Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Ameryka zmienia politykę wobec wojny na Ukrainie. Polska powinna porzucić złudzenia

Nowa strategia USA ma ostatecznie doprowadzić do rozmów pokojowych. Ameryka nie będzie wspierać Ukrainy w nieskończoność – jak i całej Europy. Czy mamy na to pomysł w Polsce?
Wesprzyj NK

Na kilku odcinkach szerokiego ukraińskiego frontu trwają ciężkie walki, a czas jest odmierzany ilością straconego przez Rosjan sprzętu i krwią ukraińskich żołnierzy. Taktyka Rosjan polega na mozolnym i krwawym wypychaniu Ukraińców z kilku ważnych miejscowości Donbasu. I już nawet mniej ważne, czy ma to służyć wykrwawianiu Ukraińców, czy też jest to część ofensywy i próba zdobycia przynajmniej resztek obwodu ługańskiego i donieckiego. Bezpośrednie cele polityczne Putina w trakcie wojny ulegają nieustannemu ograniczaniu. Dzisiaj byłby on gotowy zakończyć wojnę na obecnej linii frontu. To by wystarczyło, żeby ogłosić sukces. A moskiewskiemu carowi, który rozpoczął wojnę, sukces jest niezbędny do politycznego, a nawet egzystencjalnego przetrwania. Dla Ukrainy natomiast byłaby to katastrofa. Niezbędnym minimum dla przetrwania Ukrainy jest odzyskanie pasa Morza Czarnego i Azowskiego do Mariupola. Bez tego Ukraina będzie państwem upadłym i niezdolnym do rozwoju. Odbicie tych terenów jest niezbędne, żeby Ukraina mogła prowadzić handel morski i starać się równoważyć rosyjską Flotę Czarnomorską. Jednym słowem bez całego pasa czarnomorskiego Ukraina nie tylko byłaby zagrożona nową agresją rosyjską, ale w każdej chwili byłaby trzymana przez Moskwę za gardło. Dlaczego jest to tak ważne? Dlatego, że w Stanach Zjednoczonych następuje zasadnicza zmiana w podejściu do wojny.

Celem Stanów Zjednoczonych nie jest obrona wolności, całości i niepodległości Ukrainy. Celem jest osłabienie Rosji

Ku nowej strategii

Ukraińcy dostają wielkie wsparcie militarne po to, by przeprowadzić ofensywę, a po jej zakończeniu usiąść do rozmów pokojowych. W zasadzie niezależnie od efektów. Taki plan może wywrócić tylko upór Putina, jeżeli nadal realizowałby on swoje cele maksymalne. Jesienią ubiegłego roku proponowano mu rozmowy, ale wtedy nie chciał rezygnować z tych celów, więc Stany Zjednoczone podjęły decyzje o dozbrojeniu Ukrainy i przekonały do tego Europę.

Co jest celem Amerykanów w tej wojnie? Być może wielu czytelników będzie zaskoczonych, ale celem Stanów Zjednoczonych nie jest obrona wolności, całości i niepodległości Ukrainy. Celem jest osłabienie Rosji, zmniejszenie potencjału „autokracji”, czyli państw, w których nie panuje liberalna demokracja i pokazanie, że nie można zmieniać porządku światowego bez udziału i zgody Waszyngtonu. Większość tych celów została spełniona. 13 kwietnia na łamach cyfrowej wersji „Foreign Affairs” ukazał się tekst „The West Needs a New Strategy in Ukraine” („Zachód potrzebuje nowej strategii w Ukrainie”) z podtytułem „A Plan for Getting From the Battlefield to the Negotiating Table” („Plan przejścia z pola bitwy do negocjacyjnego stołu”), podpisany przez szefa Council on Foreign Relations Richarda Haassa I Charlesa Kupchana, członka Rady i profesora Georgetown University.

CFR jest nie tylko prestiżową instytucją, ale ma quasi-oficjalny charakter, a na łamach FA ukazywało się w przeszłości wiele ważnych programowo tekstów dla amerykańskiej polityki zagranicznej, żeby chociaż wspomnieć słynną „Długą depeszę” z Moskwy George’a Kennana z 1946 roku, gdzie została wyłożona obowiązująca później przez lata „doktryna powstrzymywania”.  Ostatnim przykładem jest koncepcja „Zeitenwende” Olafa Scholza, która w pełnym wymiarze została ogłoszona na łamach FA.

Autorzy opracowania przedstawiają jasny plan na najbliższe miesiące. Zachód powinien zwiększyć dostawy broni do Ukrainy na tyle ile się da, czyli przekazać również rakiety dalekiego zasięgu ATACAMS i zacząć szkolenie ukraińskich pilotów na F-16. Po to, aby pokazać determinację Zachodu, a przede wszystkim zwiększyć szansę na odbicie maksymalnej ilości terenów okupowanych przez Rosjan. Chociaż tego nie wykluczają, uważają, że odbicie całości terenów jest „wysoce nieprawdopodobne”. Kluczowy fragment odnosi się do oceny osiągnięcia celów politycznych przez Waszyngton. „Podtrzymanie istnienia Ukrainy jako suwerennego i demokratycznego kraju jest priorytetem, ale osiągnięcie tego celu nie wymaga odzyskania kontroli nad Krymem i Donbasem w najbliższym czasie. Zachód nie powinien się również przejmować tym, że nacisk na wprowadzenie zawieszenia broni zanim Kijów odzyska całość swojego terytorium spowoduje upadek międzynarodowego porządku opartego na zasadach. Ukraiński hart ducha i zdecydowana postawa Zachodu pozwoliły odepchnąć Rosję zmierzającą do podporządkowania Ukrainy, spowodowały, że Rosja poniosła strategiczną porażkę i zademonstrowały innym potencjalnym rewizjonistom, że dążenie do podbojów terytorialnych może być przedsięwzięciem kosztownym i sprawiającym problemy” – piszą autorzy.

Po wyczerpaniu się ukraińskiej ofensywy, najpóźniej na jesieni powinno dojść do zawieszenia broni i rozmów pokojowych. Podkreślmy to: niezależnie od tego, gdzie się ta ofensywa zakończy

Warunki pokoju

Kiedy już uda się doprowadzić do trwałej ofensywy, Zachód powinien wypracować koncepcję zakończenia wojny, pokoju i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Tutaj rozwiązania są stosunkowo proste i oczywiste. Generalnie składają się z dwóch elementów: gwarancji bezpieczeństwa oferowanych przez USA, Wielką Brytanię i kraje europejskie oraz z jasnego harmonogramu dla członkostwa w Unii Europejskiej jako elementu szerszego planu odbudowy Ukrainy ze zniszczeń powojennych. Należy zaznaczyć, że „na tym etapie” wykluczają kwestię członkostwa Ukrainy w NATO. Po wyczerpaniu się ukraińskiej ofensywy, najpóźniej na jesieni powinno dojść do zawieszenia broni i rozmów pokojowych. Podkreślmy to: niezależnie od tego, gdzie się ta ofensywa zakończy. Nawet jeżeli utknęłaby na obecnej linii frontu!

Autorzy zdają sobie sprawę, że może być problem ze zmuszeniem Putina do zawieszenia broni, ale zakładają, że szansa wyjścia z wojny z sukcesem i globalny nacisk dyplomatyczny, oraz oferowane zniesienie „przynajmniej części” sankcji spowodują, że nie będzie miał możliwości nieskorzystania z takiej okazji. Co do Ukrainy, to – mówiąc wprost – nie za bardzo będzie miała wyjście. Mówiąc jeszcze brutalniej, będzie musiała skorzystać z propozycji nie do odrzucenia. Co, jeżeli Ukraina odmówiłaby przystąpienia do zawieszenia broni i rozmów? Autorzy odpowiadają pięknym, ale brutalnym językiem amerykańskiej dyplomacji: „Jeżeli tak by się stało, to nie byłby to pierwszy przypadek w historii, że partner tak mocno zależny od wsparcia USA przeciwstawiał się presji żeby zminimalizować swoje cele polityczne (…) Jeżeli jednak Kijów rzeczywiście by się przeciwstawiał, to realia polityczne są takie, że wsparcie dla Ukrainy nie będzie mogło być utrzymane w Stanach Zjednoczonych i w Europie, zwłaszcza jeżeli Rosja miałaby zaakceptować zawieszenie broni. Ukraina nie będzie miała innego wyboru, niż się przyłączyć”.

Autorzy twierdzą również, że czas zmienić podstawy amerykańskiej polityki wobec wojny. Kijów nie może już samodzielnie odpowiadać za sposób jej zakończenia. Odpowiedzialność za to musi wziąć Waszyngton. Wojna staje się dla Zachodu i USA coraz bardziej kosztowna ekonomicznie, zaplecze militarne się wyczerpuje i w całej skali pojawiają się nowe zagrożenia wobec których Ameryka musi się aktywniej zaangażować. Stany Zjednoczone mają nowe, poważniejsze obecnie wyzwania, którymi muszą się zająć, a „pokój na Ukrainie nie może być zakładnikiem wojennych celów, które jakkolwiek moralnie usprawiedliwione, są nieosiągalne”. To bardzo jasno wyłożona strategia, która staje się podstawowym programem administracji Bidena.

Nowy świat, słabsze Stany

Wojna w Ukrainie przyspieszyła powstawanie nowego świata. Częścią tego procesu jest relatywne słabnięcie Ameryki. Stany Zjednoczone i Zachód nie są już najważniejszym punktem odniesienia w polityce wielu państw Globalnego Południa, a obecnie nie mają już lewara w postaci siły, która mogłaby wymusić na nich postawy sojusznicze. Chiny po umocnieniu władzy Xi Jinpinga i zakończeniu walki z pandemią bardzo się uaktywniły. Zarówno dyplomatycznie, jak i w zakresie budowy swojej ekspozycji siły. Jak już pisałem w NK, dysponują swoją koncepcją globalnego porządku, która w wielu przypadkach jest korzystniejsza dla poszczególnych państw niż konsensus waszyngtoński. Niech za przykład posłuży nam fundamentalny zwrot polityczny, który dokonuje się na Bliskim Wschodzie. Znaczenie porozumienia między Rijadem i Teheranem jest duże – to więcej niż kolejny zwrot dyplomatyczny między skonfliktowanymi krajami. Wyznacza kierunki wielowymiarowych zmian geopolitycznych, których jesteśmy świadkami.

Haass i Kupchan: „Jeżeli jednak Kijów rzeczywiście by się przeciwstawiał, to realia polityczne są takie, że wsparcie dla Ukrainy nie będzie mogło być utrzymane w Stanach Zjednoczonych i w Europie, zwłaszcza jeżeli Rosja miałaby zaakceptować zawieszenie broni”

Zbigniew Brzeziński jest twórcą koncepcji tzw. globalnych Bałkanów, czyli wielkiego obszaru rozciągającego się od Bliskiego Wschodu do zachodnich prowincji Chin poprzez obszar środkowej Azji. To na tym obszarze mają się dokonywać najważniejsze zmiany ekonomiczne (surowce), społeczne (demografia) i polityczne (konkurencja między USA i Chinami), które będą pokazywały, gdzie zmierza świat. Dosłownie w ostatnich tygodniach mieliśmy taki przykład zmian, które wytyczają przyszłość. Chodzi o umowę pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem, zawartą przy krytycznym wpływie Chin i następującą po nich lawinę wydarzeń politycznych. Niech przykładem będzie choćby wizyta ministra spraw zagranicznych Syrii w Arabii Saudyjskiej. Zarówno dla Iranu jak i Arabii Saudyjskiej Chiny są największym partnerem handlowym. Ten fakt odegrał ogromną rolę w rewolucji dyplomatycznej, którą obecnie obserwujemy w Zatoce Perskiej. Oba te kraje z dużo większa sympatią patrzą na chińską propozycję globalnego porządku.

Najważniejsze jest jednak co innego. Obszar ten do niedawna miał krytyczne znaczenie dla amerykańskiego bezpieczeństwa. Po raz pierwszy w nowożytnej historii tworzy się porządek na Bliskim Wschodzie bez udziału Stanów Zjednoczonych. Waszyngton nawet nie reaguje, tylko prowadzi dalsze rozważania na temat maksymalnego stopnia zmniejszenia swojej obecności militarnej w Zatoce. Amerykanie na tym etapie pozostaną w swoich bazach militarnych w Bahrajnie i Katarze, ale nie będą już aktywni militarnie w zakresie interwencji zbrojnych. Zastanawiają się, w jaki sposób wycofać się z Syrii, co barwnie opisał Fareed Zakaria w programie w CNN. Porównał USA do Michaela Corleone z trzeciej części „Ojca chrzestnego”. Gdy Corleone przeprowadził już całą operację przeniesienia swojego majątku do legalnej działalności, rozgrywki mafijne wciągnęły go z powrotem w bagno. W słynnej scenie w filmie Corleone, ekspresyjnie gestykulując, krzyczy: „Wciągają mnie z powrotem”. Tak Zakaria określił ostatnie zamachy na amerykańskich żołnierzy w Syrii. Kiedy Amerykanie marzą, by wynieść się stamtąd, prowokacje irańskie wciągają je z powrotem w bliskowschodnie bagno.

Zwrot ten bierze się z faktu, że Amerykanie nie mają już sił, żeby być policjantem świata, ale co ważniejsze, ranga tego regionu spada dla polityki amerykańskiej. Przez dziesiątki lat bezpieczeństwo energetyczne USA wymagało tego, by Stany były ostatecznym gwarantem porządku na Bliskim Wschodzie. Dzisiaj dzięki rewolucji łupkowej USA są niezależne energetycznie, a poza tym przemysł przyszłości jest związany z nowymi metodami wytwarzania energii i znaczenie węglowodorów w ciągu dekady spadnie. Dlatego Amerykanie będą się konsekwentnie wycofywać z Bliskiego Wschodu i wytwarzającą się próżnię wypełnia porządek okresu przejściowego, który charakteryzuje się pasywną postawą USA. Dlaczego to jest tak ważne? Dlatego, że podobny proces budowy świata z pasywną polityką amerykańską przechodzimy wbrew pozorom w Europie. O tym jednak za chwilę.

Chiny się zbroją

Najważniejszym elementem budowy nowego porządku światowego są Chiny. Od początku tego roku radykalnie (nie boję się tego słowa) przyspieszyły swoje procesy militaryzacyjne. I to na wszystkich szczeblach. Wszyscy żyjemy zagadnieniem Tajwanu, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Jak już pisałem na łamach NK w marcu tego roku, Chiny wprowadziły nowy system logistyczno-legislacyjny w procesie mobilizacji, uwzględniając porażki mobilizacji rosyjskiej. Uporządkowano kwestie prawne, przekazując uprawnienia legislacyjne Naczelnej Komisji Wojskowej na czas wojny. Jednym słowem wprowadzono nowoczesny (w rozumieniu Chińczyków) system zarządzania krajem na czas wojny.

Chiny zbroją się na potęgę i to w zakresie nowej wojny, a nie tej, która się toczy w Ukrainie. Ta nowa wojna będzie się toczyć w przestrzeni kosmicznej, przy użyciu sztucznej inteligencji

Czy to oznacza, że Pekin planuje przystąpienie do wojny w najbliższym czasie? Jest to skrajnie mało prawdopodobne, ale wprowadzane zmiany są uzupełnieniem procesu szybkiego zbrojenia się Chin. Wedle ocen Pentagonu budżet chińskich sił zbrojnych na rok 2023 istotnie przewyższy kwotę 300 mld dolarów. Chiny zbroją się na potęgę i to w zakresie nowej wojny, a nie tej, która się toczy w Ukrainie. Ta nowa wojna będzie się toczyć w przestrzeni kosmicznej, przy użyciu sztucznej inteligencji, a krytyczne znaczenie będzie miała umiejętność „oślepienia” przeciwnika przy uderzeniu w jego cyfrowe systemy rozpoznania i zarządzania polem walki. Dodatkowo wojna na Ukrainie pokazuje, że masa ma nadal znaczenie i rezerwy amunicyjne potrzebne do wielkoskalowej wojny są niezbędne.

Cały czas toczy się dyskusja, czy rzeczywiście Chińczycy, jak sami twierdzą, posiadają zdolności do efektywnego uderzenia w amerykańskie lotniskowce. Dla globalnego morskiego mocarstwa, jakim są Stany Zjednoczone, floty lotniskowców są podstawowym narzędziem ekspozycji siły i zaprowadzania porządku. Jeżeli Chińczycy rzeczywiście mają skuteczną broń, która potrafi zatopić lotniskowce, to podważają samą istotę globalnej aktywności amerykańskiej.

I na koniec najważniejsze, czyli broń jądrowa. Wojna w Ukrainie potwierdziła znaczenie broni jądrowej jako jedynego ostatecznego gwaranta bezpieczeństwa. Chiny są w trakcie agresywnego programu zbrojeń jądrowych. Pentagon ocenia, że są na ścieżce do zbudowania „parity” (równej pozycji) z USA w zakresie strategicznej broni jądrowej w roku 2035. Oznacza to 1500 zdolnych do odpalenia strategicznych głowic jądrowych przy pełnej zdolności do rozwinięcia „atomowej triady”, czyli strategicznego uderzenia z lądu, wody i powietrza. Amerykanie zdają sobie sprawę z wyzwania i w przeglądzie „Nuclear Posture Review 2022” stwierdzają konieczność unowocześnienia swoich sił nuklearnych. Stany Zjednoczone czeka szybkie przystąpienie do nowego wyścigu zbrojeń. I nie będą to zbrojenia na teatr wojenny na historycznych „dzikich ukraińskich stepach”, ale na kosmiczno-morskie i jądrowe starcie z Chinami. Jednym słowem, wyzwanie militarne ze strony Chin nie jest już traktowane jako wyzwanie przyszłości, ale zagrożenie tu i teraz, które wymaga natychmiastowych działań. I o tym piszą autorzy artykułu, kiedy twierdzą, że wyzwanie rosyjskie schodzi na drugi plan. Nawet gdyby cele osłabienia Rosji były spełnione w mniejszym stopniu, a są spełnione z amerykańskiego punktu widzenia w stopniu całkiem sporym.

Europa musi wziąć się w garść

Amerykanie będą się wycofywać z Europy, bo nie mają już wystarczających sił, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, a poza tym Europa ma już mniejsze znaczenie w amerykańskich interesach bezpieczeństwa. Podobnie jak Bliski Wschód, chociaż z innych powodów. Putin spełnił rolę amerykańskiego pożytecznego idioty, rozpoczynając swoją brutalną agresję na Ukrainę. Zmusił Europę do przywrócenia roli klasycznych zagadnień bezpieczeństwa i wzmocnienia militarnego Starego Kontynentu (chociaż gdyby Chińczycy zrozumieli, o co chodzi ze „Starym Kontynentem”, pewnie pękliby ze śmiechu). Ponadto poza kwestiami finansowymi Amerykanie odnieśli całkiem spore korzyści z przebiegu wojny. Np. jeszcze w roku 2016 nie eksportowali ani centymetra sześciennego gazu, a przewiduje się, że w roku 2026 będą największym eksporterem na świecie. Oferta rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego znika ze światowych rynków, a amerykański przemysł zbrojeniowy wchodzi w kolejny złoty okres, i to po części dzięki zamówieniom zagranicznym.

Putin spełnił rolę amerykańskiego pożytecznego idioty, rozpoczynając swoją brutalną agresję na Ukrainę. Zmusił Europę do przywrócenia roli klasycznych zagadnień bezpieczeństwa i wzmocnienia militarnego Starego Kontynentu

Są też i ryzyka, a chyba największym z nich zastępowanie dolara w handlu międzynarodowym innymi walutami. Po to jednak, by zahamować ten proces, konieczne jest również zakończenie wojny. Największe koszty (oczywiście poza bohatersko walczącą Ukrainą) ponosi Europa. Oceniając obecne relacje transatlantyckie musimy to brać pod uwagę. Krytykujemy Emmanuela Macrona za teksty o strategicznej autonomii Europy, ale definiuje on podstawowe wyzwanie, przed którym stoimy. Może co prawda nie zawsze trafnie i zbyt nachalnie w kontekście interesów Francji. Jednak czy nam się to podoba, czy nie, Europa będzie musiała zrewidować strategiczne podstawy swojej polityki bezpieczeństwa.

Musimy wypracować podstawy polityki bezpieczeństwa w Europie w świecie postamerykańskim. Dzisiaj w Stanach Zjednoczonych dyskutuje się o dwóch wariantach militarnego zaangażowania w Europie po zakończeniu wojny. Pierwszy sprowadza się do polityki „nuclear sharing”, czyli – w uproszczeniu – zapewnienia Europie bezpieczeństwa nuklearnego ze strony USA. Drugi dotyczy obecności sił konwencjonalnych w Europie i stopnia, do którego będzie można zmniejszyć zaangażowanie na kontynencie europejskim, podobnie jak na Bliskim Wschodzie. Tak czy inaczej, państwa europejskie będą musiały podjąć w większym stopniu obowiązki zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Jeżeli tego nie zrobią, Amerykanie i tak będą się wycofywać.

Oczywiście najważniejsze z amerykańskiego punktu widzenia będą relacje z Chinami. Na dzisiaj widzimy jasny model konfrontacji ekonomicznej z Chinami, preferowany przez Waszyngton. Stany Zjednoczone nie chcą zrywania relacji handlowych w całości, ale pilnie wdrażają dwa procesy. Pierwszy to odcinanie Państwa Środka od najnowszych technologii, np. najbardziej nowoczesnych chipów graficznych, które są niezbędne do tego, by rozwijać sztuczną inteligencję. Drugi to legislacyjne i polityczne wyłączanie chińskich technologii cyfrowo-komunikacyjnych ze sprzedaży międzynarodowej. Z drugiej strony Amerykanie wdrażają pełną niezależność całego procesu surowcowo-logistycznego w najbardziej zaawansowanych technologiach cyfrowych i tzw. nowych technologiach produkowania i magazynowania energii. Temu służą dwa potężne akty legislacyjne, czyli CHIPS and Science Act oraz Inflation Reduction Act.

Odłączenie Europy

Tu pojawia się największy – obecnie i w przyszłości – problem w relacjach transatlantyckich. Amerykanie w ogóle nie uwzględnili interesów firm europejskich w obszarze najważniejszych technologii przyszłości. Mimo wielu rozmów, żadne postulaty europejskie nie zostały uwzględnione. Jeżeli szukamy przyczyn największych problemów w relacjach europejsko-amerykańskich, widzimy je właśnie tutaj. Nawet w tych trudnych czasach przebudowy globalnych relacji strategicznych i oczekiwań, że Europa będzie ograniczała współpracę technologiczną z Chinami, Stany Zjednoczone nie widzą konieczności uwzględnienia postulatów państw europejskich. I to jest prawdziwy problem, a nie mniej czy bardziej udane wypowiedzi Macrona. W tym przypadku Biden kontynuuje strategię Trumpa, który zerwał rozmowy na temat transatlantyckiej strefy wolnego handlu, a dzisiaj wdraża ustawy, który „odłączają”  Europę w zakresie najbardziej nowoczesnych dziedzin gospodarki.

Amerykanie w ogóle nie uwzględnili interesów firm europejskich w obszarze najważniejszych technologii przyszłości. Mimo wielu rozmów, żadne postulaty europejskie nie zostały uwzględnione

Proces przenoszenia wielowymiarowej uwagi strategicznej USA na Pacyfik nie oznacza, że Amerykanie znikną z Europy z dnia na dzień. Współpraca w ramach Zachodu jest dla nich bardzo ważna, bo to jest dla nich podstawowa grupa państw o wspólnych wartościach i w większości wspólnych interesach. Zmienia się jednak charakter obecności amerykańskiej w Europie.

Jak w tym wszystkim wyglądają polskie interesy i polska polityka? Problem polega na tym, że nie znam żadnej koncepcji polskiego interesu, którym kieruje się nasz rząd w tej wojnie. Owszem, prowadzimy politykę proukraińską i proamerykańską, bo w naszym interesie jest wygranie wojny przez Ukrainę i ocalenie wolności i niepodległości kraju. Bez jednoczesnego zaangażowania amerykańskiego Ukraina by tę wojnę już przegrała. Jeżeli agresywne imperium nie zostanie zatrzymane na Dnieprze, to będzie parło dalej. Ale czy to powinno wyczerpywać nasze oczekiwania?

Nie ma polityki amerykańskiej w Polsce

Już dzisiaj widać, że nie ma żadnych specjalnych relacji polsko-amerykańskich, które będą fundamentem naszej przyszłej polityki. Nie ma żadnych nowych trwałych amerykańskich inicjatyw bezpieczeństwa w Polsce, wychodzących poza horyzont wojny. Nie można za takie uznać miliardowych zamówień w sektorze zbrojeniowym ze strony polskiego MON. Poza tym twierdzę, że Polska i tak nie będzie zdolna finansowo zrealizować wszystkich zamówień i to w trakcie innych, kosztownych, idących w miliardy inwestycji chociażby w energetyce. Swoją drogą, polska opinia publiczna nie poznała żadnych konkretnych wyliczeń, ile ten program zbrojeń będzie kosztował i w jaki sposób zostanie sfinansowany. Polska w trakcie wojny nie uzyskała nawet sprawczości politycznej, która pozwoliłaby wpływać na warunki jej zakończenia, które jak twierdzę, właśnie się tworzą. Polska jako kraj, który poza Ukrainą ponosi największe koszty i ryzyka tej wojny powinna mieć miejsce przy politycznym stole, przy którym będą negocjowane warunki pokoju. Mało tego: realny jest wariant, że Polska zostanie np. wepchnięta w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy tylko ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Brak w tym gronie Niemiec i Francji byłby wielka tragedią i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Polska powinna wykorzystać swoją szczególną pozycję w trakcie wojny do zbudowania wpływów w Europie. Stany Zjednoczone będą się z Europy wycofywać, a Polska w niej zostanie. Nasze polityczne 5 minut mija, a żaden polityczny problem Polski w Europie w ostatnim czasie nie został rozwiązany. Nasze szczególne relacje z USA w niczym tutaj nie pomogły. Nawet ostatnia wizyta premiera Morawieckiego w USA to zmarnowana okazja. W trakcie transatlantyckiej wymiany poglądów premier polskiego rządu ma prawo i nawet obowiązek wypowiadać się w interesie Unii. Amerykanie również ze strony polskiego rządu powinni usłyszeć, że protekcjonistyczna polityka amerykańska w zakresie nowych technologii podcina podstawy sojuszu i szkodzi relacjom transatlantyckim. W niczym by to relacji polsko-amerykańskich nie zepsuło, a pokazałoby premiera polskiego rządu jako polityka formatu europejskiego. Antychińskie pohukiwania naszego premiera w Waszyngtonie nie są do niczego potrzebne. Co Polska dzięki temu zyskuje? Poza tym wygląda to groteskowo, bo jeszcze niedawno, tuż przed rosyjską agresją w lutym 2022 roku Prezydent Andrzej Duda był jednym z niewielu przywódców Zachodu, którzy gościli na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie i wtedy budowaliśmy naszą suwerenną, niezależną od Zachodu politykę wobec Chin. Jaka będzie nasza polityka za rok?

Realny jest wariant, że Polska zostanie np. wepchnięta w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy tylko ze Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Brak w tym gronie Niemiec i Francji byłby wielka tragedią i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie

Wchodzimy w nowy etap wojny na Ukrainie i dynamicznie w nowy etap tworzenia się porządku światowego. Fala uzbrojenia, która płynie na Ukrainę jest największa ze wszystkich i następnych tak dużych nie będzie. Powinniśmy robić wszystko żeby zwiększyć szansę Ukrainy na sukces ofensywy. Czym większy sukces Ukrainy, tym lepiej. Najlepszy byłby pełny sukces wypchnięcia Rosji poza granice z 1991 roku, ale, jak pisze Richard Haass, jest to „wysoce nieprawdopodobne”. Powinniśmy się przygotować jednocześnie do negocjacji pokojowych, które nastąpią niezależnie od przebiegu i zakończenia ofensywy.

Wesprzyj NK
Członek rady programowej Nowej Konfederacji. W latach 80-tych działacz opozycji antykomunistycznej w Ruchu Młodzieży Niezależnej i Ruchu Młodej Polski, jeden z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko Narodowego, publicysta, przedsiębiorca i menadżer, w latach 2011 – 2016 Vice prezes i Prezes Stowarzyszenia Energii Odnawialnej, w latach 2016 – 2020 Vice Prezes i prezes Banku Pocztowego. Od 2023 roku prezes Rafako SA. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Wolności i Solidarności. Autor książek "Polska w nowym świecie" i  "Świat w cieniu wojny".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

4 odpowiedzi na “Ameryka zmienia politykę wobec wojny na Ukrainie. Polska powinna porzucić złudzenia”

  1. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Rozwiązaniem na wyjście USA z Europy jest zbudowanie sojuszu regionalnego opartego o NORDEFCO. NORDEFCO [Skandynawowie] są połączeni z UK powstrzymywaniem Rosji na linii GIUK i konfrontacją w Arktyce. Z drugiej strony dla NORDEFCO Polska jest pożądanym sojusznikiem – bez niej nie utrzymają się Bałtowie – ani nie zostanie osiągnięta pełna kontrola Bałtyku. Dlatego Polska winna najpierw zawrzeć sojusz z NORDEFCO – a przez niego osiągniemy sojusz z UK. Dla Ukrainy Polska jest pożądanym sojusznikiem – ale ten sojusz ma sens tylko wtedy, gdy przedtem Polska skonsoliduje się z NORDEFCO i UK. Polska i Ukraina wniosą do tej „koalicji chętnych” duże siły lądowe, wiążące siły lądowe Rosji. A jest to sprawa „gardłowa” dla NORDEFCO, bo po wejściu Finlandii do NATO – Kreml z jednej strony uważa to za krytyczne przekroczenie „czerwonej linii” bezpieczeństwa swego absolutnie najważniejszego bastionu strategicznego atomowej Floty Północnej – z drugiej widzi wg swej oceny słabą Finlandię z granica 1340 km – jak sądzi Kreml – nie do obrony – i jako „dogodną okazję” do uderzenia w
    Finlandię dla rozbicia NORDEFCO – no i NATO. Dlatego siły lądowe Polski i Ukrainy są tak cennym wkładem dla NORDEFCO – wiążącym aktywnie siły lądowe Rosji. Ta koalicja chętnych jest sojuszem realnym – bo opartym o wspólne interesy i synergię i komplementarności – tworzące zupełnie nową jakość. I do takiego sojuszu – po wejściu Polski i Ukrainy – wejdzie też kilku innych graczy na wschodniej Flance – zapewne Rumunia, Słowacja, być może Czechy [dla nich to balans względem Berlina] i Bułgaria [generalny balans – bo czują się ciśnięci z kilku stron]. NORDEFCO z UK da PRZEWAGĘ sił lotniczych względem sił powietrznych Rosji – natomiast Polska z Ukrainą [ale i suma „ziarnka do ziarnka”] i udziałem Bałtów, Słowacji, Czech, Rumunii] – to związanie na lądzie i „siły szybkiego reagowania” na siły lądowe Rosji. Tu nie chodzi „tylko” o skuteczny silny sojusz militarny – realny, bo gracze jadą na jednym wózku w kwestii bezpieczeństwa – chodzi o sojusz polityczny [balans na Berlin i Paryż – bo „stara Europa” chce jak najszybciej „biznesu jak zwykle” i dogadania się z Rosją ponad głową i kosztem graczy Wschodniej Flanki] – oraz o sojusz ekonomiczny [wspólna sfera rozliczeń] i technologiczny [nie tylko technologie wojskowe]. Więcej – UK daje „zasłonkę” do zbrojeń atomowych tego sojuszu – oficjalnie pod „flagą” UK – zaś złamanie Traktatu Budapesztańskiego 1994 – przywraca status Ukrainy jako państwa atomowego z limitem do 1300 głowic [plus środki przenoszenia, w tym strategiczne]. W tym układzie bardzo bezpośredni układ bilateralnego sojuszu-konfederacji Ukrainy z Polską daje nam okazję do wejścia do posiadania broni atomowej „tylnymi drzwiami” – i to legalnie. My dajemy kapitał i bezpieczne terytorium – Ukraina dają specjalistów i technologie. Bo wszelkie gwarancje atomowe USA to całkowita fikcja [przynajmniej moim zdaniem] – w ostatecznym rachunku Amerykanie NIGDY nie zaryzykują Waszyngtonu za Warszawę czy inną stolicę Flanki. Także ewentualny NATO Nuclear Sharing to jedynie bardzo słaby ersatz [właściwie całkowicie w rękach Amerykanów – czyli to takie lizanie cukierka przez szybę] względem suwerennego dysponowania siłami STRATEGICZNEGO ODSTRASZANIA jądrowego. To esencja wielkiej strategii dla Polski i regionu wobec wymuszenia pokoju na Ukrainie i wyjścia USA z Europy dla ratowania petrodolara w Zatoce i wpływów na IndoPacyfiku – szerzej całą rzecz objaśniałem w komentarzach do artykułu https://nowakonfederacja.pl/pozegnanie-z-geniuszem-czyli-bartosiak-i-jego-zachwyceni-znajomi/ A dużo szerszą perspektywę globalną Wielkiej Gry Wielkich Graczy – którą można podsumować jako „granie na krótkowzroczny egoizm” – co oznacza wynikowo, że w twardym rachunku możemy liczyć tylko na siebie i na innych zagrożonych graczy regionalnych w Europie. USA – owszem, MOGĄ [ale nie muszą] pomóc Polsce – ale moim zdaniem jako DODATEK i uzupełnienie kompetencji – a nie jako główna siła w Europie. Czasy zimnej wojny i ówczesnej bardzo silnej obecności sił USA w Europie już nie wrócą – teraz „numerem 1” dla USA [i dla świata] jest teatr starcia z Chinami. Nieodwołalnie. I dlatego Polska, Ukraina, cały zagrożony region – muszą AKTYWNIE UPRZEDZAĆ i WYPRZEDZAĆ zagrożenia. To, że USA wyjdą z Europy – można uznać za nadchodząca katastrofę, ale tylko w razie bierności Polski i graczy. Przy aktywnych działaniach jest to WIELKA SZANSA na emancypację Polski i regionu – i wejście na nowy poziom bezpieczeństwa i rozwoju- nie tylko powstrzymując Rosję – ale i totalitarne zakusy hegemonii Berlina i Paryża. Powtórzę tylko – całkowicie błędny jest dylemat „z Rosją czy z Niemcami?” – bo obie te stolice [z Paryżem na dokładkę] JUŻ zawarły pakt przeciw Polsce i Flance NATO[pojmowanej jako wrogi ich planom „kordon sanitarny”] w ramach budowy supermocarstwa Lizbona-Władywostok. Odpowiedzią jest sojusz Flanki w układzie północ-południe – od GIUK i Arktyki po Morze Czarne. Gdzie graczem „stowarzyszonym” – mającym NIEKTÓRE interesy zbieżne z proponowanym sojuszem regionalnym – jest silna wojskowo Turcja – która chce wpływami wyprzeć Rosję ze strefy Syrii, Kaukazu, Azji Środkowej. Podkreślam – nie chodzi o formalną przynależność do NATO – tylko o realne krytyczne WSPÓLNE interesy graczy.

  2. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Nie dokończyłem – winno być: „A dużo szerszą perspektywę globalną Wielkiej Gry Wielkich Graczy – dałem w komentarzach do https://nowakonfederacja.pl/indie-coraz-bardziej-pewne-siebie-i-coraz-mniej-demokratyczne/ […]”

  3. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Popularne myślenie i rzekomy dylemat „czy opcja kontynentalna? – czyli z Berlinem i Paryżem,…. czy też z USA?” – jest tak samo FAŁSZYWY. USA wychodzą z Europy i staja się TUTAJ graczem POMOCNICZYM, zaś twarde jądro karolińskie od 2004 konsekwentnie realizuje z Kremlem Plan Geostrategiczny nr 1 – czyli budowę supermocarstwa Lizbona-Władywostok – po trupie Flanki – z Polską na czele. I mimo taktycznych GESTÓW wsparcia Ukrainy [o wymiarze ŚLADOWYM – bo małego ułamka 1% PKB] i PR-wej maskirowki – Berlin z Paryżem i Kremlem za nic z tego planu DOCELOWEGO nie zrezygnują – powtórzę: NIE ZREZYGNUJĄ – bo ten plan ma przynieść im maksymalną wygraną [bycie najsilniejszym supermocarstwem globalnym – i zepchnięcie w dół USA i Chin] przy najmniejszych kosztach. To nie znaczy, że Polska i gracze Flanki mają występować z UE – przeciwnie – proponowany sojusz „koalicji chętnych” winien zdusić hegemoniczno-totalitarne zapędy Berlina i Paryża i finalnie UE ZREFORMOWAĆ i uczynić silniejszą i naprawdę suwerenną – a przede wszystkim partnerską – i racjonalnie i skutecznie odpowiadającą na realne wyzwania i potrzeby WSZYSTKICH państw – a nie tylko zaspokajającą egoistyczny antyeuropejski pasożytniczy interes Berlina i Paryża….

  4. Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy pisze:

    Na szczycie w Wilnie USA będą starały się rękami Europejczyków – zwłaszcza graczy Wschodniej Flanki – zatkać przyszłą dziurę wyjścia USA z Europy. I owszem – możemy to zrobić – ale NIE ZA DARMO. Bo USA chce utrzymać swoje wpływy w Europie jako rzekomy lider NATO i jako rzekomy dawca bezpieczeństwa – cudzymi rękami – nie dając samemu odpowiedniego wkładu. Czyli USA chcą jednocześnie „zjeść ciastko [czyli przerzucić zasoby z Europy na IndoPacyfik} i jednocześnie dalej miec ciastko [jako rzekomy dawca bezpieczeństwa]”. Dlatego USA należy już w Wilnie przeczołgać przez szereg pytań urealniających ich realny długofalowy wkład [i odpowiednio do tego wpływy USA] – zwłaszcza po narzuceniu przez USA kulawego pokoju na Ukrainie. Bo ten pokój wcale nie będzie pokojem – tylko wrzodem rosnącego zagrożenia Ukrainy i Flanki nową agresją Rosji – bo czas „pokoju” Rosja wykorzysta na zbudowanie nowej, znacznie silniejszej armii [zwłaszcza lądowej] – do „dogrywki” względem Ukrainy i Flanki. I przed TAKĄ perspektywą należy stawiać twardo USA – żądając twardych aktywów [np. technologii i sprzętu i specjalnego traktowania handlu z Flanką przez USA] dla przygotowania się do nadchodzącej nowej wojny. Wojny nieuniknionej – bo po porażce strategicznej Rosji na Ukrainie – Kreml będzie dążył do przywrócenia siłą militarną mocarstwowego statusu Rosji jako rozgrywającego w Europie i Azji. Dla Kremla jest jasne: „albo zwycięstwo i odzyskanie pozycji „niepokonanej drugiej armii świata” – albo śmierć w paszczy chińskiego smoka”. Graja o wszystko – dlatego na pewno się nie cofną. I dlatego właśnie ani Polska ani Flanka nie może pójść na lep tanich obietnic USA – tylko twardo do końca wycisnąć z USA wszelkie wsparcie. Jeżeli USA go nie dadzą – Polska w ramach sojuszy zagrożonej „koalicji chętnych” winna wraz z Ukraina iść własną drogą – odcinając USA od wszelkich wpływów – i natychmiast podjąć program jądrowego odstraszania strategicznego. A dokładniej – sojusz „koalicji chętnych” winien bardzo asertywnie postawić USA przed wyborem: „albo dajecie sprzęt, technologię i specjalne traktowanie handlowe – albo pożegnacie się z wpływami w Europie”. Na szczęście Skandynawom takich rzeczy nie trzeba tłumaczyć. W 2009 – po „resecie” Obama-Putin, po maksymalnie nas upokarzającej zdradzie Polski 17 września 2009 [data nieprzypadkowo wybrana – zapewne na życzenie Putina – 70 rocznica napaści Rosji stalinowskiej na Polskę] i po październikowych terrorystyczno-zastraszających ćwiczeniach ZAPAD2009 atomowego ataku na Warszawę – czując zagrożenie Skandynawowie zebrali się w grudniu 2009 i zbudowali wspólny nie-NATOwski sojusz NORDEFCO. Teraz – gdy już widza przebieranie nogami Amerykanów do wymuszenia pokoju na Ukrainie i do ratowania petrodolara w Zatoce i wpływów na IndoPacyfiku – Skandynawowie [czyli NORDEFCO] ponownie się zebrali – i integrują się – począwszy od integracji lotnictwa w jedną interoperacyjną siłę. Pytanie, czy nasi sternicy dalej będą bujali w życzeniowych obłokach „przyjaźni” i słodkich zapewnień USA – czy ockną się i zaczną realnie liczyć siły i interesy….osobiście obstawiam, że [niezależnie kto wygra wybory] nawet już po wycofaniu przez USA 82 dywizji powietrzno-desantowej z Rzeszowa-Jasionki i innych twardych aktywów – dalej będą się czepiali ślepo klamki Wuja Sama w nadziei wyżebrania jakichś ochłapów…a do wymuszonego kulawego i grożącego nieuchronną wojenną dogrywką „pokoju” na Ukrainie będą dopisywali uspokajające i pozytywne treści i peany na cześć USA. Niestety – klasa polityczna Polski – to w całości dziecinne myślenie i branie pijarowego teatrzyku dyplomatycznego za politykę międzynarodową, klapki na oczach, frazesy o „przyjaźni”, bratobójcza emocjonalna „ideologiczna” walka [zamiast merytorycznej kalkulacji interesu narodowego i racji stanu] i horyzont „tu i teraz” – czyli widzenie tylko krajowego podwórka – rozgrywanego jakże łatwo od dekad przez silnych graczy zewnętrznych wg „dziel i rządź”.

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo