Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Wspólnota zdegradowanych

Japonia jest kluczem do powrotu peryferyjnej w Azji Rosji do gry
Wesprzyj NK

Japonia jest kluczem do powrotu peryferyjnej w Azji Rosji do gry

Ostatni rok przyniósł zauważalne zbliżenie Rosji i Chin. Jednakże Chiny bynajmniej nie są wymarzonym sojusznikiem Rosji w Azji. Jest nim Japonia. Ale na skutek czynników zewnętrznych szanse na porozumienie zostały ostatnio zaprzepaszczone i na razie nie może dojść do zbliżenia na linii Moskwa-Tokio. Obie strony na tym tracą, zyskują zaś Chińczycy.

Bliskość niespełniona

Japonia jest kluczem do powrotu peryferyjnej w Azji Rosji do gry. Moskwa jest w Azji podmiotem słabo obecnym (ostatnio się to bardzo powoli zmienia), de facto zajmującym się tylko dwoma kwestiami: sprzedażą broni oraz – ostatnio – surowców. Poza tym Kreml niewiele ma do zaoferowania i chociaż deklaratywnie zwraca się ku Azji, to jednak pozostaje skupiony przede wszystkim na reintegracji obszaru postsowieckiego, co jest logiczne z perspektywy jego wielkomocarstwowych ambicji.

Z powodu różnych czynników – opisanych przeze mnie w książce „Niedźwiedź w cieniu smoka” – Rosja stała się w Azji „młodszym bratem” Chin. Akceptuje te niechętnie i tylko tymczasowo, licząc, że to ustępstwo da się w przyszłości zniwelować. To rzeczywiście możliwe, ale by zwiększyć możliwości Kremla w Azji – stanowiącej obecnie polityczne i gospodarcze centrum świata – musi się on porozumieć z Tokio. Sojusz z Japonią dałby Rosji pole na strategiczny manewr.

Marzeniem Rosji jest to, by Japonia stała się „tym, czym były Niemcy – najważniejszym partnerem technologicznym, czołowym inwestorem i bramą do wejścia na szerszy region”

Byłoby to dość proste z przyczyn kulturowych. Japonia ma zaskakująco dobry image w Rosji. Nie jest uznawana za agresywne mocarstwo (co jest dość paradoksalne, biorąc pod uwagę historię), jest podziwiana jako najbardziej rozwinięta gospodarka świata, pożądana jako inwestor w Regionie Dalekowschodnim. A co najważniejsze: jest pozytywnym modelem sukcesu, gdyż jest krajem azjatyckim, który przeszedł technologiczną westernizację, stał się wpływowy i potężny jak państwa Zachodu, ale był w stanie zachować swoją „duszę”. Dlatego ten przykład jest tak atrakcyjny dla Rosji. „Japonia wyraża uosobienie «dobrego Wschodu»„ – pisał o rosyjskiej percepcji Kraju Wschodzącego Słońca Bobo Lo. „Wschodu politycznie rozwiniętego, prosperującego gospodarczo, ambitnego technologicznie i strategicznie niegroźnego”.

W razie sukcesu z Tokio Rosja mogłaby wiele zyskać. Chiny i Japonia wzajemnie by się neutralizowały, co po pierwsze znacznie oddaliłoby zagrożenie gospodarczej wasalizacji rosyjskiego Dalekiego Wschodu, a po drugie dałoby Rosji możliwości rozgrywania swoich interesów w Azji Wschodniej. Manewrowanie pomiędzy dwoma azjatyckimi gigantami maksymalizowałoby rosyjską siłę przebicia i potrzebę uznania Moskwy za mocarstwo. Wreszcie, rosnąca rywalizacja Chin i Japonii (połączona ze wzajemną antypatią) o rosyjskie zasoby dawałaby Rosji wielką przewagę. Jednym słowem: Japonia pasuje Rosji.

Próby powrotów

Władimir Putin już po objęciu stanowiska prezydenta FR w 2000 r. próbował rozwinąć stosunki z Japonią i zrównoważyć wpływy Chin. Jednakże jego podstawowym celem była i jest normalizacja relacji z Tokio. Moskwa cierpliwie czeka aż Japonia przyjmie grę na zasadach dyktowanych przez Rosję: business as usual bez domagania się zwrotu wszystkich Kuryli. Wtedy, z wielkomocarstwową łaską Rosjanie może oddadzą im jedną wyspę. Albo nawet dwie.

Właśnie kwestia Kuryli blokowała przez długi czas ewentualne porozumienie. Putin obejmował władzę z misją odbudowy mocarstwowości rosyjskiej. W tym kontekście ewentualne oddanie Kuryli Japonii stało wobec tej wizji w wyraźnej opozycji. W efekcie stanowisko Putina usztywniło się w porównaniu do Jelcyna: zaproponował zwrot jedynie Szykotan i Chabomaj, co było nie do zaakceptowania przez Tokio. Doszło więc do impasu,

który trwał do 2012 r. Japonia zwykła traktować tę kwestię zero-jedynkowo (gwoli ścisłości trzeba dodać, iż Rosja w dużym stopniu też) jako sprawę honoru narodowego, integralności terytorialnej i sprawiedliwości historycznej. Strony nie mogły się dogadać, co sprawiło, że pod koniec kadencji Miedwiediewa relacje wyraźnie się pogorszyły (dowodem na to była wizyta Miedwiediewa jako pierwszego prezydenta FR na Kurylach w 2010 r.). Nawet – zdaniem Fiodora Łukjanowa – „sięgnęły dna”.

Nie było to na rękę Rosji, ale jeszcze bardziej przeszkadzało Japonii. Kraj Kwitnącej Wiśni, znajdujący się recesji od ponad dwudziestu lat, przez dwie dekady obserwował rosnącą potęgę Chin z coraz większym zaniepokojeniem. Pryncypialne stanowisko Tokio w kwestii Kuryli sprawiło również, że to Państwo Środka – a nie Japonia – stała się głównym partnerem azjatyckim Rosji, co otwarło im drogę do bogactw Syberii (aktualnie ropy, za chwilę gazu, a do tego także materiałów typu drewno). Dlatego właśnie Japonia zaczęła się łamać.

Zmiana postawy wobec Rosji nastąpiła po (ponownym) dojściu do władzy Shinzo Abe w grudniu 2012 r. Polityk ten postawił na ambitny plan przywrócenia Japonii potęgi gospodarczej i pozycji lidera tej części świata, utraconej na rzecz Chin, którym Tokio postanowiło rzucić wyzwanie, i z którymi relacje coraz bardziej się pogarszają, głównie ze względu na spór o przynależność wysp Senkaku/Diaoyou. W celu odbudowy pozycji Japonii Abe postawił na ściślejsze relacje z USA, ożywione zainteresowanie Azją Południowo-Wschodnią (m.in. Birma, Wietnam) oraz normalizację relacji z Rosją.

Odwilż pod presją smoka

To sprawiło, że w 2013 r. w stosunkach rosyjsko-japońskich zapachniało zmianą. Abe odwiedził Moskwę w kwietniu 2013, co było pierwszą oficjalną wizytą japońskiego premiera w Rosji od 2003 r. (tak naprawdę w międzyczasie wizyty miały miejsce kilkukrotnie, jednak za każdym razem Tokio oświadczało, że były nieoficjalne). Co więcej, Putin i Abe mieli znaleźć wspólny język, przejść na „ty”, a nawet znaleźć wspólną pasję do psów. Przywódcy doszli do porozumienia, bo obaj są realistami i obaj mają podobne ambicje – przywrócenia ich państwom dawnej potęgi. Ponadto, obaj doskonale rozumieją, że Azja zdominowana przez Chiny nie leży w ich interesach, i chcą zmienić to, że ani się obejrzeli, a stali się w sinocentrycznej Azji graczami drugoligowymi.

W celu odbudowy pozycji Japonii Shinzo Abe postawił m.in. na normalizację relacji z Rosją

W wyniku tej „odwilży” japońsko-rosyjskiej powstała m.in. formuła 2+2 (spotkania ministrów spraw zagranicznych i obrony obu państw), po raz pierwszy wcielona w życie w listopadzie 2013 roku w Tokio. Sam fakt był znaczący – zazwyczaj spotkania w takiej formule odbywają się między bliskimi sojusznikami, a relacje rosyjsko-japońskie trudno za takie uznać choćby dlatego, że kraje te wciąż nie podpisały traktatu pokojowego. To ewidentnie czynnik chiński był powodem zbliżenia japońsko-rosyjskiego z 2013 r. – historia z chińskim statkiem Xuelong przepływającym Arktykę i manewry floty Państwa Środka na Morzu Ochockim latem 2013 pchnęły do siebie Moskwę i Tokio.

Rosja przyznała Japonii status obserwatora w Radzie Arktyki (ignorując od dawna zgłaszane aspiracje Pekinu), zaś Putin publicznie poparł kandydaturę Tokio na organizatora igrzysk olimpijskich w roku 2020. Zbliżenie z Tokio obudziło nadzieję na aktywację ambitnego planu Moskwy: rozwoju stosunków z Japonią na wzór reaktywowania tych z Niemcami w Europie. Marzeniem Rosji jest to, by Japonia stała się, jak to ujął Dmitrij Trenin: „tym, czym były Niemcy – najważniejszym partnerem technologicznym, czołowym inwestorem i bramą do wejścia na szerszy region”.

Właśnie kwestie gospodarcze, poza kwestią chińską, było najważniejszym elementem zbliżenia Moskwa–Tokio. Dla Rosji Japonia to przede wszystkim źródło technologii (których nie mogą zapewnić Chiny). Z kolei dla Kraju Kwitnącej Wiśni głównym obszarem zainteresowań jest współpraca energetyczna, a konkretnie projekt budowy 1400 km gazociągu z Sachalinu. Po katastrofie w Fukushimie w marcu 2011 r. Japonia jest bardziej zainteresowana dostawami gazu jako bezpieczniejszej energii. Drugim obiektem jej pożądania jest gaz skroplony (LNG) – to z myślą o rynku japońskim podpisano w 2012 r. memorandum o zbudowaniu we Władywostoku terminala na to paliwo. Miało to wzmocnić rosyjskie pozycje względem Chin, w toczącym się od lat boju o cenę gazu dla Pekinu.

Na początku 2014 wszystko wskazywało, że stosunki rosyjsko-japońskie będą się rozwijać. Perspektywy były dobre. Tokio wyciszyło kwestię Kuryli, co mogłoby sugerować, że rosyjska koncepcja wyczekania Japonii przynosi efekty. Abe bawił u Putina w Soczi, ten pokazywał mu, jak wychował psa – niegdysiejszy podarunek od japońskiego premiera. Słowem – było miło i owocnie.

Krym i regres

Jednak nowa okoliczność geopolityczna, jaką był kryzys ukraiński, sprawiła, że Moskwa kolejny raz poświęciła swoje długofalowe interesy w Azji i na Pacyfiku (jakimi byłaby dywersyfikacja źródeł dostaw) na rzecz potrzebnego jej wówczas poparcia Chin i gestu politycznego w stronę Zachodu, czyli podpisania umowy gazowej w Szanghaju w maju 2014 r. Właśnie kryzys ukraiński i jego następstwa pogrzebały (na razie) dobrze zapowiadającą się „odwilż japońsko-rosyjską”. Tokio zostało w ramach G7 zmuszone do potępienia Moskwy za działania na Krymie oraz do wprowadzenia sankcji.

Próbowało minimalizować straty wynikające z konieczności przyłączenia się do państw zachodnich w krytyce Rosji. Japonia chciała iść za przykładem Chin – ustosunkować się do kryzysu w tak niejednoznaczny sposób, by mieć możliwość manewru. Jednakże Stany Zjednoczone szybko przywołały ją do porządku. Świadoma tego, że w sytuacji wzrastającego napięcia wokół wysp Senkaku/Diaoyu, a także własnych interesów gospodarczych, nie może sobie pozwolić na odwrócenie się od amerykańskiego patrona, Japonia ustąpiła wobec nacisków amerykańskich. To zaś oznaczało koniec szans na odwilż z Rosją, która zareagowała na japońskie działania wrogo. Z właściwą sobie subtelnością pokazała kto tu rządzi, zajmując japoński statek latem 2014, co oczywiście obudziło na wyspach nacjonalistycznego ducha i jeszcze oddaliło perspektywy dogadania się.

Dziś porozumienie japońsko-rosyjskie wydaje się być niemożliwe. Ale w polityce nic nie jest stałe – z wyjątkiem interesów narodowych – więc w razie odwrócenia się koniunktury geopolitycznej znów może się okazać, że japońska sake smakuje Rosjanom.

Na razie jednak, dopóki relacje z Japonią zasadniczo się nie poprawią, Putin nie jest w stanie zrealizować swojej wizji „strategicznej różnorodności” w Azji, na czym tylko korzystają Chiny, pozostające jedynym „strategicznym partnerem” Rosji na kontynencie. Podczas gdy Moskwa staje się coraz bardziej zależna od Pekinu, ten jest w stanie sterować wzajemnymi relacjami z silniejszej pozycji. Rosja to – nolens volens (ale raczej volens) zdzierży, bo musi wygrać Ukrainę. Zaś Japonia najwyraźniej uznała, że ważniejsza jest dla niej walka o wyspy południowe (Senkaku) niż północne (Kuryle).

Jeszcze chwila

Słowem: obie strony chcą się teraz przeczekać. Wiedząc, że prędzej czy później będą musiały się dogadać. Ale każda chce, by deal został zawarty na jej warunkach. Dlatego mogą poczekać jeszcze chwilę…

Nowa Konfederacja
INTERNETOWY MIESIĘCZNIK IDEI, NR 4 (58)/2015, 1 KWIETNIA–5 MAJA, CENA: 0 ZŁ
Wesprzyj NK
Stały współpracownik "Nowej Konfederacji", ekspert ds. współczesnej Birmy i relacji rosyjsko-chińskich, adiunkt w Instytucie Bliskiego i Dalekiego Wschodu UJ, autor ośmiu książek, w tym dwóch bestsellerów naukowych - "Niedźwiedź w cieniu smoka. Rosja-Chiny 1991-2014" (Kraków, Akademicka 2014) i "Pani Birmy. Biografia polityczna Aung San Suu Kyi" (Warszawa, PWN 2015) oraz prac międzynarodowych m.in. "Russia and China. A Political Marriage of Convenience" (Oppladen-Berlin-Toronto 2017) i "A Political Biography of Aung San Suu Kyi" (Routledge: New York-Abington 2020)

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo