Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Azjatycka recepta na koronawirusa

Kraje Azji Wschodniej sprawiają wrażenie, że opanowały pandemię. Jest to jednak tylko część prawdy. W całym regionie pojawiają się nowe przypadki koronawirusa, a jedynym krajem, który faktycznie dał sobie radę, jest Tajwan
Wesprzyj NK

 

W połowie grudnia w Japonii notowano dwa tysiące nowych przypadków zakażeń koronawirusem dziennie, a łączna liczba zakażonych osiągnęła 187 tys. Ogółem w ciągu całego minionego roku na COVID-19 zmarło tam 2600 osób. Głównymi ogniskami pandemii są aglomeracje Tokio i Osaki. Statystyki dla Korei Południowej są lepsze. Przez cały 2020 zarejestrowano 46 tys. przypadków i ponad 600 zgonów spowodowanych koronawirusem. Tymczasem dla Tajwanu liczby te wyniosły odpowiednio 742 zakażenia i… 7 zgonów.

Co w Chinach piszczy?

Świadomie zostały w tym zestawieniu pominięte Chiny, gdzie na przełomie listopada i grudnia 2019 rozpoczęła się pandemia. Powód jest prosty – statystyki podawane przez Pekin są niewiarygodne i mają przede wszystkim tuszować nieudolność władz w kluczowych pierwszych tygodniach zarazy. Świadczą o tym nie tylko reakcje ChRL na propozycje międzynarodowego niezależnego śledztwa w sprawie początków COVID-19. Promująca ten pomysł Australia przypłaciła swoją postawę de facto sankcjami ze strony Chin, objawiającymi się w postaci ograniczeń importu wina, homarów, zboża, czy rudy miedzi.

Jeszcze więcej  do myślenia dają wiadomości przekazywane przez chińskich lekarzy i urzędników zachodnim i japońskim mediom. Jeden z whistleblowerów przekazał stacji CNN łącznie 117 stron dokumentów sporządzonych między październikiem 2019 a kwietniem 2020 przez władze prowincji Hubei, gdzie znajduje się Wuhan. Przykładowo Pekin donosił o zarejestrowaniu 10 lutego 2478 nowych przypadków na terenie całego kraju. Tymczasem z dostarczonych dokumentów wynika, że w samej tylko prowincji Hubei zanotowano tego dnia 5918 nowych zachorowań.

Władze ChRL podeszły do liczenia chorych i zmarłych bardzo kreatywnie i nie ustają w wysiłkach zrzucenia z siebie winy za pandemię. Źródło choroby zmienia się w zależności od politycznych potrzeb i znajdowało się już między innymi w Stanach Zjednoczonych, Indiach i Australii. Generalnie oskarżenia dotyczą państw, z którymi Pekin ma napięte relacje. Aż za często chińskie insynuacje są bardzo łatwe do zdemaskowania. W listopadzie telewizja CGTN cytowała niemieckiego wirusologa Alexandra Kakulégo, rzekomo twierdzącego, iż koronawirus nie pochodzi z Wuhan. Niemieckie media szybko zweryfikowały te rewelacje. Okazało się, że w jednym z telewizyjnych talk-show Kakulé udowadniał, że wirus występujący w północnych Włoszech to cały czas wirus z Wuhan, aczkolwiek już mutujący genetycznie różny wariant. Sam Kakulé zdecydowanie zdystansował się od rewelacji CGTN.

Władze ChRL podeszły do liczenia chorych i zmarłych bardzo kreatywnie i nie ustają w wysiłkach zrzucenia z siebie winy za pandemię

Z kolei japońska agencja informacyjna Kyodo dość regularnie otrzymuje od chińskich lekarzy doniesienia o szykanach ze strony władz. W sierpniu i wrześniu lekarze mieli zostać ostrzeżeni, że wszelkie próby opisania w zagranicznych mediach i periodykach medycznych doświadczeń z walki z pandemią będą traktowane jako szpiegostwo. Wyraźnie słychać tutaj echo przypadku doktora Li Wenlianga, który jako pierwszy nagłośnił pojawienie się nowej choroby, był szykanowany przez władze, a w końcu zmarł na COVID-19 na początku lutego 2020.

Faktem jednak pozostaje, że po zastosowaniu drakońskich środków, przywodzących na myśl Rok 1984 Orwella, Chinom udało się opanować sytuację, utrzymać gospodarkę na nogach i zapewnić w miarę normalne funkcjonowanie kraju. W listopadzie odtrąbiono nawet wzrost eksportu o 21% w stosunku do listopada 2019. Znowu jest to pół prawdy. Eksport wzrósł nie tyle z powodu świetnej kondycji chińskiej gospodarki jako całości ile w związku ze zwiększonym popytem na wytwarzane w Chinach produkty medyczne takie jak maseczki, respiratory, kombinezony medyczne.

W tym samym miesiącu odnotowano natomiast liczony rok do roku spadek importu o 0,7%, co może świadczyć o zmniejszonym popycie wewnętrznym. Chińscy decydenci mają świadomość, że korzystna koniunktura nie będzie trwać w nieskończoność i do utrzymania wzrostu gospodarczego konieczna jest zwiększona konsumpcja wewnątrz kraju. Stąd też pomysł stworzenia gospodarczego „podwójnego obiegu”. Problem w tym, że jak przyznaje samo chińskie ministerstwo gospodarki, stworzenie wiarygodnych statystyk w tak ludnym kraju jak Chiny jest trudne i samo posługuje się połowicznymi danymi. W związku z tym ocena realnego stanu gospodarki Państwa Środka jest równie trudna, co rzeczywistej sytuacji pandemicznej.

Tajwańskie sukcesy

W przeciwieństwie do ChRL dane dotyczące Republiki Chińskiej są w pełni weryfikowalne, a przez to jeszcze bardziej imponujące. Do przytoczonych na wstępie danych dotyczących zakażeń dodajmy, że według wczesnych ocen w roku 2020 tajwańska gospodarka wzrosła o 2%, a eksport o 5%. Wzrosły także obroty w handlu detalicznym i branży gastronomicznej. „The Economist” sugeruje nawet, że być może po raz pierwszy od kilku dekad tajwańska gospodarka może rozwijać się szybciej niż chińska.

Skąd ten sukces w opanowywaniu pandemii? Kluczem okazała się szybka reakcja władz. Już pod koniec grudnia 2019 wprowadzono obowiązkowe badania wszystkich osób przybywających z Wuhan. W następnych tygodniach wyprzedzając WHO i nie zważając na pohukiwania Pekinu Tajwan wprowadził kolejne ograniczenia w podróżach z kontynentu i obowiązkowe kwarantanny możliwych przypadków. Jednocześnie rząd przygotowywał się na różne scenariusze, gromadząc niezbędne zasoby medyczne oraz szykując się do ich dystrybucji. Stworzono wytyczne dotyczące funkcjonowania szkół i przedszkoli, szykowano pomoc dla przedsiębiorców, a przede wszystkim zainicjowano kampanie informujące obywateli jak zabezpieczyć się przed koronawirusem i nie dać się zwieść chińskiej dezinformacji.

Wykorzystanie sztucznej inteligencji i big data umożliwiło sprawne monitorowanie osób zarażonych, szybkie reagowanie na zidentyfikowane przypadki i ostrzeganie potencjalnie narażonych osób przy pomocy SMS-ów

Pierwszym krokiem do zatrzymania choroby okazały się noszenie maseczek i częste mycie rąk mydłem. Do takich zachowań namawiała maskotka – pies Zongchai, przypominający że maseczka chroni przed własnymi nieumytymi rękami. Takie indywidualistyczne podejście okazało się dużo bardziej przemawiać do ludzi niż nawoływania do społecznej odpowiedzialności i troski o innych.

Jednocześnie zaistniało bardzo ważne sprzężenie zwrotne. Władze potraktowały obywateli poważnie, w związku z czym ci odpowiedzieli tym samym. Uwidoczniło się to chociażby w podejściu do aplikacji, którą Tajwan stworzył w celu śledzenia przemieszczania się chorych, nazwanej Electronic Fence. Do tego celu tamtejszy odpowiednik Sanepidu wykorzystał dane lokalizacyjne telefonów komórkowych. Wykorzystanie sztucznej inteligencji i big data umożliwiło sprawne monitorowanie osób zarażonych, szybkie reagowanie na zidentyfikowane przypadki i ostrzeganie potencjalnie narażonych osób przy pomocy SMS-ów. Kroki te najprawdopodobniej okazały się kluczem do szybkiego opanowania sytuacji.

Wykorzystano tutaj istniejącą infrastrukturę alarmową informującą o trzęsieniach ziemi i innych zagrożeniach. Jednocześnie ruszyła kolejna kampania informacyjna, wyjaśniająca, że przyjęte rozwiązania nie dają władzom możliwości włamywania się do telefonów obywateli i odczytywania zawartych tam danych.

Niestandardowe podejście do aplikacji objawiło się w jeszcze innym przypadku. Lime umożliwia bezpośredni kontakt z władzami w celu uzyskania informacji na temat obowiązujących ograniczeń, obostrzeń i procedur postępowania w konkretnych sytuacjach. W celu dalszego zmniejszenia obciążenia infolinii uruchomiono chatbota, któremu swój stan zdrowia mogą zgłaszać osoby objęte kwarantanną. Uruchomiono także nową, całodobową infolinię, gdzie mieszkańcy mogą zgłaszać problemy związane z pandemią i dzielić się swoimi spostrzeżeniami i pomysłami na usprawnienie działań władz.

Wzajemne zaufanie między władzami i obywatelami objawiło się w jeszcze jeden sposób, nie do pomyślenia w innych krajach. W lutym w rezultacie współpracy minister cyfryzacji Audrey Tang z niezależnymi programistami i społecznością hackerską powstała mapa informująca w czasie rzeczywistym o dostępności deficytowych wówczas jeszcze maseczek. Tym sposobem potrzebne informacje zdobywali zwykli ludzie, a rząd mógł szybko reagować na zapotrzebowanie.

Dziedzictwo epidemii SARS

Podobnie jak Tajwan reagowały Japonia i Korea Południowa. Tam jednak konieczne działania zostały podjęte później, a w przypadku Japonii na niewystarczającą skalę. Japońskie media zarzucają premierowi Abe, że podobnie jak prezydent Trump koncentrował się nie tyle na powstrzymywaniu choroby, co na utrzymaniu maksymalnie niezakłóconego funkcjonowania gospodarki. Dla Tajwanu i Korei Południowej te dwa cele były natomiast jednoznaczne.

Przez długi czas właśnie Korea Południowa uchodziła za model radzenia sobie z pandemią bez uciekania się do lockdownu. Seul wprowadził kilkustopniową skalę dystansu społecznego. W zależności od dziennej liczby zachorowań wprowadzane są kolejne ograniczenia. Stopień najwyższy oznacza zamknięcie szkół, odwołanie imprez masowych, zakaz spotkań i zgromadzeń liczących powyżej dziesięciu osób.

Podobnie jak na Tajwanie, także południowokoreański sukces przypisywany jest szybkiej reakcji władz, częstym testom na obecność wirusa, skutecznemu śledzeniu przypadków zakażeń, szerokiemu stosowaniu maseczek, częstemu myciu rąk i zrozumieniu ze strony obywateli dla działań rządu, który potrafił zrozumiale wyjaśnić podejmowane kroki. Wszystkie te środki okazały się jednak niewystarczające pod koniec roku. Na początku grudnia dzienna liczba nowych zachorowań przekroczyła 500 i zaczęła zbliżać się do tysiąca. Dopiero wówczas do pomocy przeciążonej służbie zdrowia skierowano wojskowy personel medyczny, który rozpoczął dyżury w cywilnych szpitalach.

W porównaniu do pozostałych omawianych krajów Japonia poradziła sobie gorzej, cały czas jednak lepiej niż Europa, a pod uwagę trzeba brać populację liczącą blisko 130 milionów osób i dużą gęstość zaludnienia. Mimo wszystko nadal obeszło się bez lockdownu. Podobnie jak na Tajwanie i w Korei Południowej podstawą okazała się zwykła higiena osobista. W początkowym okresie pandemii dobrze dawała sobie radę służba zdrowia, szczególnie zaś wysoko rozwinięta pulmonologia. Większość ograniczeń dotyczyła skrócenia godzin otwarcia restauracji i barów. Jednak także w Japonii w grudniu nastąpił znaczny wzrost liczby zachorowań i do pomocy w szpitalach skierowano wojskowych medyków i pielęgniarki.

Jak widać pandemia okazała się poważnym testem nie tylko dla państw europejskich. Nawet te kraje Azji, które poradziły sobie lepiej stoją w obliczu poważnych zmian

Ciągle nie wiadomo dlaczego pod koniec roku gwałtownie zaczęło przybywać chorych. Rząd w Tokio od samego początku pandemii był krytykowany przez media i społeczeństwo za niedostateczne działania. Relatywna bierność władz mogłaby być odpowiedzią, gdyby nie również pogarszająca się sytuacja w Korei Południowej. Jednocześnie na Tajwanie pandemia pozostaje pod kontrolą. Wszystko to rodzi uzasadnione pytania o realną aktualną sytuację epidemiczną w Chinach.

Dlaczego kraje Azji Wschodniej dają sobie radę dużo lepiej niż reszta świata z Europą na czele? W dużym stopniu odpowiedzią jest epidemia SARS z roku 2003. Uświadomiła ona decydentom w Pekinie, Tajpej, Tokio i Seulu znaczenie nietradycyjnych zagrożeń jak nowe choroby zakaźne. Pozwoliło to na wypracowanie odpowiednich mechanizmów działania i przygotowanie społeczeństw, co zaprocentowało w roku 2020.

Kolejnym istotnym czynnikiem jest stałe zagrożenie katastrofami naturalnymi, głównie trzęsieniami ziemi i tajfunami. Dzięki temu odpowiednie służby są lepiej przygotowane do funkcjonowania w warunkach kryzysowych, a zwykli ludzie mają większą świadomość zagrożenia. Często podnoszony jest tutaj wpływ konfucjanizmu na dyscyplinę społeczną, nie wytrzymuje on jednak krytyki. W Chinach, gdzie partia komunistyczna chętnie odwołuje się do Konfucjusza w wielu miejscach konieczne było wykorzystanie siły by zmusić ludzi do przestrzegania obostrzeń. Wystarczy wspomnieć zamknięcie Wuhan, gdy pandemia wymknęła się spod kontroli. Stoi to w bardzo ostrym kontraście z Tajwanem, gdzie władze przystąpiły do współpracy z obywatelami na partnerskich zasadach.

Nie można także pomijać dużo wyższego niż w Europie stopnia cyfryzacji gospodarek i społeczeństw. Umożliwił on szybkie przestawienie na pracę zdalną i sprawne pokonanie związanych z tym wyzwań. W drugiej połowie ubiegłego roku wzrost gospodarczy, chociaż nieduży, zanotowały nie tylko Chiny i Tajwan, ale także Japonia i Korea Południowa.

Ważne zmiany w całej Azji Wschodniej

Niemniej COVID-19 w całej Azji Wschodniej od Japonii na północy po Indonezję na południu spowodowały poważne zmiany sprowadzające się do wzrostu roli państwa w gospodarce i w życiu społecznym. Do tej pory państwa regionu mimo różnic ustrojowych stawiały na małe rządy i niedużą za to sprawną administrację publiczną. Ogólnie wydatki publiczne nie przekraczały 20% PKB. Był to najniższy współczynnik na świecie, stojący w ostrym kontraście z Europą gdzie państwo w ten, czy inny sposób rozdysponowuje średnio 45% PKB. Jedynym wyjątkiem w regionie była Japonia, gdzie wydatki publiczne pochłaniają około 40% PKB.

Pandemia rozbiła dotychczasowy system. Renomowany japoński magazyn Nikkei Asia wskazuje na trzy kluczowe czynniki stymulujące wzrost państwa. Pierwszym są olbrzymie pakiety stymulacyjne, mające ratować gospodarki. Ich łączna wartość pod koniec 2020 roku 7 bilionów dolarów, z czego 2,2 biliona przypada na Japonię. Chiny nie wprowadziły tak dużych pakietów jak w trakcie globalnego kryzysu finansowego w 2008. Dotychczas oficjalne środki wynoszą 500 miliardów dolarów, jednak zdaniem ekonomistów Pekin w ten czy inny sposób przeznaczy na odbudowę gospodarki nawet 7% PKB.

Drugim czynnikiem jest możliwość taniego pożyczanie pieniędzy. Umożliwiło to azjatyckim rządom zarzucenie dotychczasowej dyscypliny fiskalnej i pompowanie większych ilości środków w gospodarkę. Wreszcie, podobnie jak w świecie zachodnim Wielki Kryzys, czy grypa hiszpanka, koronawirus sprawił, że społeczeństwa oczekują większej roli państwa. Ten ostatni czynnik łączy się z coraz bardziej palącą kwestią reakcji na długofalowe trendy takie jak starzenie się społeczeństw, rosnące nierówności socjalne i zmiany klimatu.

Nie należy jednak oczekiwać, że Azja przyjmie europejski model państwa dobrobytu, na który większości państw zwyczajnie nie stać, a do którego rządzący podchodzą sceptycznie. Niemniej Chiny i Korea Południowa przyspieszyły prace nad wdrożeniem bardziej rozbudowanych systemów pomocy społecznej i publicznej służby zdrowia.

Jak widać pandemia okazała się poważnym testem nie tylko dla państw europejskich. Nawet te kraje Azji, które poradziły sobie lepiej stoją w obliczu poważnych zmian. Najlepszym przykładem do naśladowania okazuje się Tajwan, gdzie połączenie odpowiedzialności władz i wysokiego stopnia digitalizacji przyniosło oszałamiające rezultaty. Co istotne, władze wyspy nie spoczywają na laurach i starają się przygotować do zachodzących globalnych zmian, chcąc je jak najlepiej wykorzystać w interesie państwa i jego obywateli.

Wesprzyj NK
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”, doktorant na wydziale Nauk Politycznych Uniwersytetu Wiedeńskiego, publicysta, tłumacz, redaktor portalu Konflikty.pl. Związany z Instytutem Boyma, gdzie zajmuje się sprawami bezpieczeństwa, konfliktami oraz zbrojeniami.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo