Nie masz czasu na zapoznanie się z całością artykułu?
Wystarczy, że klikniesz ikonę „oznacz artykuł do przeczytania później”. Wszystkie zapisane publikacje znajdziesz w profilu czytelnika

Koniec ze strategiczną samotnością. Rozpocznijmy dyskusję o Wielkiej Strategii dla Polski

Marek Budzisz pisze o strategicznej samotności Polski. Tymczasem najlepszą polityką antyrosyjską jest przyspieszenie transformacji energetycznej i aktywne wciąganie struktur Zachodu w pozytywne rozstrzygnięcia na wschodzie Europy
Wesprzyj NK

Marek Budzisz opublikował książkę ważną i odważną. „Samotność strategiczna Polski” jest dziełem ważnym dlatego, że autor stara się analizować zmiany w polityce światowej w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej i zaproponować wizję miejsca Polski w tym nowym układzie. Zwraca uwagę, że powinniśmy po wszystkich stronach sporu politycznego rozpocząć wielką debatę na temat tak zwanej Wielkiej Strategii dla Polski.

Nowe strategie energetyczne Chin, Stanów Zjednoczonych i Europy, w tym pakiety klimatyczne, redukują pozycję Rosji jako mocarstwa paliwowego

W nowym ładzie

Książka jest również odważna dlatego, że została wydana w trakcie trwającej wojny, która ma własną dynamikę. Stawia odważne tezy w momencie, gdy wiele rozstrzygnięć jest z natury rzeczy nieznanych. Jej przebieg jak i – przede wszystkim – zakończenie będą miały ogromny wpływ na kształtowanie się nowego porządku. Nie wiemy, w którym momencie książka została ukończona, ale widać, że ta odwaga sporo autora kosztowała, bo wydarzenia potoczyły się w nieco innym kierunku niż zakładał. W żadnym wypadku jednak przebieg wojny nie unieważnia jego tez.

Zacznijmy od tego, z czym się absolutnie zgadzam. Zgadzam się z wezwaniem do rozpoczęcia dyskusji nad tak zwaną „Grand Strategy”– nową wizją strategiczną dla Polski. Tworzy się nowy układ światowej i europejskiej polityki. Zmiany są tak głębokie i tak daleko idące, że powstaje nowy świat. Pisałem już o tym w swojej wydanej jeszcze w 2021 roku książce pod tytułem: „Polska w nowym świecie”. Obserwując skalę zmian w światowej geoekonomii i geopolityce, powstawanie nowych potęg i wynikające z tego wstrząsy, stawiałem wtedy tezę, że są tak duże, że nie możemy już ekstrapolować przyszłości na bazie znanych nam schematów z przeszłości. Dlatego poszukiwanie nowej Wielkiej Strategii dla Polski jest absolutnie uzasadnione i wręcz konieczne. Zgadzam się również z tym, że ta wielka wizja jest częścią budowy polskiego potencjału społecznego i politycznego. Tożsamość i świadomość polityczna elit, ale i całego społeczeństwa, są elementem budowy siły Polski.

Każdy nowy wiatrak jest ciosem w pozycję strategiczną Rosji

Walorem pracy Marka Budzisza jest głęboka, chyba w Polsce unikatowa, wiedza na temat w dyskusji strategicznej w gremiach rosyjskich. Budzisz śledzi dostępne publicznie publikacje i pisma, w których elity rosyjskie prowadzą dyskusje na temat przyszłości Rosji. W książce znajdziemy wiele takich głosów. Osobiście, poza wątkami strategicznymi, zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz, którą w tych w analizach możemy znaleźć. Wiele się w nich mówi o podmiotowości państwa, strefie bezpieczeństwa, o naturalnych interesach. Ale przede wszystkim w publikacjach politologów i analityków rosyjskich, o których pisze Marek Budzisz, doskonale widać te elementy myśli rosyjskiej, które mrożą nam krew w żyłach. Dlatego, że jedynym horyzontem myślenia, który jest tam prezentowany, jest horyzont imperialny. Jeżeli mówi się o naturalnych interesach bezpieczeństwa, to tylko w kategoriach wielkich mocarstw. Rosja posiada naturalne strefy bezpieczeństwa i w myśleniu rosyjskich strategów nie widać w ogóle takich elementów, jak chociażby prawa narodów do samostanowienia. W związku z tym podstawowym i najważniejszym elementem ładu międzynarodowego jest dla nich poszanowanie uzasadnionych z definicji obaw i interesów mocarstw takich jak Rosja. Odpowiedzialność za zniszczenia w wyniku ewentualnej wojny, za straty, w końcu za śmierć, ponoszą ci, którzy burzą „naturalny ład”. A podstawowym elementem „naturalnego ładu międzynarodowego” jest poszanowanie interesów bezpieczeństwa Rosji. Myślenie polskie jest co do istoty inne i to niezależnie od tego, czy wynika to z idei liberalno-demokratycznej, czy z poszanowania praw narodowych. To podstawowy, a wręcz fundamentalny, niemożliwy do usunięcia punkt niezgody między myśleniem polskim i rosyjskim na temat ładu międzynarodowego. Dla nas podstawowym elementem ładu pokojowego w Europie Środkowo-Wschodniej jest uszanowanie podmiotowości i prawa narodów do samostanowienia. Nie ma tutaj punktów stycznych.

Nie będzie zamrożenia

Co do kwestii w tej chwili najważniejszej, czyli przebiegu i sposobu zakończenia wojny, autor padł ofiarą własnej odwagi. Trudno oczywiście go o to winić, bo każda wojna ma swoją dynamikę, nad którą nikt tak do końca nie panuje. Równie trudno dzisiaj, na początku marca, przewidzieć, jak będzie wyglądała sytuacja na froncie w połowie kwietnia czy maja. Zauważmy jednak, że podstawą swoich dalszych analiz autor czyni następującą tezę: „Dziś obie strony uczestniczą w wojnie na wyczerpanie, a zdaniem wielu jeśli nie większości zachodnich ekspertów intensywność starć w najbliższej przyszłości ulegnie najprawdopodobniej redukcji (…) co oznacza, że walki na długim froncie na Ukrainie będą zamierać (…) wejdziemy w fazę zamrożonego konfliktu, który być może będzie przypominał niedawne porozumienie mińskie, jeśli do rozmów dojdzie, lub finał wojny w Korei, jeśli negocjacji nie będzie”. Jesienią zeszłego roku rzeczywiście takie przekonanie panowało wśród wielu zachodnich analityków. Zakładano, że Rosja jest już tak wyczerpana, że będzie skłonna do rozmów. Stany Zjednoczone tych rozmów wprost oczekiwały. Jednak na przełomie listopada i grudnia to stanowisko po obu stronach konfliktu wyglądało już diametralnie inaczej. Na Zachodzie zapadły decyzje o nowych jakościowo dostawach broni dla Ukrainy, a Rosja wchodziła w fazę intensywnej mobilizacji.  Oznacza to wprost, że czeka nas w najbliższym czasie radykalna eskalacja walk. Walki na froncie rosyjsko-ukraińskim będą najbardziej intensywne od wybuchu wojny. Obie strony stawiają dzisiaj na militarne rozstrzygnięcia, a nie rozmowy pokojowe. Dopiero decyzje bogów wojny na linii frontu wpłyną na przebieg i charakter dalszych rozmów.

Marek Budzisz pisze: „Z geostrategicznego punktu widzenia wojna na Ukrainie będzie prawdopodobnie nierozstrzygnięta”, a dalej stwierdza: „Ostatnie deklaracje rosyjskich polityków, zarówno ministra Ławrowa, jak i samego Władimira Putina świadczą o tym, że Moskwa może być zainteresowana zakończeniem aktywnej fazy operacji specjalnej i poszukiwaniem rozwiązania politycznego”. W związku z tym możemy stwierdzić, że jako podstawowy wariant widzi strategiczne zamrożenie konfliktu. Na tym buduje swoje dalsze analizy. Ja również będę odważny, i nie znając rozstrzygnięć militarnych z najbliższych kilku miesięcy postawię równie radykalną tezę, tyle że odmienną: moim zdaniem po obu stronach – i w Moskwie, i w stolicach zachodnich – narasta przekonanie o konieczności rozstrzygnięcia, a nie zamrożenia tego konfliktu. Twierdzę wprost, że nastąpiła zmiana charakteru tej wojny. To już nie jest wojna rosyjsko-ukraińska, ale wojna europejska. Jest to wielki polityczny sukces Ukrainy i Stanów Zjednoczonych.

Wojna staje się europejską z bardzo prostego logicznego powodu. Cała Europa i Unia Europejska ponoszą jej największe koszty – oczywiście poza krwawiącą Ukrainą, ale jest ona przecież również częścią Europy. Stany Zjednoczone ponoszą koszty znacznie mniejsze, a w wielu wypadkach odnotowują strategiczne i długoterminowe ekonomiczne zyski. Na przykład takie, że kosztem Rosji, za około 2-3 lata, zostaną największym eksporterem gazu ziemnego na świecie, a jeszcze w roku 2015 nie eksportowały go w ogóle.

Sytuacja, która się wytworzyła w trakcie wojny stwarza ryzyko, że Unia tuż za swoją granicą będzie miało państwo upadłe. Niestabilna Ukraina ciążyć będzie na całej Europie. Przede wszystkim więc Europy nie stać na zamrożenie tej wojny. Dzisiaj Europa nie może odciąć się od Ukrainy. Nie zbuduje przecież nowych murów ani na Odrze, ani na Bugu. Wojna doszło do takiego momentu, że powrót do status quo ante jest absolutnie niemożliwy. Moim zdaniem świadomość tego jest zarówno w Paryżu, jak i w Berlinie, nie mówiąc o innych stolicach. Rosji również zależy na rozstrzygnięciu tej wojny, gdyż jej zamrożenie grozi przedłużeniem reżimów sankcyjnych, które długoterminowo rujnują gospodarkę rosyjską. Krótkoterminowo to ma taki efekt, że obie strony szybko się dozbrajają i liczą na rozstrzygnięcie militarne. W najbliższych kilku miesiącach czekają nas w związku z tym bardzo krwawe walki. Podkreślanie aspektu europejskiego tej wojny jest w naszym interesie. Tylko dalsze zaangażowanie potencjału militarnego i finansowego Zachodu, w tym Unii Europejskiej, daje Ukrainie szansę na zwycięstwo. Jest ono możliwe i jest absolutnie w naszym interesie. Ten wymiar europejski powinniśmy nieustannie podkreślać i w każdym wymiarze wciągać militarnie i finansowo państwa „starej Europy” do tej wojny.  Po to, żeby również ich interesem była Ukraina jako państwo stabilne i zdolne do ekonomicznego rozwoju.

Im prędzej zaczniemy realizować własną zieloną politykę, tym więcej na niej skorzystamy. W tym aspekcie rząd Zjednoczonej Prawicy jest ciągle oderwany od rzeczywistości i przyszłości

Koniec rosyjskiego mocarstwa paliwowego

W podrozdziale „Nowa geopolityka energii” Marek Budzisz dotyka tak naprawdę, w średnim i długim horyzoncie, kwestii dla Rosji najważniejszej. Tworzy się nowy układ geopolityczny w energetyce. Ten nowy układ jest śmiertelnym zagrożeniem dla Moskwy. Jak podkreśla Budzisz: nowe strategie energetyczne Chin, Stanów Zjednoczonych i Europy, w tym pakiety klimatyczne, redukują pozycję Rosji jako mocarstwa paliwowego. Autor pisze nawet o tym wprost: „Do pewnego stopnia obecna światowa zielona rewolucja przypomina rozpoczęty za czasów Ronalda Regana wyścig zbrojeń, na który wówczas ZSRR nie miał pieniędzy, tak jak współczesna Rosja nie ma środków na przebudowę własnej gospodarki”(str. 35). Moim zdaniem sprawa dla Moskwy jest jeszcze poważniejsza. W czasach Reagana prowadzona była walka o osłabienie Rosji w ramach określonego paradygmatu. Dzisiaj w zakresie polityki energetycznej ten paradygmat się zmienia i za dekadę Rosja nie będzie miała do czego wracać.

Bardzo się cieszę, że w końcu jeden z najlepszych analityków z szeroko pojętego obozu Zjednoczonej Prawicy dostrzegł geopolityczne znaczenie polityki klimatycznej. Powtarzam to od dawna: na świecie trwa rewolucja cyfrowo-energetyczna, która jest w polskim interesie, a jej skutki są niszczące dla Rosji. Radykalnie upraszczając: każdy nowy wiatrak jest ciosem w pozycję strategiczną Moskwy. Mimo że Rosja jest bogata we wszystkie minerały i surowce, żaden z nich ani wszystkie razem wzięte nie są w stanie osiągnąć tej pozycji dochodowej, jaką mają dzisiaj dla Rosji węglowodory. To szokujące, jak ciężko ta świadomość przebija się do polskich elit politycznych. Im prędzej zaczniemy realizować własną zieloną politykę, tym więcej na niej skorzystamy. Polityka klimatyczna jest dzisiaj najlepszą i najbardziej efektywną polityką osłabiania Rosji i wzmacnianiem pozycji Polski w Europie Środkowo-Wschodniej. To takie proste! Czym prędzej zdamy sobie z tego sprawę, tym lepiej będziemy prowadzili własną politykę energetyczną. W tym aspekcie rząd Zjednoczonej Prawicy jest ciągle oderwany od rzeczywistości i przyszłości. Tymczasem największe gospodarki świata, czyli Stany Zjednoczone, Chiny i Europa, określają nowe metody wytwarzania i magazynowanie energii jako dziedziny przyszłości, w których trwa największa konkurencja. Wielkie tablice z takim stwierdzeniem powinny wisieć w gabinetach wszystkich polskich polityków.

Rosja jeszcze przed wojną próbowała odpowiedzieć na wyzwania nowych technologii energetycznych, przymierzając się do produkcji wodoru. Uzależnienie Europy od rosyjskiego wodoru miało zastąpić w przyszłości uzależnienie od gazu. Marek Budzisz opisuje ten proces. Rosja nie ma jednak szans, by zbudować swoją pozycję na rynku zielonego wodoru, a tylko taki ma przyszłość. Produkuje się go w procesie elektrolizy, czyli przy dużym poborze energii elektrycznej. Żeby miało to sens, również energia wykorzystywana w tym procesie musi mieć charakter zielony. Rosja może produkować wodór w procesie pyrolizy przez spalanie gazu ziemnego. Nie jest to jednak technologia neutralna klimatycznie i nie wymaga elektrolizerów, o których pisze Budzisz.

Budzisz powtarza, że Niemcy wciąż myślą o powrocie do status quo ante w zakresie dostaw rosyjskiego gazu z Rosji. Jest to absolutnie błędne podejście

W kwestii węglowodorów nie tylko dywersyfikacja, ale przede wszystkim radykalne ograniczenie konsumpcji jest w polskim interesie – mógłbym to powtarzać tysiąc razy. Dlatego cieszę się, że na początku książki Marek Budzisz przeprowadza analizę znaczenia rewolucji energetycznej dla pozycji Rosji. Warto tu zauważyć, że w jego analizie widać pewne merytoryczne braki w zakresie polityki klimatycznej, typowe dla naszych elit. Autor zamiennie używa określeń „ślad węglowy” i „ślad węglowodorowy”. Czegoś takiego jak „ślad węglowodorowy” nie ma. Ślad węglowy to po prostu całość emisji CO2 w gospodarce, a węglowodory są częścią śladu węglowego.

Inne Niemcy, inna Francja, inna Europa

Środkowa i najdłuższa część książki poświęcona jest wielowątkowej analizie dyskusji strategicznej, która w ostatnich latach trwała w Rosji, Stanach Zjednoczonych i Europie. Autor koncentruje się głównie na wypowiedziach rosyjskich i anglosaskich. Stosunkowo mało jest odniesień do dyskusji w innych krajach europejskich – i z tym mam już problem. Zdecydowana większość przywoływanych analiz i tekstów powstała jeszcze przed wojną. Nie oznacza to, że straciły one swoją aktualność, ale na pewno brakuje ich konfrontacji z rzeczywistością czasu wojny.

Marek Budzisz przywołuje mnóstwo analiz i wypowiedzi z różnych źródeł. Od wpisów na Telegramie, poprzez artykuły w dziennikach i czasopismach, aż po raporty analityczne takich instytucji jak Rand Corporation czy Center for Strategic and International Studies. Nie dokonuje wartościowania źródeł i zbyt rzadko dokonuje własnej oceny poszczególnych tez. Nie rozróżnia analiz, które pozostały teoretyczne i tych, które realnie wpłynęły na politykę poszczególnych graczy. W związku z tym czytelnikowi nie zawsze łatwo ocenić, w jakim stopniu tezy głoszone przez autorów miał realny wpływ na politykę.

W wielu przypadkach mamy wrażenie, że tak na dobrą sprawę wojna niczego nie zmieniła w strategii najważniejszych państw. Tak odbieram opinie dotyczące strategii Niemiec i Francji. Autor książki nie uwzględnia w niej analiz i zmian w polityce tych państw i całej Unii Europejskiej, które nastąpiły po wybuchu wojny. Powstaje wrażenie, że jak na razie wojna niczego nie zmieniła w myśleniu strategicznym Zachodniej Europy. Autor na przykład w ogóle nie zauważa niesłychanie ważnego wystąpienia prezydenta Francji Emmanuela Macrona w Tulonie z listopada 2022 na temat nowej wielkiej strategii dla Francji. A przecież tam Macron ogłosił kilka fundamentalnych zmian w strategii bezpieczeństwa jego kraju. Zmian, które wynikają z wcześniejszej dyskusji toczącej się w gremiach elit politycznych Francji, takich jak na przykład konieczność przygotowania się Francji i całej Europy do wielkoskalowego konfliktu w przyszłości. Macron ogłosił zakończenie militarnej strategii ekspedycyjnej i walki z terrorem oraz zmianę polityki Francji co do obecności w Afryce, a przede wszystkim „powrót do Europy”. Ogłosił również wielką zmianę podejścia Francji do autonomii strategicznej Europy. Bardzo jednoznacznie stwierdził, że budowa europejskich sił zbrojnych powinna być uzupełnieniem NATO. Jednym słowem autonomia strategiczna Europy powinna być oparta o Pakt Północnoatlantycki. Wystąpienie Macrona w Tulonie było poprzedzone dyskusją, która toczyła się we Francji. Bardzo byłbym zainteresowany opinią autor na temat tych koncepcji. Czy brak choćby odnotowania tej strategicznej zmiany oznacza, że Budzisz nie przywiązuje do niej żadnego znaczenia?

Z drugiej strony widać, że autor kończył książkę, gdy nie było jeszcze wiadomo, jak Niemcy poradzą sobie z uzależnieniem od rosyjskiego gazu. Dlatego stawiał tezę, że Berlin wciąż myśli o powrocie do starego biznesu z Moskwą w zakresie handlu gazem. Dzisiaj już wiemy, że Niemcy dokonali spektakularnego odcięcia się od dostaw gazu z Rosji i w 2023 roku nie planują importować ani grama gazu z Rosji. Jest to proces zamknięty i nieodwracalny, który ma fundamentalny wpływ na geopolitykę surowcową. Organy Unii Europejskiej metodą faktów dokonanych tworzą swoją politykę wobec Ukrainy, wykorzystując wojnę do budowy własnego znaczenia i wpływów. Przykładem tego jest chociażby finansowe wspieranie budżetu ukraińskiego instrumentami dłużnymi, emitowanymi przez Komisję Europejską. Te przykładowo wymienione przeze mnie procesy są wyrazem fundamentalnych zmian, które następują w Europie w efekcie wojny. One również wymagają analizy, po to żeby Polska wyciągnęła właściwe wnioski i zbudowała swoją najlepszą z możliwych nową strategię. Bardzo mi tego w analizach Marka Budzisza brakuje. Zaliczam się do autorów, którzy uważają, że absolutnie nie można lekceważyć zmian, które w tej chwili następują w Europie. Uważam, że powinniśmy zarówno Zeitenwende, jak i nową wielką strategię Francji traktować bardzo poważnie. Główne państwa europejskie dostosowują swoje strategie do nowych czasów i musimy to uwzględniać w naszej polityce. Tym bardziej, że europejska oś polityki nie tylko jest dla nas najważniejsza, ale w najbliższym czasie jej znaczenie jeszcze wzrośnie.

Nawet razem z Ukrainą nie będziemy głównym punktem ciężkości dla Amerykanów w Europie ze względu na nasz mały potencjał

Samotność czy samodzielność strategiczna?

Zachęcając państwa do lektury, jestem zmuszony, ze względu na obszerność i wielowątkowość książki, pominąć wiele jej ważnych i fascynujących wątków. Takich jak na przykład analiza skutków poszerzenia NATO o Finlandię i Szwecję. Musimy jednak przejść do oceny finalnej i głównej jego tezy. Nie „Samotność strategiczna Polski” jak głosi tytuł, ale dalsze losy Europy Środkowo-Wschodniej są najważniejszym zagadnieniem w tej książce.

Co do samotności strategicznej, autor w podsumowaniu trochę ucieka od radykalnie brzmiącego tytułu, twierdząc, że chodzi mu o samotność refleksji strategicznej. Twierdzi, że tylko szaleniec nie uwzględniałby członkostwa Polski w Unii Europejskiej i NATO w tejże strategii. Nie rozumiem więc, skąd ten tytuł. Do idei, o której pisze sam autor, i która wynika z treści książki, lepiej pasowałby tytuł „Samodzielność strategiczna Polski”, bo o tę się Marek Budzisz dopomina i z czym się zgadzam.

W związku z tym że „doświadczenia obecnej wojny pokazują też, że Polska i Ukraina w sensie geostrategicznym są już obecnie jedną całością”, Budzisz postuluje powołanie „związku Polski i Ukrainy”. Jednocześnie dystansuje się nieco od wcześniej rzuconego hasła federacji polsko-ukraińskiej. Zaznacza, że najważniejszy jest cel i idea polityczna, a nie formuła strukturalna, czy też prawna. Swoją drogą oznacza to, że postulatu federacji Budzisz nie porzuca. W jego opinii taki związek byłby elementem stabilizującym Ukrainę i pracowałby najbardziej efektywnie na rzecz konsekwentnego wypychania Rosji z Europy. Kilka razy autor powtarza, że „nikt przy zdrowych zmysłach nie może proponować rozluźnienia więzów z NATO, Stanami Zjednoczonymi czy Unią Europejską. Tylko szaleniec zrezygnowałby w tej chwili z Unii Europejskiej i NATO”. Jednak widać, że lekceważy w kontekście wojny podejście Berlina Paryża i Brukseli, zakładając, tak na dobrą sprawę, że nadal możemy liczyć tylko na Waszyngton.

Przy tym wszystkim Budzisz zakłada, że niezależnie od rezultatu wojny bezpośrednie zagrożenie rosyjską agresją i wynikająca z niej destabilizacja będą nieustannie wisiały nad Ukrainą. W tym kontekście jasno stwierdza, że „Ukraina pozostająca państwem gospodarczo i cywilizacyjnie zdegradowanym może przekształcić się w czynnik regionalnej destabilizacji”.  Jednocześnie, pomimo że „w interesie Polski jest zarówno otworzenie przed Ukrainą perspektywy trwałego zakorzenienia w rodzinie europejskich narodów, najlepiej w drodze przyspieszonego akcesu do UE, jaki możliwie głęboka współpraca, może nawet integracja w dziedzinie polityki obronnej w tym przemysłu pracującego na rzecz obronności”, autor nie pokazuje, jaką rolę w tym procesie może i powinna odegrać Polska. A moim zdaniem jest to kluczowy punkt. Pomimo podkreślania, że szaleństwem jest ewentualna rezygnacja z członkostwa w Unii Europejskiej czy NATO, Budzisz nie przedstawia żadnej wizji roli Polski w procesie budowania relacji między Ukrainą a Unią Europejską. Należy założyć, że właśnie tu widzi samotność strategiczną Polski, czyli konieczność samodzielnego budowania relacji z Ukrainą i innymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej. Nawet w sytuacji możliwych następnych wojen. Kiedy mówi o projekcie związku politycznego państw naszego regionu, świadomie nie precyzując jego formy politycznej, to właśnie, moim zdaniem, w tym dostrzega samotną rolę Polski jako siły, która jest w stanie ponieść koszty stabilizowania sytuacji politycznej w naszym regionie Europy.

Ukraina nie chce się jednoczyć z Polską, chce się jednoczyć z Europą. W tym oczywiście z Polską – jednak nie istnieje wymiar polityki polskiej dla Ukrainy bez wymiaru europejskiego

Ukraina nie będzie drugim Izraelem

Problem polega na tym, że zarówno Marek Budzisz, jak i wielu innych analityków i polityków wiele mówi o tym, że czasy są nowe, stosując jednocześnie schematy czasów starych. W związku z tym nie dostrzegają oni skali zmian, następujących w polityce światowej. Brak refleksji na temat zmieniającej się geopolityki surowcowej i zgodnego z polskim interesem odchodzenie od paliw kopalnych i polityki klimatycznej jest tego przykładem. Marek Budzisz co prawda o tym pisze, ale z drugiej strony powtarza, że Niemcy wciąż myślą o powrocie do status quo ante w zakresie dostaw rosyjskiego gazu z Rosji. Jest to absolutnie błędne podejście. Nie oznacza to oczywiście, że za lat kilka Niemcy (podobnie jak i Polska) nie będą importowały pewnych ilości gazu z Rosji. Faktem nieodwracalnym jest jednak pełna niezależność Niemiec od Rosji w dostawach węglowodorów. Zmienia to relacje między nimi w krótkim okresie, a w długim – poprzez rezygnację w ogóle z paliw kopalnych – przekształca je radykalnie i powoduje „odłączanie” Rosji od Europy. W sposób nieodwracalny i trwały. I ten element musimy uwzględniać w swoich kalkulacjach.

Kolejnym zagadnieniem typu pomiędzy „staremi a nowemi czasy”, o którym pisze Budzisz, ale którego konsekwencji nie do końca uwzględnia, jest fakt, że Europa i Polska leżą na polu drugorzędnym już z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych. Wojna ukraińska tutaj niczego nie zmienia. W związku z tym na przykład błędne jest założenie, że Ukraina może być drugim Izraelem. Nie tylko z tego powodu, że nie ma tak silnego lobby w polityce amerykańskiej, jakie ma Izrael (podkreślmy, że nie jest to w większości lobby żydowskie). Budzisz pisze o tym, że Stany Zjednoczone na różnych swoich frontach globalnych, ze względu na zmianę proporcji sił światowych, będą musiały opierać się w większym stopniu niż w przeszłości na lokalnych sojusznikach i ich kontyngentach. Jak w takim wypadku widzi przyszłość relacji europejsko-amerykańskich na naszym kontynencie? Czyżbyśmy to my mieli sami ponosić ten ciężar kontyngentu europejskiego? Nawet razem z Ukrainą nie będziemy głównym punktem ciężkości dla Amerykanów w Europie ze względu na nasz mały potencjał. W perspektywie wielu lat ogromne koszty odbudowy Ukrainy ktoś będzie musiał ponosić i nie będą to Stany Zjednoczone. Albo będą to pieniądze europejskie, albo będzie ich niewiele. Stany Zjednoczone potrzebują całej Europy i będą rozmawiać i ustalać politykę z najważniejszymi krajami europejskimi. Tak jak to się odbywa w tej chwili, kiedy to ponoć mamy absolutnie szczególną pozycję polityczną.

Ten nowy model przywództwa amerykańskiego widzieliśmy od początku wojny i jeszcze raz warto się temu przyjrzeć. Stany Zjednoczone są liderem wsparcia dla Ukrainy. Ale powtarzam wielokrotnie od początku tej wojny, że Stany Zjednoczone nie zaangażowałyby się tak mocno, gdyby nie miały wsparcia państw europejskich. Samotnie nie wspierałyby Ukrainy. Konsultacje między Waszyngtonem a głównymi stolicami europejskimi trwały wiele miesięcy przed wybuchem wojny. Dzisiaj mają swoją kontynuację w nowym ośrodku światowej polityki, jakim jest rozszerzona grupa G7. To tam zapadają główne kierunkowe decyzje, związane z sankcjami, wsparciem finansowym dla Ukrainy, a od niedawna – również w kwestiach militarnych.

Wielka Strategia – razem z Europą

Jaka w związku z tym powinna być nowa Wielka Strategia dla Polski? Marek Budzisz twierdzi, że jest historyczna szansa wypchnięcia Rosji z Europy.  Absolutnie się z tym zgadzam. Wypchnięcie Rosji z Europy zwiększa nasze bezpieczeństwo, możliwości rozwojowe, a przede wszystkim kończy z takim charakterem zagrożenia imperialnego ze strony Petersburga/Moskwy, z którym borykamy się od początków XVIII wieku. To wielkie historyczne osiągnięcie samo w sobie. Nie tylko bieżąca polityka, ale i długoterminowe trendy, jak chociażby polityka klimatyczna, wspierają ten proces. Oczywiście nie jest to sprawa prosta, a i efekty tego procesu nie są pewne. Dlatego polityka ta wymaga naszej aktywności, bo w czasie wypychania Rosji będzie się tworzył nowy porządek. Z tego wynika podstawowy dla nas wniosek o konieczności wsparcia wojennego wysiłku Ukrainy.

Powinniśmy zażądać uczestnictwa – nawet czasowego i ograniczonego do kwestii ukraińskiej i rosyjskiej – w rozszerzonej grupie G7

Musimy sobie jednak zdać sprawę, że szansa na naszą wielką rolę w procesie wypychania Rosji z Europy wynika z tego, że jesteśmy częścią struktur Zachodu. Mocne zakotwiczenie w tych strukturach daje szansę na aktywne kształtowanie rzeczywistości na wschód od Polski. Ukraina nie chce się jednoczyć z Polską, chce się jednoczyć z Europą. W tym oczywiście z Polską – jednak nie istnieje wymiar polityki polskiej dla Ukrainy bez wymiaru europejskiego. Z bardzo prostego powodu. Nasz potencjał jest zdecydowanie zbyt mały, żeby Ukraina mogła dzięki temu ocalić swoją niepodległość i budować stabilną przyszłość. Dzisiaj widzę takie zagrożenie, że polityka ukraińsko-europejska będzie tworzona bez naszego aktywnego udziału.

Co jest w związku z tym najlepszą polityką antyrosyjską? Odpowiedź jest prosta: po pierwsze, radykalne przyspieszenie transformacji energetycznej. Postawienie na to, na co stawiają dzisiaj główne ośrodki ekonomiczne na świecie, czyli na nowe technologie magazynowania i wytwarzania energii, jako jeden z głównych motorów wzrostu i przemysłu przyszłości. A po drugie – aktywne wciąganie struktur Zachodu w pozytywne dla nas rozstrzygnięcia na wschodzie Europy. Gdyby nie zintegrowane struktury Zachodu, zainteresowane rozszerzaniem się stabilizacji, pokoju i bezpieczeństwa w Europie, gdyby nie nowe technologie które pozwalają nam myśleć o rozwoju bez paliw kopalnych, nie byłoby szans na wypchnięcie Rosji z Europy.

Polska ani samotnie, ani samodzielnie nie ma dzisiaj potencjału, który pozwoliłby wydźwignąć Ukrainę z powojennej zapaści. Stany Zjednoczone po ewentualnym rozstrzygnięciu militarnym konfliktu będą oczekiwały od państw europejskich poniesienia kosztów i głównego udziału w odbudowie Ukrainy. Jeżeli natomiast nie uda się osiągnąć stabilnego pokoju dla Ukrainy, to tym bardziej powinniśmy szukać wariantów, które zmniejszą dla nas ryzyko destabilizacji płynącej ze wschodu. Głównym celem polskiej Wielkiej Strategii może i powinno być kształtowanie polityki w Europie Środkowo-Wschodniej jako aktywnego uczestnika struktur Zachodu. Rzeczywiście, do tego trzeba mieć wizję, siłę i umiejętność kształtowania polityki nie tylko na osi Warszawa-Kijów, ale również Warszawa-Berlin-Paryż (i Londyn). Wzmacniać to będzie również nasze relacje na osi z Waszyngtonem.

Jeżeli chcemy wyjść poza rolę hubu logistycznego dla wsparcia Ukrainy, powinniśmy być aktywnym uczestnikiem głównych dyskusji politycznych na temat jej przyszłości. Powinniśmy, w ramach własnej podmiotowej aktywności, stale konsultować politykę z Berlinem i Paryżem. Powinniśmy zażądać uczestnictwa – nawet czasowego i ograniczonego do kwestii ukraińskiej i rosyjskiej– w rozszerzonej grupie G7. Nasz udział w zakresie ustalania sankcji i polityki głównych państw Zachodu wobec Ukrainy i Rosji realnie budowałby siłę i znaczenie Polski. Z upływem czasu nasze znaczenie dla Stanów Zjednoczonych będzie polegało coraz bardziej na możliwości realnego wpływu na decyzje podejmowane na poziomie europejskim. Teraz mamy wyjątkowy czas, żeby taki wpływ osiągnąć. Zgadzam się, że do tego potrzeba wielkiej wizji, Wielkiej Strategii, ale również i umiejętności. Na koniec tylko zaznaczę, że do tego potrzeba też dobrego, sprawnie działającego państwa i jego efektywnych instytucji, ponieważ współczesna polityka nie jest kształtowana tylko na poziomie rządów.

Marek Budzisz wzywa do rozpoczęcia wielkiej dyskusji o Wielkiej Strategii dla Polski. Lektura jego książki jest dobrym początkiem takiej dyskusji. Proszę traktować powyższy tekst jako jeden z pierwszych w niej głosów.

Wesprzyj NK
Członek rady programowej Nowej Konfederacji. W latach 80-tych działacz opozycji antykomunistycznej w Ruchu Młodzieży Niezależnej i Ruchu Młodej Polski, jeden z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko Narodowego, publicysta, przedsiębiorca i menadżer, w latach 2011 – 2016 Vice prezes i Prezes Stowarzyszenia Energii Odnawialnej, w latach 2016 – 2020 Vice Prezes i prezes Banku Pocztowego. Od 2023 roku prezes Rafako SA. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Wolności i Solidarności. Autor książek "Polska w nowym świecie" i  "Świat w cieniu wojny".

Nasi Patroni wsparli nas dotąd kwotą:
9 717 / 26 000 zł (cel miesięczny)

37.37 %
Wspieraj NK Dołącz

Komentarze

Jedna odpowiedź do “Koniec ze strategiczną samotnością. Rozpocznijmy dyskusję o Wielkiej Strategii dla Polski”

  1. endargo pisze:

    Największą słabością ogólnej koncepcji Roberta Kuraszkiewicza – o ile ją dobrze rozumiem – jest przekonanie, że „musimy” więcej mieć do powiedzenia w polityce europejskiej. Otóż „musimy” nijak się ma do „możemy” czy „realnie znaczymy”. „Powinniśmy być aktywnym uczestnikiem głównych dyskusji politycznych” na temat przyszłości Ukrainy.
    A w 2014 nie powinniśmy? A na Białorusi nie powinniśmy mieć więcej do powiedzenia? No powinniśmy. I stwierdzenie, że powinniśmy, nijak nas do „możemy” nie przybliża. A skoncentrowanie autora (w latach 2011 – 2016 Vice prezesa i Prezesa Stowarzyszenia Energii Odnawialnej”) na wkładaniu Polsce w brzuch prowadzenia „polityki klimatycznej” jako cudownego remedium („To takie proste”), jako sposobu na odniesienie korzyści po pierwsze wygląda dziwnie (patrz nawias wyżej), po drugie – w jaki sposób? Po trzecie – co to znaczy prowadzenie polityki klimatycznej? Mamy tu jakieś technologie? Mamy tu jakieś leżące na ulicy przewagi, po które wystarczy się schylić?

Dodaj komentarz

Zobacz

Zarejestruj się i zapisz się do newslettera, aby otrzymać wszystkie treści za darmo