkowitego zakazu działania serwisu w USA. Ponadto władze stanowe i federalne – w tym sam Kongres – polecają usuwanie TikToka z urządzeń służbowych pracownikom administracji. O rosnącej fali przeciw najpopularniejszej kajmańskiej aplikacji świadczyć może także wysyp publikacji o zagrożeniach związanych z TikTokiem. Dotyczy to mediów nie tylko amerykańskich, ale także europejskich, w tym polskich.
Czemu Amerykanom idzie jak po grudzie?
Batalia trwa już długo. Swój pierwszy tekst o potencjalnym zakazie TikToka w USA pisałem jesienią 2019 r. Co powoduje, że sprawa, w której podnoszone są tak ciężkie zarzuty związane z bezpieczeństwem narodowym, nie doczekała się szybkiego finału?
Odpowiedź jest złożona. W USA bardzo trudno wyrzucić z rynku działające przedsiębiorstwo, któremu nie udowodniono złamania prawa. A na takowe brak twardych dowodów. W tej sytuacji zarówno administracja prezydencka, jak i Kongres działają ostrożnie, by nie narazić się na długoletnie boje sądowe i groźbę późniejszych wielomiliardowych odszkodowań.
O te mogliby wystąpić nie tylko chińscy właściciele czy twórcy z TikToka, ale również zachodni udziałowcy Bytedance. Wśród akcjonariuszy przedsiębiorstwa nienotowanego na giełdach, a wycenianego w marcu 2021 r. na ponad 250 mld dolarów na podstawie transakcji prywatnych są zarówno japoński Softbank, nowojorskie fundusze Kohlberg Kravis Roberts i General Atlantic czy kalifornijska Sequoia Capital. Najwyższa półka.
O czym rzadziej informują media, TikTok wszedł także głęboko do amerykańskiej kultury, w tym kultury politycznej. W swojej komunikacji z młodymi grupami wyborców – do których trudno z reguły dotrzeć – sprawnie wykorzystywał platformę choćby John Fetterman w swojej zwycięskiej kampanii do Senatu USA. Być może Demokraci w pewnej mierze zawdzięczają większość w tej izbie najpopularniejszej kajmańskiej aplikacji. Fetterman ma na TikToku ponad 240 mln obserwujących.
Ten senator z Pensylwanii nie jest oczywiście jedyny. Biały Dom zwrócił się podobno do influencerów z kontrowersyjnej platformy, by wsparli wysiłek informacyjny w kwestii wojny w Ukrainie czy antyinflacyjne polityki prezydenta Bidena. Czy politycy w USA porzucą tak obiecujące narzędzie?
Czy można zakazać TikToka? Przypadek indyjski
Gdyby amerykańscy ustawodawcy zdecydowali się na wykluczenie aplikacji z rynku, nie byliby pierwsi. Jeszcze trzy lata temu Indie zaliczały się do jednego z najważniejszych rynków dla TikToka, a Bytedance chwalił się ponad 200 mln użytkowników platformy w największym państwie Subkontynentu.
Jednak starcia na pograniczu chińsko-indyjskim z lata 2020 r., w których zginęło kilkudziesięciu żołnierzy indyjskich, przyspieszyły decyzje New Delhi o wyrugowaniu aplikacji spółek chińskich z indyjskiej cyberprzestrzeni. Powołano się przy tym na względy bezpieczeństwa narodowego – ponieważ chińskie aplikacje rzekomo przekazywały wielkie pakiety danych użytkowników do Chin – oraz na potrzebę ochrony prywatności i danych osobowych Indusów. Jak ostatnio przypomniał „The Economic Times of India”, w kilku falach od tamtej pory regulator zakazał funkcjonowania ponad 300 programów z Państwa Środka. Bez szczególnego rodzaju drogich wirtualnych sieci prywatnych (VPN) nie jest możliwy dostęp do aplikacji czy jej pobranie. Blokada technicznie jest więc skuteczna.
W Indiach podniosły się wtedy głosy, że odpowiedzią ze strony Pekinu będą retorsje gospodarcze. Nigdy jednak do nich nie doszło. Co więcej, w czasie obowiązywania restrykcji wobec aplikacji wymiana handlowa wedle strony indyjskiej wzrosła do ponad 115 mld dolarów w roku budżetowym 21/22, z 73-milardowym deficytem po stronie New Delhi. Indie okazały się więc kolejny rok z rzędu niezwykle chłonnym rynkiem na chińskie produkty. Handel był na tyle lukratywny i perspektywiczny, że władze ChRL nie zdecydowały się na istotne retorsje. Zakaz pozwolił się także rozwinąć rodzimym indyjskim platformom.
Już w 2019 r. pojawiły się w Ameryce próby zakazania TikToka
Dzięki Indiom wiadomo, że praktycznie wycofanie TikToka z rynku jest bardzo proste. Nie jest jednak pewne, czy można przeprowadzić je łatwo w ramach państwa prawa, uwzględniając pomyślność interesariuszy.
Czy warto zakazywać TikToka? W poszukiwaniu alternatywy
Podsumujmy nasze dotychczasowe rozważania. Platforma z pewnością nie jest aplikacją ze snów intelektualistów. Stanowi medium właściwie postpiśmienne, a treści, które można znaleźć w serwisie, to w zdecydowanej większości dość tania rozrywka. Wiadomo również, że przez wyżej opisaną politykę firmy i algorytm, jest także medium silnie uzależniającym, zwłaszcza dla dzieci. Ponadto istnieją uzasadnione przypuszczenia – bazujące głównie na znajomości chińskiego prawa i praktyki – że serwis ten może być wykorzystywany w celach politycznych przez obce mocarstwo.
Jednak taka rola serwisu to wciąż jedynie potencjalna możliwość. Czy w imię tego zagrożenia powinniśmy zakazać aplikacji? Argumentów za takim postępowaniem jest wiele. Uwzględniają kwestie takie, jak bezpieczeństwo narodowe czy dobrostan dzieci.
Przeciw zakazowi przemawiają dwa istotne powody. Pierwszy związany jest z ochroną przedsiębiorców i użytkowników, dla których TikTok stał się użytecznym narzędziem biznesowym lub społecznym, w które zainwestowali wiele pracy i wysiłku. Wbrew pozorom stworzenie tiktokowego virala nie jest łatwe i nie musi być tanie.
Po drugie, warto się zastanowić, czy potencjalne zagrożenie tego rodzaju wystarczy, by władze zdecydowały o delegalizacji legalnego dotychczas produktu. W trosce o rynek oraz wolność słowa poprzeczka dowodu powinna być ustawiona wysoko. Czy chcielibyśmy, by rodzaj mediów, z których korzystamy, zależał od decyzji państwa?
Pamiętajmy, że sytuacja w UE jest już inna niż w USA: europejskie media społecznościowe są raczej marginalne, jesteśmy częścią amerykańskiej cyberprzestrzeni. Dla Amerykanów zaś nierodzimy program o takim zasięgu i wpływie to nowość. Po raz pierwszy od powstania Hollywood Amerykę podbija medium nie tylko obce, ale też pochodzące z państwa będącego rywalem. Stąd swego rodzaju moralna panika wokół TikToka.
Byli pracownicy TikToka mieli w wypowiedziach dla amerykańskich mediów twierdzić, że administratorzy serwisu w ChRL mają dostęp do wszystkich danych użytkowników i całej ich komunikacji
Być może godnym uwagi rozwiązaniem niż zakaz jest lepsza regulacja rynku wszystkich portali społecznościowych. Warto zobowiązać je do upublicznienia używanego algorytmu i zasad jego działania oraz każdorazowych ich modyfikacji przed wprowadzeniem. Do tego warto uszczelnić i uczynić obowiązkowym system kontroli nad dostępem do programów i treści w zbyt młodym wieku – na przykład poprzez obowiązkową kontrolę rodzicielską – oraz ograniczenie maksymalnego czasu spędzanego w aplikacji. W samych Chinach aplikacje wyłączają się samoczynnie po upływie maksymalnego przewidzianego czasu. Wszystkie platformy warto zobowiązać do przechowywania danych Europejczyków w ramach UE, na serwerach należących do zewnętrznej firmy. W ten sposób ryzyka niechcianego transferu danych byłyby ograniczone.
Zakaz powinien być więc ostatecznym rozwiązaniem, gdy zawiodą wszystkie inne możliwości. Nie warto dawać w ręce państwa tak silnych narzędzi kontroli, bo już ich nie odzyskamy.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Artykuł z miesięcznika:
Zachodnia gospodarka nie potrzebuje topornego protekcjonizmu, a raczej przemyślanej strategii rozwojowej oraz takich narzędzi interwencyjnych (pośrednich i bezpośrednich), które stymulować będą jej największe atuty i przewagi konkurencyjne
Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany
Może zamiast pomstować na firmy azjatyckie i demonizować ich rządy, wraz z przypisywaniem im nieczystych intencji, warto by było po prostu je naśladować
Wierzymy w świętość prywatnej własności. Przez to penetracja naszej gospodarki przez obcy kapitał sięgnęła poziomu, z jakim mieliśmy do czynienia przed II wojną światową. Czas zmienić myślenie
Rosyjskie twierdzenia, że Moskwa może wojnę prowadzić wiele lat, mają tyle wspólnego z rzeczywistością, co sowiecka propaganda sukcesu
Czy to koniec strefy Schengen? Czy będzie rozejm w Palestynie? Czy Putin zje Trumpa na lunch?
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie