Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Europejskie prawo ułatwia cyfrowe szpiegostwo

Politycy unijni nie posiadali się z oburzenia, gdy okazało się, że USA zbiera dane dotyczące Europejczyków. Tymczasem prawo UE umożliwia, a nawet wspiera podobne działania w państwach członkowskich

Politycy unijni nie posiadali się z oburzenia, gdy okazało się, że USA zbierają dane dotyczące Europejczyków. Tymczasem prawo UE umożliwia, a nawet wspiera podobne działania w państwach członkowskich.

Do smutnych refleksji na temat tego, ile prywatności pozostawiają nam wspólnotowe regulacje, doszedł niedawno rzecznik generalny Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości Perdro Cruz Villalón. Zakwestionował bowiem dyrektywę unijną nakładającą na dostawców usług łączności elektronicznej obowiązek zatrzymywania przez dłuższy okres danych o „ruchu i lokalizacji” wszystkich klientów.

Co ciekawe, zamysł, jaki stał za unijną regulacją pochodzącą z 15 marca 2006 r. (ogłoszoną w kwietniu), był łudząco podobny do analogicznych rozwiązań wprowadzonych swego czasu przez prezydenta USA (np. Patriot Act). Chodziło naturalnie o bezpieczeństwo, a dokładniej o wykrywanie i ściganie „poważnych przestępstw”.

Oczywiście przyzwyczailiśmy się już do tego, że np. nasz operator komórkowy wie, gdzie z reguły przebywamy, do kogo dzwonimy i jakie strony internetowe odwiedzamy. Dyrektywa jednak nie tylko istnienie podobnej wiedzy zakłada, ale nakazuje ją skrzętnie gromadzić i przechowywać.

Rzecznika martwi przy tym co najmniej kilka kwestii. Po pierwsze, dane są przechowywane przez prywatne podmioty, które mogą je na rozmaite sposoby wykorzystać. Po drugie, z pomocą rzeczonych informacji można stworzyć dokładną mapę działań każdej niemal osoby z uwzględnieniem najbardziej nawet intymnych szczegółów. Po trzecie, dyrektywa każe tylko zbierać dane, a resztę regulacji zostawia w gestii państw członkowskich.

Zrozumiałe jest też, że takie zapisy wzbudziły niepokój organizacji broniących swobód obywatelskich. Jedna z nich, irlandzka Digital Rights Ireland Ltd., postanowiła nawet pozwać władze swego kraju wkrótce po wdrożeniu unijnej dyrektywy. Najwyższy Sąd Irlandii musiał zaś potem w tej sprawie skierować zapytanie do Generalnego Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Komisja Europejska stworzyła ramy prawne dla cyberinwigilacji w niczym nieustępującej wyczynom NSA; przerzuciła jednak jak najwięcej kosztów na sektor prywatny

Protesty związane w wdrażaniem regulacji było też słychać w Austrii. Zgodność podobnych pomysłów z konstytucją podważyły władze austriackiej Karyntii oraz ok. 12 tys. prywatnych obywateli. To również zaowocowało zapytaniem austriackiego sądu najwyższego skierowanym do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.

Przed ETS na razie nie toczy się jeszcze proces, tylko tzw. postępowanie prejudykacyjne. Cruz Villalón już wydał jednak opinię, że feralna dyrektywa jest niezgodna z Kartą Praw Podstawowych Unii Europejskiej. Nie jest to jednak, oczywiście, opinia dla trybunału wiążąca.

Cóż, technologicznie państwa UE nigdy nie zbliżyły się do możliwości gromadzenia i przetwarzania materiałów pochodzących z cyberinwigilacji, jakie osiągnęły USA. Bezzębne imperium biurokratów postanowiło jednak swoich obywateli i tak nieco pomemłać. Stworzyło więc ramy prawne dla inwigilacji w niczym nieustępującej wyczynom amerykańskiej National Security Agency, przerzucając jednak jak najwięcej kosztów na sektor prywatny.

Na szczęście, jak zauważa rzecznik, potencjał do szpiegowania, jaki dawała dyrektywa, nigdy nie został w pełni wykorzystany. Z drugiej wszak strony wyścig cyberzbrojeń dopiero rusza, zaś Angela Merkel raczej nie zapomniała afrontu, który spotkał ją ze strony służb amerykańskich.

 

Nowa Konfederacja
INTERNETOWY TYGODNIK IDEI, NR 3 (15)/2014, 16–22 STYCZNIA, CENA: 0 ZŁ
Aleksandra Rybińska
Stały współpracownik Nowej Konfederacji, publicystka wPolityce.pl, członek zarządu Fundacji Macieja Rybińskiego. Urodzona w epoce późnego Gierka, zmuszona do emigracji za Jaruzelskiego, dorastała za Kohla w Niemczech i Thatcher w Wielkiej Brytanii. Zanim los zaprowadził ją nad Sekwanę, za pierwszej kadencji Chiraca. Wróciła nad Wisłę za rządów Jarosława Kaczyńskiego. Ukończyła studia magisterskie z zakresu polityki unijnej i prawa unijnego na Narodowym Instytucie Nauk Politycznych w Paryżu (Sciences-Po). Pracowała m.in. w niemieckim „Welt am Sonntag”, „Der Tagesspiegel”, a także w „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze”. Interesuje się wszystkim, co polityczne, w Polsce i za jej granicami. Oraz ekonomią, kulturą i historią. Wciąż czeka na drugą Irlandię i rozpad strefy euro. W międzyczasie żyje sobie spokojnie i biega z psem po lesie.

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo