Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Celowo w tytule używam sformułowania „lament nad kredytobiorcami” a nie „lament kredytobiorców”. Dlaczego? Bo w istocie, nad wzrostem stóp procentowych, czyli kosztów obsługi zadłużenia lamentują dzisiaj bardziej politycy niż sami kredytobiorcy.
Oczywiście – rosnąca inflacja i goniące za nią stopy procentowe to dzisiaj powód do niepokoju dla około 2,5 miliona polskich rodzin z kredytem hipotecznym. Oczywiście – stopniowo wzrastają wartości rat kredytów do spłacenia. Oczywiście – należy oczekiwać dalszych wzrostów. Oczywiście – dla jakiejś części kredytobiorców te zobowiązania okażą się trudno spłacalne, a nawet niespłacalne. Już dzisiaj szacuje się, że ponad 1/4 kredytobiorców przeznacza na spłatę kredytu mieszkaniowego przynajmniej 50 proc. swoich dochodów.
Już dzisiaj szacuje się, że ponad 1/4 kredytobiorców przeznacza na spłatę kredytu mieszkaniowego przynajmniej 50 proc. swoich dochodów
Problem w tym, że kredytobiorcy podpisując umowy kredytowe ze zmienną stopą procentową oświadczali, że rozumieją zagrożenia związane z ryzykiem stopy procentowej. To właśnie z uwagi na zmienność stopy procentowej kredytobiorcy w ostatnich latach korzystali z obniżki oprocentowania, co przyjmowali z milczącym zadowoleniem. Dzisiaj szok i przerażenie wynikają z tego, że w ostatnich latach na skutek polityki antypandemicznej stopa procentowa była zerowa i dawała efekt „taniego kredytu”. Przytomnie zauważę, że przy aktualnej jedenastoprocentowej inflacji i stopie procentowej na poziomie 4,5 proc., realne oprocentowanie kredytów – choć subiektywnie wysokie – obiektywnie jest ujemne, a więc nadal mamy do czynienia z „tanim kredytem”.
A więc skąd ten lament?
Nie mam żadnych złudzeń. Zagrożenia dla kredytobiorców hipotecznych stają się dzisiaj wymarzoną areną dla politycznej licytacji „kto da więcej”. Politycy od lewa do prawa ścigają się w swojej rzekomej trosce o polskich kredytobiorców i ich portfele. Choć do kampanii wyborczej jeszcze daleko, już dzisiaj politycy chcąc zagospodarować blisko pięciomilionową rzeszę wyborców z hipoteką proponują dla nich przeróżne tarcze osłonowe.
Dzisiaj szok i przerażenie wynikają z tego, że w ostatnich latach na skutek polityki antypandemicznej stopa procentowa była zerowa i dawała efekt „taniego kredytu”
Lewica zaproponowała projekt ustawy o tymczasowym sposobie ustalania stopy oprocentowania w umowach o kredyt hipoteczny ze zmienną stopą oprocentowania. Ustawa ta ma w założeniach zamrozić oprocentowanie kredytów na kolejne 12 miesięcy na poziomie z grudnia 2019 r., czyli z momentu, kiedy WIBOR 6M wynosił 1,8 proc. (aktualnie to już ponad 6 proc.). To rozwiązanie całkowicie ignoruje istnienie presji inflacyjnej i buduje fałszywe i wielce szkodliwe przekonanie, że realna „cena pieniądza” nie ma żadnego znaczenia. To w zasadzie propozycja rodem z czasów gospodarki centralnie planowanej, gdzie o cenie wódki, cukru czy pieniądza decydował urzędnik a nie rynek.
Nie lepszą recenzję wystawiam projektowi autorstwa Koalicji Obywatelskiej. Jej „Pakiet Ratunkowy dla Polskich Rodzin” zakłada zamrożenie rat kredytów hipotecznych na poziomie z grudnia 2021 r., czyli w swojej istocie niewiele różni się od propozycji lewicy (w grudniu 2021, WIBOR 6M wynosił około 2,75 proc.).
Tajemniczy wskaźnik
Co zrozumiałe, najwięcej emocji wywołuje propozycja koalicji rządzącej. I tym razem, rząd bohatersko usiłuje ratować naród od oczywistych, nieuniknionych skutków swojej działalności. Bo tutaj nie ma sporu co do tego, kto wygenerował tak wysoką inflację i kto sprowokował konieczność histerycznego, bo mocno spóźnionego podnoszenia stóp procentowych. Trzeźwo myślący nie kupują opowieści o putinflacji czy polityce energetycznej UE jako głównych przyczynach wzrostów cen. Nawet jeśli te powyższe miały jakikolwiek (marginalny) wpływ na aktualną stopę inflacji, to gros problemów wynika z wieloletniej polityki luzowania monetarnego (w tym: kosztowna polityka socjalna, nie mniej kosztowna walka z kryzysem pandemicznym, kosztowne inwestycje publiczne takie jak przekop Mierzei Wiślanej czy CPK, rosnące wydatki administracji publicznej).
Przy aktualnej jedenastoprocentowej inflacji i stopie procentowej na poziomie 4,5 proc., realne oprocentowanie kredytów – choć subiektywnie wysokie – obiektywnie jest ujemne, a więc nadal mamy do czynienia z „tanim kredytem”
Na czym ma polegać kolejna już tarcza rządowa, tym razem adresowana do kredytobiorców? Po pierwsze, projekt rządowy przewiduje instytucję wakacji kredytowych – chodzi o wstrzymanie (a precyzyjniej oddalenie w czasie) płatności łącznie ośmiu rat kredytowych w ciągu dwóch lat. To instrument kierowany do tych kredytobiorców, którzy będą mieli trudności finansowe, czyli którzy przeznaczają na spłatę kredytu więcej niż 50 proc. swoich dochodów. Brzmi interesująco, jednak to nie jest żadne novum. W większości umów kredytowych taka możliwość została przewidziana i jest możliwa na wniosek kredytobiorcy. Zatem rząd daje, co było nam dane!
Nowością ma być z kolei – inny niż dotychczas stosowany – algorytm liczenia stropy procentowej kredytu. Aktualnie bazą do kalkulacji oprocentowania kredytu jest WIBOR plus marża banku. Rząd zapowiada odejście od WIBOR-u na rzecz jakiegoś innego, tajemniczego wskaźnika referencyjnego, który ma być korzystniejszy dla kredytobiorcy. Według stanu na dzisiaj (a dzisiaj cały projekt jest jeszcze młody, nieskonkretyzowany, ma charakter raczej piarowskiego awiza działań) nie jest znana metoda liczenia tego wskaźnika, zatem trudno ocenić skuteczność i efekty tego narzędzia. Dodatkowo rząd Zjednoczonej Prawicy wprowadzić ma regulacje marży bankowej, zmuszając kredytodawców do jej obniżenia przynajmniej o kilkanaście procent, co ma dać efekt niższej marży nawet o 1 punkt procentowy. To wszystko może przynieść nieznaczną ulgę kredytobiorcom, jednak nie da się całkowicie uniknąć wzrostu kosztów obsługi zadłużenia.
Planuje się, że oba fundusze będą dysponowały kwotą ponad 8 mld zł, a środki te będą pochodziły z sektora bankowego. Jeśli tak się stanie, trzeba być gotowym na wzrost kosztów bankowych
Rząd zamierza też uruchomić specjalne, nieoprocentowane i/lub niskooprocentowane pożyczki interwencyjne, przeznaczane na spłatę kredytów. Kredytobiorcy w najgorszej sytuacji płatniczej będą mogli uzyskać z funduszu nawet do 24 tys. złotych rocznie, z czego w uzasadnionych przypadkach 1/3 kwoty może zostać umorzona. Fundusze na ten cel mają pochodzić z funkcjonującego już przy BGK Funduszu Wsparcia Kredytobiorców i nowego Funduszu Pomocowego. Planuje się, że oba fundusze będą dysponowały kwotą ponad 8 mld zł, a środki te będą pochodziły z sektora bankowego. Jeśli tak się stanie, trzeba być gotowym na wzrost kosztów bankowych. Te zapłacą wszyscy, nie tylko adorowani przez rząd kredytobiorcy.
Uwaga na skutki tarczy!
Jak za większość akcji spod rządowego herbu „tarcza”, za pomoc dla kredytobiorców zapłacimy my wszyscy. Tarcza dla kredytobiorców bowiem to realne zagrożenie dalszego wzrostu inflacji. Zamrażanie oprocentowania kredytów jest bowiem kontrproduktywne w procesie walki z inflacją. Ba, samo w sobie jest proinflacyjne. Bo z jednej strony RPP podnosi stopy procentowe by powstrzymać inflację, a z drugiej strony tarcza dla kredytobiorców ma eliminować skutki wyższych stóp procentowych. Propozycje zamrożenia WIBOR-u lub stabilizowania oprocentowania kredytów innym wskaźnikiem niż WIBOR, w efekcie przyniesie osłabienie skuteczności polityki RPP. Wydaje się więc, że będziemy obserwować tępą i nieprzemyślaną walkę dwóch osiołków na powrózku, ciągnących w dwóch przeciwległych kierunkach. Podczas gdy jeden osiołek (RPP) będzie podnosić stopy procentowe w walce z inflacją, ten drugi (rząd) będzie obniżał stopy procentowe, generując wyższą inflację.
Ci o słabszych możliwościach finansowych, skazani na drożejący lawinowo najem mieszkań, nie są obiektem podobnego wsparcia. Dlaczego?
Muszę wspomnieć również o utrwalającym się, patologicznym wręcz przekonaniu, że kredytobiorcy mogą zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności za swoje zobowiązania i przerzucić wszelkie ryzyka na osoby trzecie. Tak było już w przypadku frankowiczów, którzy żądali pomocy w spłacie kredytów walutowych, których istoty zdaje się nie rozumieli. I tym razem, zdaje się, że kredytobiorcy złotowi podpisując umowy kredytowe nie pojęli klauzul o zmiennym oprocentowaniu. Przyznanie dzisiaj wsparcia finansowego takim kredytobiorcom jest niczym innym jak próbą instytucjonalnego przerzucenia ryzyka na państwo i społeczeństwo, a jeśli tak, to jest to krzywdzące i niesprawiedliwe dla reszty społeczeństwa.
W końcu, istotnym skutkiem proponowanej tarczy będzie niedopuszczalne wydatkowanie publicznych pieniędzy dla wsparcia wyselekcjonowanej grupy społecznej. To niesprawiedliwe i demoralizujące, wszak pomoc ma być skierowana do osób, które wykazały zdolność kredytową i zdecydowały się na hipotekę. Inni, ci o słabszych możliwościach finansowych, skazani na drożejący lawinowo najem mieszkań, nie są obiektem podobnego wsparcia. Dlaczego?
Czy i jak ratować sytuację?
Świadoma tego, że narażam się na krytykę i możliwy hejt ze strony czytelników (szczególnie tych zakredytowanych) oświadczam, że jestem kategorycznie przeciwna próbom systemowego zamrażania oprocentowania kredytów. Cieszy mnie fakt, że większość racjonalnych ekonomistów również protestuje przeciwko tego typu rozwiązaniom. Nie mają one bowiem żadnych przesłanek ekonomicznych, o podstawach formalno-prawnych już nie wspominając. Niemniej, żeby czytelnicy nie uznali tego tekstu za ponurą krytykę i potępienie propozycji ugrupowań politycznych bez konstruktywnych kontrpropozycji, przedstawiam alternatywne rozwiązania.
98 proc. polskich kredytów mieszkaniowych bazuje na oprocentowaniu zmiennym. W krajach UE takich kredytów jest mniej niż 40 proc. (w Niemczech to tylko 12 proc., w Wielkiej Brytanii – 18 proc.).
Po pierwsze, jako działania doraźne, natychmiastowe należy zastosować przewidziane dzisiaj prawem możliwości wsparcia tych kredytobiorców, którzy znaleźli się w najbardziej krytycznej sytuacji płatniczej. Chodzi o wykorzystanie dostępnych od dawna instrumentów, takich jak: karencja w spłacie kredytów lub wakacje kredytowe, restrukturyzacje kredytu w negocjacjach z bankiem, konsolidacje wielu umów kredytowych, zmiana warunków oprocentowania na stały procent (uwaga! dzisiaj nie rekomendowane z uwagi na wysoką stopę procentową), czy w końcu wniosek o wsparcie do działającego od 2015 roku Funduszu Wsparcia Kredytobiorców. Jak widać, tu nie trzeba żadnej tarczy, wystarczy wykorzystać istniejące, adekwatne instrumenty naprawcze.
Po drugie, należy w dłuższym okresie wypracować w Polsce model rynku kredytów hipotecznych gwarantujący stronom rynku większą stabilność i bezpieczeństwo finansowe. Chodzi o tworzenie w Polsce specjalistycznych banków hipotecznych, które – tak jak na Zachodzie – oferują hipoteki ze stałą stopą procentową. Tymczasem w Polsce banki komercyjne nie mają takiej oferty, a 98 proc. polskich kredytów mieszkaniowych bazuje na oprocentowaniu zmiennym. W krajach UE takich kredytów jest mniej niż 40 proc. (w Niemczech to tylko 12 proc., w Wielkiej Brytanii – 18 proc.).
Last but not least, trzeba w Polsce radykalnie wzmocnić świadomość finansową społeczeństwa i walczyć ze zjawiskiem analfabetyzmu finansowego. Według definicji OECD za analfabetę finansowego uznaje się takiego konsumenta, który nie posiada: wiedzy i umiejętności dotyczących oceny ryzyka finansowego i możliwości finansowych; zdolności do identyfikacji możliwości pomocy w sprawach finansowych; zdolności do podjęcia skutecznych działań na rzecz poprawy swojego dobrobytu finansowego. Niestety pod tym względem Polacy wypadają marnie. W wielu badaniach na ten temat wskazuje się, że blisko 60 proc. Polaków spełnia przesłanki analfabetyzmu finansowego. Co bardziej przerażające, 70 proc. przyznaje się do tego, że nie czyta umów i regulaminów usług finansowych przed ich podpisaniem. Na tym tle nasze doświadczenia z rozczarowaniami i roszczeniami kredytobiorców, te sprzed kilku lat, związane z kredytami frankowymi i te aktualne, związane ze skokowymi zmianami stóp procentowych – nie dziwią. Niestety pomysły polityków na wsparcie kredytobiorców poprzez zamrożenie stóp czy rat kredytowych tylko konserwują analfabetyzm finansowy, zwalniają konsumentów z odpowiedzialności za swoje decyzje finansowe i fałszywie obiecują realną pomoc. To cyniczne zagrania polityków, które przynoszą im lepsze notowania. Dla obywateli pozostają jednak tylko środkiem znieczulającym, a nie leczącym.
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany
Może zamiast pomstować na firmy azjatyckie i demonizować ich rządy, wraz z przypisywaniem im nieczystych intencji, warto by było po prostu je naśladować
Wierzymy w świętość prywatnej własności. Przez to penetracja naszej gospodarki przez obcy kapitał sięgnęła poziomu, z jakim mieliśmy do czynienia przed II wojną światową. Czas zmienić myślenie
Rosyjskie twierdzenia, że Moskwa może wojnę prowadzić wiele lat, mają tyle wspólnego z rzeczywistością, co sowiecka propaganda sukcesu
Czy to koniec strefy Schengen? Czy będzie rozejm w Palestynie? Czy Putin zje Trumpa na lunch?
Czy rozpoczną się rozmowy pokojowe w sprawie Ukrainy? Dlaczego zwolniono ministra Kułebę? Kim jest nowy premier Francji?
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie