Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Nieprędki koniec Angeli Merkel

Angela Merkel przestanie być kanclerzem wtedy, gdy CDU zagrozi utrata rządu lub gdy dojdzie w niej do puczu. A na razie się na to nie zanosi.

Angela Merkel przestanie być kanclerzem wtedy, gdy CDU zagrozi utrata rządu lub gdy dojdzie w niej do puczu. A na razie się na to nie zanosi.

Wybory w niemieckim kraju związkowym Meklemburgia-Pomorze Przednie wywołały kolejną falę spekulacji na temat końca kariery kanclerz Angeli Merkel. Spróbujmy zatem określić warunki, które muszą zostać spełnione, aby doszło do zmiany gospodarza Urzędu Kanclerskiego w Berlinie.

Angela Merkel przestanie być kanclerzem wtedy, gdy CDU zagrozi utrata rządu lub gdy dojdzie w niej do puczu. Dzisiaj polityka to walka o władzę. Nie miejmy złudzeń, nie chodzi w niej o idee, czy dobra wspólne, takie jak wolność, bezpieczeństwo czy dobrobyt społeczeństwa. 

Dopóki więc CDU/CSU ma perspektywę rządów w Niemczech, nie ma istotnego znaczenia, że osobista popularność kanclerz spada i że więcej niż połowa obywateli nie jest z niej zadowolona. Przede wszystkim liczą się notowania poszczególnych partii. A te dla CDU/CSU nie są bynajmniej najgorsze.
Chadecy mogą liczyć na 33-35 proc. poparcia. 

To wynika z prognoz 5 najważniejszych ośrodków badania opinii publicznych w Niemczech, przeprowadzonych w ostatnich trzech tygodniach. Nota bene, dane te należy traktować poważnie, albowiem niemieckie instytuty badawcze w odróżnieniu od polskich nie zajmują się dezinformacją i manipulacja społeczną. Ich wskazania preferencji wyborczych różnią się z reguły o 1-3 proc. (można się o tym naocznie przekonać tu: http://www.spiegel.de/politik/deutschland/sonntagsfrage-umfragen-zu-bundestagswahl-landtagswahl-europawahl-a-944816.html), a nie jak nad Wisłą o kilkadziesiąt, co miało miejsce przed kilkoma tygodniami, gdy jedna z sondażowni dała PiS poparcie przeszło 40 proc., a druga – dwudziestu kilku procent. 

Swoja drogą, jakimi ciężkimi frajerami musza być komercyjne firmy, które za grubą kasę zamawiają w nich badania rynku i na ich podstawie podejmują decyzje biznesowe? Wracając do CDU/CSU. Jak traktować owe 33-35 proc. poparcia? Wystarczy przypomnieć, że gdy w roku 2005 Angela Merkel została kanclerzem, to CDU i CSU zdobyły przeszło 35 proc. głosów, a cztery lata później, gdy została kanclerzem po raz drugi, zyskały ponad 33 proc.

Taka jest realna cena za politykę migracyjną Merkel. Jak się okazuje, nie ma na nią decydującego wpływu ani skala emocji, ani poziom krytyki

Prawdą jest, że obecne notowania oznaczają, iż partia Angeli Merkel w ciągu ostatniego roku straciła od 5 do 8 punktów procentowych poparcia. Jednak większość prognoz pokazuje, że od początku wakacji nastąpiło zahamowanie trendu spadkowego, a nawet nieznaczny wzrost. I to pomimo serii zamachów sprzed miesiąca. Taka jest więc realna cena za politykę migracyjną Merkel. Jak się okazuje, nie ma na nią decydującego wpływu ani skala emocji, ani poziom krytyki. 

Druga partia koalicyjna, SPD, ma obecnie poparcie na poziomie 22-23 proc. głosów. Gdyby więc w najbliższą niedzielę w Niemczech odbyły się wybory do Bundestagu, to koalicja chadecko-socjaldemokratyczna wygrałaby je w cuglach. Innymi słowy: rząd Angeli Merkel ma nadal poparcie większości Niemców.

Pozostaje więc do rozważenia drugi człon alternatywy – pucz w CDU/CSU. Na to jednak na razie się nie zanosi. W ciągu ostatniego roku poważne media w Niemczech nie wskazały na jakąkolwiek poszlakę uprawdopodobniającą istnienie spisku, który mógłby pozbawić władzy Angelę Merkel. W dużej mierze jest to jej osobista zasługa, ponieważ niezwykle skutecznie wycięła ona ewentualnych rywali, zarówno we własnych szeregach jak i poza nimi.  

Obecnie, podkreślmy słowo „obecnie”, władza Angeli Merkel jest więc bezalternatywna. Spekulacje na temat końca jej politycznej kariery będą miały sens dopiero wtedy, gdy chadecy stracą kolejne 10 punktów procentowych w stosunku do obecnych notowań lub gdy wyłonią ze swoich szeregów poważnego konkurenta do przywództwa. Na razie Angela Merkel może spać spokojnie. Ciekawe, jak długo.
 

Dyrektor zarządzający FWPN, historyk filozofii, tłumacz, publicysta, ekspert w dziedzinie stosunków międzynarodowych. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat był asystentem na Wydziale Filozofii filii Uniwersytetu Warszawskiego w Białymstoku (obecnie Uniwersytet w Białymstoku). W latach 90. pracował jako urzędnik w Kancelarii Prezydenta, Ministerstwie Spraw Zagranicznych oraz Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, gdzie zajmował się problematyką międzynarodową (stosunki polsko-niemieckie, polityka europejska). Potem został rzecznikiem prasowym Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. W latach 2006–2008 był członkiem zarządu FWPN. W latach 2007–2009 pracował w TVP, najpierw jako szef redakcji zagranicznej Agencji Informacji TVP, a potem jako szef „Wiadomości”. Od drugiej połowy lat 90. prowadzi działalność publicystyczną (tematyka międzynarodowa) przede wszystkim w „Życiu” i „Wprost”. Ponadto publikował w „Gazecie Wyborczej”, „Gazecie Polskiej”, „Naszym Dzienniku”, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, „Die Welt”, „Handelsblatt”, „The Sarmatian Review”. Obecnie współpracuje z „Rzeczpospolitą” i „ Nową Konfederacją”.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Nieprędki koniec Angeli Merkel”

  1. ▌▌Socjalizm+ niszczy Polskę ▌▌ pisze:

    Mówi się u nas (mówią niemieckie media?), że A. Merkel jest najbardziej pro–polska, rozumiejąca Polaków ze wszystkich niemieckich polityków „dostępnych” na ich rynku politycznym.

    Prawda — jak zwykle — jest bardziej skomplikowana. W psychice człowieka nic nie jest dane raz na zawsze: ani charakter, ani stan wiedzy, podejście, nastawienie, czy tym bardziej nastrój (a już tym bardziej kobiety: „La donna è mobile”…). Tymczasem każde sprawowanie władzy zmienia człowieka i niektórzy — notorycznie odcięci od normalnego życia — szybciej od innych zaczynają wykazywać objawy oderwania od rzeczywistości (w końcu A. Hitler, S. Hussain, R. Mugabe, M. Kadaffi czy H. Chavez z początku też cieszyli się autentycznym powszechnym poparciem swoich społeczeństw).

    Tym samym stają się niebezpieczni dla otoczenia, na które mają wpływ — tym bardziej, że nie liczy się jedynie czas kampanii wyborczej, ale pełny okres kadencji pozwalający na zdecydowane rozwinięcie skrzydeł dla swojego odlotu (można to porównać do obecnych spekulacji nt. stanu zdrowia H. Clinton — nie jest ważne w jakiej kondycji będzie w kampanii, ale w jakiej będzie kończyć ewentualną kadencję — czy nie będzie już tylko sterowaną przez swe otoczenie Breżniewem–kukiełką).

    .

    Możemy zapłacić wysoką cenę za stawianie wciąż tylko na tę samą, sprawdzoną kartę (zresztą zła analogia, bo karty się nie zmieniają). Jeszcze wyższą cenę zapłacą sami Niemcy — po raz kolejny potwierdzają, że wciąż mają najwyższy na świecie stopień posłusznego słuchania się władzy — bez względu na stopień jej odlotu (maksymalny sadyzm w pomiarach Milgrama). W rezultacie Niemcy (być może jest to efekt ich braku poczucia humoru) endogennie nie są w stanie przełamywać szaleństw swojej własnej władzy = sami są niebezpieczni dla swojego otoczenia kiedy dłużej pozwolić im działać na własną rękę („Niemców powinno się bombardować «profilaktycznie» raz na 50 lat…”), ale i sami oczywiście płacą za to pełną cenę — nie tylko brutalnie widocznymi stratami ludzkimi czy terytorialnymi, ale również obecnym zubożeniem będące ceną za wiarę w sprawczą moc państwa.

    .

    Lokalne sukcesy debiutującej AfD pokazują, że dzięki Internetowi czasy się jednak zmieniają — niemieckie poparcie dla starych „kombinatów politycznych” staje się coraz bardziej puste, coraz bardziej werbalne i nagły powrót rzeczywistości jest już w stanie przełamać monolit polit-poprawności mediów i systemu edukacji codziennie wbijających milion gwoździ w milion nowych desek.

    Wniosek z tego taki, że powinniśmy przesuwać nasze poparcie w stronę opcji dla nas najlepszych, ale jednak leżących bliżej kręgów realizmu i rzeczywistych niemieckich interesów, zamiast tępo stawiać na wciąż ten sam establishment obecnie latający już na latającym dywanie własnej krainy złudzeń (tak jak błyskawicznie latała na nim ekipa E. Kopacz i obóz lewicowych mediów zapewniających, że B. Komorowski ma tak pewne zwycięstwo w wyborach prezydenckich, że musiałby po pijanemu rozjechać niepełnosprawną zakonnicę w ciąży [no więc cóż — widocznie rozjechał], a w wyborach parlamentarnych sukces może zapewnić… otwarte i radykalne zwiększenie obietnic importu przymusowych kontyngentów odrzutów islamskich nielegałów z Niemiec do utrzymywania naszym kosztem w islamskich gettach polskich miast wcześniej oczyszczonych z Polaków — palących nasze samochody, rozbijających nasze sklepy i dewastujących centra naszych miast w imię najskuteczniejszego podwyższania sobie 2500+ i swojej stopy życia na socjalu naszym kosztem [D. Passent] [G. Schetyna: — „Bo inaczej byłoby to spełnienie oczekiwań terrorystów!”]).

    Oto miara autentycznych odlotów…

    Prawdziwa demokracja (czyli możliwość odsuwania od władzy ekipy, która zawodzi) to genialny wynalazek!

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo