Grupa Wyszehradzka i Unia. Polityka europejska w programach głównych sił politycznych w Grupie Wyszehradzkiej

5. KWESTIA EURO I DALSZEGO ROZWOJU RYNKU WEWNĘTRZNEGO

Tylko jedno z państw V4, Słowacja, leży w strefie euro i – jak wykazują partyjne dokumenty – jest z tego powodu zadowolona, nie zamierzając tej strefy opuścić, mimo turbulencji z nią związanych, a raczej przeciwnie – ustami byłego premiera R. Fico – chce pozostać w „europejskim centrum decyzyjnym”.

Pozostałe trzy państwa stają tu przed nie lada dylematem, szczególnie w kontekście koncepcji francuskiego prezydenta E. Macrona, mocno eksponującego chęć dalszego wychodzenia na szczebel ponadnarodowy, co jest jednak tonowane przez władze w Berlinie, natomiast przez władze w Warszawie, Budapeszcie i Pradze (w tej właśnie kolejności) traktowane jako otwarte wyzwanie wobec swych narodowych postulatów. Podejście tych trzech stolic i elit w nich aktualnie rządzących na temat ewentualnego przystąpienia do strefy euro jest, delikatnie ujmując, mocno ambiwalentne, by nie powiedzieć: niechętne. Eksponuje się – wywołany w ramach kryzysu tej strefy – wyraźny podział na Północ i Południe kontynentu, czasami używając nawet mocniejszej terminologii, mówiącej o podziale na kredytodawców i kredytobiorców, utożsamia się utratę kontroli nad własną walutą z utratą kolejnej części suwerenności, nie dowierza „Europie transferów” (K. Szymański), jak też wskazuje na konkurencyjne przewagi Niemiec i silnych gospodarek nad słabszymi (Z. Krasnodębski i in.). Natomiast V. Orbán dodaje jasno do zrozumienia, że tylko prowadzona przez niego „walka o niepodległość” oraz „niezależna polityka gospodarcza”, jak sam je nazywa, „uchroniła Węgry od podobnego kryzysu jak w Grecji”.

W kwestii euro pęknięcie między partami aktualnie rządzącymi a opozycją, szczególnie w Polsce i na Węgrzech, jest głębokie, bowiem główne siły opozycyjne (PO, Nowoczesna, WPS, KD) otwarcie opowiadają się za przystąpieniem do strefy. Słowacji to nie dotyczy, natomiast w Czechach za przystąpieniem do euro jest ČSSD, za to rządzące ANO w ogóle tej kwestii nie podnosi a jej lider A. Babiš, przecież biznesmen z rodowodu, najwyraźniej się w tej akurat kwestii waha.

Zaskakujące, że w programach analizowanych partii w państwach V4 praktycznie nie ma bezpośrednich odniesień do dokumentu tak podstawowego jak „Raport pięciu prezydentów” z czerwca 2015 rysującego scenariusz dochodzenia do Unii Gospodarczej i Walutowej (UGW). Odnoszą się do niego jedynie, na ogół pozytywnie, eksperci i think tanki związane z partiami opozycyjnymi (PO, Nowoczesna, WPS, KD). Jedynie w programie czeskiej socjaldemokracji ČSSD zapisano wprost, iż partia ta opowiada się za „pełnym wprowadzeniem UGW”. Innym w regionie wyraźnie brakuje takiej odwagi i śmiałości.

W tej właśnie kwestii zarysowane powyżej pęknięcie na siły narodowe i proeuropejskie też znajduje odzwierciedlenie. Węgierski Fidesz w ogóle do koncepcji UGW się nie odnosi, a V. Orbán otwarcie powątpiewa w europejskie rozwiązania ponadnarodowe, podobnie jak PiS. Natomiast poglądy na ten temat czeskiej ANO mają charakter czysto deklaratywny, sprowadzając się w konkretnym wymiarze jedynie do obrony własnego rynku żywnościowego, co znajdzie odzwierciedlenie i poklask także w postulatach PiS. Najbardziej wyraziste, wręcz brutalne w tej wymowie, poglądy i postulaty w tej dziedzinie ma Słowacka Partia Narodowa (SNS). Atakuje ona UE za wiele przewinień: raje podatkowe, nieprzejrzyste reguły gry, dotyczące przyznawania grantów i alokacji funduszy, a nawet domaga się „ściślejszego nadzoru nad monopolami bankowymi, energetycznymi, telekomunikacyjnymi i biznesowymi, ponieważ stanowią one coraz większe zagrożenie dla gospodarstw domowych i sektora biznesowego”. Na tak zdecydowaną krytykę obowiązujących w UE reguł nie zdobywa się nawet, zazwyczaj też nieprzebierający w słowach i argumentach, V. Orbán.

Nikt jednak, nawet siły najbardziej eurosceptyczne, jak Jobbik, SPD T. Okamury czy Fidesz, nie opowiada się otwarcie za wycofaniem się z czterech podstawowych wolności obowiązujących w ramach UE (swobodny przepływ towarów, kapitałów, usług i ludzi), podobnie jak ograniczeniami w strefie Schengen. Tym samym widać, że praktycznie każdy, nawet najbardziej zapiekły eurosceptyk, dostrzega wartość otwartych rynków i otwartych granic.