Wpisz kwotę, którą chesz przekazać na rzecz NK
Pandemia topi gospodarkę w długach. To zdanie to niepodważalny osąd stanu światowej gospodarki AD 2020. Jesteśmy świadkami detonacji potężnego kryzysu zadłużenia, kryzysu wywołanego pandemią i lockdownem, które zmusiły do kosztownych akcji ratunkowych. To kryzys o globalnej sile rażenia, podobnej do siły rażenia samego koronawirusa. W 2020 roku rządy niemal wszystkich krajów zdecydowały o poluzowaniu rygorów dotyczących finansów publicznych i – jak nigdy wcześniej – rozpoczęły licytację „kto da więcej”. Lęk przed załamaniem gospodarczym i towarzszący temu katastrofizm stały się usprawiedliwieniem dla gwałtownego wzrostu wydatków rządowych, w znakomitej ich części na kredyt. Wydaje się wręcz, że sprawność rządowych programów antykryzysowych jest dzisiaj oceniana nie przez pryzmat ich skuteczności, a przez pryzmat ich wartości. W efekcie mamy dzisiaj do czynienia z bezprecedensową dynamiką wzrostu zadłużenia na świecie – tylko w pierwszej połowie roku długi świata wzrosły o kilkanaście procent. Według MFW, w tym roku dług publiczny na świecie wzrośnie z poziomu ok. 80 proc. światowego PKB w 2019 roku do historycznie rekordowego poziomu ponad 100 proc.
Długookresowe skutki recesji pandemicznej oraz dzisiejszych akcji luzowania w polityce monetarnej będą bardzo dotkliwe i doprowadzą do niespotykanego dotąd stanu zadłużenia świata. Wieloletnie projekcje dotyczące długów są przerażające. Według Kongresu Stanów Zjednoczonych dług publiczny USA do 2050 r. wzrośnie do poziomu 116 bilionów dolarów, czyli będzie pięciokrotnie wyższy od długu z 2019 r. Inny, nie mniej czarny scenariusz przedstawia Deutsche Bank, który awizuje wzrost publicznego długu Wielkiej Brytanii do 2070 r. do poziomu 418 proc. PKB (podczas gdy, przed kryzysem związanym z pandemią prognoza ta opiewała na 87 proc.). OECD z kolei straszy potrojeniem wartości długoterminowych długów w ciągu kolejnych 30-50 lat.
Wydaje się, że na tym tle oceny stanu zadłużenia Polski nie są krytycznie złe. Wprawdzie rząd polski zaproponował największą w nowożytnej historii akcję wsparcia dla gospodarki (łączna wartość tarcz antykryzysowych w Polsce to ok. 310 mld zł, czyli ok. 14% PKB), to jednak wydaje się, że uda się w Polsce zachować normatywne poziomy zadłużenia. Trzeba pamiętać, że Polska w momencie startu koronakryzysu cieszyła się niezłą kondycją finansów publicznych – na koniec pierwszego kwartału 2020 roku dług publiczny Polski wyniósł 48 proc. PKB. Według Agencji Fitch, w połowie tego roku poziom długu w Polsce przekroczył już 50 proc. PKB i do końca roku ma wzrosnąć do ok. 55 proc.. Znacznie gorsze prognozy dla Polski publikuje Komisja Europejska, według której dług Polski na koniec 2020 roku ma wynieść 58 proc. PKB, więc ma niebezpiecznie zbliżyć nas do konstytucyjnego maksimum 60 proc.
Według MFW, w tym roku dług publiczny na świecie wzrośnie z poziomu ok. 80 proc. światowego PKB w 2019 roku do historycznie rekordowego poziomu ponad 100 proc.
W porównaniu z danymi o długu innych państw, polskie zadłużenie wydaje się być kontrolowane. Faktycznie, średnie zadłużenie w krajach UE wynosi ok. 85 proc. PKB, a w przypadku najbardziej zadłużonych krajów (Grecja, Włochy, Portugalia, Francja i Belgia) wskaźnik ten znacznie przekracza 100 proc.
Czy na pewno te wyniki mogą uspokajać? Niezupełnie – trzeba bowiem pamiętać, że Polska plasując się na 11 pozycji w UE pod względem zadłużenia, za takimi krajami jak: Estonia (9 proc. PKB), Bułgaria (20 proc.) czy Luksemburg (22 proc.), jest już na granicy ryzyka kryzysu zadłużeniowego. Trzeba też pamiętać, że już na początku 2019 roku dług Polski przekroczył magiczny poziom biliona złotych, a według danych Forum Obywatelskiego Rozwoju, do końca 2020 wzrośnie do ponad 1,3 bln zł. W przeliczeniu na jednego mieszkańca zadłużenie w 2019r. wynosiło ok. 28 tys. zł. To o blisko 3 tys. więcej niż w roku 2015, w którym aktualna koalicja rządząca przejęła władzę. Do końca 2020 roku przeciętny Polak będzie obciążony już państwowymi długami na kwotę ok. 34,5 tys. zł, a więc wzrost o 6,5 tys. zł per capita to skutek koronadługu.
Warto przypomnieć, że w 2019 roku rząd przyjął „Strategię zarządzania długiem sektora finansów publicznych”, w której przewidział działania prowadzące do znacznego spadku stosunku długu publicznego do PKB. Zakładano spadek do 43,5 proc. na koniec 2020 roku i finalnie 38 proc. w 2023 roku. Niestety te optymistyczne założenia trzeba odłożyć ad acta. W perspektywie najbliższej dekady powrót do nich nie będzie możliwy. Odwrotnie, musimy się przygotować na trudne czasy. Już dzisiaj dług państwa wzrasta o 30-40 mld zł miesięcznie. Rząd nie ukrywa, że do końca roku wyemituje obligacje o łącznej wartości ponad 200 mld zł. Będzie to oznaczało, że w ciągu jednego roku dług publiczny (w tym głównie dług skarbu państwa) wzrośnie o minimum 25 proc. Innym, oczywistym i jednocześnie negatywnym skutkiem wzrostu zadłużenia będzie pogarszająca się struktura długów i związanych z tym kosztów ich obsługi. Aktualnie 1/4 polskiego zadłużenia to długi zagraniczne. Tegoroczne obligacje w dużej mierze wzmogą udział długu zagranicznego, czyli tego bardziej ryzykownego i trudnego do obsługi ze względu na niestabilność kursu walut. Koszty spłaty tych długów będą obciążać polski budżet przez wiele lat, nakręcając spiralę dalszego zadłużania.
Ekonomiści nie mają złudzeń. Wysoki i rosnący dług publiczny jako efekt histerezy będzie w kolejnych latach obciążał budżet i gospodarkę hamując wzrost gospodarczy. Wolniejszy wzrost gospodarczy to słabsza zdolność do spłaty zobowiązań dłużnych. Tak więc, bez radykalnych reform w finansach publicznych się nie obędzie. Musimy się spodziewać narastania fiskalizmu i być może zaciskania pasa po stronie wydatków rządowych. To jednak tylko pozornie proste recepty na obniżenie długu i – jak się okazuje nisko skuteczne. W ostatnich kilkunastu latach, zagrożone kryzysem zadłużenia kraje strefy euro realizowały takie programy naprawcze w uzgodnieniu i przy wsparciu MFW i KE. Niestety, nawet jeżeli udało się powstrzymać wzrost długu lub go nieznacznie obniżyć, to konsekwencją była głęboka i długotrwała recesja (Grecja) lub bardzo spowolniony wzrost gospodarczy (pozostałe kraje PIGS). Oto najbardziej prawdopodobny scenariusz na najbliższe lata dla gospodarki polskiej.
I niech nie uspokajają nas pobłażliwe, wręcz ignoranckie opinie usprawiedliwiające narastanie długu. Niech nie usypiają naszej czujności stwierdzenia, że przecież cały świat się zadłuża. Niech nie przekonują nas argumenty, że ten dług to konieczna cena do zapłacenia za dzisiejsze akcje ratunkowe dla gospodarki. Nie dajmy wiary w to, że tych długów nie trzeba będzie spłacać. Otóż nie: e długi obciążą nas na długo, na pokolenia!
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Zielony Ład jest w obecnym kształcie nie do utrzymania i musi zostać głęboko zrewidowany
Może zamiast pomstować na firmy azjatyckie i demonizować ich rządy, wraz z przypisywaniem im nieczystych intencji, warto by było po prostu je naśladować
Wierzymy w świętość prywatnej własności. Przez to penetracja naszej gospodarki przez obcy kapitał sięgnęła poziomu, z jakim mieliśmy do czynienia przed II wojną światową. Czas zmienić myślenie
Rosyjskie twierdzenia, że Moskwa może wojnę prowadzić wiele lat, mają tyle wspólnego z rzeczywistością, co sowiecka propaganda sukcesu
Czy to koniec strefy Schengen? Czy będzie rozejm w Palestynie? Czy Putin zje Trumpa na lunch?
Czy rozpoczną się rozmowy pokojowe w sprawie Ukrainy? Dlaczego zwolniono ministra Kułebę? Kim jest nowy premier Francji?
Zapisz się na listę mailingową i wybierz, na jaki temat chcesz otrzymywać alerty:
Login lub e-mail
Hasło
Zapamiętaj mnie